środa, 12 grudnia 2012

Kaboom~

Joł, joł.
Dzisiaj pojawiam się bez żadnego opowiadania, czy czegokolwiek twórczego. Ot, taka zwykła notka na blogu (jakiej jeszcze tutaj nie było). Ogólnie, pracuję ostatnio nad kilkoma historiami... Jeden one shot i kilka serii. Niebawem mam zamiar wam je zaprezentować. One shot zapewne pojawi się jakoś podczas przerwy świątecznej (o ile odzyskam komputer na ten czas :x). Generalnie opowiadania te będą... Trochę inne niż te, które publikowałam do tej pory. Przede wszystkim będą lepiej przemyślane.

A tak poza tym, to teraz czas na moje ględzenie. Chyba nie mam się gdzie wygadać, skoro wrzucam swoje przemyślenia na bloga, na którym miałam publikować tylko i wyłącznie opowiadania.

Ogarnęła mnie świąteczne gorączka. Albo coś w tym stylu. Jest mi tak przyjemnie i uroczo, gdy myślę o tegorocznych świętach. Już dawno nie byłam tak zadowolona na myśl o gwiazdce. Sama nei wiem dlaczego, ale już nie mogę się doczekać. Został tydzień szkoły. No, z kawałkiem. A ja do dwudziestego pierwszego muszę poprawić parę ocen. Chcę mieć średnią 4.0. ACH TA KLASA MATURALNA.

A tak serio. Historio, umrzyj. To moje najnowsze motto życiowe. Szczerze mówiąc, bardzo lubię historię, ale jak muszę ją zdawać na maturze, to wcale nie jest taka fajna. Ale zdam, ZOBACZYCIE C:

No i w ogóle... Irysek ciota. Jak już dostałam na chwilę komputer, to padł mi na nim internet.

Dzisiaj było mi tak jakoś dziwnie... Smutno? Nostalgicznie? Wzięło mnie najbardziej na polskim, gdy omawialiśmy Przybosia i Leśmiana. A jeszcze wcześniej, rano, gdy zobaczyłam niewidomego mężczyznę, który nie mógł sobie poradzić z przejściem przez ulicę. Zaczęłam się zastanawiać, czemu jest tak, że jedni mają w życiu szczęście, a innych spotyka sam pech. Wzięło mnie na filozofowanie, ot co. Powróciło do mnie pytanie, którego już od dawna sobie nie zadawałam. Czy Bóg istnieje?
Nadal nie znam odpowiedzi. Jestem agnostyczką, która sama nie wie, w co powinna wierzyć. Bo jeżeli Bóg istnieje to jest największą szują, jaką ten świat widział. Nie ma dla mnie usprawiedliwienia na to, że miałby przyzwalać na tyle nieszczęścia.
Już chyba lepiej mi z myślą, że on nie istnieje. Nie czuję się wtedy tak źle. Nie jestem wtedy malutkim punkcikiem w wielkim świecie, który jest tylko zabawką na placu zabaw Boga.

No ale... Koniec tych rozmyślań. Trzeba się uczyć. I już. Najważniejszy rok w moim życiu, ot co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz