wtorek, 1 listopada 2016

Podróż do wnętrza... lasu | Eldarya fanfiction | AU


Jesienna wyprawa do lasu nie była najlepszym pomysłem. Tak przynajmniej uważała Giselle. Nie podobało jej się to, że zapowiedziano na cały weekend deszcz, że było zimno, a chata, w której mieli spać była w rzeczywistości rozpadającą się, zatęchłą norą. Mimo to – pojechała. Chciała spędzić ten czas z nowymi przyjaciółmi, a cóż mogło być lepszą integracją od ogniska i kilku dni z dala od cywilizacji? Pakując się nie mogła wyrzucić z głowy wrażenia, że czeka ich coś nieprzyjemnego. Że jakieś fatum wisiało nad nimi i miało się niebawem ukazać. Odgoniła od siebie wszystkie złe myśli i postanowiła po prostu dobrze się bawić. Gdy usłyszała dźwięk klaksonu samochodu jednego z kolegów, od razu złapała za plecak i zbiegła po schodach, o mało z nich nie spadając. Zatrzasnęła za sobą drzwi i przywitała się ze wszystkimi obecnymi w aucie.
Podróż sama w sobie nie trwała długo. Była za to przyjemna, a wycieczkowiczów nie opuszczał dobry humor. Nevra od samego początku rozpychał się na tylnym siedzeniu, irytując tym Ezarela. Nie minęło wiele czasu, aż obaj zaczęli się przekomarzać i rozpychać jeszcze bardziej, czego ofiarą była oczywiście niewinna, siedząca pośrodku Giselle.
— Spójrz na tych idiotów. — Zaczęła zajmująca siedzenie pasażera Miiko. — Czy nie możecie chociaż przez chwilę siedzieć cicho? Nie mogę się skupić na mapie! - Rzuciła w ich stronę gazetą, nie trafiając niestety w żadnego z powodujących kłopoty chłopców. Tymczasem siedzący za kierownicą Valkyon odetchnął pod nosem, starając się nie roześmiać. Ich relacje zawsze tak wyglądały - masa spięć i kłótni, ale w gruncie rzeczy nikt nigdy nie brał tego na poważnie, zawsze bawiąc się przy tym wyśmienicie.
Towarzystwo uspokoiło się nieznacznie, gdy samochód wjechał na leśną drogę. Wszyscy rozglądali się wokół, podziwiając drzewa i krzewy, które mijali. Po czterdziestu minutach jazdy, Valkyon zatrzymał samochód i zmarszczył brwi.
— Czemu stanęliśmy? Jesteśmy już na miejscu? — Spytała Giselle wychylając się do przodu.
— Droga się skończyła. — Mruknęła jedynie Miiko i zatopiła spojrzenie w mapie. — To dziwne. Wydaje mi się że wjechaliśmy w odpowiedni zjazd.
— Chcesz powiedzieć, że się zgubiliśmy? — Zaśmiał się Ezarel, opierając o przednie siedzenie. — Całkiem nieźle zaczynamy ten weekend. Co jeszcze?
— Cicho bądź! — Warknęła siedząca z przodu dziewczyna i wyciągnęła z torebki telefon. — Spróbujemy nawigacji, bo prawdę mówiąc nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy na tej mapie. A ja bardzo nie lubię nie wiedzieć. — W tym czasie Valkyon wysiadł z samochodu i przeszedł kilka kroków, próbując rozejrzeć się po okolicy. Chwilę później dołączył do niego Nevra, pogwizdując pod nosem.
— Wygląda na to, że będziemy musieli się cofnąć. To w sumie dziwne, bo byłem już w tej chacie kilka razy i nigdy nie zdarzyło nam się zabłądzić. — Mruczał pod nosem kierowca, gdy nagle poczuł na swoim ramieniu dłoń jednego z przyjaciół.
— Słuchaj stary, nie wiem jak ci to powiedzieć… — Nevra zaczął ewidentnie niepewnie. — To dla mnie bardzo trudne, daj mi chwilę. — Dodał i na chwilę zamilkli oboje. — Nie, nie dam rady. Nie umiem pocieszać ludzi. — Parsknął śmiechem, poklepując przyjaciela po ramieniu.
— Bardzo śmieszne. W tej sytuacji powinieneś się bardziej zastanawiać, jak wrócić na drogę. — Mruknął Valkyon i wrócił do samochodu. Zajął swoje miejsce, a niedługo po nim dosiadł się i kolega śmieszek.
— I jak? Wiemy już, jak jechać? — Zapytał, spoglądając na niezbyt zadowolone twarze pozostałych.
