Nastał świt. Promienie wschodzącego słońca oświetlały całą Warszawę.
Miasto budziło się do życia. W domu Łukasiewicza panowała cisza przerywana
odgłosami wydawanymi przez śpiącego Feliksa. Kiedy słońce oświetliło jego twarz
obudził się ziewając głośno. Przetarł oczy i rozejrzał się po pokoju. Co ja
robię w salonie, pytał się w myślach. Wydarzenia wczorajszego dnia zlały mu się
w jedno ze snem. Dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie co zaszło pomiędzy
nim a Ludwigiem. Zarumienił się i otworzył oczy szeroko. Przecież to totalnie
niemożliwe! A jednak, stało się. Jak mam się teraz zachowywać? Zastanawiał się.
Jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Wstydził się tego co łączyło go z
Niemcem. Łączyło go? Nie, jemu było raczej wstyd za to, że pozwolił Ludwigowi
na tak dużo. Co z tego, że nie był mu obojętny? Niemcy to Niemcy i powinien
wiedzieć gdzie jego miejsce! Przeklęty szwab! No nic, stało się. Ale co teraz?
Feliks schował głowę w dłoniach i nie kryjąc więcej emocji zaszlochał głośno.
To totalnie nie do przyjęcia! Co teraz będzie? Jak ja mu spojrzę w twarz? Te
pytanie chodziły mu po głowie. Jak na złość na żadne nie potrafił odpowiedzieć.
Skoro nie mógł sobie poradzić sam zostało mu już tylko jedno wyjście. Podniósł
głowę, starł łzy i poszedł pod prysznic. Miał nadzieję, że choć odrobinę
ochłonie. Postanowił, pójdzie po poradę do Węgier! Przecież Elcia jest jego
najlepszą przyjaciółką, nie? Zawsze miała dla niego jakąś radę, na pewno i tym
razem mu pomoże!
Nim się spostrzegł był już w samolocie. Jego szef nie rozumiał tego,
jak bardzo mu się spieszyło. Zastanawiał się, co się Feliksowi stało, ale ten
milczał. Nikt się nie może dowiedzieć, nikt poza Eliżbietą! Podróż wydawała mu
się ciągnąć wiecznie, a te przeklęte procedury wcale nie polepszały sytuacji.
Rozumiał, że musieli zadbać o jego bezpieczeństwo, ale bez przesady! Od czasu
Smoleńska byli aż nadto ostrożni... Minęło sporo czasu, ale w końcu kapitan
poinformował go, że są już w Budapeszcie. Feliks, mimo że jeszcze nie
porozmawiał z przyjaciółką, odczuł ogromną ulgę. Na lotnisku czekał na niego
szef Elizavetty. Przywitali się ciepło, z uśmiechami na twarzy. Został
zaprowadzony prosto do gabinetu Węgierki. Wszedł do środka, czuł narastający
lęk. Bał się jej o tym wszystkim opowiedzieć, wiedział jednak, że tylko jej
może się wyżalić. Spojrzała na niego zza biurka i uśmiechnęła się ciepło. W tym
momencie wiedział, że dobrze zrobił. Podszedł do biurka, nie odzywał się.
Zauważyła, że coś jest nie tak, odłożyła papiery i spojrzała nań zaniepokojona.
— Feliks, wszystko w porządku? — Głos jej zadrżał. Łukasiewicz był
jedną z najbliższych jej osób. Martwiła się o niego jak o brata. Feliks tylko
łypną na nią spod grzywki i rozpłakał się. Od razu wstała i przytuliła go.
Głaskała po włosach, uspokajała. Za to ją kochał, jak siostrzyczkę. Była
podobna do Jadwigi, wiedział to. Pamiętał tamte czasy i wysoką blondynkę. Ze
wszystkich, to on najbardziej rozpaczał po jej śmierci. Elka była podobna.
Zawsze służyła mu rada, zawsze pocieszyła. Gdy odrobinę się uspokoił odsunęła
się trochę. Mimo to nadal był w jej objęciach.
— Co się stało? — Jemu jakby coś utknęło w gardle. Nie mógł się
wysłowić. Wyszeptał tylko jedno słowo... „Ludwig”, nic więcej... Liz zacisnęła
pięści. Jeżeli Niemiec coś zrobił Feilksowi gorzko za to zapłaci!
— Czy on ci coś zrobił?
— Nie... — Mówił cicho. — My... — Nastała długa cisza,
po której Łukasiewicz zaczął o wszystkim opowiadać. Nawijał jak katarynka, ale
ona już do tego przywykła. Słuchała w ciszy, nie dając po sobie poznać co o tym
wszystkim sądzi. Gdy skończył zaśmiała się ciepło i go przytuliła. Jakież
problemy ma ten jej Feliks!
— Oj Feluś, Feluś... To ma być ten problem? — Zaśmiała się cicho. —
Przecież... To nic takiego. Jeżeli go kochasz, a on kocha ciebie. - W tym
momencie się wtrącił zaprzeczając by go kochał. Elizavetta spojrzała na niego
swym wszystkowiedzącym wzrokiem i wymiękł. Zarumienił się i spuścił wzrok.
— Nadal jednak jest problem! — Wykrzyknął. Nie zrozumiała o co mu
chodzi, więc wytłumaczył. - Nie wiem, co on do mnie czuje!
— Zapytaj. Przecież nic się nie stanie...
— Stanie się! Dowie się o moich uczuciach! — Elka pomyślała w tej
chwili, że Feliks aż nadto się tym przejmuje. Cóż, ona mogłaby porozmawiać z
Ludwigiem, ale... Nie, to nie wypada. Poza tym, Fele powinien od czasu do czasu
zrobić coś sam. Poklepała go po głowie, uśmiechnęła się i powiedziała, że z
niecierpliwością czeka na relację z rozmowy. Spuścił głowę, wiedział, że to jej
ostateczna decyzja. Posiedzieli jeszcze trochę i pogawędzili. Gdy wychodził
przytuliła go serdecznie, życzyła powodzenia i puściła do niego oko. Wiedziała,
że wszystko skończy się dobrze.
Tymczasem Feliks pojechał do Szczecina. Tam bowiem przez kilka
najbliższych dni miał urzędować Ludwig. Trząsł się ze strachu przed wejściem do
jego pokoju. Mimo to zapukał. Usłyszał donośne „Werden!” więc wszedł. Nie
patrzył na jego twarz, stał w drzwiach i nie mógł się ruszyć. Ludwig stał
niewzruszony, jak zawsze. Odłożył jakąś książkę i spojrzał na Feliksa.
— Polen. Co cię do mnie sprowadza. — Mówił tak, jakby nic się nie
stało. Felkowi łzy napłynęły do oczu. Czyżby to nic dla niego nie znaczyło?
Spojrzał na jego twarz, jak zwykle nie wyrażającą ani jednej emocji. Czyli to
tak? Spędził z nim noc ale ma go gdzieś? Felek wkurzył się nie na żarty.
— Generalnie, to mam cię dość! — Wydarł się i wybiegł z pokoju,
wsiadł w samolot i odleciał. Gdy był z powrotem w Warszawie leżał na kanapie i
płakał w poduszkę. Jak mógł być tak głupi i myśleć, że on może go kochać? Jak?
Przecież to było niemożliwe! Leżał tak już bardzo długo, wtedy usłyszał pukanie
do drzwi.
— Wynocha! — Nie chciał z nikim rozmawiać. Jednak pukanie nie
ustało. Zastanawiał się, kto to może być. Może jego szef? Czyżby była jakaś
ważna robota? Nie ważne! On teraz miał wszystko totalnie gdzieś, nic go nie
obchodziło. Potrafił myśleć tylko o nim. Nie mógł przestać, nawet jak się
starał. Co się dzieje, pytał siebie. Przecież tonie jest normalne!
— Polen, wiem, że tam jesteś. Otwieraj. — Z początku nie wierzył,
że to właśnie on. Zamarł na chwilę, potem zaczął głośniej płakać. Co on tu
robi? Znowu chce go pomęczyć? Rany, jak on go nienawidzi! I wtedy Niemcy
powiedział coś, co go zaskoczyło.
— Otwieraj, albo wyważę drzwi do cholery. — Czyżby usłyszał
drżenie jego głosu? Przecież to niemożliwe. Ludwig nie okazuje emocji. Mimo
wszystko wstał i poszedł otworzyć. Wiedział, że Niemiec to chodzący posąg i jak
zechce rozwali mu pół mieszkania. Otworzył i dopiero wtedy się skapnął jak
wygląda. Zaryczany, z opuchniętymi oczami i potarganymi włosami. Siedem
nieszczęść. Zawstydził się, a na jego twarzy pojawił się rumieniec. Nim zdążył
jednak cokolwiek zrobić był już w ramionach Ludwiga. Znowu płakał, tym razem w
koszulę szwaba. Nie wiedział co się dzieje. Czyżby... Czyżby właśnie Ludwig
okazał uczucia?
— Polen do cholery, co to wszystko miało znaczyć? — Pytał swoim
zwyczajnym głosem. Feliks przymknął oczy. Teraz albo nigdy.
— Kocham cię przeklęty szwabie. — Serce waliło mu szybko. Poczuł
jak mięśnie Ludwiga się napinają. Oto chwila prawdy, zaraz zostanie odrzucony.
To koniec, ośmieszył się. Generalnie, to już nie mam po co wychodzić z domu,
myślał. Prawie znowu się poryczał. Jak to się wszystko mogło stać?
— Was? — Pytał po niemiecku. Nie wierzył własnym uszom. Feliks się
zaśmiał. Nie miał już siły na płacz, do tego ogarnął o czarny humor.
— O nie. Nie powtórzę. — Zrobił nadąsaną minę. W chwilę później
poczuł jego usta na swoich. To był lekki pocałunek. A mimo wszystko powiedział
tak wiele. Łukasiewicz zarzucił mu ręce na szyję i wtulił w niego swoją twarz.
Czuł się tak, jakby to był jakiś sen. Ludwig zaniósł go do jego sypialni,
szepcząc „Ich Liebe dich” i całując coraz namiętniej. Tę noc spędzili razem,
przytuleni do siebie.
Następnego ranka, gdy tylko Ludwig zmył się do Szczecina, bo już go
wszędzie szukali, Feliks zadzwonił do Elżbietki. Miał jej tak wiele do
powiedzenia. Opowiadał o wszystkim ze szczegółami. Nie pominął za co dostał
ochrzan. Powinien przecież zachować coś w tajemnicy! Twierdziła Węgry. Mimo to
słuchała. Po ponad czterogodzinnej rozmowie i wychwalaniu wszystkich przymiotów
Niemiec Felek na chwilę zamilknął. Potem powiedział tylko jedno zdanie.
— No i wiesz Elżuniu, jestem ci totalnie wdzięczny. — Usłyszał
śmiech w słuchawce. Elka cieszyła się, że jej przyjaciel jest szczęśliwy. Tylko
na tym jej zależało. Pogratulowała mu i powiedziała, że nie może się doczekać
jak do niej przyjadą. Rozłączyli się, a Łukasiewicz wrócił do pracy. Już dawno
nie widziano go takim szczęśliwym i chętnym do roboty. Czyżby miłość miała na
niego dobry wpływ?
Beziku, mam nadzieję, że Ci się spodoba :"D
totalnie! :'D
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńno i nie mam dedyka :<
OdpowiedzUsuń30 yr old Electrical Engineer Giles Croote, hailing from Vancouver enjoys watching movies like My Father the Hero and Skateboarding. Took a trip to Quseir Amra and drives a Ferrari 250 GT SWB Speciale Aerodinamica. kliknij, aby dowiedziec sie wiecej
OdpowiedzUsuń