Każdy dzień zaczyna się tak samo. Słońce wpada do naszej sypialni,
rażąc mnie przy tym po oczach, a ptaki śpiewają za oknem wesołe, poranne
pieśni. Nie ważne, jaka jest pora roku, jaki dzień tygodnia – to ja budzę się
pierwsza. Przeciągam leniwie na kołdrze, drapię po nosie, a potem zaczyna się
rytuał, który obydwoje tak bardzo kochamy i praktykujemy od lat. Całuję go po
twarzy, jego policzkach, skroniach, nosie, ustach, a nawet powiekach.
Roześmiany otwiera oczy i przytula mnie do siebie, głaszcząc po głowie i mówiąc
„dzień dobry, kochanie” – tym swoim szkockim akcentem, który tak bardzo kocham.
Zabawa i pieszczoty w łóżku zazwyczaj zajmują nam około trzydziestu minut,
podczas których jesteśmy najbliższymi sobie istotami na całym świecie. Ach, nie
wyobrażam sobie dnia, który miałby zacząć się inaczej. Czy mogłabym żyć bez
tych radosnych, zapatrzonych we mnie męskich oczu najlepszego człowieka, jaki
zrodził się na Ziemi?
— Chodź, Cecil. Czas na spacer. — Te słowa zawsze rozpoczynają
kolejny etap dnia, w którym ja i mój Hugh idziemy na romantyczną przechadzkę –
zależnie od tego, gdzie aktualnie się znajdujemy. Kiedy pracuje i mieszkamy w
Hogwarcie, spacerujemy z rana po polanie przy jeziorze, gdy jesteśmy w jego
rodzinnej posiadłości w Inverness – zabiera mnie do lasu, gdzie pozwala mi się
wybiegać, od czasu do czasu grając ze mną w chowanego.
Rozumiemy się bez słów, on wie, czego pragnę, a ja wiem, jak wywołać na
jego twarzy uśmiech. Kiedy biegam pomiędzy nogami słyszę radosny śmiech
mężczyzny, który przygarnął mnie jakiś czas temu i pozwolił czuć się wyjątkowo.
Po każdym porannym spacerze przychodzi czas na śniadanie, które zjadamy razem –
wpatrzeni w swoje oczy. Zastanawiamy się, które szybciej przegra i odwróci
wzrok i, cóż, zawsze jest to on. Ja nigdy z nim nie przegrałam, choć przecież
nie o rywalizację chodzi w tym naszym związku. Miłość, to ona jest kluczem
naszego szczęścia i tak silnej relacji, której nie jest w stanie zerwać tak
naprawdę żadna kobieta (tudzież mężczyzna, nie oceniam – jestem tylko psem). W
życiu Hugh liczę się tylko ja, widzę to w jego spojrzeniach, czuję w dotyku
jego dłoni, które tak często spoczywają na mojej głowie i ciele.
Nie lubię, gdy musi iść do pracy. Siedzę wtedy znudzona, czekam
samotnie i przewalam się na łóżku, licząc na to, że czas będzie płynął
szybciej. Najgorzej, gdy zamyka mnie w swojej komnacie, a ja muszę udawać, że
wcale nie wymykam się, by obserwować go podczas prowadzenia zajęć dla tych
wszystkich młodych, niewychowanych uczniów. Jestem w stanie postawić całą moją
kolekcję kości na to, że któreś z tych dzieci widzi w moim Fraserze miłość
swojego życia. No, nie mogło być inaczej, w końcu to najlepsza partia w całej
Wielkiej Brytanii. Jaka szkoda, że jego serce jest już zajęte, a ja nie mam
zamiaru oddać go nikomu. Jest mój i tylko mój, nawet to jego ptaszysko nie ma
ze mną szans!
Nie zawsze jednak się ze sobą zgadzamy, to
byłoby niemożliwe. Mam swój charakter i lubię się rządzić i choć Hugh
rozpieszcza mnie niemiłosiernie – w końcu jestem jego oczkiem w głowie – potrafi
się postawić. Nadal nie rozumiem, czemu zabronił mi wybierać się na lekcje
niektórych z nauczycieli, bardzo dobrze bawiłam się teleportując za ich plecami
i strasząc zwykłym szczeknięciem. Że niby Mistrz Eliksirów rozlał przeze mnie
wywar żywej śmierci nieopodal ławki, w której siedziała uczennica? Albo
nauczyciel zaklęć prawie trafił w prefekta drętwotą, bo zamachnął się, kiedy
próbowałam wyrwać mu z ręki różdżkę? Ależ to wszystko to zwyczajne oszczerstwa!
Jestem dobrym psem, mój ukochany bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę
Gdyby tak nie było, nie odwzajemniałby mojego uczucia, a jestem pewna,
że czuje dokładnie to samo, co ja. Jak, zapytacie – to proste. Po każdej kłótni
i sprzeczce, podczas których kieruję swoje kroki, dumna i pewna siebie, nawet
nie zaszczycając go spojrzeniem, na legowisko ustawione już jakiś czas temu i
kładę się udając, że śpię, przychodzi do mnie, pada na kolana i…
„Och tak, wyczesz mnie!”
Jego męskie dłonie wodzą po moim długim, zadbanym futrze, a szczotka
zaczyna tonąć w nadmiernym, choć teraz naprawdę przyjemnym w dotyku owłosieniu.
Przyjemne dreszcze zaczynają przebiegać mi po ciele, przymykam oczy, a dłonie
rozplątują większe kołtuny, jakie wytworzyły się na mojej sierści. W takich
chwilach, jak ta wiem, że nigdzie nie znajdę lepszego człowieka od niego.
Nikogo, kto zajmie się mną lepiej. Kogoś, komu będę potrafiła oddać swoje
włochate serce.
Takie
właśnie sytuacje udowadniają mi, jak bardzo Hugh mnie kocha. Tak więc,
trzymając się naszego codziennego zwyczaju, rozkładam się na jego łóżku i
obserwuję, jak siedzi przy biurku i pracuje – sprawdza prace domowe, czyta
książki i po prostu zajmuje się swoimi sprawami. Zaraz wstanie, przygotuje się
do snu i dołączy…
Spoglądam na niego zaskoczona, zakrywając swój nos łapą. Czemu mój Hugh
się ubiera? Zakłada elegancką koszulę, prasuje zaklęciem spodnie i długo stoi
przed lustrem poprawiając sobie włosy. Czyżbyśmy mieli gdzieś wyjść? Jakaś
romantyczna kolacja we dwoje? Ach, może pójdziemy do tej uroczej herbaciarni, w
której ostatnio tak miło spędzaliśmy czas? (Oczywiście do momentu pojawienia
się tej dziwnej ludzkiej kobiety, która swoją obecnością skradła całą
uwagę mojego pana).
Podnoszę się zaintrygowana, idę w jego
kierunku i merdam radośnie ogonem. Lubiłam, gdy zabierał mnie ze sobą do takich
miejsc, jak pokazywał wszystkim wokół, że to do mnie należy jego serce. Widząc,
jak zakłada płaszcz zbliżam się tylko i wyciągam dumnie szyję czekając, aż
nałoży mi na nią obrożę. Nic takiego jednak się nie dzieje, na mojej głowie spoczywa
jego ręka, a on nie przestaje się szykować.
„Co się dzieje? Gdzie idziesz? Czemu mnie nie bierzesz ze sobą?”
Masa pytań pojawia się w moich oczach, uszy opadają a ogon przestaje
merdać. On jednak nic sobie z tego nie robi, pogwizduje cicho pod nosem i dopiero,
gdy jest gotów do wyjścia, klęka przy mnie i całuje w nos.
— Będę późno, kochanie. Umówiłem się z Trixie, więc nie czekaj na mnie.
Śpij dobrze, maleńka. — Po tych słowach wychodzi i zostawia mnie oniemiałą
na środku komnaty, którą dzielimy odkąd tylko zaczął uczyć w Hogwarcie. Czuję,
jak pęka mi serce, jak łzy podchodzą do oczu, jak cały świat traci sens
istnienia. W czym ta kobieta jest lepsza ode mnie? Czy jest w stanie być mu tak
oddana, jak ja?
Najgorszą dolą psa jest czekanie na swojego właściciela. Mamy w sobie
takie wewnętrzne poczucie lojalności, które każe nam czekać na pana nawet
jeżeli wiemy, że już nie wróci. Teraz właśnie tak się czułam. Siedząc w mroku
na legowisku ustawionym pod oknem, wpatruję się z utęsknieniem na drzwi i
staram nie myśleć o ty, co w tej chwili robi Hugh z tą bibliotekarką. Czekam,
czekam i czekam. Płaczę, cierpię i przede wszystkim – tęsknię.
I wtedy do pomieszczenia wpada światło, a on pojawia się w komnacie.
Udaję, że śpię, że wcale na niego nie czekałam. Że wcale nie czuję się
zdradzona i opuszczona. I być może potrafiłabym tak bardzo długo, gdyby nie to,
że podchodzi do mnie, siada obok i po prostu się przytula. A ja już wiem, że
wieczór minął mu bardzo miło. Pachnie dobrą restauracją, drogim winem i
kobiecymi perfumami, które jeszcze pamiętam. Wiem, że jest zadowolony, wyczuwam
to w jego oddechu, drobnych gestach i przede wszystkim w oczach. W końcu znam
go lepiej niż ktokolwiek inny.
Dostrzegam to wszystko i wiem, że właśnie przegrałam bitwę, choć
przecież – nadal był przy mnie. Chcę się na niego gniewać, udawać, że jestem
obrażona. Nie potrafię jednak, gdy jego dłonie głaskają moje, tak dokładnie
przez niego pielęgnowane futro, a usta muskają mój nos. Wybaczam mu wszystko,
gotowa do dalszego służenia. Do rozpoczęcia kolejnego dnia, w którego rutynie
od dziś miała pojawiać się nowa osoba. Godzę się z tym, bo jego szczęście jest
moim szczęściem.
Bo taka właśnie jest rola dobrego psa, którym przecież jestem.
Opowiadanie napisane zostało na walentynkowy konkurs na Mortisie. Wszystko dzieje się w uniwersum Harrego Pottera, a bohaterami jest postać Szkota i jego pies.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz