Jesienna wyprawa do lasu nie była najlepszym pomysłem. Tak przynajmniej
uważała Giselle. Nie podobało jej się to, że zapowiedziano na cały weekend
deszcz, że było zimno, a chata, w której mieli spać była w rzeczywistości
rozpadającą się, zatęchłą norą. Mimo to – pojechała. Chciała spędzić ten czas z
nowymi przyjaciółmi, a cóż mogło być lepszą integracją od ogniska i kilku dni z
dala od cywilizacji? Pakując się nie mogła wyrzucić z głowy wrażenia, że czeka
ich coś nieprzyjemnego. Że jakieś fatum wisiało nad nimi i miało się niebawem
ukazać. Odgoniła od siebie wszystkie złe myśli i postanowiła po prostu dobrze
się bawić. Gdy usłyszała dźwięk klaksonu samochodu jednego z kolegów, od razu
złapała za plecak i zbiegła po schodach, o mało z nich nie spadając.
Zatrzasnęła za sobą drzwi i przywitała się ze wszystkimi obecnymi w aucie.
Podróż sama w sobie nie trwała długo. Była za to przyjemna, a
wycieczkowiczów nie opuszczał dobry humor. Nevra od samego początku rozpychał
się na tylnym siedzeniu, irytując tym Ezarela. Nie minęło wiele czasu, aż obaj
zaczęli się przekomarzać i rozpychać jeszcze bardziej, czego ofiarą była
oczywiście niewinna, siedząca pośrodku Giselle.
— Spójrz na tych idiotów. — Zaczęła zajmująca siedzenie pasażera
Miiko. — Czy nie możecie chociaż przez chwilę siedzieć cicho? Nie mogę się
skupić na mapie! - Rzuciła w ich stronę gazetą, nie trafiając niestety w
żadnego z powodujących kłopoty chłopców. Tymczasem siedzący za kierownicą
Valkyon odetchnął pod nosem, starając się nie roześmiać. Ich relacje zawsze tak
wyglądały - masa spięć i kłótni, ale w gruncie rzeczy nikt nigdy nie brał tego
na poważnie, zawsze bawiąc się przy tym wyśmienicie.
Towarzystwo uspokoiło się nieznacznie, gdy samochód wjechał na leśną
drogę. Wszyscy rozglądali się wokół, podziwiając drzewa i krzewy, które mijali.
Po czterdziestu minutach jazdy, Valkyon zatrzymał samochód i zmarszczył brwi.
— Czemu stanęliśmy? Jesteśmy już na miejscu? — Spytała Giselle
wychylając się do przodu.
— Droga się skończyła. — Mruknęła jedynie Miiko i zatopiła
spojrzenie w mapie. — To dziwne. Wydaje mi się że wjechaliśmy w odpowiedni
zjazd.
— Chcesz powiedzieć, że się zgubiliśmy? — Zaśmiał się Ezarel,
opierając o przednie siedzenie. — Całkiem nieźle zaczynamy ten weekend. Co
jeszcze?
— Cicho bądź! — Warknęła siedząca z przodu dziewczyna i wyciągnęła
z torebki telefon. — Spróbujemy nawigacji, bo prawdę mówiąc nie mam
pojęcia, gdzie jesteśmy na tej mapie. A ja bardzo nie lubię nie wiedzieć. —
W tym czasie Valkyon wysiadł z samochodu i przeszedł kilka kroków, próbując
rozejrzeć się po okolicy. Chwilę później dołączył do niego Nevra, pogwizdując
pod nosem.
— Wygląda na to, że będziemy musieli się cofnąć. To w sumie dziwne, bo
byłem już w tej chacie kilka razy i nigdy nie zdarzyło nam się zabłądzić. —
Mruczał pod nosem kierowca, gdy nagle poczuł na swoim ramieniu dłoń jednego z
przyjaciół.
— Słuchaj stary, nie wiem jak ci to powiedzieć… — Nevra zaczął
ewidentnie niepewnie. — To dla mnie bardzo trudne, daj mi chwilę. —
Dodał i na chwilę zamilkli oboje. — Nie, nie dam rady. Nie umiem pocieszać
ludzi. — Parsknął śmiechem, poklepując przyjaciela po ramieniu.
— Bardzo śmieszne. W tej sytuacji powinieneś się bardziej zastanawiać,
jak wrócić na drogę. — Mruknął Valkyon i wrócił do samochodu. Zajął swoje
miejsce, a niedługo po nim dosiadł się i kolega śmieszek.
— I jak? Wiemy już, jak jechać? — Zapytał, spoglądając na niezbyt
zadowolone twarze pozostałych.
— Wiesz, czego nie ma po środku lasu? — Zapytał Ezarel.
— Yyyy… Pięknych kobiet? — Odpowiedział głupkowato Nevra,
obrywając od zadającego pytanie po ramieniu.
— Nie. — Wtrąciła się, siedząca pomiędzy nimi Giselle. —
Zasięgu. A bez niego mapy w telefonie nie działają.
— No to co za problem? Po prostu cofniemy, jechaliśmy tu przecież
prostą drogą.
— Nic innego nam nie pozostaje. — Wtrącił się Valkyon i spróbował
odpalić samochód. Nic się nie stało. Spróbował więc jeszcze raz. A potem
kolejny. I jeszcze jeden. W samochodzie zapadła cisza, przerywana jedynie
desperackimi próbami odpalenia silnika.
— Sprawdzę pod maską. — Westchnięcie towarzyszące tym słowom
powiedziało reszcie wszystko. Podczas gdy kierowca grzebał we wnętrznościach
swojego auta, w jego środku nadal nikt nie raczył się odezwać. Po dłuższej
chwili Valkyon zajął swoje miejsce z hukiem zatrzaskując drzwi. Ostatnia próba
odpalenia silnika i…
Nic.
— Czyżbyśmy zaczęli biwak wcześniej? — Śmieszkował Nevra, grzebiąc
w kieszeni. Spojrzał na ekran telefonu i zdał sobie sprawę z tego, że
faktycznie nie było zasięgu. Ezarel zaklął pod nosem i nachylił się w stronę
Miiko, która z zamkniętymi oczami starała się uspokoić napierający na nią atak
furii.
— Spójrzmy na to inaczej. — Wtrąciła nieśmiało Giselle. —
Przynajmniej jesteśmy przygotowani na ognisko w lesie. Chociaż spanie w piątkę
w jednym samochodzie z pewnością nie będzie przyjemne. Szkoda, że nie wzięliśmy
żadnych namiotów.
— Może powinniśmy skierować się w stronę wyjścia z lasu i sprowadzić
pomoc? — Zapytał Ezarel, spoglądając na Miiko, jakby to ona miała o
wszystkim decydować.
— Na pewno nie teraz. Za niedługo się ściemni, więc lepiej zostawić
wszelkie wyprawy do rana. - Mówiąc to, Valkyon otworzył drzwi i klapę
bagażnika. Skoro mieli tu zostać, trzeba było się przygotować.
Dwie godziny później wszyscy ogrzewali swoje dłonie o rozpalone przez
Valkyona ognisko. Giselle opatulała się szczelniej kocem, siedząc wygodnie na
jednym z tylnych siedzeń samochodu. Nogi swobodnie opierała o ziemię patrząc na
chłopców, którzy smażyli kiełbaski. Miiko siedziała na siedzeniu przednim,
również zaciskając szczelniej koc. Było już ciemno i robiło się coraz zimniej.
— Kto by pomyślał, że utkniemy w takim miejscu z rozwalonym samochodem. —
Jęknęła, jakby do siebie, choć Giselle mogła to oczywiście usłyszeć.
— Kto by pomyślał, że w ogóle tu przyjadę. Nigdy nie miałam czasu
znaleźć sobie przyjaciół, więc o wycieczkach nie było mowy. — Powiedziała
cicho, nie spoglądając w stronę towarzyszki.
— Często się przeprowadzaliście?
— Kilka razy w roku, taka praca taty. Ale teraz podobno zostaniemy tu
na dłużej.
— To dobrze. — Miiko spojrzała na krzątających się przyjaciół. —
Lubię być w centrum uwagi, ale druga dziewczyna w grupie mi się przyda. —
Zaśmiała się cicho, po czym odetchnęła głęboko.
Gdy jedzenie
było już gotowe, zaczęły się typowe ogniskowe rozmowy. W pewnym momencie
wszyscy zgodnie orzekli, że nadszedł czas na historie o duchach. W pewnym momencie
nadeszła kolej Nevry. Chłopak nachylił się nad ogniskiem i ukazał najbardziej
przerażający uśmiech na jaki było go stać.
— Słyszeliście kiedyś historię o duchu tego lasu? — Zapytał, choć
było to pytanie retoryczne. — Podobno, bardzo dawno temu… Gdzieś w latach
trzydziestych, do tego lasu przyjechało na polowanie dwóch Ruskich. Nikt nie
wiedział, kim byli i skąd się wzięli, ale rozpościerała się wokół nich taka
aura zła, że każdemu w ich obecności przechodziły po plecach ciarki. Starsi
mówią, że parali się czarną magią i nie przyjechali tu wcale na polowanie, ale
po to, by dokonywać w tym lesie jakiś czarnomagicznych rytuałów. Nikt nie
wiedział o co chodziło – jest więc wiele plotek. Jedno mówią, że chodziło o
wieczna młodość, inni, że o nieśmiertelność. Jeszcze inni opowiadali plotki o
ojcobójstwie i bratobójstwie, którego mieli się dopuścić w tym lesie. —
Chwila ciszy dobrana w odpowiednim momencie, tak by wszystkim obecnym włosy
zjeżyły się na głowie. Tak, Nevra wiedział, jak oddać klimat strasznej historii.
— Podobno podczas jednej z wypraw, jeden z Rusków używając czarnej
magii oddał w ofierze swoim bóstwom dzika. Matkę małych warchlaczków, które
potem kręciły się bez celu po lesie i chrumkały zawodząc nad straconą rodziną.
Większość z nich zdechła z głodu, czy stała się ofiarą drapieżników. Chodzą
jednak plotki o tym, że jednej śwince udało się przeżyć. Że dorosła, a duch
zmarłego ojca – bądź brata, w zależności od wersji opowieści – posiadł jej
ciało, deformując je na wzór ludzkiego. W ten sposób powstał on – Jamon,
dzikołak z lasu, którego zadaniem jest… Zabijanie każdego, kto stanie mu na
drodze. To właśnie tu, gdzieś w tym lesie leżą zwłoki Rosjanina, który opętał
małego dziczka i teraz – od tylu lat, błąka się po świecie polując na takich...
Jak my! — Krzyknął wstając z miejsca, co sprawiło, że wszyscy poza
Valkyonem o mało nie umarli na zawał.
— Aleś ty zabawny! — Nakrzyczała na niego Miiko, chociaż nadal
czuła, jak gęsia skórka przechodzi jej po całym ciele. Po tej opowieści
postanowiono zmienić temat i póki ognisko się paliło, wszyscy wydawali się
dobrze bawić i być w dobrych humorach. W pewnym momencie postanowiono o tym, że
czas iść spać. Cała grupa wgramoliła się do samochodu i spróbowała zasnąć w
całkowitym upchnięciu.
Giselle obudziła się w środku nocy, czując jak łokieć Ezarela wbija jej
się w żebra, a twarz Nevry znajduje się zdecydowanie za blisko niej. Jęknęła
próbując się wyswobodzić i w tym momencie usłyszała cichy szept Miiko.
— Giselle? Widziałaś Valkyona?
— Nie? Dopiero otworzyłam oczy. — Przetarła własne i spojrzała na
puste przednie siedzenie. — Może poszedł za potrzebą?
— Nie ma go odkąd się obudziłam, a to będzie już z pół godziny. Co,
jeśli się zgubił? — Przerażenie w głosie zdecydowanie nie pasowało do
charakteru Miiko. Giselle postanowiła więc obudzić Nevrę.
— Co jest? — Zapytał zaspany chłopaczyna, a po usłyszeniu historii
westchnął tylko.
— Pójdę sprawdzić, może faktycznie zaklinował się pomiędzy drzewami. —
Zaśmiał się pod nosem i kazał dziewczętom obudzić Ezarela. Ten, jak można się
domyślić, nie był z tego faktu zadowolony.
Minęło czterdzieści minut odkąd Nevra podążył śladem Valkyona, a
żadnego z nich nadal nie było. Panika wypełniała cały samochód, sprawiając, że
dziewczęta trzęsły się z przerażenia, a Ezarel nie mówił absolutnie nic.
Zaczynało być nieprzyjemnie.
— Jeżeli to jakiś wasz głupi żart, to tym razem przesadziliście. —
Wysyczała Miiko, a jedyny chłopak znajdujący się w aucie pokręcił głową.
— Niestety, nic mi o żadnym żarcie nie wiadomo. — Zmarszczył brwi
i już miał coś powiedzieć, gdy nagle w samochód coś uderzyło. Potem drugi raz.
I trzeci. I wtedy, za przednią szybą od strony kierowcy ujrzeli to coś.
Zdeformowaną twarz z wystającymi kłami. Przypominał bardziej zwierzę, niż
człowieka, a jednak stał na dwóch nogach i uderzał w samochód coraz mocniej,
powodując widoczne wgniecenia. Krzyk dziewcząt rozniósł się po całym lesie.
Tydzień po wszczęciu poszukiwań policja odnalazła zniszczony samochód stojący
pośrodku lasu. Nastolatków nigdy więcej nie widziano, ani żywych ani martwych.
Plotki na temat ich zniknięcia stały się kolejna miejską legendą, opowiadającą
o Jamonie – opętanym dziku sprzed prawie stu lat.
Opowiadanie napisane na Halloweenowy konkurs fanclubu Jamona!
Bułki zawsze dobre emotikon wink
OdpowiedzUsuń