— Wiesz, czego nie ma po środku lasu? — Zapytał Ezarel.
— Yyyy… Pięknych kobiet? — Odpowiedział głupkowato Nevra, obrywając od zadającego pytanie po ramieniu.
— Nie. — Wtrąciła się, siedząca pomiędzy nimi Giselle. — Zasięgu. A bez niego mapy w telefonie nie działają.
— No to co za problem? Po prostu cofniemy, jechaliśmy tu przecież prostą drogą.
— Nic innego nam nie pozostaje. — Wtrącił się Valkyon i spróbował odpalić samochód. Nic się nie stało. Spróbował więc jeszcze raz. A potem kolejny. I jeszcze jeden. W samochodzie zapadła cisza, przerywana jedynie desperackimi próbami odpalenia silnika.
— Sprawdzę pod maską. — Westchnięcie towarzyszące tym słowom powiedziało reszcie wszystko. Podczas gdy kierowca grzebał we wnętrznościach swojego auta, w jego środku nadal nikt nie raczył się odezwać. Po dłuższej chwili Valkyon zajął swoje miejsce z hukiem zatrzaskując drzwi. Ostatnia próba odpalenia silnika i…
Nic.
— Czyżbyśmy zaczęli biwak wcześniej? — Śmieszkował Nevra, grzebiąc w kieszeni. Spojrzał na ekran telefonu i zdał sobie sprawę z tego, że faktycznie nie było zasięgu. Ezarel zaklął pod nosem i nachylił się w stronę Miiko, która z zamkniętymi oczami starała się uspokoić napierający na nią atak furii.
— Spójrzmy na to inaczej. — Wtrąciła nieśmiało Giselle. — Przynajmniej jesteśmy przygotowani na ognisko w lesie. Chociaż spanie w piątkę w jednym samochodzie z pewnością nie będzie przyjemne. Szkoda, że nie wzięliśmy żadnych namiotów.
— Może powinniśmy skierować się w stronę wyjścia z lasu i sprowadzić pomoc? — Zapytał Ezarel, spoglądając na Miiko, jakby to ona miała o wszystkim decydować.
— Na pewno nie teraz. Za niedługo się ściemni, więc lepiej zostawić wszelkie wyprawy do rana. - Mówiąc to, Valkyon otworzył drzwi i klapę bagażnika. Skoro mieli tu zostać, trzeba było się przygotować.
Dwie godziny później wszyscy ogrzewali swoje dłonie o rozpalone przez Valkyona ognisko. Giselle opatulała się szczelniej kocem, siedząc wygodnie na jednym z tylnych siedzeń samochodu. Nogi swobodnie opierała o ziemię patrząc na chłopców, którzy smażyli kiełbaski. Miiko siedziała na siedzeniu przednim, również zaciskając szczelniej koc. Było już ciemno i robiło się coraz zimniej.
— Kto by pomyślał, że utkniemy w takim miejscu z rozwalonym samochodem. — Jęknęła, jakby do siebie, choć Giselle mogła to oczywiście usłyszeć.
— Kto by pomyślał, że w ogóle tu przyjadę. Nigdy nie miałam czasu znaleźć sobie przyjaciół, więc o wycieczkach nie było mowy. — Powiedziała cicho, nie spoglądając w stronę towarzyszki.
— Często się przeprowadzaliście?
— Kilka razy w roku, taka praca taty. Ale teraz podobno zostaniemy tu na dłużej.
— To dobrze. — Miiko spojrzała na krzątających się przyjaciół. — Lubię być w centrum uwagi, ale druga dziewczyna w grupie mi się przyda. — Zaśmiała się cicho, po czym odetchnęła głęboko.
Gdy jedzenie było już gotowe, zaczęły się typowe ogniskowe rozmowy. W pewnym momencie wszyscy zgodnie orzekli, że nadszedł czas na historie o duchach. W pewnym momencie nadeszła kolej Nevry. Chłopak nachylił się nad ogniskiem i ukazał najbardziej przerażający uśmiech na jaki było go stać.
— Słyszeliście kiedyś historię o duchu tego lasu? — Zapytał, choć było to pytanie retoryczne. — Podobno, bardzo dawno temu… Gdzieś w latach trzydziestych, do tego lasu przyjechało na polowanie dwóch Ruskich. Nikt nie wiedział, kim byli i skąd się wzięli, ale rozpościerała się wokół nich taka aura zła, że każdemu w ich obecności przechodziły po plecach ciarki. Starsi mówią, że parali się czarną magią i nie przyjechali tu wcale na polowanie, ale po to, by dokonywać w tym lesie jakiś czarnomagicznych rytuałów. Nikt nie wiedział o co chodziło – jest więc wiele plotek. Jedno mówią, że chodziło o wieczna młodość, inni, że o nieśmiertelność. Jeszcze inni opowiadali plotki o ojcobójstwie i bratobójstwie, którego mieli się dopuścić w tym lesie. — Chwila ciszy dobrana w odpowiednim momencie, tak by wszystkim obecnym włosy zjeżyły się na głowie. Tak, Nevra wiedział, jak oddać klimat strasznej historii.
— Podobno podczas jednej z wypraw, jeden z Rusków używając czarnej magii oddał w ofierze swoim bóstwom dzika. Matkę małych warchlaczków, które potem kręciły się bez celu po lesie i chrumkały zawodząc nad straconą rodziną. Większość z nich zdechła z głodu, czy stała się ofiarą drapieżników. Chodzą jednak plotki o tym, że jednej śwince udało się przeżyć. Że dorosła, a duch zmarłego ojca – bądź brata, w zależności od wersji opowieści – posiadł jej ciało, deformując je na wzór ludzkiego. W ten sposób powstał on – Jamon, dzikołak z lasu, którego zadaniem jest… Zabijanie każdego, kto stanie mu na drodze. To właśnie tu, gdzieś w tym lesie leżą zwłoki Rosjanina, który opętał małego dziczka i teraz – od tylu lat, błąka się po świecie polując na takich... Jak my! — Krzyknął wstając z miejsca, co sprawiło, że wszyscy poza Valkyonem o mało nie umarli na zawał.
— Aleś ty zabawny! — Nakrzyczała na niego Miiko, chociaż nadal czuła, jak gęsia skórka przechodzi jej po całym ciele. Po tej opowieści postanowiono zmienić temat i póki ognisko się paliło, wszyscy wydawali się dobrze bawić i być w dobrych humorach. W pewnym momencie postanowiono o tym, że czas iść spać. Cała grupa wgramoliła się do samochodu i spróbowała zasnąć w całkowitym upchnięciu.
Giselle obudziła się w środku nocy, czując jak łokieć Ezarela wbija jej się w żebra, a twarz Nevry znajduje się zdecydowanie za blisko niej. Jęknęła próbując się wyswobodzić i w tym momencie usłyszała cichy szept Miiko.
— Giselle? Widziałaś Valkyona?
— Nie? Dopiero otworzyłam oczy. — Przetarła własne i spojrzała na puste przednie siedzenie. — Może poszedł za potrzebą?
— Nie ma go odkąd się obudziłam, a to będzie już z pół godziny. Co, jeśli się zgubił? — Przerażenie w głosie zdecydowanie nie pasowało do charakteru Miiko. Giselle postanowiła więc obudzić Nevrę.
— Co jest? — Zapytał zaspany chłopaczyna, a po usłyszeniu historii westchnął tylko.
— Pójdę sprawdzić, może faktycznie zaklinował się pomiędzy drzewami. — Zaśmiał się pod nosem i kazał dziewczętom obudzić Ezarela. Ten, jak można się domyślić, nie był z tego faktu zadowolony.
Minęło czterdzieści minut odkąd Nevra podążył śladem Valkyona, a żadnego z nich nadal nie było. Panika wypełniała cały samochód, sprawiając, że dziewczęta trzęsły się z przerażenia, a Ezarel nie mówił absolutnie nic. Zaczynało być nieprzyjemnie.
— Jeżeli to jakiś wasz głupi żart, to tym razem przesadziliście. — Wysyczała Miiko, a jedyny chłopak znajdujący się w aucie pokręcił głową.
— Niestety, nic mi o żadnym żarcie nie wiadomo. — Zmarszczył brwi i już miał coś powiedzieć, gdy nagle w samochód coś uderzyło. Potem drugi raz. I trzeci. I wtedy, za przednią szybą od strony kierowcy ujrzeli to coś. Zdeformowaną twarz z wystającymi kłami. Przypominał bardziej zwierzę, niż człowieka, a jednak stał na dwóch nogach i uderzał w samochód coraz mocniej, powodując widoczne wgniecenia. Krzyk dziewcząt rozniósł się po całym lesie.
Tydzień po wszczęciu poszukiwań policja odnalazła zniszczony samochód stojący pośrodku lasu. Nastolatków nigdy więcej nie widziano, ani żywych ani martwych. Plotki na temat ich zniknięcia stały się kolejna miejską legendą, opowiadającą o Jamonie – opętanym dziku sprzed prawie stu lat.

Opowiadanie napisane na Halloweenowy konkurs fanclubu Jamona!

1 komentarz: