tag:blogger.com,1999:blog-27035820718949086042024-03-05T08:16:40.628+01:00Opowiadania IryskaIrysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.comBlogger22125tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-46781121528956198322017-01-01T19:03:00.000+01:002017-01-01T19:04:37.285+01:00Piętno | Harry Potter fanfiction | Hermiona Granger<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
Czym jest śmierć?<br />
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Hermiona nie miała wtedy czasu na
to, by się nad tym zastanawiać. Świst zaklęć ogłuszał ją co chwilę, a światło
ulatujące z różdżek nie pozwalało jej dostrzec, co działo się wokół. Czuła, jak
po całym ciele przechodzą jej dreszcze, jak pot spływa po czole. Jak strach
ogarnia całe ciało, gdy każdy ruch wykonywała niczym automat. Mrok, deszcz,
krzyki, a potem i płacz. I ta rozdzierająca pustka, która już nigdy nie
zostanie wypełniona.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
<span style="text-indent: 35.4pt;">Takie było ich piętno –
cierpienie i ból po stracie tych, których kochali. Stojąc nad kolejnym
odwiedzonym tego dnia grobem zapłakała. Pierwszy raz od zakończenia wojny.</span><br />
<span style="text-indent: 35.4pt;"><br /></span>
<blockquote class="tr_bq">
<span style="text-indent: 35.4pt;">Moje pierwsze w życiu drabble (i pewnie jedno z ostatnich) napisane na konkurs na </span><a href="http://katalog-granger.blogspot.com/" style="text-indent: 35.4pt;" target="_blank">Katalog Granger</a><span style="text-indent: 35.4pt;">.</span></blockquote>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
<o:p></o:p></div>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-69915625344192738312017-01-01T18:57:00.000+01:002017-01-01T18:57:09.364+01:00Jewgienij Pedagog | MORTIS fanfiction | Bułhocka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://mortis.cba.pl/index.php#top" target="_blank"><img border="0" height="48" src="https://i.imgur.com/NZnLQQv.gif" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Jewgienij Bułhakow czuł się tak,
jakby właśnie spadł na samo dno. Całe jego istnienie w tym momencie zdawało się
być jedną, wielką drwiną świata. Czy nie był dziedzicem najpotężniejszego rodu
na świecie? Czy nie był najlepszym czarnoksiężnikiem ze swoich stron? I
wreszcie, czy nie był najprzystojniejszą istotą, jaką dane było innym ujrzeć w
całym swoim życiu? Na wszystkie te pytanie z dumą odpowiadał „tak”, a mimo to
siedział właśnie za drewnianym biurkiem, w gabinecie który odziedziczył po
młodszym bracie i powstrzymywał się przed wydaniem z siebie jęku rozpaczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Z początku plan przenosin do
Hogwartu wydawał mu się genialny. Miał pretekst by odejść z BUMu, który męczył
go niemiłosiernie. Nadstawianie karku za innych było bezsensowne, nauczył się
tego po marszu ROMu. Miał też pretekst, by nie wracać do Rosji – kochał ją,
owszem, ale czuł się tam nieswojo. Nie do końca rozumiał czemu, lecz
zdecydowanie było to spowodowane nagłą śmiercią ojca i Mikaela. Z jego własnych
rąk. No i nie był mężczyzną stworzonym do – nawet czysto politycznego –
małżeństwa, w które sam się wpędził. Nie, zdecydowanie trwanie u boku Vaksilija
wydawało mu się najrozsądniejsze. Zwłaszcza, że coraz częściej czuł narastające
w nim, pragnące wydostać się szaleństwo, które łagodniało tylko w pobliżu
Vakela. Sądził więc, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Nie wiedział, jak
bardzo się pomyli.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Nie nienawidził tych dzieci. One po
prostu go nudziły. Wszystkie, co do jednego. Nie rozumiał, jak mogli być takimi
debilami, ale poza tym byli po prostu nudni. Nikt nie chciał się dobrze bawić. Nikt
nie chciał rozrabiać. Nikt nie bił się na jego warcie i przede wszystkim, nikt
otwarcie nie wchodził mu w dupę (przynajmniej jeszcze). Chciał być uwielbiany,
być ich bogiem i słyszeć, jak próbują mu się podlizać. Chciał dzieci, które
zrobią dla niego wszystko tylko po to, by na nie spojrzał i od czasu do czasu
pogłaskał po głowie. W Wielkiej Brytanii jednak – jak zdążył się już przekonać
jakiś czas temu – nikt nie doceniał nazwiska Bułhakow. Nikt nie zdawał sobie
sprawy z tego, jak potężny był on, jego ród i wszyscy jego bracia, nawet
Vaksilij będący największą pizdą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Westchnął, spoglądając na
zachodzące za oknem słońce i zastanawiał się, czy przypadkiem nie został
sprowadzony do roli psa na smyczy. Psa, który miał chronić to miejsce i jednocześnie
uczyć innych, nadal pozostając w murach Hogwartu. W komnacie brata, który nawet
przez chwilę nie wspomniał o pokoju osobnym dla Jewgienija. Nie, żeby mu to
jakoś szczególnie przeszkadzało, jednak wiedział doskonale, że każdy z nich
miał swoje tajemnice i sekrety. I żeby tak pozostało, Gienusza potrzebował
własnej przestrzeni. Nie zdecydował jednak, czy chce ją sobie stworzyć w tym
gabinecie, to pozostawił na później.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Już miał oddać się swojemu
lenistwu, wyciągając kolejna fajkę, gdy usłyszał pukanie do drzwi i nim zdążył
zaprosić osobnika do środka (z początku planował po prostu udać, że go nie ma)
w drzwiach pojawiła się dobrze znana mu panna. Nadzieja Potocka, jedyna Słowianka,
na jaką zwrócił w tej szkole uwagę. Nazwisko polskie, korzenie i tradycje dość dobrze
znane. A mimo to, miała potężną wadę – była dzieckiem charłaków, które przez
przypadek przejawiło zdolności magiczne. Nigdy nie był agresywnym rasistą, za
jakiego miał swojego młodszego (i o ironio losu – brudnej krwi) brata. Niemniej
nie miał w zwyczaju zadawać się ze szlamami od tak. Adara, jako zdrajczyni krwi
była już i tak jego grzechem śmiertelnym i – być może właśnie dlatego – tak
bardzo podobał mu się związek z nią. Potocka jednak była inna. Była brudna i w
jego mniemaniu po prostu głupia. Z resztą, jak to możliwe, że kobieta nie
umiała zaparzyć kawy?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
— Dzień dobry, panie profesorze.
— Powiedziała cichutko, spuszczając wzrok, gdy ich spojrzenia się ze sobą
spotkały. Niemal zwymiotował na ten widok, choć powstrzymał grymas wypływający
mu na usta. To jego praca i nawet, jeżeli jego szefem jest Vakel (a może właśnie
dlatego?) musiał się postarać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
— Co cię do mnie sprowadza? —
Zapytał głosem, od którego nie jednemu przechodziły ciarki po plecach.
Niestety, Potocka zdawała się być na to wszystko niezmiernie odporna. Niemal
zaklął w duchu, w końcu chciał być wrednym chujem, którego to dziecię będzie
się bało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
— Moja różdżka. Obiecał mi pan
pomoc. — Powiedziała zawieszając na nim stanowcze spojrzenie. Niemal prychnął, lecz
w ostatniej chwili wsunął sobie papierosa do ust i zapalił go ostentacyjnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
— Nie przypominam sobie składania
żadnej obietnicy. — Warknął odrobinę za ostroi szybko chrząknął, próbując
zamaskować swoje zdenerwowanie. Jak ona w ogóle śmiała przyjść i zawracać mu
tym głowę? Zgubiła różdżkę to powinna to sama załatwić, czyż nie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
— Był pan tam ze mną. Jako
pedagog powinien pan…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
— Jako pedagog powinienem dać ci
życiową lekcję i to właśnie robię. Każdy bierze odpowiedzialność za własne
czyny. Poszłaś do Zakazanego Lasu z własnej woli i z własnej woli zgubiłaś
swojego badyla. Jeżeli chcesz go odzyskać, musisz zrobić coś więcej, niż przychodzić
tutaj i prosić o pomoc. Udałaś się do tego lasu szukać tej różdżki? Nie? No to
nie wiem, w czym miałbym ci pomóc. Jesteś pasmem rozczarowań, Potocka.
Sądziłem, że będą z ciebie ludzie mimo wszystko, ale teraz… — Zrobił pauzę
zadowolony z własnego monologu. Ujrzał jej minę, taką niepewną. Chciała ukryć
emocje, chciała nie pokazać mu tego wszystkiego. Nie miała zamiaru się przy nim
popłakać więc zacisnęła jedynie dłonie. A on i tak wiedział, że była krucha i
kilka sprawnie wbitych igieł sprawi, że pęknie. Był legilimentą i nawet tak
twarda osłona nie była dla niego przeszkodą. Zaśmiał się do siebie, a na ustach
pojawił mu się parszywy, wręcz bezczelny uśmiech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
— Jeżeli chcesz się rozpłakać to
zrób mi przysługę i zrób to za drzwiami. Twoje łzy nie będą ani trochę
atrakcyjne. — Był okrutny. Był niesamowicie niemiły i z pewnością miała go za
chama. Nim jednak wbił kolejną szpilkę, dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i
odezwała, głosem pewnym siebie i pełnym zadowolenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
— Dziękuję za rozmowę. Dam pan
znać, jak już znajdę różdżkę. — I odeszła. Tak po prostu, pozostawiając
Jewgienija zaskoczonego. Czyżby jednak było w niej coś, co chciałby ujrzeć? Czy
był w niej ogień i nadzieja na człowieka, którego mógł z niej uformować?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Osłupiały siedział na krześle i
otworzył szufladę biurka. Wziął do ręki kawałek drewna i przez chwilę bawił się
nim w palcach.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
<span style="text-indent: 35.4pt;">Nadzieja Potocka. Dziewczynka,
która być może właśnie płakała w swoim pokoju. Jednocześnie dziewczynka, która właśnie
zasłużyła na odrobinę szacunku ze strony największego potwora, jaki chodził po
korytarzach tej szkoły.</span><br />
<span style="text-indent: 35.4pt;"><br /></span>
<blockquote class="tr_bq">
<span style="text-indent: 35.4pt;">Opowiadanie napisane (jak zawsze z opóźnieniem) na Sekretnego Bułkołaja na <a href="http://mortis.cba.pl/index.php#top" target="_blank">Mortisie</a>. Osobą, dla której powstał ten ficzek jest <b>Ururu</b>! Mam nadzieję, że Ci się podoba!</span></blockquote>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
<o:p></o:p></div>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-61822013821302245642016-11-01T12:36:00.000+01:002016-11-04T18:36:32.222+01:00Podróż do wnętrza... lasu | Eldarya fanfiction | AU<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.eldarya.pl/forum/t425,1-oficjalny-fanklub-jamona.htm" target="_blank"><img border="0" height="147" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihNmnrOXMXcfOYMl0GSxD4UPL45dg-WWt0601_g85ZXGXEHPc9q0pWsZqY_wbX8dirPJ0sYvbTti9dBChsu9kKglDLcwXVq5izLUgOutzdOcKt3d5b2gk4-vzpzMNGTPmBeu-y7jrIA6NF/s320/Q4R1Ntc.png" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Jesienna wyprawa do lasu nie była najlepszym pomysłem. Tak przynajmniej
uważała Giselle. Nie podobało jej się to, że zapowiedziano na cały weekend
deszcz, że było zimno, a chata, w której mieli spać była w rzeczywistości
rozpadającą się, zatęchłą norą. Mimo to – pojechała. Chciała spędzić ten czas z
nowymi przyjaciółmi, a cóż mogło być lepszą integracją od ogniska i kilku dni z
dala od cywilizacji? Pakując się nie mogła wyrzucić z głowy wrażenia, że czeka
ich coś nieprzyjemnego. Że jakieś fatum wisiało nad nimi i miało się niebawem
ukazać. Odgoniła od siebie wszystkie złe myśli i postanowiła po prostu dobrze
się bawić. Gdy usłyszała dźwięk klaksonu samochodu jednego z kolegów, od razu
złapała za plecak i zbiegła po schodach, o mało z nich nie spadając.
Zatrzasnęła za sobą drzwi i przywitała się ze wszystkimi obecnymi w aucie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Podróż sama w sobie nie trwała długo. Była za to przyjemna, a
wycieczkowiczów nie opuszczał dobry humor. Nevra od samego początku rozpychał
się na tylnym siedzeniu, irytując tym Ezarela. Nie minęło wiele czasu, aż obaj
zaczęli się przekomarzać i rozpychać jeszcze bardziej, czego ofiarą była
oczywiście niewinna, siedząca pośrodku Giselle.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Spójrz na tych idiotów. — Zaczęła zajmująca siedzenie pasażera
Miiko. — Czy nie możecie chociaż przez chwilę siedzieć cicho? Nie mogę się
skupić na mapie! - Rzuciła w ich stronę gazetą, nie trafiając niestety w
żadnego z powodujących kłopoty chłopców. Tymczasem siedzący za kierownicą
Valkyon odetchnął pod nosem, starając się nie roześmiać. Ich relacje zawsze tak
wyglądały - masa spięć i kłótni, ale w gruncie rzeczy nikt nigdy nie brał tego
na poważnie, zawsze bawiąc się przy tym wyśmienicie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Towarzystwo uspokoiło się nieznacznie, gdy samochód wjechał na leśną
drogę. Wszyscy rozglądali się wokół, podziwiając drzewa i krzewy, które mijali.
Po czterdziestu minutach jazdy, Valkyon zatrzymał samochód i zmarszczył brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Czemu stanęliśmy? Jesteśmy już na miejscu? — Spytała Giselle
wychylając się do przodu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Droga się skończyła. — Mruknęła jedynie Miiko i zatopiła
spojrzenie w mapie. — To dziwne. Wydaje mi się że wjechaliśmy w odpowiedni
zjazd.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Chcesz powiedzieć, że się zgubiliśmy? — Zaśmiał się Ezarel,
opierając o przednie siedzenie. — Całkiem nieźle zaczynamy ten weekend. Co
jeszcze?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Cicho bądź! — Warknęła siedząca z przodu dziewczyna i wyciągnęła
z torebki telefon. — Spróbujemy nawigacji, bo prawdę mówiąc nie mam
pojęcia, gdzie jesteśmy na tej mapie. A ja bardzo nie lubię nie wiedzieć. —
W tym czasie Valkyon wysiadł z samochodu i przeszedł kilka kroków, próbując
rozejrzeć się po okolicy. Chwilę później dołączył do niego Nevra, pogwizdując
pod nosem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Wygląda na to, że będziemy musieli się cofnąć. To w sumie dziwne, bo
byłem już w tej chacie kilka razy i nigdy nie zdarzyło nam się zabłądzić. —
Mruczał pod nosem kierowca, gdy nagle poczuł na swoim ramieniu dłoń jednego z
przyjaciół.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Słuchaj stary, nie wiem jak ci to powiedzieć… — Nevra zaczął
ewidentnie niepewnie. — To dla mnie bardzo trudne, daj mi chwilę. —
Dodał i na chwilę zamilkli oboje. — Nie, nie dam rady. Nie umiem pocieszać
ludzi. — Parsknął śmiechem, poklepując przyjaciela po ramieniu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Bardzo śmieszne. W tej sytuacji powinieneś się bardziej zastanawiać,
jak wrócić na drogę. — Mruknął Valkyon i wrócił do samochodu. Zajął swoje
miejsce, a niedługo po nim dosiadł się i kolega śmieszek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— I jak? Wiemy już, jak jechać? — Zapytał, spoglądając na niezbyt
zadowolone twarze pozostałych.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Wiesz, czego nie ma po środku lasu? — Zapytał Ezarel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Yyyy… Pięknych kobiet? — Odpowiedział głupkowato Nevra,
obrywając od zadającego pytanie po ramieniu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie. — Wtrąciła się, siedząca pomiędzy nimi Giselle. —
Zasięgu. A bez niego mapy w telefonie nie działają.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— No to co za problem? Po prostu cofniemy, jechaliśmy tu przecież
prostą drogą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nic innego nam nie pozostaje. — Wtrącił się Valkyon i spróbował
odpalić samochód. Nic się nie stało. Spróbował więc jeszcze raz. A potem
kolejny. I jeszcze jeden. W samochodzie zapadła cisza, przerywana jedynie
desperackimi próbami odpalenia silnika.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Sprawdzę pod maską. — Westchnięcie towarzyszące tym słowom
powiedziało reszcie wszystko. Podczas gdy kierowca grzebał we wnętrznościach
swojego auta, w jego środku nadal nikt nie raczył się odezwać. Po dłuższej
chwili Valkyon zajął swoje miejsce z hukiem zatrzaskując drzwi. Ostatnia próba
odpalenia silnika i…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Nic.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Czyżbyśmy zaczęli biwak wcześniej? — Śmieszkował Nevra, grzebiąc
w kieszeni. Spojrzał na ekran telefonu i zdał sobie sprawę z tego, że
faktycznie nie było zasięgu. Ezarel zaklął pod nosem i nachylił się w stronę
Miiko, która z zamkniętymi oczami starała się uspokoić napierający na nią atak
furii.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Spójrzmy na to inaczej. — Wtrąciła nieśmiało Giselle. —
Przynajmniej jesteśmy przygotowani na ognisko w lesie. Chociaż spanie w piątkę
w jednym samochodzie z pewnością nie będzie przyjemne. Szkoda, że nie wzięliśmy
żadnych namiotów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Może powinniśmy skierować się w stronę wyjścia z lasu i sprowadzić
pomoc? — Zapytał Ezarel, spoglądając na Miiko, jakby to ona miała o
wszystkim decydować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Na pewno nie teraz. Za niedługo się ściemni, więc lepiej zostawić
wszelkie wyprawy do rana. - Mówiąc to, Valkyon otworzył drzwi i klapę
bagażnika. Skoro mieli tu zostać, trzeba było się przygotować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Dwie godziny później wszyscy ogrzewali swoje dłonie o rozpalone przez
Valkyona ognisko. Giselle opatulała się szczelniej kocem, siedząc wygodnie na
jednym z tylnych siedzeń samochodu. Nogi swobodnie opierała o ziemię patrząc na
chłopców, którzy smażyli kiełbaski. Miiko siedziała na siedzeniu przednim,
również zaciskając szczelniej koc. Było już ciemno i robiło się coraz zimniej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kto by pomyślał, że utkniemy w takim miejscu z rozwalonym samochodem. —
Jęknęła, jakby do siebie, choć Giselle mogła to oczywiście usłyszeć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kto by pomyślał, że w ogóle tu przyjadę. Nigdy nie miałam czasu
znaleźć sobie przyjaciół, więc o wycieczkach nie było mowy. — Powiedziała
cicho, nie spoglądając w stronę towarzyszki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Często się przeprowadzaliście?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kilka razy w roku, taka praca taty. Ale teraz podobno zostaniemy tu
na dłużej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— To dobrze. — Miiko spojrzała na krzątających się przyjaciół. —
Lubię być w centrum uwagi, ale druga dziewczyna w grupie mi się przyda. —
Zaśmiała się cicho, po czym odetchnęła głęboko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Gdy jedzenie
było już gotowe, zaczęły się typowe ogniskowe rozmowy. W pewnym momencie
wszyscy zgodnie orzekli, że nadszedł czas na historie o duchach. W pewnym momencie
nadeszła kolej Nevry. Chłopak nachylił się nad ogniskiem i ukazał najbardziej
przerażający uśmiech na jaki było go stać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Słyszeliście kiedyś historię o duchu tego lasu? — Zapytał, choć
było to pytanie retoryczne. — Podobno, bardzo dawno temu… Gdzieś w latach
trzydziestych, do tego lasu przyjechało na polowanie dwóch Ruskich. Nikt nie
wiedział, kim byli i skąd się wzięli, ale rozpościerała się wokół nich taka
aura zła, że każdemu w ich obecności przechodziły po plecach ciarki. Starsi
mówią, że parali się czarną magią i nie przyjechali tu wcale na polowanie, ale
po to, by dokonywać w tym lesie jakiś czarnomagicznych rytuałów. Nikt nie
wiedział o co chodziło – jest więc wiele plotek. Jedno mówią, że chodziło o
wieczna młodość, inni, że o nieśmiertelność. Jeszcze inni opowiadali plotki o
ojcobójstwie i bratobójstwie, którego mieli się dopuścić w tym lesie. —
Chwila ciszy dobrana w odpowiednim momencie, tak by wszystkim obecnym włosy
zjeżyły się na głowie. Tak, Nevra wiedział, jak oddać klimat strasznej historii.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Podobno podczas jednej z wypraw, jeden z Rusków używając czarnej
magii oddał w ofierze swoim bóstwom dzika. Matkę małych warchlaczków, które
potem kręciły się bez celu po lesie i chrumkały zawodząc nad straconą rodziną.
Większość z nich zdechła z głodu, czy stała się ofiarą drapieżników. Chodzą
jednak plotki o tym, że jednej śwince udało się przeżyć. Że dorosła, a duch
zmarłego ojca – bądź brata, w zależności od wersji opowieści – posiadł jej
ciało, deformując je na wzór ludzkiego. W ten sposób powstał on – Jamon,
dzikołak z lasu, którego zadaniem jest… Zabijanie każdego, kto stanie mu na
drodze. To właśnie tu, gdzieś w tym lesie leżą zwłoki Rosjanina, który opętał
małego dziczka i teraz – od tylu lat, błąka się po świecie polując na takich...
Jak my! — Krzyknął wstając z miejsca, co sprawiło, że wszyscy poza
Valkyonem o mało nie umarli na zawał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Aleś ty zabawny! — Nakrzyczała na niego Miiko, chociaż nadal
czuła, jak gęsia skórka przechodzi jej po całym ciele. Po tej opowieści
postanowiono zmienić temat i póki ognisko się paliło, wszyscy wydawali się
dobrze bawić i być w dobrych humorach. W pewnym momencie postanowiono o tym, że
czas iść spać. Cała grupa wgramoliła się do samochodu i spróbowała zasnąć w
całkowitym upchnięciu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Giselle obudziła się w środku nocy, czując jak łokieć Ezarela wbija jej
się w żebra, a twarz Nevry znajduje się zdecydowanie za blisko niej. Jęknęła
próbując się wyswobodzić i w tym momencie usłyszała cichy szept Miiko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Giselle? Widziałaś Valkyona?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie? Dopiero otworzyłam oczy. — Przetarła własne i spojrzała na
puste przednie siedzenie. — Może poszedł za potrzebą?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie ma go odkąd się obudziłam, a to będzie już z pół godziny. Co,
jeśli się zgubił? — Przerażenie w głosie zdecydowanie nie pasowało do
charakteru Miiko. Giselle postanowiła więc obudzić Nevrę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co jest? — Zapytał zaspany chłopaczyna, a po usłyszeniu historii
westchnął tylko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pójdę sprawdzić, może faktycznie zaklinował się pomiędzy drzewami. —
Zaśmiał się pod nosem i kazał dziewczętom obudzić Ezarela. Ten, jak można się
domyślić, nie był z tego faktu zadowolony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Minęło czterdzieści minut odkąd Nevra podążył śladem Valkyona, a
żadnego z nich nadal nie było. Panika wypełniała cały samochód, sprawiając, że
dziewczęta trzęsły się z przerażenia, a Ezarel nie mówił absolutnie nic.
Zaczynało być nieprzyjemnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jeżeli to jakiś wasz głupi żart, to tym razem przesadziliście. —
Wysyczała Miiko, a jedyny chłopak znajdujący się w aucie pokręcił głową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Niestety, nic mi o żadnym żarcie nie wiadomo. — Zmarszczył brwi
i już miał coś powiedzieć, gdy nagle w samochód coś uderzyło. Potem drugi raz.
I trzeci. I wtedy, za przednią szybą od strony kierowcy ujrzeli to coś.
Zdeformowaną twarz z wystającymi kłami. Przypominał bardziej zwierzę, niż
człowieka, a jednak stał na dwóch nogach i uderzał w samochód coraz mocniej,
powodując widoczne wgniecenia. Krzyk dziewcząt rozniósł się po całym lesie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Tydzień po wszczęciu poszukiwań policja odnalazła zniszczony samochód stojący
pośrodku lasu. Nastolatków nigdy więcej nie widziano, ani żywych ani martwych.
Plotki na temat ich zniknięcia stały się kolejna miejską legendą, opowiadającą
o Jamonie – opętanym dziku sprzed prawie stu lat.<o:p></o:p></div>
<br />
<blockquote class="tr_bq" style="clear: both; text-align: center;">
Opowiadanie napisane na Halloweenowy konkurs fanclubu Jamona!<br />
<a href="http://www.eldarya.pl/forum/t425,1-oficjalny-fanklub-jamona.htm" target="_blank"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiP-FPka-L0Ekk-e5PnpVeWKu6bbZRWGHc7rncYu9f1M1arhKlOKmyvjNWGvj5Awkq4uWJQuKufWO0ppFQFfJdAbslm69KTPsaCzo8exBy3V3Ugvw7SKT25C5s0GYWS4p2TpfM36MYQbqk6/s1600/P4NCFWt.png" /></a></blockquote>
<br />Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-31530509826135308442016-10-03T02:57:00.002+02:002016-11-04T18:45:08.091+01:00Najwspanialsza miłość na świecie | Harry Potter fanfiction | OC<div class="tr_bq">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Każdy dzień zaczyna się tak samo. Słońce wpada do naszej sypialni,
rażąc mnie przy tym po oczach, a ptaki śpiewają za oknem wesołe, poranne
pieśni. Nie ważne, jaka jest pora roku, jaki dzień tygodnia – to ja budzę się
pierwsza. Przeciągam leniwie na kołdrze, drapię po nosie, a potem zaczyna się
rytuał, który obydwoje tak bardzo kochamy i praktykujemy od lat. Całuję go po
twarzy, jego policzkach, skroniach, nosie, ustach, a nawet powiekach.
Roześmiany otwiera oczy i przytula mnie do siebie, głaszcząc po głowie i mówiąc
„dzień dobry, kochanie” – tym swoim szkockim akcentem, który tak bardzo kocham.
Zabawa i pieszczoty w łóżku zazwyczaj zajmują nam około trzydziestu minut,
podczas których jesteśmy najbliższymi sobie istotami na całym świecie. Ach, nie
wyobrażam sobie dnia, który miałby zacząć się inaczej. Czy mogłabym żyć bez
tych radosnych, zapatrzonych we mnie męskich oczu najlepszego człowieka, jaki
zrodził się na Ziemi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Chodź, Cecil. Czas na spacer. — Te słowa zawsze rozpoczynają
kolejny etap dnia, w którym ja i mój Hugh idziemy na romantyczną przechadzkę –
zależnie od tego, gdzie aktualnie się znajdujemy. Kiedy pracuje i mieszkamy w
Hogwarcie, spacerujemy z rana po polanie przy jeziorze, gdy jesteśmy w jego
rodzinnej posiadłości w Inverness – zabiera mnie do lasu, gdzie pozwala mi się
wybiegać, od czasu do czasu grając ze mną w chowanego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Rozumiemy się bez słów, on wie, czego pragnę, a ja wiem, jak wywołać na
jego twarzy uśmiech. Kiedy biegam pomiędzy nogami słyszę radosny śmiech
mężczyzny, który przygarnął mnie jakiś czas temu i pozwolił czuć się wyjątkowo.
Po każdym porannym spacerze przychodzi czas na śniadanie, które zjadamy razem –
wpatrzeni w swoje oczy. Zastanawiamy się, które szybciej przegra i odwróci
wzrok i, cóż, zawsze jest to on. Ja nigdy z nim nie przegrałam, choć przecież
nie o rywalizację chodzi w tym naszym związku. Miłość, to ona jest kluczem
naszego szczęścia i tak silnej relacji, której nie jest w stanie zerwać tak
naprawdę żadna kobieta (tudzież mężczyzna, nie oceniam – jestem tylko psem). W
życiu Hugh liczę się tylko ja, widzę to w jego spojrzeniach, czuję w dotyku
jego dłoni, które tak często spoczywają na mojej głowie i ciele.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Nie lubię, gdy musi iść do pracy. Siedzę wtedy znudzona, czekam
samotnie i przewalam się na łóżku, licząc na to, że czas będzie płynął
szybciej. Najgorzej, gdy zamyka mnie w swojej komnacie, a ja muszę udawać, że
wcale nie wymykam się, by obserwować go podczas prowadzenia zajęć dla tych
wszystkich młodych, niewychowanych uczniów. Jestem w stanie postawić całą moją
kolekcję kości na to, że któreś z tych dzieci widzi w moim Fraserze miłość
swojego życia. No, nie mogło być inaczej, w końcu to najlepsza partia w całej
Wielkiej Brytanii. Jaka szkoda, że jego serce jest już zajęte, a ja nie mam
zamiaru oddać go nikomu. Jest mój i tylko mój, nawet to jego ptaszysko nie ma
ze mną szans!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Nie zawsze jednak się ze sobą zgadzamy, to
byłoby niemożliwe. Mam swój charakter i lubię się rządzić i choć Hugh
rozpieszcza mnie niemiłosiernie – w końcu jestem jego oczkiem w głowie – potrafi
się postawić. Nadal nie rozumiem, czemu zabronił mi wybierać się na lekcje
niektórych z nauczycieli, bardzo dobrze bawiłam się teleportując za ich plecami
i strasząc zwykłym szczeknięciem. Że niby Mistrz Eliksirów rozlał przeze mnie
wywar żywej śmierci nieopodal ławki, w której siedziała uczennica? Albo
nauczyciel zaklęć prawie trafił w prefekta drętwotą, bo zamachnął się, kiedy
próbowałam wyrwać mu z ręki różdżkę? Ależ to wszystko to zwyczajne oszczerstwa!
Jestem dobrym psem, mój ukochany bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Gdyby tak nie było, nie odwzajemniałby mojego uczucia, a jestem pewna,
że czuje dokładnie to samo, co ja. Jak, zapytacie – to proste. Po każdej kłótni
i sprzeczce, podczas których kieruję swoje kroki, dumna i pewna siebie, nawet
nie zaszczycając go spojrzeniem, na legowisko ustawione już jakiś czas temu i
kładę się udając, że śpię, przychodzi do mnie, pada na kolana i…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
„Och tak, wyczesz mnie!”<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Jego męskie dłonie wodzą po moim długim, zadbanym futrze, a szczotka
zaczyna tonąć w nadmiernym, choć teraz naprawdę przyjemnym w dotyku owłosieniu.
Przyjemne dreszcze zaczynają przebiegać mi po ciele, przymykam oczy, a dłonie
rozplątują większe kołtuny, jakie wytworzyły się na mojej sierści. W takich
chwilach, jak ta wiem, że nigdzie nie znajdę lepszego człowieka od niego.
Nikogo, kto zajmie się mną lepiej. Kogoś, komu będę potrafiła oddać swoje
włochate serce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Takie
właśnie sytuacje udowadniają mi, jak bardzo Hugh mnie kocha. Tak więc,
trzymając się naszego codziennego zwyczaju, rozkładam się na jego łóżku i
obserwuję, jak siedzi przy biurku i pracuje – sprawdza prace domowe, czyta
książki i po prostu zajmuje się swoimi sprawami. Zaraz wstanie, przygotuje się
do snu i dołączy…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Spoglądam na niego zaskoczona, zakrywając swój nos łapą. Czemu mój Hugh
się ubiera? Zakłada elegancką koszulę, prasuje zaklęciem spodnie i długo stoi
przed lustrem poprawiając sobie włosy. Czyżbyśmy mieli gdzieś wyjść? Jakaś
romantyczna kolacja we dwoje? Ach, może pójdziemy do tej uroczej herbaciarni, w
której ostatnio tak miło spędzaliśmy czas? (Oczywiście do momentu pojawienia
się tej dziwnej ludzkiej kobiety, która swoją obecnością skradła całą
uwagę mojego pana).<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Podnoszę się zaintrygowana, idę w jego
kierunku i merdam radośnie ogonem. Lubiłam, gdy zabierał mnie ze sobą do takich
miejsc, jak pokazywał wszystkim wokół, że to do mnie należy jego serce. Widząc,
jak zakłada płaszcz zbliżam się tylko i wyciągam dumnie szyję czekając, aż
nałoży mi na nią obrożę. Nic takiego jednak się nie dzieje, na mojej głowie spoczywa
jego ręka, a on nie przestaje się szykować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
„Co się dzieje? Gdzie idziesz? Czemu mnie nie bierzesz ze sobą?”<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Masa pytań pojawia się w moich oczach, uszy opadają a ogon przestaje
merdać. On jednak nic sobie z tego nie robi, pogwizduje cicho pod nosem i dopiero,
gdy jest gotów do wyjścia, klęka przy mnie i całuje w nos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Będę późno, kochanie. Umówiłem się z Trixie, więc nie czekaj na mnie.
Śpij dobrze, maleńka. — Po tych słowach wychodzi i zostawia mnie oniemiałą
na środku komnaty, którą dzielimy odkąd tylko zaczął uczyć w Hogwarcie. Czuję,
jak pęka mi serce, jak łzy podchodzą do oczu, jak cały świat traci sens
istnienia. W czym ta kobieta jest lepsza ode mnie? Czy jest w stanie być mu tak
oddana, jak ja?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Najgorszą dolą psa jest czekanie na swojego właściciela. Mamy w sobie
takie wewnętrzne poczucie lojalności, które każe nam czekać na pana nawet
jeżeli wiemy, że już nie wróci. Teraz właśnie tak się czułam. Siedząc w mroku
na legowisku ustawionym pod oknem, wpatruję się z utęsknieniem na drzwi i
staram nie myśleć o ty, co w tej chwili robi Hugh z tą bibliotekarką. Czekam,
czekam i czekam. Płaczę, cierpię i przede wszystkim – tęsknię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
I wtedy do pomieszczenia wpada światło, a on pojawia się w komnacie.
Udaję, że śpię, że wcale na niego nie czekałam. Że wcale nie czuję się
zdradzona i opuszczona. I być może potrafiłabym tak bardzo długo, gdyby nie to,
że podchodzi do mnie, siada obok i po prostu się przytula. A ja już wiem, że
wieczór minął mu bardzo miło. Pachnie dobrą restauracją, drogim winem i
kobiecymi perfumami, które jeszcze pamiętam. Wiem, że jest zadowolony, wyczuwam
to w jego oddechu, drobnych gestach i przede wszystkim w oczach. W końcu znam
go lepiej niż ktokolwiek inny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Dostrzegam to wszystko i wiem, że właśnie przegrałam bitwę, choć
przecież – nadal był przy mnie. Chcę się na niego gniewać, udawać, że jestem
obrażona. Nie potrafię jednak, gdy jego dłonie głaskają moje, tak dokładnie
przez niego pielęgnowane futro, a usta muskają mój nos. Wybaczam mu wszystko,
gotowa do dalszego służenia. Do rozpoczęcia kolejnego dnia, w którego rutynie
od dziś miała pojawiać się nowa osoba. Godzę się z tym, bo jego szczęście jest
moim szczęściem.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Bo taka właśnie jest rola dobrego psa, którym przecież jestem.<o:p></o:p></div>
</div>
<blockquote>
Opowiadanie napisane zostało na walentynkowy konkurs na <a href="http://mortis.cba.pl/">Mortisie</a>. Wszystko dzieje się w uniwersum Harrego Pottera, a bohaterami jest postać Szkota i jego pies.</blockquote>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-29675302204989764842016-10-03T02:53:00.002+02:002016-11-04T18:50:01.104+01:00Walentynki | Harry Potter fanfiction | OC<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Codzienne życie w Hogwarcie płynęło sobie spokojnie. Dzień za dniem,
tydzień za tygodniem, aż w końcu mijały miesiące za miesiącami. Dopiero było
rozpoczęcie roku szkolnego, a teraz? Drugi semestr zaczął się już jakiś czas
temu, lekcje toczyły się swoim tempem, a uczniowie zamiast o nauce myśleli o
nadchodzącym święcie zakochanych. Tak, luty był okresem, w którym mało kto
skupiał się na zajęciach prowadzonych przez kadrę nauczycielską, na zadaniach
domowych, czy nawet na zwykłym czytaniu książek. W lutym wszyscy myśleli tylko
o jednym, z kim i czy w ogóle gdzieś wyjdą tego jednego dnia. Niektórzy mieli
już swoje miłości, niepewni odwzajemnienia bardzo stresowali się czternastym
lutego. Inni, szczęśliwsi, mieli już swoje pary i to z nimi planowali spędzić
wieczór zakochanych, na ostatni guzik dopinając szczegóły rezerwacji i
prezentów dla swoich drugich połówek. Byli wśród tych wszystkich uczniów też
tacy, którzy nie planowali niczego, ani nie mieli w swym sercu nikogo, dla kogo
chciałoby ono bić. Byli po prostu samotni i wbrew pozorom, nie wszystkim to
przeszkadzało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
W tej chwili jednak Addyson miała problem większy, niż brak chłopca, z
którym mogłaby się miziać po kątach i zbierać za to ujemne punkty. W tym
jednym, konkretnym momencie, cały jej świat znowu stanął w miejscu i
najzwyczajniej sobie z niej zakpił. Spieszyła się – z jednych zajęć na kolejne.
Niby mieli piętnaście minut na dotarcie z parteru na czwarte piętro, jednak po
drodze zatrzymała ją profesor Fletcher, chcąc upewnić się, czy panna Clemen
pamięta o nadchodzących dodatkowych zajęciach z zielarstwa. Oczywiście, że
pamiętała. Ale nie to było teraz istotne. Przeszkoda, której nie potrafiła
pokonać pojawiła się zaledwie dziesięć metrów od wejścia do sali numerologii,
gdzie właśnie odbywały się zajęcia prowadzone przez opiekuna jej domu. Do
profesora Bułhakowa nie należało się spóźniać nawet o sekundę, a jednak
wiedziała, że nie zdąży. To było kilka prostych kroków dla kogoś innego. Dla
niej przeszkoda oznaczała wyprawę naokoło, przez ogromny zamek – na pewno jej
się nie uda na czas.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
A wspomniany kłopot siedział sobie radośnie na środku korytarza i
czyścił futerko, szykując się radośnie do kolejnej drzemki. Koty były jej zmorą
od zawsze, a w Hogwarcie się od nich po prostu roiło. Uczniowie, nauczyciele…
Wszyscy, jak te typowe czarownice z mugolskich bajek, lubowali się w
towarzystwie kociąt, najlepiej tych czarnych. Na każdym więc kroku czaiło się
dla niej niebezpieczeństwo. Na każdym zakręcie mogła spodziewać się
zawału serca. Starała się, naprawdę starała, unikać ich, jak tylko się dało.
Niestety, nie zawsze jej to wychodziło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Stała więc w bezpiecznej odległości, czując się całkowicie bezsilna.
Wstyd było się do tego przyznać, nie chciała, by ktokolwiek zobaczył ją
trzęsącą majtkami przed kotkiem. Wystarczyło już, że wszyscy i tak śmiali się z
Puchonów i nazywali ich kurczaczkami. A oni przecież byli dumnymi i pewnymi
siebie Borsukami! Nie mogła dopuścić do tego, by osoby pokroju Hennessy śmiały
się z jej domu jeszcze bardziej. I mimo ogromnej chęci przejścia obok tego
potwora… Po prostu nie potrafiła. Czuła, jak do oczu napływają jej łzy, a
ciałem wstrząsnął dreszcz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Hej Addyson. Co jest? — Poczuła na swoim ramieniu rękę chwilę po
tym, jak do jej uszu dotarł znajomy głos. Podskoczyła w miejscu i momentalnie
odwróciła twarz w stronę znanego jej Puchona, mając nadzieję, że ten nie
zauważy jej przeszklonych oczu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nic takiego. — Skłamała nie chcąc przyznać się do strachu. —
I cześć, Theo. — Dodała po chwili zdając sobie sprawę z tego, że wcześniej
zapomniała się przywitać. Znali się przecież całkiem dobrze, obydwoje byli z
Hufflepuffu, byli prefektami i uczęszczali na kilka wspólnych lekcji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A może jednak coś? — Zapytał Callaghan uśmiechając się do niej
znacząco. Addyson mogła udawać, że nie ma problemu, jednak wszyscy w
dormitorium wiedzieli, czego tak naprawdę dziewczyna się boi. Poza tym, czasem
ją obserwował i po prostu nie umknęło to jego uwadze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie Theo, nic. Spieszę się na Numerologię. — Puchonka
zdecydowanie chciała wyminąć temat. Zrobiła nawet jeden krok w przód, lecz
bardzo szybko jej oczy po raz kolejny ujrzały czarną, puchatą kulkę, która
zgrabnie lizała sobie genitalia, a ciało panny Clemen zatrzymało się wpół
ruchu. No, po prostu najpiękniejszy widok świata.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— No już, już. Nie złość się tak. — Śmiech chłopaka dotarł do jej
uszu, a na policzki wypłynął rumieniec wstydu i… Trochę złości. Nie lubiła, gdy
ją traktowano w taki sposób. Z resztą, ona w ogóle nie lubiła rozmawiać z
innymi. Wolała czytać książki, one bowiem nie oceniały. Chciała coś
odpowiedzieć, naprawdę. Nie zdążyła jednak wymyślić, co by to miało być, gdy
Theodore odsunął się od niej i podszedł do kota przeganiając go z drogi panny
Clemen. Uśmiechnął się do niej i nie powiedział nic, miał wrażenie, że każdy
komentarz mógłby jedynie pogorszyć sprawę. Ona również nie wiedziała, co
powiedzieć, więc po prostu milczała. Tak było do czasu, gdy na zakręcie nie
ujrzała sylwetki spieszącego na własne zajęcia profesora.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Muszę już iść, do później. — Mruknęła przebiegając obok niego i
kierując się do sali. Była mu naprawdę wdzięczna za to, że jej pomógł. Jednak
duma nie pozwoliła jej za to podziękować na głos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pamiętaj o spotkaniu prefektów w niedzielę. — Powiedział jej na
pożegnanie i po chwili stracił ją z oczu. Skinął głową Bułhakowowi, który
dosłownie pół minuty później przekroczył próg swojego królestwa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Przez cały piątek i całą sobotę zdawała się być wyjątkowo zajęta. Dużo
prac domowych, w tym tworzenie talizmanu na Starożytne Runy, zajmowało jej
myśli i sprawiało, że patrzyła tęsknie na leżącą na biurku książkę. Pożyczyła
ją dopiero kilka dni temu od Wittermore i nie miała jeszcze okazji nawet
zajrzeć do środka, a co dopiero o przeczytaniu chociaż jednego rozdziału.
Księga kusiła ją niemiłosiernie, jednak zdecydowanie odrzuciła myśli o „kilku
minutkach” i powróciła do zadania, które pochłonęło jej tak naprawdę całe dwa
dni. Nie wychodziła więc ze swojego pokoju prawie w ogóle, nie widziała się z
nikim i nieudało jej się wpaść na Theo, by w zaciszu podziękować mu za pomoc –
bo im dłużej o tym myślała, tym bardziej była pewna, że powinna była to zrobić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Niedziela zaczęła się bardzo spokojnie, wszędzie panował miłosny,
cukierkowy nastrój, jak co roku w walentynki. Addyson tego dnia była jednak zajęta
obowiązkami prefekta, wypadało bowiem comiesięczne spotkanie, na którym
podsumowywali, co działo się w szkole i komu odejmowali punkty. Prefekt
Naczelny dawał im wtedy zazwyczaj jakieś wytyczne i po patrolach mogli wrócić
do siebie. Takiego obrotu spraw spodziewała się i dzisiaj, być może byłoby to
trochę krótsze ze względu na wyjątkowość dnia, w którym każdy tak naprawdę
chciał zająć się swoimi sercowymi sprawami. No dobrze, każdy poza nią, bo ona
takowych nie miała. Nawet Kaylin zdawała się cieszyć z powodu tego dnia, a
przecież by się tego po Krukonce nie spodziewała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy weszła do sali spotkało ją spore zaskoczenie. Siedział w niej
tylko Callaghan, kładąc na ławce głowę i ziewając cicho. Widać było, że był
znudzony. Clemen spojrzała na zegarek, by sprawdzić, czy aby się nie spóźniła.
Ale nie, o ile nie pomyliła godzin (aż na biegu zajrzała do kalendarz, by być
pewną) to mieli jeszcze jakieś pięć minut do rozpoczęcia spotkania. Niepewnym
krokiem podeszła więc do miejsca, w którym siedział Theodore i dosiadła się do
niego z delikatnym uśmiechem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Cześć. Nikogo jeszcze nie ma? — Zapytała chcąc rozpocząć jakąś
miłą rozmowę. Sama nie wiedziała, jak zacząć podziękowania, więc uznała, że
rozmowa o niczym będzie świetnym wstępem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie. To dziwne, bo zarówno Malfoyowie, jak i Wittermore to czasowi
naziści. Ciekawe, co się stało. — Odpowiedział z uśmiechem i opierając
głowę na dłoni przyglądał jej się przez dłuższą chwilę. Clemen nie wiedziała
czemu, ale poczuła silniejsze uderzenie serca i zrobiło jej się jakoś tak…
cieplej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Przez chwilę panowała między nimi cisza, bo ani jedno ani drugie nie
wiedziało, o czym rozmawiać. Czas mijał, a do sali nikt nie wchodził, oni
siedzieli, czekali i od czasu do czasu rzucili do siebie kilka zdań, tak żeby
podtrzymać rozmowę. W pewnym momencie Callaghan wyciągnął Wielorazowego
Wisielca i po prostu zaczęli w niego grać, nie zwracając już uwagi na to, że
teoretycznie mogliby się rozejść. Pół godziny po wyznaczonym czasie, choć
wszelka logika mówiła, że nikt już nie przyjdzie, w drzwiach pojawił się lekko
zdyszany Mascius, który spojrzał na nich z lekkim zdumieniem, ale i ulgą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nadal jesteście. Świetnie. — Wysapał i wszedł do środka kładąc
na pierwszej ławce swój notes. Potem spojrzał na zegarek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Przepraszam za spóźnienie, ale… Coś mi wypadło. — Mruknął
zdecydowanie nie wyrażając chęci na zwierzenia. Spojrzał na nich badawczym
wzrokiem, a potem odchrząknął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Skoro jesteśmy już wszyscy, możemy zacząć. Trochę mi się spieszy,
więc skrócę całe spotkanie. — Powiedział. Addyson przez chwilę
zastanawiała się, z kim umówił się Ślizgon, bo to, że miał w planach randkę
było po prostu pewne. Nie było jednak pewne z kim, bo widywano go w
towarzystwie różnych dziewcząt.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Właściwie to nie jesteśmy wszyscy… — Zaczął Theodore, jednak zimne
spojrzenie Malfoya przerwało mu w połowie. Puchon zamknął się i już nic nie
powiedział, nie chcąc irytować pana-jestem-taki-idealny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Isabelle źle się poczuła, Wittermore wysłała mi sowę, że nie
przyjdzie, bo profesor Bułhakow czegoś od niej chciał. Więc tak, jesteśmy
wszyscy. — Odchrząknął. — Miałem omówić z wami sytuację z ostatnich
zajęć zaklęć, ale w takim składzie to nie ma sensu. Przełożymy to więc na
następne spotkanie. Teraz powiem tylko, że trzeba zrobić patrol po wszystkich
piętrach – są walentynki pewnie spora część hołoty próbuje się całkiem nieźle
bawić gdzieś po kątach, niekoniecznie zgodnie z regulaminem. Ja nie mam jednak
czasu, więc wszystko spada na was. Życzę miłego wieczoru, dajcie znać jak
poszło jakoś jutro z rana. Liczę na całkiem niezły raport, a tymczasem do
następnego. — Jeszcze mówiąc to złapał za notes i po prostu wyszedł z
sali.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Puchoni przez chwilę siedzieli w ciszy, patrząc się w miejsce, w którym
jeszcze przed chwilą znajdował się ich starszy kolega. Potem jednak po sali rozniósł
się śmiech Theodora, który pokręcił głową z rozbawieniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Czy mi się wydaje, czy właśnie daliśmy się wykorzystać, jak ostatni
idioci? — Zapytał dopiero, gdy przestał się śmiać. Nic dziwnego, że o
Puchonach chodziły takie, a nie inne plotki, jeżeli członkowie Hufflepuffu
zawsze kończyli w ten sposób.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jeżeli masz coś zaplanowanego to możesz iść. Uznajmy, że w ramach
podziękowania za piątkową pomoc pójdę na patrol sama, a raport napiszę za nas
dwoje. Ja i tak nie robiłabym niczego ważnego. — Addyson uśmiechnęła się
tym swoim uroczym, choć bardzo nieśmiałym i nieczęsto widywanym uśmiechem.
Callaghan jednak pokręcił głową i wstał z miejsca popędzając ją, by zrobiło to
samo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nigdzie się nie spieszę. I nie zostawiłbym cię z tym wszystkim samej.
Wychodzi więc na to, że jesteś na mnie skazana tego wieczoru, czy tego chcesz,
czy nie. Mam nadzieję, że nie jestem najgorszą randką walentynkową w twoim
życiu, bo jednak byłoby mi trochę smutno. — Powiedział wsadzając ręce w
kieszenie i patrząc gdzieś w stronę drzwi, jakby dawał jej tym znak, że im
szybciej zaczną, tym szybciej skończą. Puchonka zarumieniła się tylko, nie
przywykła bowiem do tego, by ludzie – zwłaszcza chłopcy – traktowali ją w taki
sposób. No i samo słowo randka sprawiało, że na jej policzkach pojawiała się
kolejna warstwa rumieńców zawstydzenia. Kiwnęła głową i razem wyszli z sali.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Chodzenie po korytarzach nie było niczym niezwykłym. Zazwyczaj parowana
była z którąś z dziewcząt, więc był to tak naprawdę pierwszy raz, gdy obchód
robili wspólnie. Z początku było dosyć niezręcznie i cicho, jednak przy
trzeciej przyłapanej na mizianiu się po kątach parze zaczęło im być wesoło.
Żartowali, obstawiali w jakiej pozycji zastaną kolejnych uczniów i przede
wszystkim – rozmawiali. Clemen nie sądziła, że Theo może być tak pozytywny, to
znaczy – zawsze wiedziała, że jest miły i sympatyczny. Tego dnia jednak poznała
go lepiej i sama się trochę przed nim otworzyła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Po wykonanym
obchodzie i wspólnym napisaniu raportu udali się do pokoju wspólnego, gdzie
zgodnie z własnymi oczekiwaniami nie zastali nikogo. Pozwolili więc sobie
usiąść na kanapie, właściwie to rozwalić się jak władcy tego przybytku (którymi
prawie byli, w końcu prefekci mieli zupełnie inne prawa) i zabrali się za grę w
karty. W międzyczasie Addyson podzieliła się z nim opowieścią o swojej
ulubionej książce, on opowiedział jej o swoich treningach z nauczycielem
transmutacji. O upływającym czasie zorientowali się dopiero, gdy zaczęło świtać,
a do pokoju zaczęli wracać ich koledzy. Niebawem trzeba było iść za zajęcia, a
oni jako prefekci nie mogli się przecież spóźnić. Pożegnali się więc grzecznie,
a potem każde ruszyło w stronę swojego dormitorium. Nim to się jednak stało,
ręka Theo spoczęła na głowie Addyson i poczochrała ją po głowie. Zaczerwieniona
uciekła szybko do pokoju i przez cały dzień nie potrafiła wyrzucić go z głowy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Tak właśnie Addyson Clemen dołączyła do szerokiego grona zakochanych w
Hogwarcie.<o:p></o:p><br />
<br />
<br /></div>
</div>
<blockquote class="tr_bq">
Opowiadanie napisane zostało na walentynkowy konkurs na <a href="http://mortis.cba.pl/" target="_blank">Mortisie</a>. Wszystko dzieje się w uniwersum Harrego Pottera, a bohaterami są postacie Addyson i Theo.</blockquote>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-72287200045492964852016-10-03T02:47:00.002+02:002016-11-04T20:33:43.659+01:00Trzydzieści pięć<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Dzień, jak co dzień. Wstałam rano, umyłam się, zjadłam śniadanie na
biegu i pojechałam do pracy. Zapowiadało się na burzę, lecz mnie to w ogóle nie
obchodziło. Wydawało mi się, że świat nie może być już bardziej szary. Dopadła
mnie rutyna, która powoli wyniszczała moją duszę. Miałam trzydzieści pięć lat,
mieszkałam z dwoma kotami i nie posiadałam praktycznie żadnego życia
towarzyskiego. Liczyła się dla mnie tylko sama praca, a raczej ta część z nią
związana, która dotyczyła samodoskonalenia. Byłam lekarzem, neurologiem. Nie
obchodzili mnie sami pacjenci, co ich przypadki. Pod tym względem musiałam być
podobna do osławionego doktora House'a z lubianego przez wszystkich serialu.
Nie mogę jednak tego w żaden sposób potwierdzić lub zaprzeczyć, gdyż nigdy nie
oglądałam tego typu programów. Nie miałam na to czasu. Zawsze brałam dodatkowe
dyżury, a gdy tylko przychodziłam do domu, szłam spać. Moje życie było
codzienną walką z samą sobą i swoimi umiejętnościami. Odnosiłam wiele sukcesów,
porażki jednak przyjmowałam bardzo osobiście. Wielu moich pacjentów umarło. W
moim sercu nie było krzty smutku, jedynie zawód. Zawód na samej sobie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Tego dnia wszystko wyglądało normalnie. Poranna kawa, podróż
samochodem, wejście do szpitala przy Zachodniej. Przywitałam się z
pielęgniarkami i udałam do swojego gabinetu. Przebrałam się w strój roboczy i
przetarłam oczy. Szczerze mówiąc, byłam zmęczona. Tak zmęczona, jak nigdy, ale
przecież musiałam pracować. Usiadłam na krześle przy biurku i zaczęłam
przeglądać karty swoich pacjentów. W szczególności byli to starsi ludzie
cierpiący na choroby wyniszczające komórki mózgu. Z takimi ludźmi kontakt
zawsze był ograniczony, toteż nie miałam zbytniej okazji przeprowadzać z nimi
jakichkolwiek rozmów. Inną sprawą było to, że nie czułam takiej potrzeby<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Stukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia. W przejściu stała jedna z
pielęgniarek pracujących w szpitalu od kilku miesięcy. Nadal wyglądała na
odrobinę wystraszoną. Nie dziwiłam jej się, zwłaszcza, iż trafiła do nas chwilę
po zakończeniu szkoły. Takie są zazwyczaj po prostu nie przystosowane do tego,
co dzieje się na oddziałach. W ręku trzymała żółtą teczkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ma pani nowego pacjenta. Przysłali go z Franciszkańskiej. —
Kobieta mówiła cicho, ledwo się ją słyszało. Mimo to, miała jeden z tych
głosów, których lubiło się słuchać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Rozumiem, podaj kartę. — Bez słowa wykonała moje polecenie. Gdy
papiery znalazły się w moich rękach od razu zaczęłam czytać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
„Gabriel Zdanowski, lat dwadzieścia pięć. Choroba potwierdzona:
złośliwy nowotwór mózgu. Nieoperacyjny.”<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Westchnęłam cicho. Trafił mi się kolejny przypadek bez wyjścia.
Ostatnio, mimo iż medycyna idzie cały czas do przodu, czułam się taka bezsilna.
Wciąż nie było leku na raka, a chorych coraz więcej. Pierwszy raz w życiu
poczułam, że jest mi kogoś żal. Chłopak miał dwadzieścia pięć lat, całe życie
było przed nim. A tymczasem musiał pogodzić się ze śmiercią. Dlaczego więc
przysłali go do naszego szpitala? Czy nie powinien był spędzać ostatnich chwil
w domu z bliskimi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Zajrzałam do karty, sprawdzając postęp choroby. Być może miał przed
sobą jeszcze kilka miesięcy, a leki byłyby w stanie poprawić jego samopoczucie.
Nie znalazłam żadnych rentgenów, co bardzo mnie zdziwiło. Z drugiej strony
wiedziałam, że takie rzeczy po prostu się gubią. Ciężko mi było to
zaakceptować, ale lekarze i pielęgniarki to tak naprawdę mało ogarnięte osoby,
którym umykają szczegóły. Podniosłam się z krzesła i skierowałam do wyjścia.
Nadszedł czas, by zająć się pracą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Słońce świeciło wysoko na niebie i przedostawało się radośnie przez
szyby okien. Szłam raźnym krokiem trzymając pod pachą żółtą teczkę. Witałam się
z pacjentami i spokojnie odpowiadałam na pytania, jakie mi zadawali. Nawet
jeżeli już kiedyś udzielałam na nie odpowiedzi. Należałam raczej do cierpliwych
osób i nie sprawiało mi problemu powtarzanie tego samego. Zapatrzyłam się na
przyszpitalny park i niefortunnie na kogoś wpadłam. Dokumenty wyleciały mi z
rąk, więc szybko się po nie schyliłam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Przepraszam. — Powiedziałam cicho, nie spoglądając nawet na
osobę, w którą uderzyłam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Mnie nie musisz przepraszać. — Męski, wesoły głos dotarł do
moich uszu. — Stało się coś?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie, po prostu się zamyśliłam. — Odpowiedziałam na pytanie
starając się, by mój głos brzmiał sympatycznie. Wzrok zatrzymał się na twarzy
mężczyzny, którego bardzo dobrze znałam. Był chirurgiem, kardiologiem i często
zdarzało nam się spędzać razem przerwy obiadowe. Miał trzydzieści dziewięć lat,
a na czarnych włosach ani jednego śladu siwizny. Często zastanawiałam się, jak
to możliwe przy takiej pracy jak ta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Hmmm, czyżby nasza mała Rozalia miała jakieś dylematy? — Zaśmiał
się, lubiłam gdy to robił. — Może podzielisz się nimi ze swoim kolegą po
fachu?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— To nie dylematy. — Podał mi jeden z dokumentów, które wypadły z
teczki i pomagał pozbierać resztę. — Mam nowego pacjenta. Powinnam się do
niego raczej pośpieszyć. Trzeba zrobić rentgen i określić ile czasu mu zostało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ach, kolejny z tych, dla których nie ma już nadziei?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak, a jego dokumentacja jest nie pełna. — Podniosłam się i
wyprostowałam. — Rozumiesz? Ktoś znowu odwalił fuszerkę, a ja muszę po nim
sprzątać!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Boli cię to, że musisz zrobić coś za kogoś, czy po prostu cały czas
wierzysz, że nie jest tak źle? Roz, znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że
nie znosisz chorób, których nie potrafisz pokonać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— On ma raka mózgu Dawid. Tak rozległego, że nawet nie marzę o walce z
nim. — Westchnął. Dobrze wiedziałam, że nie tyle się poddał, co nie chciał
wszczynać dyskusji w tym momencie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kolacja dzisiaj wieczorem? — Zapytał cicho i poklepał mnie po
głowie. Byłam dorosłą kobietą, a mimo to, lubiłam gdy mnie tak traktował.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kończę dzisiaj o dwudziestej pierwszej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Będę czekał. — Uśmiechnął się ciepło i ruszył dalej. Stałam w
miejscu i zastanawiałam się, co właściwie miałam zrobić. Po chwili przypomniało
mi się wszystko i oddychając lekko weszłam do sali trzydziestej piątej na
drugim piętrze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Sześć łóżek, wszystkie zajęte. Tak ostatnio wyglądał oddział
neurologii. Pacjentów mieliśmy coraz więcej, co jednocześnie mnie niepokoiło
i... radowało. Lubiłam swoją pracę, a także wyzwania jakie mi stawiała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— O, pani doktor! — Pomachał do mnie jeden ze starszych pacjentów.
Większość z nich była dawno po pięćdziesiątce. — Termin operacji ustalony
na jutro, tak?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak panie Razowski. — Uśmiechnęłam się i podeszłam na chwilę do
łóżka. — Jak się pan czuje? Wszystko w porządku?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Czuję się lepiej niż przez ostatni miesiąc. — Usłyszałam w głębi
sali śmiech pielęgniarki i jakiegoś chłopaka. Cóż, romansowanie w pracy powinno
być zakazane, zwłaszcza z pacjentami. Westchnęłam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— To bardzo dobrze. Gdyby jednak coś się zmieniło, proszę natychmiast
informować. — Skierowałam się do ostatniego łóżka, ukrytego za rogiem. Tak
jak się spodziewałam, to stamtąd rozbrzmiewał wesoły śmiech siostry. Spojrzałam
na nią karcącym wzrokiem. Chyba się wystraszyła, bo zamilkła momentalnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Dzień dobry, pan Gabriel Zdanowski, tak? — Zapytałam patrząc w
kartę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak, to ja. — Odpowiedział wesoło. Zdziwiło mnie to. Pacjenci w
takim stanie zazwyczaj są najzwyczajniej w świecie smutni. A już na pewno nie
mają tyle pozytywnej energii, którą mogliby rozsiewać po całym szpitalu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— W teczce brakuje kilku wyników badań, więc żeby zaoszczędzić czasu na
ich szukanie trzeba będzie wszystko powtórzyć. — Spojrzałam na niego.
Serce zacisnęło mi się mocno. Był młody, to wiedziałam już wcześniej. Twarz
miał zmęczoną od choroby, mimo to uśmiech z niej nie znikał. Brązowe, potargane
włosy ewidentnie wymagały podcięcia. Żywe, zielone oczy wpatrywały się we mnie
radośnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Rozumiem, które badanie trzeba powtórzyć? — Zapytał odsuwając
kołdrę i wstając.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Rezonans i rentgen. Dodatkowo pobierzemy próbkę krwi. —
Powiedziałam machinalnie przyglądając mu się. Zgłupiałam. Czy tak powinien
wyglądać ktoś, komu zostało tak mało czasu? Nie rozumiałam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Mam czekać na badania, czy zrobimy je od razu? — Zawadiacki
uśmiech spoczął na jego twarzy, a wzrok lustrował mnie od dołu do góry.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Siostro, proszę zarezerwować rentgen i rezonans. — Mówiłam
spokojnie, starając się myśleć logicznie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Już się robi. — Zniknęła za drzwiami wykonując moje polecenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A pan niech lepiej usiądzie. Trzeba oszczędzać siły, nachodzi się pan
jeszcze dzisiaj.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Po cóż się oszczędzać? Życie trzeba przejść bez odpoczynku. —
Podszedł do okna i obserwował biegające po boisku dzieci. Nic na to nie
odpowiedziałam. Patrzyłam tylko i zastanawiałam się, jak to możliwe, że umierający
człowiek ma więcej werwy niż ja.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pójdziemy do mojego gabinetu. — Zadecydowałam, a on odwrócił się
w moją stronę z uśmiechem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Siedział na krześle i wpatrywał się w słońce za oknem. Nie mówił nic, a
ja nie miałam pomysłu, jak rozpocząć rozmowę. Wiedziałam jednak, że muszę
poruszyć kilka ważnych kwestii. Był już po badaniach, których wyniki nie zajęły
dużo czasu. Teraz tylko trzeba przebadać próbki krwi, ale na to można poczekać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Panie Zdanowski... — Zaczęłam cicho. — Nie wiem, czy zdaje
sobie pan sprawę z pańskiego położenia...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Został mi miesiąc życia, tak? — Odpowiedział jakby od
niechcenia. — Tak mówił poprzedni lekarz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Czyli jednak orientuje się pan w sytuacji. Dobrze, proszę mnie
uważnie posłuchać. W kartotece nie było wyników badań, jakie przeprowadzał
pański ostatni lekarz, ale ze smutkiem muszę stwierdzić, że jest dużo gorzej
niż w raporcie jaki dostałam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ach. — Powiedział tylko tyle, oparł głowę o krzesło i uśmiechnął
się do mnie ciepło. — Niech się pani tak nie martwi, to nie zdrowo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— To poważna sytuacja! — Wyprowadził mnie z równowagi. Jak można
aż tak bardzo nie dbać o swoje życie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Wiem. — Mruknął cicho i nachylił się w stronę mojego biurka. -
Ile ma pani lat?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Trzydzieści pięć. — Pominęłam uwagę, iż kobiet o wiek się nie
pyta, bo byłam ciekawa do czego zmierza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jestem o dziesięć lat młodszy, a muszę umrzeć. To sobie pani teraz
myśli? — Zaśmiał się. — Ale proszę mi powiedzieć... Wolałaby pani,
żebym płakał? Użalał się nad swoim życiem? Ktoś mądry powiedział kiedyś
"staraj się dojrzeć promyk światła tam, gdzie inni widzą tylko
ciemności". To właśnie robię. Podziwiam piękno wschodzącego słońca.
Wielbię każdy dzień. Zostało mi ich tak nie wiele, czemu miałbym je spędzić na
płaczu? — Nic nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, co byłoby odpowiednie w
takiej sytuacji. Milczeliśmy więc jeszcze przez chwilę, po czym on zerwał się z
miejsca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Wrócę do sali. Ale mam do pani prośbę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Proszę przyjść do mnie jutro.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— To mój obowiązek, panie Zdanowski.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Gabriel. Proszę mi mówić Gabriel, pani doktor. — Westchnęłam, a
on wyszedł. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że zbliżała się dwudziesta
pierwsza. Dawid już na mnie czekał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Następnego dnia poszłam do sali trzydziestej piątej i odwiedziłam
Gabriela. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, jakim typem człowieka był, ale jedno
musiałam przyznać. Emanowało od niego mnóstwo pozytywnych uczuć i wbrew samej
sobie chciałam spędzać z nim więcej czasu. Spacerowałam z nim po szpitalu,
rozmawiałam i jadłam podczas przerw obiadowych. Nie wiedzieć czemu, zaczęłam
poświęcać mu zdecydowanie za dużo czasu, jak na zwykłego pacjenta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kiedyś wyjawię ci największą tajemnicę tego świata. — Powiedział
podczas jednego z naszych wspólnych posiłków. — Ale musisz na to jeszcze
trochę poczekać Rozalio.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Miałeś nie mówić do mnie po imieniu. — Mruknęłam cicho, choć już
dawno przestało mi to przeszkadzać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ale wtedy czuję, że mam choć jedną bliską osobę na tym świecie! —
Zaśmiał się. Przez kilka tygodni, które spędził w naszym szpitalu nie odwiedził
go nikt. Gdy pytałam o rodzinę i znajomych po prostu milczał i uśmiechał się
lekko. Jakby był sam na świecie i nie mógł liczyć na nikogo innego. Być może to
było przyczyną, dla której znalazłam dla niego miejsce w swoim życiu? Dawid
często mówił, że się zmieniałam. Że zaczynałam być bardziej ludzka i przestałam
traktować choroby jako swoich przeciwników. Zaczęłam zwracać uwagę na pacjentów
i byłam bardziej towarzyska. Sama nie wiedziałam, jak się do tego ustosunkować.
W pewnym momencie po prostu przyznałam, że zaprzyjaźniłam się z człowiekiem,
którego niebawem już nie będzie. Gdy o tym myślałam, moje serce zaciskało się
mocno, a w oczach pojawiały się łzy. Gabriel był człowiekiem, który zasługiwał
na życie. Dzięki niemu ludzie w szpitalu odzyskiwali nadzieję, a praca zdawała
się być dużo przyjemniejsza. Uśmiechy na ustach, wesołe rozmowy. Wywierał na
nas wszystkich dobry wpływ.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Z dnia na dzień jednak jego stan był coraz gorszy. Zapominał o drobnych
rzeczach, tracił równowagę. Ostatni tydzień był najgorszy dla ludzi, którzy
zdążyli go poznać i pokochać. Siedziałam w swoim gabinecie, czytając jego kartę
po raz setny. Szukałam chociażby jednej oznaki na to, że można coś jeszcze zrobić.
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się cicho. Stał w nich Dawid patrząc na mnie
smutno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A więc tutaj się zaszyłaś. Ela powiedziała, że z tym twoim pacjentem
jest coraz gorzej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Niestety. — Zamknęłam teczkę i spojrzałam na niego. —
Dlaczego ludzie tacy jak on umierają? — Zaśmiał się gorzko, a ja
zrozumiałam głupotę pytania, które zadałam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie jesteś już dzieckiem Roz, wiesz, że życie jest niesprawiedliwe. —
Westchnął. — Miałem zamiar porozmawiać z tobą o czymś ważnym, ale zostawimy
to na później. Teraz masz większe zmartwienia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— O czymś ważnym? — Byłam zdziwiona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak, ale to może poczekać. — Podszedł do mnie i objął lekko. —
Powinnaś odpocząć. Nic nie poradzisz na to, co nieuniknione. — Kiwnęłam
głową, ale mimo to nie chciałam się poddać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Dwudziesty trzeci maja. Ten dzień zapamiętam na zawsze. Choć w sumie,
nie wiem, co tak naprawdę się wtedy działo. Miałam obchód, sprawdzałam karty
pacjentów. Tego dnia nie zdążyłam jeszcze odwiedzić swojego ulubieńca, gdy do
sali wbiegła pielęgniarka. Była wystraszona, co automatycznie podniosło mój
poziom adrenaliny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pani doktor, szukałam pani wszędzie. W sali trzydziestej piątej... —
Nie dokończyła, a ja już wybiegłam na korytarz. Rzuciłam wszystko, co miałam w
rękach i pędziłam do pokoju, w którym leżał człowiek, dzięki któremu miesiąc
mojego życia wyglądał tak niezwykle.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Roza... — Wypowiedział moje imię cicho, gdy tylko pojawiłam się
w drzwiach. Panowie z sali jak i pielęgniarki stały i patrzyły na niego.
Podeszłam do łóżka i złapałam go za dłoń.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Cicho, nie wypowiadaj niepotrzebnie zbyt wielu słów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pamiętasz... Obiecałem ci, że wyjawię ci tajemnicę świata. —
Kiwnęłam głową. — Chyba nadszedł czas. — Zapadła długa cisza. Ledwo
łapał oddech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Miłość. To takie banalne, ale miłość jest tajemnicą tego świata.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co ty bredzisz, Gabriel. — Mruknęłam, starając się nie płakać.
Zaśmiał się, co doprowadziło do ataku kaszlu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie ważne, jak byłoby źle, miłość ratuje dusze. Nie ważne, że
umrzesz, pamięć o tobie zostanie. — Milczałam. Łzy napłynęły mi do oczu,
klęknęłam przy jego głowie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie zapomnij o mnie, Roz. Niech choć jedna osoba wie, kim byłem. —
Dopiero w tym momencie zobaczyłam, że płakał. Pocałowałam go w czoło i
zacisnęłam mocniej dłoń, w której trzymałam jego rękę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie zapomnę. Nikt z nas o tobie nie zapomni. — Zaśmiał się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Bądź dobrym lekarzem i bardziej zwracaj uwagę na ludzi. —
Mruknął cicho. Zebrało mu się na pouczanie mnie w takim momencie. Chciałam
wygarnąć mu wszystko, jednak nie mogłam wypowiedzieć ani słowa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak naprawdę... To wszystko ma swoje pozytywy. Gdy umrę, będę mógł
się tobą opiekować. — To były jego ostatnie słowa, które słyszeli wszyscy.
Leżał potem w milczeniu i nim odszedł na zawsze minęło jeszcze parę godzin.
Siedziałam przy nim cały czas. To ja podałam godzinę zgonu i to ja widziałam
uśmiech na jego twarzy, gdy odchodził. Nim jednak jego dusza zniknęła na zawsze
szepnął kilka ważnych słów tak, bym tylko ja mogła je zrozumieć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Środek nocy, a ja nie zapalałam światła w gabinecie. Siedziałam w
pozycji embrionalnej i płakałam. Ktoś wszedł do środka, ale nie zwracałam na to
uwagi. Poczułam silne ramiona obejmujące mnie. Głowę oparłam na szerokiej
klatce piersiowej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Roz... Tak bardzo go kochałaś? — Głos Dawida dochodził do mnie z
opóźnieniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kochałam? Można tak powiedzieć. — Przytuliłam się do niego
mocno. Czułam jak szybko bije jego serce. — Chociaż sądzę, że zostałam po
prostu przez niego oczarowana. Jego pogoda i optymizm pokazały mi, że moje
życie to szara plama, którą należy pokolorować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pokolorujmy je razem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pokolorujmy nasze życia nawzajem. — Odsunął mnie trochę od siebie
i spojrzał prosto w twarz. — Potrzebujemy się nawzajem. Chciałem powiedzieć ci
o tym już dawno temu, ale... Nie potrafiłem. — Zaśmiałam się cicho.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Zawsze dostrzegaj jasny promień każdej sytuacji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— To mi powiedział. — Uśmiechnęłam się i oparłam o niego ponownie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Od śmierci Gabriela minęło dziesięć lat. Teraz wiem, że nawet to smutne
wydarzenie miało dobre skutki. Gdyby nie to, ani ja ani Dawid nigdy nie
bylibyśmy w stanie uświadomić sobie swoich własnych uczuć. Lekcja była krótka i
bardzo bolesna, ale dotarła zarówno do mnie, jak i do niego. Nigdy o nim nie
zapomnieliśmy. Zarówno ja jak i mój mąż. Słowa Gabriela stały się naszą domeną.
Miłość rzeczywiście czyniła cuda, choć nie chciałam w to na początku uwierzyć.
Dzięki niemu także zmieniłam się. Stałam się lepszym lekarzem, ale przede
wszystkim... człowiekiem. Wierzę, że jeszcze kiedyś spotkam tego wesołego,
zawsze uśmiechniętego chłopaka i będę mogła mu podziękować. I spełnić
obietnicę, jaką dałam mu w ostatnich sekundach jego życia. Czy go kochałam? Do
tej pory nie mam pojęcia, ale wiem, że w następnym wcieleniu zgodnie z
obietnicą, będę jego. Bo on zdążył pokochać mnie taką, jaką byłam.<o:p></o:p></div>
<br />
<blockquote>
Opowiadanie napisane na konkurs w 2013 roku.</blockquote>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-7967818322836091862016-10-03T02:42:00.000+02:002016-11-04T20:20:13.613+01:00Po każdej zimie następuje wiosna<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Zima. Panujący na dworze mróz wdzierał się pod wszystkie części ubrań
sprawiając, że ciało drżało. Było jeszcze wcześnie, ale ciemność zdążyła już
zapanować wokół miasta. Zaśnieżone ulice, na których mimo wszystko znajdowało
się sporo ludzi, były ozdobione lampkami, choinkami i bombkami. No tak,
zbliżało się Boże Narodzenie. Największe święto w roku, zwłaszcza dla
kochających się rodzin. Dawało im szansę na spotkanie się, poczucie jedności w
swoim gronie. Co więc sprowadzało tego mężczyznę do klubu stojącego na uboczu
miasta? Powinien być teraz w domu, ze swoją żoną i dziećmi. A jednak... Coś
przyciągało go do tego miejsca, choć do końca sam nie rozumiał dlaczego. Szedł
szybko, z ust wylatywała mu para, a w myślach miał tylko jedną twarz. Twarz
chłopaka, z którym tak naprawdę nie łączyło go nic. Kiedy to oni się poznali?
Miesiąc temu? Tak, jakoś tak będzie. Mężczyzna zacisnął dłoń na szaliku i
nasunął go sobie na nos. Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie. Było to w
tym samym klubie. Przyszedł wtedy, zmęczony po pracy. Żonie powiedział, że
idzie z kolegami na piwo i nie wie, czy wróci na noc. Tak naprawdę nie pierwszy
raz już wychodził do tego rodzaju lokali i nie pierwszy raz tak skłamał. Nie
pierwszy raz również dosiadł się do zupełnie obcego mężczyzny, tylko po to, by
kilka godzin później spędzić z nim upojną noc. Robił tak często, w głębi duszy
potępiając się za to, iż okłamywał jedyną osobę jaką miał w swoim życiu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Julia jednak nie była tym, czego pragnął dla siebie i choć połączyło
ich dziecko nie mieli ze sobą za wiele wspólnego. Dobrze wiedział, że ona go
kocha i zrobi dla niego wszystko. On jednak nie potrafił się przemóc.
Ożenił się z nią tylko dlatego, że tak wypadało, że rodzice zadecydowali.
Szkoda, że nie wiedzieli jak bardzo skrzywdzili i ją i jego i ich dziecko.
Wyciągnął papierosa i zapalił go, zmierzając dalej do swojego celu. W głowie
huczało mu od pytań i niepewności. Do tej pory widzieli się tylko trzy razy, a
każdy z nich kończył się tak samo. Przy nim czuł, że nie musi nikogo udawać i
pierwszy raz od dawna może być całkowicie sobą. Zazdrościł mu wiele, choćby
tego, że żył tak jak uważał za słuszne i nie ukrywał się z tym. Gdy ujrzał go
pierwszy raz, podszedł do niego, zagadał. Zupełnie tak, jak zwykł to robić
zawsze. Nie rozmawiali jednak długo, szybko bowiem zmyli się i wylądowali w
hotelu. Do dziś pamięta nawet numer pokoju, w którym to się stało. Od tamtej
pory nie może przestać o nim myśleć i to wprawia go w złość i furię. W pracy, w
domu, gdziekolwiek by nie był, ta sympatyczna twarz ciągle pojawia się przed
jego oczami. A przecież, tak mało brakowało, a nigdy więcej by się już nie
ujrzeli. Coś jednak kazało mu wrócić następnego wieczora do klubu i, ku jego
zaskoczeniu, znów się spotkali. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem dopalając
papierosa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Drugie spotkanie było dosyć śmieszne, biorąc pod uwagę to iż prawie do
niego nie doszło. No, ale cóż miał zrobić, skoro tamten siedział w gronie
przystojnych, młodych i interesujących mężczyzn? No właśnie. Od razu się
wycofał, jednak na szczęście został w ostatnim momencie przez niego zawołany. I
tak właśnie wszystko się zaczęło. Z początku obaj byli święcie przekonani, że
łączy ich tylko seks, nic więcej. Teraz jednak, gdy podążał na kolejne
spotkanie, zastanawiał się, czy przypadkiem nie chodzi o coś zupełnie innego.
Wyrzucił peta, dogasił go stopą i wszedł do budynku zdejmując płaszcz i
rozglądając się po pomieszczeniu. W środku jak zwykle było tłoczno i głośno,
jednak wystarczył jeden rzut oka, by go zobaczył. Uśmiechnął się pod nosem
i przyspieszył kroku podchodząc do swojego "przyjaciela". Przyjrzał
mu się, stwierdzając, że jego krótkie brązowe włosy i hipnotyzujące zielone
oczy zdecydowanie dodają mu uroku. Mężczyźni przywitali się cicho i usiedli
przy stoliku. Przez chwilę panowała pomiędzy nimi cisza, obaj obserwowali się
nawzajem przypominając sobie każdą, nawet najmniejszą rysę twarzy siedzącego
obok.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Dawno się nie widzieliśmy Ezekielu. — Powiedział mężczyzna
biorąc do ręki piwo, które podała mu kelnerka. Kątem oka cały czas obserwował
twarz chłopaka. Ten tylko uśmiechnął się radośnie i położył mu rękę na
ramieniu, samemu również biorąc łyk swojego piwa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A i owszem Robercie. I owszem. — Zapadła krótka chwila ciszy,
którą jednak przerwano. — Musiałem pozałatwiać trochę spraw w domu.
Rozumiesz, rodzice, te sprawy... — Nie wyglądał na szczęśliwego. Robert od
razu ro zauważył, lecz przemilczał. Nie uważał, by to w tym momencie była
najważniejsza rzecz do obgadania. Zdecydowanie nie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak, rozumiem. Też musiałem zająć się rodziną. W końcu za tydzień
wigilia. — Powiedział cicho opierając się o kanapę. Przyglądał mu się
intensywnie, po czym położył dłoń na jego głowie. I siedzieli tak przez jakiś
czas, nie odzywając się tylko patrząc na siebie. Potem zapłacili i wyszli,
ponownie kierując się do hotelu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
W pokoju było przytulnie i ciepło. Robert położył swój płaszcz na
fotelu i spojrzał na leżącego na łóżku Ezekiela. Poczuł ucisk w gardle i nie do
końca wiedział, co tak naprawdę teraz się z nim dzieje. Podszedł do niego
wolnym krokiem, oparł dłonie na łóżku i nachylił się nad chłopakiem całując go
delikatnie w usta. Tamten odpowiedział na to tym samym, pogłębiając pocałunek.
Zarzucił mężczyźnie ręce za szyję i mruknął cicho, by tym razem zrobili to
powoli. Tak też się stało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Rano, słońce wpadało do pokoju hotelowego, lecz nie zwiastowało niczego
dobrego. Było zimne i nieprzyjemne, a za oknem ani żywej duszy. Mróz przegonił
wszystkich z ulic i zmusił do wegetacji wewnątrz domu. Pierwszym, który się
obudził był wysoki blondyn, zaczynający swój poranek od papierosa. Dym
rozchodził się po pomieszczeniu, a wzrok mężczyzny padł na jego towarzysza. Był
odkryty, więc bardzo dobrze można było dostrzec blizny, jakie miał na plecach.
Robert zacisnął mocniej dłonie zaciągając się papierosem. Po chwili dogasił
peta i pogłaskał chłopaka po głowie, przyglądając się jego śpiącej twarzy. W
tym momencie brunet otworzył swoje oczy i spojrzał na niego zdziwiony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co jest? — Zapytał sennie podnosząc się do pozycji siedzącej.
Robert zmieszał się lekko i tylko chrząknął. Ezekiel uśmiechnął się do niego
promiennie kładąc dłoń na jego ramieniu. — No, co jest? — Ponowił
pytanie. W odpowiedzi usłyszał tylko ciche westchnięcie. Spojrzał więc w oczy
towarzysza i patrzył tak długo, aż tamten nie uległ.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kto ci to zrobił? — Zapytał cicho wskazując palcem blizny
chłopaka. Reakcję mógł zauważyć od razu. Ezekiel odsunął się momentalnie i
przygryzł wargę. Wyglądał tak, jakby chciał wykrzyczeć, że to nie jego sprawa.
To sprawiło, że w Robercie coś pękło. Nachylił się nad nim łapiąc go palcami za
brodę i przytulając do siebie mocno. Przystawił usta do jego ucha i mruknął
cicho.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jak nie chcesz, nie musisz mówić. — Słychać było w jego głosie
smutek i rozdarcie, czyli to, co dokładnie w tym momencie czuł. Sama myśl, że
ktoś mógłby krzywdzić tego młodego chłopaka sprawiała, że w nim wrzało. Z
rozmyślań wyrwał go dźwięczny głos jego przyjaciela, a także to, że poczuł na
sobie jego łzy. Odsunął się delikatnie i spojrzał zaskoczony wsłuchując się w
szloch osoby, która zawsze wydawała mu się taka radosna. Sam zacisnął zęby, nie
wiedząc czemu los tego chłopaka tak bardzo go obchodzi. Pogłaskał go po głowie
i pocałował w czoło szepcząc uspokajające słówka, byleby tylko przestał się
trząść. Gdy tylko Ezekiel się trochę uspokoił Robert odetchnął z ulgą i wytarł
mu łzy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A więc? Zdradzisz mi ten sekret? — Szepnął mu do ucha głaskając
go po poliku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Rodzice. — Tylko tyle usłyszał w odpowiedzi, lecz to
wystarczyło. Warknął cicho, powstrzymując się przed atakiem złości. Nie mógł tego
pojąć. Przecież rodzice nie powinni w ten sposób traktować dzieci! Sam był
ojcem, więc bardzo dobrze o tym wiedział.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jak to? Za co niby robią ci takie rzeczy? — Odpowiedzi jednak
bardzo długo nie było, a gdy nadeszła stwierdził, że mógł się domyślić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A jak myślisz? Jestem gejem i nie ukrywam tego. Moi rodzice to
nawiedzeni katolicy. — Westchnął cicho, zdawało się, że już się uspokoił.
Nawet odsunął się trochę od mężczyzny i zaczął zakładać spodnie. Robert tylko
pokręcił głową, ale nic więcej nie powiedział. Sam założył na siebie koszulę i
zaczął zapinać guziki. Cały czas kątem oka obserwował chłopaka, który teraz
zakładał na siebie t-shirt.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ezekiel. — Powiedział cicho, odrobinę wahającym się głosem.
Jeszcze nie do końca był pewien co chce powiedzieć, ale wiedział, że coś musi. —
Gdybyś potrzebował pomocy... dzwoń. — Wcisnął mu w rękę swoją wizytówkę i
dopiero się zorientował, że jeszcze nie wymienili się numerami. Właściwie to
umawiali się po każdym spotkaniu na następne, które odbywało się po dłuższej
przerwie. Co więc miała oznaczać ta zmiana? Robert nie miał pojęcia co się z
nim działo i czemu ten chłopak tak bardzo przewracał jego życie do góry nogami.
Wiedział jedynie to, że musi mu pomóc bez względu na wszystko. Ezekiel wydawał
się dosyć zdziwiony, ale wziął wizytówkę i uśmiechnął się do niego szeroko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Dziękuję. — Wyjął z kieszeni telefon i zaczął wpisywać numer
uśmiechając się pod nosem. Wyglądał na zadowolonego, co jeszcze bardziej
zdziwiło jego towarzysza. Chwilę potem rozległa się melodia. Robert westchnął
zadowolony i wcisnął na swoim telefonie czerwoną słuchawkę zapisując nowy
numer. Podszedł do chłopaka i pocałował go delikatnie w usta, zupełnie inaczej
niż do tej pory. W pocałunku tym nie było tyle nachalności i namiętności, lecz
zwykłe, delikatne uczucie, jakiego jeszcze nikomu wcześniej nie okazał. Gdy się
odsunął spojrzał na zegarek, a jego mina świadczyła o tym, że czas najwyższy
się zbierać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Odwiózłbym cię gdzieś, ale samochód zostawiłem w domu. —
Westchnął zawiedziony swoją głupotą. Chociaż z drugiej strony dobrze wiedział,
że Julia będzie rano go potrzebowała, żeby odwieźć ich małą córeczkę do
przedszkola. Nie mógł zapomnieć o potrzebach swojej rodziny, jak bardzo by nie
był zaaferowany Ezekielem. Obiecał sobie dawno temu, że jego słoności nie
sprowadzą na dziecko przykrości i tak miało pozostać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Spoko, spoko. Dam sobie radę, twardy koleś jestem, nie? Co tam dla
mnie spacerek w mrozie, o! - Zaśmiał się. Robertowi zdawało się, że
bardziej dźwięcznego śmiechu jeszcze nigdy w życiu nie słyszał. —
Zadzwonię do ciebie jak tylko znajdę czas. A teraz... Wybacz, ale powinienem
spieszyć się do pracy. Z resztą, ty chyba też.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Racja, praca. — Został wyrwany z zamyślenia. — Szef by się
nie ucieszył, gdybym się zbytnio spóźnił. Do zobaczenia. — Wyszedł
oglądając się tylko raz i odmachując do chłopaka. Schodził po schodach hotelu
zastanawiając się, jak bardzo raniony musi być Ezekiel w swoim własnym domu. Na
samą myśl o tym przeszedł mu po plecach dreszcz. Nie zastanawiając się zbytnio,
złożył na siebie kurtkę i wyszedł na mróz. Para leciała mu z ust, a
nieprzyjemne zimno docierało do każdej części jego ciała. Myśli natomiast
nieustannie błądziły wokół młodego bruneta, a humor nie był wcale najlepszy. W
takim właśnie nastroju udał się do pracy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy wreszcie mógł odsapnąć. To
zdecydowanie był ciężki dzień, a klienci mnożyli się jak króliki. Na szczęście
godziny pracy właśnie się skończyły i czas powrotu do domu nastał. Robert
zbierał swoje rzeczy z biurka spoglądając na telefon, jakby oczekiwał, że coś
tam będzie. Nie zorientował się, gdy ktoś otworzył drzwi i wszedł do jego
gabinetu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Hej stary, idziemy na piwo. Zbierasz się z nami? — Głos jego
przyjaciela wytrącił go z zamyślenia przez co prawie upuścił telefon. Spojrzał
na mężczyznę zaskoczony i przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad tym, co
usłyszał. Nie mógł się skoncentrować, więc dojście do siebie zajęło mu trochę
czasu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Aaa... Nie, wybacz. Muszę się dzisiaj zająć żoną i dzieckiem. —
Odpowiedział krótko nie będąc w nastroju na dłuższe pogadanki. Właściwie,
mógłby z nimi pójść na to przeklęte piwo, ale nie miałby co powiedzieć żonie. W
końcu oficjalna wersja mówiła, że poprzedniego wieczora z nimi pił. Westchnął
cicho. Cóż, trzeba będzie wymyślić coś nowego...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie żartuj sobie! Cały czas się wykręcasz. Nie przesadzasz aby z tą
nadopiekuńczością wobec żony? Przecież możesz ją na chwilę zostawić samą. —
Mężczyzna zdawał się nie dawać za wygraną, co sprawiło, że Robert zacisnął
mocniej dłonie opanowując wściekłość. Z jednej strony ich rozumiał, bo już
wielokrotnie musiał im odmówić, ale z drugiej... Jeżeli nie chciał iść to nie
powinni go namawiać! Spojrzał wymownie na namawiającego i wyminął go bez słowa
kierując się do drzwi. Pożegnał się z nim cicho i nim się tamten zorientował
Robert był już przy drzwiach wyjściowych z całego budynku. Wyszedł na dwór i
spojrzał w niebo. "Rany, rany, będzie dzisiaj padać." - myślał przechadzając
się ulicami. Nie miał daleko, dlatego też skierował się od razu do swojego celu
a nie na przystanek. Wyjął papierosa, zapalił go i zaciągnął się mocno. Dopiero
zdał sobie sprawę, jak bardzo tego potrzebował, a w pracy nie palił ani
jednego. Westchnął cicho wyciągając z kieszeni telefon i po raz kolejny
spoglądając na jego ekran. Zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń. Rany,
czemu to go tak bardzo złościło? Sam nie wiedział, choć zaczynało go to
strasznie drażnić. Skręcił w prawo, zdając sobie sprawę, że została mu do
pokonania tylko ostatnia prosta. Dogasił peta wyrzucając go na zaśnieżony
chodnik i przydeptując. Przyspieszył kroku odganiając od siebie niepotrzebne
myśli. Gdy doszedł do wysokiego bloku, na którym namalowany został numer
trzynaście od razu skierował się do trzeciej klatki od prawej. Wyciągnął klucze
i bez słowa zaczął wspinać się po schodach. W myślach pojawiła się twarz
przystojnego bruneta. Pierwsze piętro zaliczone. W uszach brzmiał jego głos.
Wszedł na drugie piętro. Przed oczami pojawiły się ogromne blizny osadzone na
całych plecach. Trzecie piętro osiągnięte. Spojrzał na drzwi i westchnął
naciskając na klamkę. Do jego uszu doszły znane mu głosy rozmawiające ze sobą.
Nie mówiąc ani słowa zamknął za sobą drzwi, zdjął buty i kurtkę po czym
skierował się wprost do salonu. Na jego widok mała, blond włosa dziewczynka
wyglądająca na jakieś pięć lat podbiegła szybko i przytuliła się do jego nogi.
O dziwo, na jego ustach zagościł szczery, ciepły uśmiech, gdy głaskał ją po
głowie i schylał się by ucałować jej głowę. Następnie jego wzrok natrafił na
szczupłą, rudą kobietę o szarych oczach, które podobno były piękne. Sam
właściwie nie wiedział, nigdy nie był dobry w orzekaniu o urodzie kobiet.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Wróciłem. — Powiedział cicho kątem oka obserwując starsze
małżeństwo, które miny miało jakby byli na pogrzebie. — Coś się stało?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie synu, nic się nie stało. Po prostu dawno cię u siebie nie
widzieliśmy. Dopiero co skończyliśmy rozmawiać o świętach. — Powiedziała
kobieta, która zdawała się być jego matką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Mam nadzieję, że przyjedziecie wcześniej. Trzeba przygotować wszystko
na przyjazd Krzysztofa. — Powiedział ojciec. Robert tylko pokiwał głową i
zaczął bawić się z córką wsadzając ją sobie na barki i biegając z nią po
pokoju. Myślami był tym razem przy swoim starszym bracie – Krzyśku. A więc
wreszcie zdecydował się przyjechać do domu na święta? Robert czuł do niego
tylko pogardę. Nie rozumiał, jak można zostawić własną rodzinę tylko dlatego,
że znalazło się nową, piękniejszą kobietę od własnej żony. To iście
nieodpowiedzialne, a on tego najbardziej nie znosił. Usiadł na podłodze i bawił
się z córką podczas gdy jego zona podeszła do nich i położyła mu rękę na
ramieniu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jak się bawiłeś wczoraj z kolegami? — Uśmiechnęła się radośnie,
co omal nie sprawiło, że mu serce pękło. Naprawdę nie znosił jej okłamywać,
była w końcu bardzo dobrą kobietą. Jedyny problem był jednak właśnie w tym, że
nią była. Uśmiechnął się sztucznie licząc na to, że nikt nie zauważy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Bardzo dobrze. Było miło i ogólnie bawiliśmy się dobrze.
Stwierdziliśmy, że musimy to kiedyś powtórzyć. — Powiedział czując
obrzydzenie do samego siebie. Córka w tym czasie wgramoliła mu się na kolana i
przytuliła mocno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tatusiu! Możemy już jechać do domu? — Wyglądała na zmęczona,
więc tylko pokiwał głową i trzymając ją na rękach wstał powoli.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Zbieramy się, prawda Julio? — Spojrzał na żonę znacząco, a ta
tylko przytaknęła cicho. Pożegnali się z rodzicami, ubrali i skierowali do
samochodu. Cały czas czuł na sobie wzrok Julii, co sprawiało, że wyrzuty
sumienia stawały się jeszcze gorsze. Zasiadł za kierownicą i ruszyli w drogę.
Do domu mieli dosyć spory kawałek, gdyż mieszkali na uboczu miasta. Robert
twierdził, że takie miejsce będzie idealne do wychowywania dziecka, a jego zona
nie protestowała. Spojrzał w lusterko i uśmiechnął się lekko, gdy ujrzał, że
Maria śpi zadowolona na tylnym siedzeniu. Katem oka dojrzał także, że Julia
chciała coś powiedzieć. I zapewne by powiedziała, gdyby nie rozległ się dzwonek
jego telefonu. Spiął się strasznie nie wiedząc, co robić. Nie chciał odbierać,
gdy w pobliżu była żona, bo mógł to być Ezekiel, z drugiej strony... Dobrze
wiedział, że jeżeli to on, to powinien to zrobić natychmiast! Z pomocą przyszła
mu Julia sięgająca po jego telefon.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jakiś Ezekiel. Odebrać? — Robert przygryzł wargę i wyciągnął w
jej stronę jedną rękę, drugą trzymając na kierownicy. Zdziwiło to trochę
kobietę, bo nigdy nie rozmawiał prowadząc. W takich momentach kazał odbierać
jej i mówić, co rozmówca chciał mu przekazać. Westchnęła tylko cicho i podała
mu telefon. On szybko odebrał, nie zawracając sobie głowy tym, co teraz musiała
czuć i myśleć żona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Halo? — Jego głos wydawał się odrobinę za bardzo podekscytowany,
więc przygryzł sobie język, by zdusić to w sobie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— No hej. — Usłyszał w słuchawce głos, na który czekał cały
dzisiejszy dzień. — Jak tam dzień minął?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Całkiem nieźle, chociaż ciężko. Dopiero wracam do domu. —
Powiedział cicho cały czas uważnie patrząc na drogę, bo zrobiło się już ciemno,
a na ulicach, którymi teraz jechali często wyskakiwały zwierzęta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— O rany, dopiero? Ja wróciłem jakieś dwie godziny temu. Jesteś bardzo
zajęty? — Głos wydawał się być jakiś taki inny niż zwykle, co
zainteresowało Roberta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Odrobinę, właśnie wiozę żonę i córkę i do domu. — Opowiedział i
dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że przecież Ezekiel nic o nich nie
wiedział. Ugryzł się w język żałując, że wypaplał za wiele. Cisza, która po tym
nastąpiła wcale nie poprawiała jego sytuacji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ach, rozumiem. To już ci nie przeszkadzam. Trzymaj się. — Połączenie
się skończyło, a Robert wpatrywał się pustym wzrokiem w drogę przed sobą. Rękę
cały czas trzymał przy uchu, jakby nie mógł pogodzić się z tym, co teraz się
działo. Czyżby chłopak się wystraszył? No w sumie, tylko ktoś nienormalny nie
zareagowałby na takie wieści. Robert westchnął cicho i oddal telefon żonie,
która usilnie próbowała dowiedzieć się, czy coś się stało. Na marne. Cała droga
do domu minęła im na milczeniu. Gdy już do niego dotarli wcale nie było lepiej,
toteż szybko poszli spać nie rozmawiając ze sobą za wiele.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Wigilia, ciemno na zewnątrz. Mała Maria wpatrywała się w okno
poszukując na niebie pierwszej gwiazdki. Tymczasem Robert wraz z żoną pomagali
jego rodzicom przygotować wszystko do kolacji. Od tygodnia mężczyzna był jakiś
nie obecny, co bardzo martwiło jego rodzinę. Prawie nic nie mówił, nie
przebywał z nimi i tylko co jakiś czas spoglądał na telefon. Julia próbowała
wiele razy wypytywać o to, co się działo, jednak spotkała się tylko z
pomrukiwaniem. Prawdą jednak było, że blondyn martwił się o Ezekiela, a
właściwie o to, co ich łączyło. Sam zaczynał wątpić, by były to tylko zwykłe
spotkania na seks. Nie miał jednak odwagi przyznać tego przed samym sobą. Maria
podekscytowana tańczyła na środku pokoju podczas gdy dorośli znosili talerze i
potrawy. Wszyscy ubrani bardzo elegancko i dostojnie, a także dosyć bogato.
Było ich na to stać i jakoś nigdy nie starali się szczególnie oszczędzać. Z
resztą, nie musieli. W pewnym momencie po domu rozniósł się dźwięk dzwonka do
drzwi, co sprawiło, że wszyscy zamarli. Dobrze wiedzieli kto się pojawił,
jednak nie mieli pojęcia jak się zachować. Nie widzieli Krzysztofa od czterech
lat i, według Roberta, tak było lepiej. Potępiał brata, choć musiał przyznać,
że za nim tęsknił. I to właśnie on otworzył drzwi i jako pierwszy przywitał się
z przybyszem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Krzysiek. Miło, że przyszedłeś. — Powiedział cicho kątem oka
dostrzegając, że brat nie zjawił się sam. Przygryzł wargę zastanawiając się,
czy ten idiota ma choć trochę taktu. Był zły, jednak niczego po sobie nie dał
poznać. Przywitał się również z kobietą, która została mu przedstawiona, jako
przyszła żona jego brata. To sprawiło, że jeszcze bardziej nim wstrząsnęło, ale
nadal się powstrzymywał. Cała rodzina była dosyć zaskoczona, ale zachowali
pozory uprzejmości. Wszystko zapowiadało się całkiem dobrze, gdy w pewnym
momencie doszło do kłótni pomiędzy braćmi o to, co znaczy odpowiedzialność.
Rodzina już miała łagodzić spór, gdy Robert usłyszał dźwięk swojego sms'a.
Zamilknął na chwilę po czym szybko sprawdził. Jedna wiadomość, od: Ezekiel.
Napis ten sprawił, że jego serce szybciej zabiło. Od razu otworzył.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
„Za dwadzieścia minut w parku Słowackiego. Przy tej altanie, wiesz
gdzie. Czekam.”<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Szybko spojrzał na zegarek obliczając w myślach czy zdąży. Nie
zwracając na nic uwagi wstał z miejsca i złapał za kurtkę. Jeżeli chciał zdążyć
musiał się naprawdę spieszyć! W głowie mu szumiało, nie panował nad tym co
robi. Nie zwracał uwagi na to, że rodzina patrzyła na niego dziwnie , ani na
to, że zapewne zrobi wielki zawód swojej córce. Czuł, że musi tam iść i to
natychmiast. Na chwilę jednak się uspokoił i otrząsnął. Odetchnął głęboko i
ubrany już w kurtkę spojrzał na żonę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Muszę na chwilę wyjść. Wrócę niedługo, ale możecie zacząć kolację
beze mnie. — Uśmiechnął się, by ją trochę uspokoić i jak mu się wydawało
podziałało. Zamykając drzwi usłyszał jeszcze słowa brata.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— I on śmie pouczać mnie o odpowiedzialności! — Postanowił jednak
nie wdawać się w awantury i nie spowalniając zszedł na sam dół. Potem szybko
skierował się do samochodu i ruszył w stronę parku. Na ulicach nie było korków,
bo o tej porze wszyscy siedzieli w domach z rodzinami. Dopiero wtedy dotarło do
niego, jak bezmyślnie się zachowywał. Przeczesał dłonią swoje włosy i pokręcił
głową nie wierząc w to, że tak łatwo dał się ponieść emocjom.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Gdy wreszcie dojechał na miejsce wysiadł z samochodu i o mało nie
zapomniał go zamknąć. Spojrzał na zegarek i przyspieszył mimowolnie zdając
sobie sprawę, że był już spóźniony o pięć minut. Wszedł na teren parku i
błądził po nim szukając drogi prowadzącej do altany. Ścieżka cała pokryta
śniegiem oświetlona była tylko małymi latarenkami umieszczonymi w dosyć sporej
odległości od siebie. Mróz dawał o sobie znać i Robert pomyślał, że w tym roku
czeka ich naprawdę ciężka zima. Skierował swoje drogi na wprost i już pięć
minut później dostrzegł cel swojej podróży. Podbiegł więc i wszedł schodami do
altany chowając się przed światem w jej ścianach. Rozejrzał się po
pomieszczeniu czując, że serce zaraz mu eksploduje. Aż w końcu ujrzał w
ciemności zarys sylwetki więc podszedł do niej szybko. Postać odwróciła się i
mógł w świetle księżyca dojrzeć jego twarz. Twarz, za którą tak bardzo tęsknił
i nie wiedział, czy jeszcze kiedyś ją zobaczy. W mgnieniu oka porwał go w swoje
ramiona szukając na oślep swoimi wargami jego ust. Połączyli się na chwilę w
pocałunku, który wyrażał tak wiele. Ezekiel zacisnął dłonie na jego kurtce i
mruknął coś bardzo cicho. Robert odsunął się od niego odrobinę i spojrzał
zaciekawiony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co mówiłeś? — Zapytał szepcząc mu wprost do ucha. Po ciele
bruneta przebiegł przyjemny dreszcz, który jednak został szybko przez niego
opanowany.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tęskniłem za tobą idioto. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale nie
potrafię o tobie nie myśleć. — Powiedział krótko. Było widać, że sam nie
za bardzo wie, co się wokół niego dzieje, ale blondynowi to nie przeszkadzało.
Przyciągnął go do siebie i przytulił mocno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A więc musimy się częściej spotykać. — Powiedział tylko tyle.
Właściwie chciał wyrazić więcej, ale od zawsze nie potrafił okazywać uczuć i o
nich mówić. Był w tej dziedzinie raczej kiepski, co sprawiało, że bał się tego,
że go zawiedzie. Ezekiel jednak wszystko zrozumiał i oparł głowę o klatkę
piersiową mężczyzny. Obaj czuli się spełnieni i pewni tego, że to co ich łączy
nie jest nic nie wartym uczuciem. Stali tak jeszcze, na mrozie, co jakiś czas
przytulając się bardziej. Rozmawiali o wszystkim, dawali sobie buziaki.
Zupełnie zapomnieli o upływie czasu, gdy nagle usłyszeli dźwięk dzwonu, który
dochodził z pobliskiego kościoła. Obaj odskoczyli od siebie jak oparzeni zdając
sobie sprawę co to oznacza. Wybiła północ.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Cholera, muszę wracać do rodziny. Żona mnie zabije. — Powiedział
Robert zastanawiając się, jak mógł tak stracić rachubę czasu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak, ja też powinienem już iść. Rodzice nie będą zadowoleni jak
opuszczę pasterkę. — Westchnął ciężko, a Robertowi zdawało się, że chłopak
zadrżał lekko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Powiozę cię. — Powiedział i złapał go za rękę prowadząc do
swojego samochodu. Nie chciał, by rodzice znów się nad nim pastwili więc
postanowił odrobinę mu pomóc. Zapytał cicho o adres, pod który powinni się udać
i gdy wsiadali do samochodu uśmiechnął się do niego pocieszająco. Wcisnął gaz
do dechy i ruszyli spoglądając na siebie ukradkiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Gdy dotarł do mieszkania rodziców wszyscy spoglądali na niego wzrokiem,
który sprawiał, że czuł się strasznie winny. Maria już dawno spała, a wszyscy
byli po kolacji. Żona kręciła tylko głową, co jakiś czas pytając się, gdzie tak
długo był i co robił, że nie mógł wrócić wcześniej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nic takiego. — Tylko tyle słyszała w zamian, co sprawiało, że
denerwowała się bardziej. Jego brat milczał, choć zapewne w myślach kpił sobie
teraz z niego, jednak Roberta to zbytnio nie obchodziło. Mimo iż powinien
okazywać skruchę i być zawstydzony tym jak postąpił, radość jaką odczuwał nie
pozwalała mu na to. Nie jego wina, że akurat teraz roznosiło go szczęście
wywołane spotkaniem z Ezekielem. A co do samego bruneta. Chwilę po tym jak
Robert dotarł do domu dostał od niego sms'a mówiącego, że rodzice owszem trochę
się wkurzyli, ale nie jest źle i jakoś żyje.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Od wigilii minęły dwa miesiące. Był koniec lutego, który o dziwno
okazał się dużo cieplejszy niż się wszystkim wydawało. Żona dąsała się na
Roberta przez kilka dni, ale w końcu jej przeszło. Ku wielkiej uldze blondyna,
bo napięta atmosfera w domu wcale nie była tym, czego pragnął. Od dwóch
miesięcy spotykał się z Ezekielem raz w tygodniu, za każdym razem robiąc coś
zupełnie innego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Oczywiście, większość ich spotkań kończyła się nocą w hotelu. Zdarzało
się jednak, i to coraz częściej, że wychodzili gdzieś tak po prostu i spędzali
razem miło czas rozmawiając. Ich więź zdawała się być coraz mocniejsza i
obydwoje mieli nadzieję, że tak już zostanie. Robert stał się mistrzem wymówek,
gdyż za każdym razem musiał podawać żonie nową, żeby się nie zorientowała, że coś
jest nie tak. Raz odwiedził Ezekiela w barze, gdzie był kelnerem tylko po to,
by zaraz po jego pracy pójść do parku. Innym razem to brunet odwiedzał jego w
pracy. I choć młodszy w ogóle nie starał się ukrywać tego, jaki był, to Robert
zdecydowanie zacierał po sobie ślady. Nie chciał, by ktokolwiek wiedział o tym,
że miał odmienną orientację seksualną. Od czasu do czasu Ezekiel strasznie się
o to denerwował, ale rozumiał wszystko i dlatego nie protestował. Dni mijał im
szybko i w ciągłym oczekiwaniu na kolejne spotkanie. Któregoś wieczora, gdy
Robert był w trakcie kolacji z żoną zadzwonił telefon. Odebrał go, lecz jedyne
co słyszał to jakieś krzyki, które szybko rozpoznał. Jeden głos należał
niewątpliwie do Ezekiela, a to co wykrzykiwała druga osoba świadczyło, że był
to jego ojciec. Blondyn wystraszył się, nie wiedział bowiem co tam się dzieje i
czemu jego przyjaciel nie odpowiada mu, gdy ten go woła. Szybko poderwał się z
miejsca, ubrał i wyszedłby już z domu bez słowa, gdyby na drodze nie stanęła mu
żona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co się znowu dzieje? Powiesz mi dokąd to tak uciekasz? — Jej
głos brzmiał dosyć chłodno, słychać w nim było złość i zmartwienie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie ważne, wrócę niedługo. Niczym się nie przejmuj. — Ominął ją
i zaczął wychodzić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ostatnio ciągle gdzieś wychodzisz! Zaczyna mnie to męczyć, Robercie.
Mogłabym nawet zacząć podejrzewać, że mnie zdradzasz! — Krzyknęła zła.
Mężczyzna automatycznie się zatrzymał i spojrzał na nią wzdychając głośno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Głupoty gadasz. Będę za jakiś czas. — Wyszedł zastanawiając się,
jak wiele z całej sytuacji dociera do żony. Obawiał się, że kobieta rozgryzie
jego sekret i wtedy straci wszystko, co do tej pory miał. Pokręcił jednak głową
i wsiadł do samochodu twierdząc, że nad tym zastanowi się później. Teraz musiał
pojechać do Ezekiela i sprawdzić, czy z nim wszystko w porządku. Był naprawdę
zdenerwowany, zwłaszcza, że krzyki w telefonie brzmiały dosyć złowieszczo.
Wiedział dokąd jechać, gdyż wymienili się adresami już jakiś czas temu. Sam
dojazd zajął mu ponad pół godziny, a droga zdawała się nigdy nie kończyć.
Zmaltretowany niepotrzebnymi myślami Robert dotarł na miejsce i sam nie
wiedział, co powinien teraz zrobić. Postanowił jednak zebrać w sobie odwagę i
wysiadł z samochodu. Rozejrzał się po okolicy i ujrzał duży, pomalowany na
biało dom. Numer wskazywał na to, że to tego budynku poszukiwał. Wolno
skierował się w jego kierunku, pukając do drzwi gdy tylko się do nich zbliżył.
Usłyszał zza nich ogromne krzyki, które sprawiły, że zmrużył brwi. Drzwi
otworzyła mu starsza kobieta wyglądająca na bardzo surową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Słucham? — Zapytała zimno. — To nie najlepsza pora.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ja uważam, że jak najbardziej najlepsza proszę pani. Jest Ezekiel? —
Zapytał wpatrując się w jej oczy intensywnie. Kobieta speszyła się szybko kątem
oka zaglądając sobie za plecy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jest ale... Teraz nie może przyjąć gości, gdyż pracuje. Przekażę mu,
że pan... — Nie dane jej było dokończyć, gdyż Robert nie zwlekając na nic
wparował do środka. Kierował się w stronę, z której jak mu się wydawało było
słychać krzyki. Nie pomylił się jednak, gdyż chwilę później ujrzał starszego
mężczyznę stojącego nad brunetem i bijącego go kablem. Wykrzykiwał dużo
niezrozumiałych słów, jednak niektóre dało się całkiem nieźle zrozumieć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co ty sobie myślisz gnoju jeden?! Nie będziesz żadnym pierdolonym
pedałem, zapomnij! Jesteś normalny, co to ma do kurwy nędzy być?! — Co
zdanie zadawał chłopakowi ciosy gdzie popadnie. Raz w tors, innym razem w nogę,
a jeszcze innym w twarz. Serce Roberta stanęło na ten widok. Twarz Ezekiela
zdawała się być cala czerwona od uderzeń. Nie zwlekając na nic złapał mężczyznę
za rękę i mu ją wykręcił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nic ci nie jest? — Zapytał Ezekiela spoglądając na niego zza
jego ojca. Usłyszał ciche "nie" i poczuł jak mężczyzna stara mu się
wyrwać, przy okazji uderzając dosyć mocno blondyna w szczękę. Ten tylko syknął
ale nie zamierzał reagować. Z wargi leciała mu krew, której nawet nie poczuł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pusć mnie! Kim ty w ogóle jesteś?! A może to ty zrobiłeś z niego
pieprzonego pedała, co?! — Od mężczyzny czuć było wódkę, co sprawiło, że
Robert zmarszczył nos. Wykręcił mocniej rękę pijanego, dzięki czemu ten
zamilknął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Wstawaj, idziemy do mnie. — Rzucił tylko do bruneta odpychając
jego ojca w kąt pokoju. Podszedł do niego, pomógł mu wstać i skierowali się do
wyjścia. Przez całą drogę nie rozmawiali, cisza wypełniała cały samochód.
Robert nie zamierzał o nic pytać, a Ezekiel wyjaśniać. Dopiero gdy samochód się
zatrzymał brunet się odezwał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Dziękuję. — Powiedział cicho opatulając się szczelniej kurtką.
Po chwili jednak dodał jeszcze parę słów. — Odwieź mnie może do jakiegoś
hotelu, czy coś. Nie chcę zakłócać spokoju twojej żonie i córce. — Mruknął
cicho na co Robert się tylko zaśmiał i nazwał go idiotą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Weszli do środka, a ciepło od razu uderzyło ich w twarze. Natychmiast
usłyszeli kroki, a w drzwiach stanęła zmartwiona kobieta. Gdy ujrzała obitą
twarz męża szybko do niego doskoczyła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
— Boże
Święty! Coś ty robił? — Pobiegła po chustkę, którą szybko zmoczyła. W tym
czasie mężczyźni zdjęli kurtki i buty i udali się do salonu. Robert oddychał
głęboko. W pewnym momencie do pokoju weszła Julia z zamoczoną chusteczką i
szybko przystawiła mu ją do wargi. Ten jednak szybko się odsunął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Zajmij się lepiej nim. — Wskazał na Ezekiela, który zawstydzony
patrzył na swoje nogi. Julia gdy tylko na niego spojrzała wydała z siebie tylko
przerażone westchnienie i bez wahania podeszła do nieznanego jej chłopaka.
Zaczęła przemywać jego twarz w miejscach, gdzie miał ślady po kablu. Sam brunet
zdawał się być tym strasznie zawstydzony, czego oznaką był rumieniec kwitnący
na jego policzkach. Kiedy już uporała się z jego twarzą wskazała mu łazienkę i
powiedziała, żeby tam doprowadził się do porządku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Robert. Kto to jest i co się w ogóle z wami stało? — Zapytała
gdy tylko zostali sami w pomieszczeniu. Jej spojrzenie mówiło mu jasno, że nie
uda mu się zbyć ją byle słówkiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— To mój przyjaciel, Ezekiel Bartoszewski. Miał kłopoty w domu,
awantura z pijanym ojcem. Rozumiesz. Zostanie u nas jedną, czy dwie noce,
dopóki nie znajdzie sobie czegoś. Dobrze? — Wolał na końcu dodać pytanie,
tak by nie brzmiało to jak rozkaz. W jego glosie było słychać jednak taką
determinację, że żona nie śmiała zaprotestować. Kiwnęła tylko potakująco głową,
w głębi duszy ubolewając nad losem pobitego chłopca. Pościeliła mu w pokoju
gościnnym i sama udała się na spoczynek do ich sypialni. Robert dołączył do
niej chwilę później, wcześniej lekko całując chłopaka w usta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Ezekiel pomieszkiwał u nich zaledwie tydzień, gdyż Robert szybko
znalazł mu jakieś mieszkanie. Mimo protestów bruneta, blondyn uparł się, że
będzie mu je opłacał i nie ma co marudzić. Stwierdził, że gdy znajdzie sobie
lepszą pracę niż barman, to mu odda te pieniądze. Julia mimo wielkiego
współczucia do Ezekiela nie mogła przestać myśleć o tym, że coś było w tym
wszystkim nie tak. Czasami spoglądała na męża zastanawiając się, czy tylko jej
się wydaje, czy rzeczywiście jego stosunek do zielonookiego chłopca jest jakiś
taki inny, niż powinien być. W pewnym momencie stwierdziła, że zaczyna wariować
i nie pragnęła niczego innego jak to, by jak najszybciej pozbyć się
niechcianego lokatora. Jednak gdy brunet się wyprowadził jej strach wcale nie
zmalał, a wręcz przeciwnie. Robert zaczął wychodzić coraz częściej i przestał z
nią w ogóle rozmawiać. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Sam blondyn nie
zdawał sobie sprawy jak bardzo rani kobietę. Był jednak zbyt zaaferowany tym,
co działo się z Ezekielem, by przejmować się jeszcze Julią. Jedyną osobą w jego
rodzinie jakiej poświęcał wystarczająco dużo czasu była jego córka. Kochał ją
bowiem ponad wszystko i nie ujawniał się ze swoją orientacją tylko przez wzgląd
na nią. Ostatnio bowiem zaczęła go ta cała farsa drażnić. Odmawiał żonie wielu
rzeczy, a gdy ta próbowała pobudzić go chociażby do aktywności seksualnej,
odwracał się na drugi bok twierdząc, że jest zmęczony. Wiedział, że to nie może
trwać wieki, a kobieta w końcu nie wytrzyma tego wszystkiego. Na chwilę obecną
jednak, jedyne do czego był zdolny to życie w tajemnym związku z Ezekielem i
okłamywanie żony. Któregoś raz nawet pokłócił się o to ze swoim kochankiem,
który twierdził, że Julia to dobra kobieta i zasługuje na szczerość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Wiem. Ale boję się tego, że odbierze mi córkę. Dobrze wiesz, że tego
nie zniosę. — Odpowiadał tak za każdym razem, gdy tylko poruszali ten
temat. Ezekiel w końcu to zaakceptował, choć w głębi duszy było mu strasznie
żal zdradzanej kobiety.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Pewnego wieczora jednak Julia nie wytrzymała. Robert wrócił dosyć późno
ze spotkania z Ezekielem, choć o tym ona nie wiedziała. Podała mu kolację i
spoglądała na niego przez dłuższy czas. Westchnęła cicho i usiadła obok niego
uderzając odrobinę za mocno talerzem o stół.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Przestań mnie wreszcie oszukiwać. Mam dość robienia za idiotkę. —
Spojrzał na nią zdziwiony, lecz nim cokolwiek na to odpowiedział ona zaczęła
kontynuować. — Myślisz, że nie zauważyłam, że coś jest nie tak? Że mnie
zdradzasz? — W jej oczach pojawiły się łzy, a Robert zacisnął mocniej
dłonie. Dobrze wiedział, że ona go kochała, a cała ta rozmowa musiała być
strasznie dla niej poniżająca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nic nie rozumiesz... — Zaczął, ale mu przerwała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Oj, uwierz. Rozumiem więcej niż ci się wydaje! Masz kochankę. Wiem o
tym. — Przygryzła wargę. — Pomyśl o naszej rodzinie, o Marii. Chcesz
to zniszczyć?! — Zaczęła krzyczeć, emocje wzięły nad nią górę. -
Słuchaj, opamiętaj się a może uda nam się wszystko uratować. Jestem w stanie ci
to wszystko wybaczyć... — Spojrzał na nią smutny. Zrozumiał jak bardzo
zdesperowana była, skoro posunęła się nawet do takich słów. Wyciągnął papierosa
i zapalił go zaciągając się naprawdę mocno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Mówię, że nic nie rozumiesz. Julio, ja nie mam kochanki. —
Zaciął się na chwilę, a ona patrzyła na niego zdziwiona. I dopiero po chwili
zrozumiała. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła głośno płakać. On tylko się
przyglądał i czekał, aż ona coś powie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ezekiel? Wiedziałam! Czułam! Jak... jak mogłeś?! To takie obrzydliwe!
Ja cię tak bardzo kochałam! — Szlochała dalej, a on słuchał w milczeniu
coraz bardziej smutniejąc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Przepraszam. Dobrze wiesz, że nie chciałem naszego ślubu. —
Słowa te dodały tylko oliwy do ognia. Kobieta zaczęła krzyczeć, wyzywać.
Zagroziła mu, że zrobi wszystko, żeby ktoś taki jak on nigdy nie zbliżył się do
jej córki. Mężczyzna zacisnął oczy i już myślał, że stało się najgorsze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Kilka dni później atmosfera w domu uspokoiła się odrobinę. Robert
dostrzegł, że jego zona zmieniła taktykę. Sprawiło to tylko, że było mu jej
jeszcze bardziej żal. Spoglądał na jej desperackie próby ratowania ich związku i
dobrze wiedział, że to się nie uda. I właśnie wtedy, kiedy dał jej ostatecznie
do zrozumienia, że nic z tego nie będzie, poszła do sądu. Sprawa rozwodowa w
toku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Rodzina przestała się do niego odzywać, a on sam wyprowadził się do
mieszkania, które wynajął dla Ezekiela. Mieszkali teraz razem i żyło im się
naprawdę dobrze. Gorzej było z relacjami rodzinnymi, zwłaszcza z żoną. Roberta
roznosiło, bo bardzo długo nie widział swojej córeczki. Zgodził się na to, by
orzeczono jego winę w rozpadzie małżeństwa tylko po to, by przyspieszyć
rozprawę. Poza tym, tak naprawdę czuł się jedynym winnym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
W końcu nadszedł dzień rozprawy, na którą poszedł błagając niebiosa, by
mu pomogły. Przed wejściem do sądu wypalił masę papierosów, a gdy znalazł się
już na sali trząsł się niczym galareta. Rozwód trwał kilka godzin i był bardzo
męczący. Gdy wyszedł z sali pierwszą osobą jaką ujrzał był nikt inny jak
Ezekiel. Chłopak objął go i szeptał uspokajające słowa do ucha. Robert
odetchnął głęboko i spojrzał na chłopaka uśmiechając się szeroko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Mogę ją widywać. Kiedy chcę. — Widać było, że był szczęśliwy.
Ezekiel ucieszył się razem z nim i już mieli wychodzić, gdy podeszła do nich
Julia. Wyglądała na strasznie zmieszaną, jednak nie musieli długo czekać na jej
słowa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Przepraszam. Przepraszam za to cale zamieszanie. Wiedzcie, że wcale
was nie nienawidzę. Po prostu... Byłam wzburzona. Chciałabym, żeby nasza córka
miała i matkę i ojca, bez względu na to, czy wolisz kobiety czy mężczyzn. —
Wyszeptała cicho, co sprawiło, że byli naprawdę zdziwieni. Właściwie, słowa te
zapoczątkowały całkiem silną przyjaźń pomiędzy całą ich trójką. Jedynie rodzice
obu mężczyzn nie chcieli mieć z nimi nic wspólnego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Po rozprawie Robert i Ezekiel wracali do domu zadowoleni. Słońce powoli
zachodziło, był środek wiosny. Temperatura w pomieszczeniu była całkiem wysoka,
więc pootwierali wszystkie okna. Blondyn zdjął swoją koszulę i spoglądał
pożądliwym wzrokiem na rozbierającego się bruneta. Podszedł do niego wolno,
objął go w pasie i zaczął całować po szyi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co robisz? — Zapytał zdezorientowany chłopak.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A jak myślisz? — Odpowiedział pytaniem na pytanie i powrócił do
czynności. Ezekiel mruknął zadowolony po czym obrócił się tak, by móc zarzucić
mężczyźnie ręce za szyję.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— To był bardzo dobry dzień. — Odgarnął blondyna od siebie i
pocałował go namiętnie w usta.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Bardzo dobry. — Mężczyzna popchnął swojego ukochanego na łóżko i
zaczął rozpinać jego spodnie. W całym domu było słychać tylko ich pojękiwania i
posapywania. Robert spoglądał na ciało kochanka i mruczał zadowolony. Czuł
coraz większe pożądanie, które ogarniało jego ciało. Nigdy wcześniej nie czuł
się tak dobrze i chciał, by ta chwila trwała wiecznie. A z resztą, od dzisiaj
mieli być szczęśliwi raz na zawsze.<o:p></o:p><br />
<br />
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq">
Historia napisana na konkurs w 2012 roku.</blockquote>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-21386607564991615472016-10-03T00:06:00.000+02:002016-11-04T18:41:28.282+01:00To zawsze boli, część pierwsza | Harry Potter fanfiction | Guna<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Obudził się w środku nocy, zlany potem i łzami. Nie był to pierwszy i
zapewne nie ostatni raz. Ciągle śniło mu się to samo - martwe ciało ukochanego
brata, bez którego czuł się pusty. Czuł się niepełny. Jakby zabrakło
wypełniającego go elementu, jakby już nigdy nie mógł być sobą. Tym wesołym, radosnym
chłopakiem, któremu ciągle po głowie chodziły żarty. Świat bez Freda był dla
niego równie okrutny, co świat rządzony przez Voldemorta. George mógłby się
wręcz pokusić o stwierdzenie, że był gorszy. Bo z bratem bliźniakiem zawsze
było raźniej. Bo z bratem bliźniakiem można było przetrwać wszystko,
przezwyciężyć każde zło, każde niepowodzenie. Bo z bratem...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Po policzku
spłynęły mu kolejne łzy, gdy chował twarz w poduszce i zanosił się szlochem.
Był dorosłym mężczyzną a płakał jak dziecko. Co noc, bo co noc przypominał
sobie o tym, że gdy wstanie rano nie będzie mógł się z nim spotkać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Po kilku godzinach męczarni udało mu się znowu zasnąć. Nie spał jednak
długo, gdy do jego pokoju wkroczyła trzymająca się świetne (a przynajmniej
nieźle udająca) Molly i szturchnęła go w ramię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Wstawaj George. Już rano, musisz iść do pracy. — Jej cichy,
spokojny głos dochodził jakby z oddali. Otworzył leniwie oko i westchnął
głośno, przecierając twarz dłonią. Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy,
jakby rozumiejąc. Jakby nie musieli mówić nic więcej – wszak oboje dobrze
wiedzieli. Oboje walczyli z tą pustką, jaka zionęła z leżącego po drugiej
stronie pokoju pustego łóżka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Gdy kobieta wyszła, wstał powoli i zaczął się ubierać. Niechętnie, bo
komu chciałoby się pracować po takich wydarzeniach? Od śmierci Freda minęły już
trzy miesiące. Dla niego jednak nigdy nie przestanie być to bolesne. On już
nigdy nie spojrzy w lustro nie myśląc o tym, że stracił najlepszego
przyjaciela, o jakim mógłby marzyć. Naciągnął na siebie spodnie i udał się do
łazienki, gdzie zaczął szykować się do nadchodzącego dnia. Podkrążone oczy
mówiły same za siebie, ale nie zwrócił na nie uwagi. Unikał swojego odbicia,
gdy zmieniał opatrunek na uchu. Rana powinna się już zabliźniać, tymczasem
ciągle coś się z niej sączyło. Nie chciała się goić, zupełnie tak, jak jego
serce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Wyszedł z domu nie jedząc nawet śniadania. Nie chciał siadać przy
stole, gdzie puste krzesło Freda jeszcze bardziej by mu o wszystkim
przypominało. Nie chciał widzieć, jak wszyscy powoli dochodzą do siebie, jak
rozmawiają, jak żartują. Jak śmieją się i opowiadają o planach na przyszłość.
Bo jaką on mógł mieć przyszłość bez Freda? Nawet teraz, gdy wchodził do pracy
nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Sklep był przecież ich dwóch, a
teraz... Teraz tylko on w nim siedział. Nie sprawiało mu to już przyjemności.
Gdy przechadzał się pomiędzy regałami pełnymi niesamowitych dowcipów i
przedmiotów, które tak chętnie kupowano... Myślał tylko o tym, że chciałby
zamknąć to miejsce i nigdy więcej nie patrzeć na rzeczy, które wymyślił razem z
bratem. Z drugiej strony nie chciał stracić sklepu – w końcu byli z niego tak
dumni! Czuł się więc w obowiązku, by dla niego prowadzić go dalej. Tylko, jak w
takim razie miał wyleczyć swoją duszę? Wątpił, by w tym przypadku czas zdziałał
cuda. Są w końcu na świecie takie więzi, których nie da się zastąpić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Koło południa zaczął się prawdziwy ruch. Co chwila ktoś go o coś pytał,
co chwila ktoś chciał coś kupić. Nie miał więc czasu na to, by myśleć i użalać
się nad sobą. Wiedział, że to dla niego lepsze, że tak powinno być. Że ze
swoimi koszmarami zostanie w nocy, gdy będzie sam w pokoju, w którym całe życie
było ich dwóch. Gdy wreszcie uporał się z całą kolejką i myślał, że wreszcie
chwilę odsapnie, dzwonek nad drzwiami zakomunikował pojawienie się kolejnej
osoby. Westchnął i podwinął rękawy, kierując się w stronę przybysza. Ujrzał ją
dość szybko, gdy nieobecnym wzrokiem wodziła po półkach w poszukiwaniu czegoś,
czego na nich ku jej niezadowoleniu nie było. Nie zwróciła na niego uwagi,
nawet wtedy gdy stanął tuż przy niej i chrząknął cicho, chcąc dać znać, że się
pojawił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pomóc w czymś? — Zapytał w końcu, na co zareagowała
jedynie podskoczeniem w miejscu. Luna Lovegood, jak zawsze w swoim świecie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie. Albo tak. Właściwie to na pewno. Szukam nowych omniokularów,
moje poprzednie się zniszczyły. Znajdę jakieś tutaj? — Spytała unosząc
głowę do góry, by móc spojrzeć mu prosto w oczy. Chwilę ciszy, jaka między nimi
zapanowała wykorzystała na przeszycie go wzrokiem zupełnie tak, jakby
przebijała się przez jego duszę. George wiedział, że Luna zawsze była inna. Że
potrafiła wyczytać z człowieka wszystkie jego myśli i emocje. Być może właśnie
dlatego nigdy szczególnie z nią nie rozmawiał. Ani on, ani Fred. Ale Freda już
nie było, a panna Lovegood stała tuż przed nim i szukała... Omniokularów?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Mamy... Mam kilka sztuk. Chodź, pokażę ci. — Chrząknął, gdy
poprawiał swoją wypowiedź i od razu skierował się do regału, na którym owe
przedmioty się znajdowały. Choć starał się brzmieć pogodnie, normalnie nie
potrafił. Wyczuła to od razu, słyszała w jego głosie smutek i żal. I wiedziała,
jak musiało teraz krwawić jego serce. Dlatego też, gdy udało jej się go
dogonić, ułożyła dłoń na jego plecach i uśmiechnęła się lekko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tylko trzy modele, ale może któryś ci się spodoba. — Powiedział,
spoglądając na nią kątem oka i ukazując jej trzy pary omniokularów. Po chwili
wahania wybrała te, których oprawki unosiły się ku górze i co kilka sekund
zmieniały kolor. Czuła, że w tych będzie jej najlepiej. Poszła za nim do kasy i
dopiero gdy zapłaciła odezwała się po raz kolejny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Odkryłam ostatnio przyjemne miejsce, takie spokojne. Niby cały czas w
centrum, ale z dala od zgiełku. Niby park, a jednak bliżej mu do leśnej polany.
Chciałam się tam teraz wybrać, jeżeli chcesz możesz iść ze mną. — Mówiąc
to znowu przeszywała go tym swoim wszechwiedzącym spojrzeniem. Po ciele
George'a przeszedł dreszcz i choć w normalnych okolicznościach odmówiłby jej
(jak i każdemu) tłumacząc się pracą, tym razem się zawahał. Może właśnie tego
potrzebował?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Czemu nie? — Mruknął cicho i sam nie wiedział kiedy złapał za
swój płaszcz i skierował się do wyjścia. Zamknął sklep nie myśląc o tym, ile
strat to przyniesie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Kierowała go prosto na opisaną wcześniej polanę, gdzie nie było żadnej
żywej duszy. Żadnego człowieka, żadnej ławki, niczego, co wskazywało by na
obecność kogokolwiek. Jedynie ciche ćwierkanie ptaków pozwalało odsunąć od
siebie myśli o tym, że jest to zapomniany przez Boga zakątek. Luna usiadła na
samym środku, na trawie i spojrzała przed siebie - na drzewa. Gestem dłoni
wskazała mu, by usiadł obok niej, a gdy tylko to zrobił, odwróciła w jego
stronę głowę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kiedy za dużo myślę, przychodzę tutaj. To miejsce przypomina mi o
tym, jaki ten świat potrafi być piękny. Przypomina mi o tym, że warto dalej
żyć. — Powiedziała cicho, kładąc się na plecach i wyciągając przed siebie
dłoń. Wzrok George'a powędrował za nią i utkwił w błękitnym niebie, pełnym
delikatnych, puszystych chmurek. Jak dawno na nie nie patrzył? Westchnął,
zachłysnąwszy się tym wszystkim. Po chwili milczenia, położył się obok i
przestał zadręczać czymkolwiek. Brakowało mu właśnie takiej chwili wytchnienia,
chwili bez przytłaczającego go poczucia winy. Myśli, że to on powinien był
zginąć, a Fred powinien był żyć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Z zamyślenia wyrwał go dotyk jej dłoni, wodzący po opatrunku. Drgnął
lekko, odsuwając się i spoglądając na nią z zaskoczeniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Musi boleć, prawda? — Zapytała i coś w wyrazie jej twarzy kazało
mu zrozumieć, że wcale nie chodziło jego o ucho.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Potwornie. — Odpowiedział tylko, a ona uśmiechnęła się lekko.
Zabrała dłoń i ułożyła ją sobie na sercu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— To zawsze boli i wbrew temu, co mówią inni – nigdy nie przestaje. Ale
uczymy się z tym żyć. Nic innego nam nie pozostaje. Musimy cieszyć się tym, że
dane jest nam dalej patrzeć na to niebo. — Jej słowa docierały do niego z
opóźnieniem, ale ich znaczenie wwiercało się w jego czaszkę i z pewnością długo
jeszcze będzie pamiętał przekaz, jaki chciała mu podarować. Uśmiechnął się
niemal niedostrzegalnie, ale wreszcie szczerze i odetchnął głęboko. Nie mówił
jednak nic więcej, bo nie widział sensu w zbytecznym wypowiadaniu słów. Luna
myślała najwidoczniej podobnie, bo zamiast przerwać ciszę, strzegła jej całą
sobą.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Po kilku godzinach milczenia w swojej obecności postanowili wrócić do
obowiązków i życia codziennego. Nadal bez słowa, pożegnali się, a George tego
dnia nie skierował się już do sklepu. Wrócił do domu, gdzie wreszcie udało mu
się spokojnie zasnąć i przespać całą noc. I choć nadal nie pogodził się z
odejściem Freda, zaczął mieć nadzieję, że będzie w stanie normalnie
funkcjonować. Że będzie mógł żyć, nie czując przez cały czas ciężaru jego
śmierci.<o:p></o:p></div>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
Opowiadanko napisane specjalnie dla mojej <a href="http://bezoweopka.blogspot.com/" target="_blank">Bezuni</a>. Mam nadzieję, że ci się podoba i będziesz czekać na kolejną część.</blockquote>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-82591670484016709562013-06-07T12:00:00.001+02:002016-10-02T22:17:20.477+02:00Virtual Kingdom - Rozdział trzeci. <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gwar w Herbaciarni zdawał się rozsadzać uszy każdego, kto tylko do niej wszedł. Słońce świeciło mocno, ogrzewając wnętrze niezwykłego budynku. Było już po południu, więc część ludzi zaczęła powoli zbierać się do domów. Tymczasem dwójka z nich siedziała, jak gdyby nigdy nic, obok siebie, milcząc. Nie znali się, lecz zbieg okoliczności sprawił, że zajęli takie właśnie miejsca. Dla obojga spotkanie to zdawało się być specyficzne i dosyć kluczowe w ich życiach, choć jeszcze nie do końca zdawali sobie z tego sprawy. Mężczyzna kątem oka przyglądał się delikatnej twarzy kobiety i uśmiechał pod nosem. Oczarowała go w momencie, w którym wypowiedziała pierwszą sylabę słowa, będącego tylko częścią całego zdania skierowanego do niego. Z początku jedyne, co w niej widział to piękne, lśniące życiem oczy. Tak bardzo podobne do jego, choć jemu brakowało tego błysku zadowolenia. Potem jednak dostrzegł całą jej twarz, posturę i zdał sobie sprawę, że żadna kobieta w jego życiu, nie zadziałała na niego równie mocno, co ta nieznajoma.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ona tymczasem spoglądała na niego nieśmiało, lekko uśmiechając się i dłonią zakrywając usta. Najpierw zauważyła, iż ubrany był dużo dostojniej niż nie jeden arystokrata. Potem ujrzała lśniącą w świetle słońca broszkę z wygrawerowanym herbem Lwów. Zareagowała automatycznie, czując, że ta znajomość może doprowadzić do spełnienia jej marzeń. I choć nie odzywali się do siebie przez dłuższą chwilę, czuli napięcie jakie pomiędzy nimi się wytworzyło. Dopiero gdy Herbaciarka przyniosła jej herbatę, a serce uspokoiło się odrobinę, zdołała przyjrzeć się jego twarzy. Wbrew samej sobie musiała przyznać, że równie przystojnego mężczyzny można by szukać w całym królestwie, a rezultat byłby raczej marny. Nie mogła jednak o tym myśleć, bo na cóż jej wychwalanie jego urody? Był jej potrzebny do czegoś innego.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Plan wymyśliła w momencie, w którym dostrzegła znak jego rodu. Nie znała jeszcze szczegółów, ale wiedziała, że zaprowadzi ją to dokądś i być może pomoże ruszyć plany zdobycia królestwa. Bo w obecnej chwili tylko to się dla niej liczyło. On tymczasem zastanawiał się, jak podejść dziewczynę, by stała się jego. Nigdy nie miał z tym problemów, lecz dobrze wiedział, że każda kobieta była inna. Metod flirtowania było wiele i nie wszystkie trafiały w każde serce.<br />
- Dużo tutaj dziś ludzi, nieprawdaż? - Uratowała go nieznajoma, sama zaczynając rozmowę. Dodało mu to pewności siebie. Wiedział bowiem, że gdyby nie była nim zainteresowana, nie odezwałaby się do niego.<br />
- Cóż, sam zastanawiam się czemu. Choć nie bywam tu zbyt często. - Uśmiechnął się szeroko, odrobinę nieśmiało, tym swoim uśmiechem rozbrajającym każde kobiece serce. - Nazywam się Nataniel... Nataniel Wrath. Do usług. - Skłonił lekko głowę, w myślach przeklinając się za kłamstwo, jakie wyszło z jego ust. Nie mógł jednak podać swojego prawdziwego nazwiska, gdyż za wszelką cenę musiał zachować anonimowość. A przynajmniej jej część. - Czy mógłbym poznać panienki imię?<br />
- Cecylia. - Powiedziała śmiejąc się pod nosem. Wszystko było grą, a przynajmniej tak sobie wmawiała. Dobrze wiedziała, że pogrywa z ogniem. - Cecylia Luparie. - Nie zamierzała ukrywać swojego nazwiska, zwłaszcza, że żaden Irys z jej gałęzi rodu nigdy nie był popularny. Skąd więc zwykły szlachcic miałby coś o nich wiedzieć? Na jej szczęście, Nataniel w ogóle nie należał do tych, co to byli zorientowani w nazwiskach i twarzach arystokracji. Bo kto wie, czy gdyby tak było, ich znajomość nie zakończyłaby się właśnie w tym momencie?<br />
- Piękne imię, Cecylio. - Odstawił filiżankę w całości zajmując się nowo poznaną kobietą. Ona tymczasem spoglądała na niego zachęcająco. W myślach testowała tysiące scenariuszy, jakie mogłyby się ziścić dzisiejszego dnia. Który z nich był dla niej najbardziej korzystny? Na pewno ten, w którym dzięki przystojnemu blondynowi mogłaby dobrać się do skóry króla. Jego strój, ani trochę nie zniszczony, czysty i wykonany z najdroższych materiałów zdawał się krzyczeć "jestem kimś ważnym!". Cecylia sądziła, że jej nowy towarzysz na pewno osobiście zna króla.<br />
- A dziękuję. - Jednym ruchem ręki zamówiła kolejną herbatę, przygotowując się na dłuższą rozmowę. - Twoje również jest niczego sobie. Choć zapewne wielu ludzi zwraca uwagę, iż nazywasz się tak samo, jak nasz król. - Powiedziała starając się nie dawać po sobie znać, w jak głębokim niepoważaniu ma postać władcy.<br />
- Owszem, owszem. - Zaśmiał się odrobinę sztucznie, choć ona tego nie wyczuła. Patrząc na nią zastanawiał się, dlaczego nie poznał jej wcześniej. Strój wskazywał na kogoś więcej niż zwykłego mieszkańca stolicy. Według niego mogła być tylko szlachcianką. - Powiedz, pochodzisz z Enthernet?<br />
- Owszem, tak samo jak cała moja rodzina. - Odparła krótko, nie zwracając uwagi na niepewność, jaka pojawiła się w jego oczach. Niepostrzeżenie przebiegł wzrokiem po jej ubraniach, szukając herbu rodu, z którego pochodziła. Zamożnych bowiem było w królestwie wielu, ale tylko Irysy i Lwy były prawdziwą szlachtą. Tylko oni mieli swoje znaki charakterystyczne i to jednego z nich szukał Nataniel.<br />
- Ach, więc jakim cudem nie spotkaliśmy się wcześniej? - Zagadał do niej, nie odrywając wzroku od jej sukni. Na jego szczęście, Cecylia przyzwyczajona była do tego, iż mężczyźni jej się przyglądali. Jedni bardziej, drudzy mniej dyskretnie. Zdarzało się to jednak na tyle często, że dziewczyna przestała zawracać sobie tym głowę.<br />
- Być może dlatego, że Romar jest duże? - Zaśmiała się cicho. Granie głupiutkiej szło jej całkiem nieźle, choć zdecydowanie wolała być sobą. Sporadycznie jednak mogła sobie na to pozwolić.<br />
- Racja. Sam z resztą nie często pojawiam się na ulicach i w miejscach takich jak to. - Powiedział powstrzymując jęk, jaki cisnął mu się na usta, gdy znalazł to, czego szukał. Na sukni kobiety, tuż przy dekolcie znajdował się wyhaftowany, średniej wielkości irys. A więc wiedział już z kim ma do czynienia. A przynajmniej tak sądził.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przez chwilę się zawahał, jakby chciał zrezygnować. Niebezpiecznie bowiem było zadawać się z Irysami, gdy należało się do rodu Lwów. Zastanawiał się, czy nie zauważyła jego broszki, wtedy mógłby grać dalej. Z drugiej strony, dziewczę samo do niego lgnęło, więc może należało do tej części rodu, która mu sympatyzowała? Marianne opowiadała mu tysiące razy o swojej kuzynce i ludziach stojących za nią. Mówiła, że to krwiożercze bestie, które nigdy nie ukrywają swojej niechęci. Czy więc przeurocza Cecylia byłaby w stanie tak ładnie się do niego uśmiechać? Ach, naiwność Nataniela! Tak bardzo zmylony przez anielską powierzchowność panienki Luparie wydał na siebie wyrok, nim zdał sobie z tego sprawę. Uśmiechnął się odrobinę pewniej i postanowił flirtować dalej. Kobieta ta zaintrygowała go wystarczająco, by poświęcić jej chwilę. Wątpił także w to, by należała do grona łatwych panienek, które mógł zdobyć w pięć minut. O nie, z nią zapewne będzie musiał się postarać!<br />
- Naprawdę? Pewnie całymi dniami przesiadujesz na zamku.<br />
- Skąd wiedziałaś? - Zaskoczony powiedział, zanim cokolwiek pomyślał. Ona tymczasem się zaśmiała.<br />
- Twój strój. Zdecydowanie nie należysz do zwykłej szlachty. Tak ubierać mogą się tylko członkowie rodziny królewskiej. Zapewne wiele razy spotkałeś samego króla. - Powiedziała na chwilę przestając udawać naiwną, głupiutką dziewczynę. Spojrzała na niego przeszywająco, jakby chciała zobaczyć jego reakcję. Zmieszał się, podrapał po głowie i zaśmiał nerwowo.<br />
- Cóż, masz mnie Cecylio. Chociaż starałem się dobrać strój jak najlepiej, by nikt nie zwracał na mnie uwagi. Owszem, znam króla... bardzo dobrze. - Westchnął cicho, a w myślach przeklinał się. Choć w sumie, nie do końca wiedział za co. Czyżby zirytowało go to, że prawie został zdemaskowany? Ale, ale! Skoro domyśliła się, że pochodził z rodziny królewskiej, na pewno zauważyła lwa wygrawerowanego na broszce.<br />
- Coś się stało? - Zapytała popijając herbatę, którą doniosła jej herbaciarka. - Nie wyglądasz najlepiej Natanielu. Czyżbyś nie chciał zdradzać swojego pochodzenia?<br />
- Nie to nie... - Zamilkł. Postanowił być choć trochę szczery, bo wyglądało na to, że ona i tak wszystkiego się domyśli. - Cóż, gdy zobaczyłem irysa na twojej sukni, stwierdziłem, że może lepiej będzie, jeżeli nie dowiesz się kim jestem, Cecylio.<br />
- Widziałam herb twojego rodu prawie od początku, co jednak nie przeszkodziło mi w rozmowie z tobą. Mnie nie musisz się obawiać. - Zaśmiała się w myślach. Takie kłamstwo nie wyszło z jej ust od bardzo dawna. On jednak zdawał się nie wyczuwać podstępu. Uśmiechnął się promiennie, lecz nadal zdawał się być odrobinę onieśmielony. Sprawiło to, że Cecylia na moment straciła koncentrację i zarumieniła się lekko. Czar przystojnego Lwa dopiero zaczynał na nią działać. Pierwszy raz w życiu Cecylia stanęła przed sytuacją, w której flirt mógł okazać się dla niej niebezpieczny. - Więc... Jak to jest, znać króla? - Zapytała głosem cichym, spokojnym, ale i zaciekawionym. W sumie, chciała wiedzieć, co o nim sądził.<br />
- Króla mówisz? - Zamyślił się. I co jej teraz miał powiedzieć? "Właściwie, to nie wiem, bo sam nim jestem?". Nie ma mowy! Musiał wymyślić coś, co nie wzbudzi podejrzeń. - Jak dla mnie to całkiem normalne. Znam go od urodzenia. Prawie. - Kłamstwa zdawały się zadawać mu ciosy, lecz nie mógł ich przerwać.<br />
- Znałeś się z nim jako dziecko? Więc musisz być jego bliskim krewnym. - Zaśmiała się w myślach. Lepiej trafić nie mogła!<br />
- O-owszem. - Zająknął się. - Ale wiesz, nie rozmawiamy prawie w ogóle. Król jest zajęty swoimi sprawami, a ja bywam najbliżej niego tylko na spotkaniach rady. Potem każdy z nas idzie w swoją stornę. - Czuł, że spali się za to w piekle, ale wiedział, że nie ma innego wyboru.<br />
- Rozumiem... - Spojrzała na prawie pustą filiżankę i zaczęła myśleć. On w tym czasie próbował się wytłumaczyć.<br />
- Ale na samych naradach też nie pojawiam się za często. Nudzą mnie te całe zgromadzenia, ta cała sztuczność jaka tam panuje. - Było w tym sporo prawdy. Nataniel prawie nigdy nie bywał na spotkaniach starszyzny, bo po prostu ich nie lubił.<br />
- Jaki jest król? - Cecylia zadała to pytanie całkowicie świadomie, grając wielce zasmuconą. On bardzo się zdziwił i przez chwilę nic nie mówił. - Wiesz, zawsze zastanawiałam się, jaki on jest. Wersja, której części mojego rodu jest prawdziwa?<br />
- Cóż, nie wiem, jakie są wersje... - Spojrzał na nią i zrobiło mu się jej żal. Ani przez chwilę nie przyszło mu na myśl, że to podstęp. Widział przed sobą bardzo smutną, nie wiedzącą co myśleć dziewczynę. Ukazało mu to obraz Irysów, jako klanu bardzo rozszczepionego. - Ale król chyba nie jest taki zły.<br />
- Moi krewni twierdzą, że to leń i kobieciarz. Podobno nie robi nic, poza oglądaniem się za spódnicami.<br />
- No wiesz... - Zawstydził się. Miała rację i to go bolało. Chciał przed nią być najlepszym mężczyzną, królem na świecie. - Masz pewnie dużo racji. Ale czasami widać, że się stara...<br />
- Czasami to za mało, nie sądzisz?<br />
- Owszem. A jaki według ciebie powinien być nasz król?<br />
- Jaki? - Zdziwiło ją to pytanie. Z resztą, cała rozmowa wydała jej się dziwna. Sądziła, że jako Lew powinien w stu procentach bronić władcy, a on tymczasem przyznawał jej rację. I jeszcze pytał o jej zdanie! - Według mnie powinien bardziej zwracać uwagę na to, co dzieje się w królestwie. Bieda, złodziejstwo, smoki... To tylko część problemów z jakimi borykają się mieszkańcy. Ale król zdaje się nic o tym nie wiedzieć. Nawet mój ród, choć należy do szlachty ma problemy. Ale my nie mamy prawa głosu w tym królestwie. Enthernet należy do Lwów i każda nasza skarga jest ignorowana. Tak dzieje się od lat. - Na to wszystko Nataniel tylko westchnął. Przymknął oczy i poczuł się żałośnie. Nawet kobieta wiedziała lepiej jak powinno się rządzić królestwem. Cecylia wyczuła jego zmieszanie i postanowiła zmienić temat. Nie chciała wchodzić z nim w dysputy polityczne, gdyż mogło ich to poróżnić. A jej zależało na utrzymaniu kontaktu z nim jak najdłużej.<br />
- Nie rozmawiajmy o tym. Nasze rody właśnie przez takie tematy nie potrafią się ze sobą porozumieć. - Kiwnął potakująco głową. Przez chwilę zapanowała pomiędzy nimi dosyć nieprzyjemna cisza, podczas której każde z nich zdawało się znajdować w innym świecie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Blondyn myślał przede wszystkim o tym, jak żałośnie czuł się w tej chwili. Dziewczyna natomiast szukała jakiegoś neutralnego tematu, coby nie spłoszyć go jeszcze bardziej. Nic jednak nie przychodziło jej na myśl, więc westchnęła tylko. Wtedy zorientowała się, iż słońce zaczęło już zachodzić. Ciężki, a zarazem pełen wrażeń dzień dążył ku końcowi. Zastanawiała się więc, co przyniesie następny. Szybko jednak wróciła myślami do teraźniejszości, wiedząc bardzo dobrze, iż jeżeli nie przekona do siebie blondyna, jej plan może nigdy nie dojść do skutku.<br />
<span style="white-space: pre;">
</span>
<br />
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cisza. W całej posiadłości słychać było jedynie oddechy dwójki mieszkających tam ludzi. Wielu członków rodu zastanawiało się, dlaczego Marianne mieszka sama, ona jednak nigdy nie odpowiadała na to pytanie. Prawdę znał tylko Drazel, który co noc słyszał krzyki, jakie dochodziły z jej pokoju. Z początku nie rozumiał tego, co się działo, z biegiem lat jednak zaczął akceptować to i starać się jak najbardziej załagodzić koszmary, które męczyły jego panią. Zdawało się, że tylko ona wie, czemu nie może się ich pozbyć od dnia, w którym została głową rodu. Na co dzień wydawała się wesołą, pewną siebie młodą kobietą, lecz wewnątrz była krucha. Byle podmuch wiatru mógł ją pokonać, choć nigdy by się do tego nie przyznała.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Blondynka patrzyła na podwórze przez okno, wzdychając co jakiś czas. Była smutna, jak każdy Irys w tym momencie. Wiele pytań pojawiało się w jej głowie i na żadne z nich nikt nie potrafił odpowiedzieć. Wybrała życie pełne poświęceń i ponosiła tego konsekwencje, chociaż nigdy nie dopuściła do siebie myśli, iż mogłoby być inaczej. Choć nieraz zbierało jej się na płacz i żal, ani razu nie pozwoliła sobie na chwilę słabości. Jej towarzysz patrzył na to z kamiennym wyrazem twarzy, choć ona dobrze wiedziała, iż podzielał jej ból. Nie rozumiała do końca, dlaczego tak było. Mimo to, więź która między nimi wytworzyła się przez tyle lat dawała o sobie znać. Byli najlepszymi przyjaciółmi, choć dzieliło ich spora różnica wieku.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk zbliżających się kroków i otwieranych drzwi. Automatycznie odwróciła głowę, by spojrzeć na pełną blizn twarz jedynego towarzysza, który wiedział o niej wszystko. Uśmiechnęła się lekko, choć w oczach czaiły się łzy. On natomiast podszedł do niej i na stoliku postawił filiżankę pełną gorącej herbaty. Dotknął dłonią jej głowy i delikatnie po niej pogłaskał.<br />
- Jak się czujesz, księżniczko? - Zapytał cicho, maskując swoją własną niepewność.<br />
- A jak mam się czuć? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie i westchnęła. - Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. - Schowała głowę w dłoniach i pierwszy raz od bardzo dawna Drazel ujrzał ją w tak złym stanie. Kleknął przy niej i złapał za nadgarstki.<br />
- Księżniczko, nie możesz się tym martwić. Musisz być silna i dawać przykład całemu rodowi. Pomyśl, co zrobi Cecylia, jeżeli wychwyci twoje wątpliwości? - Na te słowa Marianne drgnęła. Wspomnienie kuzynki najbardziej ze wszystkich działało na nią motywująco.<br />
- Masz rację Drazelu. Moja pozycja wymaga ode mnie odpowiedzialności. Mam tylko nadzieję, iż Nataniel poradzi sobie z tą sytuacją. Jako król stanął właśnie przed nie lada wyborem.<br />
- To jego największa próba. Jeżeli zawiedzie, sądzę, że większość naszego rodu zmieni stronę. - Smutny głos strażnika zdawał się łamać serce Marianne. Słowa, jakie wypowiedział również godziły w jej marzenia. Tak bardzo chciała razem z Natanielem stworzyć królestwo, które okazałoby się idealnym miejscem i dla Lwów i dla Irysów. Miała dosyć tych ciągłych walk, obwiniania się nawzajem o wszystko i ciągłego przelewu krwi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Do tego wszystkiego dochodził jeszcze domniemany smok. Nikt nie był pewien, czy to na pewno on. Sama Marianne wolała jego niż kolejne potyczki klanowe, dlatego chwyciła się tej teorii jak tonący brzytwy. Z resztą, dopiero teraz zdała sobie tak naprawdę sprawę z tego, jak niepewna przyszłość ją czeka. Miała wziąć ślub z królem. Z Natanielem, którego tak bardzo kochała. Miała jednak wrażenie, iż jej uczucia są całkowicie jednostronne i wiedziała, że będzie przez to cierpieć. Mimo to, nie zamierzała się wycofać. Jeżeli jemu to nei przeszkadzało, nie mogła oponować. Nie pierwszy raz będzie rezygnować z normalnego życia w szczęściu dla dobra rodziny. Dla dobra najbliższych jej ludzi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ciszę jaka ponownie między nimi zapadła przerwało ciche stukanie w szybę. Słońce zachodziło już od dłuższego czasu, gdy nad Romar rozpostarły się ciemne chmury zwiastujące ulewę. Nie było w tym nic dziwnego, bowiem lato zbliżało się ku końcowi. Niebawem zamieni się ono w jesień, której Marianne tak bardzo nienawidziła. To właśnie ta pora roku zdawała jej się najsmutniejszą i wieszczącą największe nieszczęścia. Jak będzie tym razem? Nie miała pojęcia, lecz coś wewnątrz niej zadrżało na samą myśl. Szykowało się coś niedobrego, czuła to w kościach.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Westchnęła cicho i wyciągnęła rękę po herbatę, która zaczęła już stygnąć. Pijąc z pięknie zdobionej, bardzo drogiej filiżanki rozmyślała nad tym, jak powinna się zachować. Do niczego twórczego jednak nie doszła, zgadzając się ze swoim poprzednim postanowieniem. Codziennie będzie chodzić na rady królewskie i zdobędzie odpowiednie informacje. Potem przekaże to wszystko swojej rodzinie. Jak najdelikatniej, żeby nie wzbudzać buntów. Musi przedstawić Nataniela w jak najlepszym świetle, tylko to uchroni ich przed rewolucją. W myślach modliła się o to, by młody Lew okazał się być naprawdę godnym bycia królem i udowodnił wszystkim niedowiarkom swoją wartość. Drazel w tym czasie wyszedł z komnaty, choć Marianne nawet tego nie dostrzegła.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Darrel tymczasem przygotowywał się do poważnej rozmowy ze swoimi kompanami. Miał genialny plan, którego elementem kluczowym była Cecylia. Ona sama zdawała się być bardzo tym zainteresowana, choć tak naprawdę nie wiedziała nic o tym, co wymyślił. Zaśmiał się cicho i pokręcił głową. Nie sądził, że tak łatwo będzie ją przekonać. Zawsze myślał, że przywódczyni rewolucji będzie bardziej roztropna, lecz jak widać, mylił się. Dla niego było to wręcz idealne, gdyż przy minimum zużytej energii mógł otrzymać coś naprawdę wspaniałego.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przez chwilę myślał o tym, by wykorzystać młoda Luparie jak się tylko da. Potem jednak zdał sobie sprawę z tego, że bez niej będzie ciężko zorganizować cokolwiek w późniejszym czasie. Poza tym, wbrew samemu sobie, polubił radosną, pełną ambicji dziewczynę. Mało było teraz takich, które bez obaw o siebie były w stanie tak wiele poświęcić tylko dla własnego rodu. Darrel nie miał bowiem wątpliwości, iż prawdziwą motywacją sławnej "C" była właśnie rodzina.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spojrzał na niebo i westchnął widząc nadchodzące z północy chmury. Wiedział, że zbliża się prawdziwa ulewa i cieszył się na myśl, że zaraz będzie w ciepłym, całkiem przytulnym pomieszczeniu. Szedł szybko, nerwowo oglądając się na boki. Nasunął kaptur jeszcze bardziej na twarz i oddychając szybko skręcił w jedną z mrocznych uliczek. Przeszedł kilkanaście kroków, aż doszedł do zaplecza starej karczmy. Obecnie znajdowała się tam mała, nadmorska speluna, w której pijali tylko zdesperowani marynarze. Zapukał trzy razy do drzwi, które po chwili stanęły otworem. Nim jednak wszedł do środka, musiał zdradzić hasło wielkiemu, umięśnionemu mężczyźnie pilnującemu wejścia. Gdy formalności zostały zakończone, mógł ze spokojem zdjąć płaszcz i odetchnąć z ulgą.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zapach taniego wina dotarł do jego nozdrzy sprawiając, iż na twarzy pojawił się grymas. W pomieszczeniu było jednak bardzo ciepło i gwarno, co uszczęśliwiło go na daną chwilę. Szedł ciasnym korytarzem, kątem oka rzucając na barmana stojącego za ladą i salę, na której nie działo się praktycznie nic. Dotarł do schodów prowadzących w dół i tam też się skierował. Schodził powoli, zastawiając się, jak załatwić sprawę ze swoimi towarzyszami. Musiał jak najszybciej ustalić wersję wydarzeń, by móc przedstawić im ją bez najmniejszego mrugnięcia okiem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy schody się skończyły, Darrel natknął się na kolejne drzwi. Tym razem jednak nie wymagano od niego żadnego tajnego szyfru. Po prostu je otworzył i wszedł do oświetlonego całą masą świec pomieszczenia. Kilkoro obecnych na sali spojrzało w jego stronę, lecz chwilę później powrócili do swoich zajęć. Na sali było gwarno, co wydawało się dosyć męczące. Mężczyzna był jednak przyzwyczajony do takich warunków, więc nie robiło to na nim najmniejszego wrażenia. Rozejrzał się, szukając znajomych lecz nie mógł ich nigdzie dojrzeć. Na jednym ze stołów stała blond włosa kobieta trzymająca w dłoni piękny amulet.<br />
- Nigdy nie zgadniecie, skąd go mam! - Zaczęła zagadywać wszystkich znajdujących się przy niej mężczyzn.<br />
- Zapewne ukradłaś, skąd byś mogła to mieć. - Odparł starszy, całkowicie siwy mężczyzna mający co najwyżej cztery zęby.<br />
- Ha! Takiś cwany? - Zaczepiła go buńczucznie, czując oburzenie. - Zgadnij więc, komu go ukradłam!<br />
- Szlachcie, a komu? Normalni mieszkańcy nie noszą takich pierdółek. Nie zawracaj nam głowy dziewczyno.<br />
- Szlachcie, szlachcie! Najwyższej! - Zaśmiała się perliście, udając iż nie słyszała słów starca. - Arystokracji! Spójrzcie na wygrawerowany herb panowie! - Zbliżyła do nich srebrny talizman ucichając się szeroko.<br />
- Też mi coś, każdy może okraść Lwa, dziewczyno. - Na to kobieta jedynie prychnęła obrażona i zeskoczyła ze stołu. Całkowicie niedoceniona już miała wyjść z pomieszczenia, gdy wpadła na Darrela.<br />
- Elena? - Zapytał z uprzejmości, choć wszędzie poznałby rozpustną dziewczynę z opaską na oku.<br />
- No ja, ale... Och, Darrel! - Rzuciła mu się na szyję i ścisnęła mocno. - Co cię tutaj sprowadza? Jak długo jesteś w Romar?<br />
- Nie dłużej niż tydzień, ale tym razem tak szybko się mnie nie pozbędziecie. Nie mam zamiaru wybierać się nigdzie przez najbliższe trzy miesiące. Mam nadzieję, że uda mi się przenocować w Gildii, gdyż nie za bardzo mam gdzie się podziać.<br />
- Oj, już ty się o to nie martw! Pogadam z ojczulkiem, wiesz że cię lubi. Nie będzie problemu. Wraz z załogą możesz się tu zatrzymać na ile tylko zechcesz! - Szczebiotała uradowana. On tymczasem spojrzał na jej nowy nabytek.<br />
- Skąd to masz?<br />
-Ukradłam. Jakiemuś idiocie. - Zaśmiała się. - Już dawno nikt nie nabrał się tak łatwo! Naprawdę, arystokracja to półgłówki. Chociaż w sumie, dam sobie głowę uciąć, że to ten typ, który dla kobiety pójdzie w ogień.<br />
- No cóż, widzę, że bycie córką nadzorcy Gildii zobowiązuje. - Zaśmiał się radośnie i rozejrzał po sali. - Nie widziałaś przypadkiem Asu i reszty?<br />
- Dzisiaj? Nie, nie widziałam. Ale widziałam Cedrica. - Darrel spojrzał na nią i westchnął.<br />
- To już wiem, że naszej króliczej panny nie zobaczę co najmniej do świtu. - Zaśmiał się serdecznie, na co ona odpowiedziała tym samym.<br />
- Nie martw się Darrelu, dowódca ma teraz ważną sprawę na głowie, więc raczej odzyskasz swoją najlepszą pomocnicę szybciej niż ci się wydaje.<br />
- Ważną sprawę powiadasz?<br />
- Nie znam szczegółów. Wiem tylko, że szykuje się wielki bal na zamku. - Spojrzała na niego znacząco.<br />
- Ach, rozumiem. Więc będzie zabawa. - Uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Dołączyłbym do was z chęcią, ale mam wiele rzeczy do załatwienia.<br />
- Oj, ty jak zawsze zapracowany! - Dziewczę naburmuszyło się. - Odwiedziłbyś mnie kiedyś, dobrze wiesz, że mam wygodne łoże. - Ciemnowłosy zaśmiał się tylko.<br />
- Wybacz Eleno, następnym razem.<br />
- Trzymam cię za słowo Darrelu. - Prychnęła cicho, lecz na jej ustach znów pojawił się uśmiech. Kiwnęła głową na pożegnanie i wyszła z pomieszczenia.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>On tymczasem rozejrzał się jeszcze raz i nie ujrzawszy swoich towarzyszy obrał kierunek na salę sypialną. Pewny siebie, co chwila mijał kogoś, kogo znał i z kim witał się szybkim skinieniem głowy. Rozmyślał nad tym, czego dowiedział się od Eleny. O balu słyszał po raz pierwszy, lecz ona nigdy nie okłamywała swoich ludzi, a on mógł się właśnie za jednego z nich uważać. Poza tym, dziewczę zarówno jak jej ojciec i sam dowódca Gildii Złodziei zdawali się zawsze wiedzieć więcej, niż się tego spodziewano. Z początku trochę go to przerażało, ale gdy okazało się, iż do jego tajemnic nie dobierał się nikt mógł odetchnąć z ulgą. Niemniej jednak, informacja o balu mogła być bardzo znacząca zarówno dla niego, jak i dla samej Cecylii. Zapewne porozmawia z nią o tym, jak tylko się spotkają. Tymczasem musi wymyślić plan działania, bo szczerze mówiąc, miał mało czasu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Od dziecka marzył o potędze Irysów i teraz mógł się do tego przyczynić. Ale czy był to jego jedyny cel? Prychnął otwierając drzwi do małej komnaty, którą dzielił z towarzyszami. To nie był czas na rozmyślania o przeszłości i tym, czego pragnął. Teraz należało działać i nic, ale to nic, nie będzie w stanie go powstrzymać.<br />
- Darrel? - Z zamyślenia wyrwał go głos, którego właścicielki absolutnie się nie spodziewał.<br />
- Asu? Myślałem, że jesteś z Cedriciem. - Odpowiedziała mu tylko naburmuszoną miną. Czyli jednak Elena mówiła prawdę.<br />
- Nasz pan dowódca jest zbyt zajęty, by zadowolić swoją kobietę. - Zaśmiał się siedzący w kącie Jasper. Na szczęście miał szybki refleks i lecący w jego stronę sztylet utknął w ścianie tam, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jego głowa.<br />
- Bycie królem złodziei jest obowiązkiem! - Królicza panna broniła swojego mężczyzny zażarcie, choć w głębi duszy musiała przyznać, iż wolałaby spędzić z nim chociaż chwilę po tak długiej rozłące.<br />
- Dla nas lepiej, że dzisiaj jesteś z nami. Mam ważną sprawę do omówienia. - Darrel odetchnął i usiadł na jednej z trzech pryczy, jakie znajdowały się w pomieszczeniu. Było ich za mało, choć zajmowały praktycznie cały . Musieli jednak jakoś sobie radzić. Powinni być w ogóle szczęśliwi, że mają gdzie spać.<br />
- Tak? Pewnie chcesz rozmawiać o tej dziwnej panience, co nas niby wynajęła. - Prychnęła ukryta w kolejnym kącie Bjorg. Dopiero teraz ją zauważył. - W coś ty nas wpakował, co? Jakoś nie chce mi się wierzyć, by było to zwykłe zlecenie.<br />
- Masz rację. - Westchnął. - "C" nie jest zwykłą mieszkanką stolicy.<br />
- Wywnioskowałam to po kwocie jaką zaproponowała. - Blondynka cały czas wpatrywała się w niego swoim jedynym okiem.<br />
- Ach, kwota. Z tym może być mały problem.<br />
- O nie, zaczyna się. - Jęknęła Asu. - Pewnie oszukała cię, że jest taka bogata, co? Naprawdę dałeś się zwieść jej pięknej buzi? Tego to się po tobie nie spodziewałam!<br />
- Asu, spokój. - Warknął cicho. - Od początku wiedziałem, że nie jest w stanie dać nam aż tyle.<br />
- Czyli nas oszukałeś? - Po raz pierwszy odezwał się Vincent.<br />
- Nie do końca. - Wciągnął głęboko powietrze i spojrzał po swoich towarzyszach. - Możemy wziąc udział w czymś tak wielkim, że po wszystkim nigdy już nie będziemy musieli martwić się o pieniądze.<br />
- Wierzysz w takie banialuki? - Bjorg zdawała się kontrować wszystko, co do niej mówił. Czyżby nienawiść do szlachty była w niej aż tak silna?<br />
- Szczerze? Nie. - Zaśmiał się. - Ale to nie banialuki. "C" jest przywódczynią rewolucji, w którą chciałbym zaangażować Gildię.<br />
- Rewolucja? - Zainteresował się Jasper. - Czekaj, czy ty chcesz nam powiedzieć, że właśnie wstąpiliśmy do rewolucji?<br />
- Owszem. Oczywiście, jeżeli nie chcecie, możecie zrezygnować. Nie będę was do niczego zmuszać. - Po jego słowach nastała dłuższa chwila. Wszyscy ewidentnie zastanawiali się nad tym, czy warto tak bardzo ryzykować. Pierwsza odezwała się Asu, jak zwykle mówiąc w imieniu całej grupy.<br />
- Jesteś naszym kapitanem, nie zostawimy cię. Jak i ty nigdy nie zostawisz nas na tonącym okręcie. Niemniej jednak, nie mam pojęcia, w jaki sposób masz zamiar przekonać Cedrica do współpracy z Irysami. - Westchnęła, a Darrel spojrzał na nią znacząco.<br />
- Ty już chyba wiesz jak, moja królicza panno. - Spodziewała się tego. Zagryzła wargę i przymknęła na chwilę oczy.<br />
- Zrozumiałam. Zrobię, co w mojej mocy, ale nie spodziewaj się zbyt wiele. Poza tym, bez informacji nie mam co w ogóle zaczynać tego tematu.<br />
- Rozumiem, ale zanim poznacie wszelkie szczegóły, muszę omówić je z "C". Rozumiecie. - Kiwnęli potakująco głowami, wszyscy zaakceptowali decyzję kapitana. Żadne nie zamierzało kwestionować jego postępowania. Tak się po prostu nie robi. Tylko Vincent zdawał się nie być do końca przekonany. Zapytany jednak o przyczynę swojego zamyślenia pokręcił tylko głową i powiedział, że to nic takiego.<br />
- Nie jestem członkiem waszej załogi, nie zapominajcie o tym. - Odparł sucho, wpatrując się wprost w oczy kapitana. - Mimo to, jestem wdzięczny za pomoc w podróży i tylko dlatego wam pomogę.<br />
- Wiemy Vincencie. - Usłyszał zmęczony głos Darrela. - Mam nadzieję, że z czasem spodoba ci się praca, jaką dostaniesz od nas wszystkich. - W odpowiedzi na to, brunet kiwnął tylko głową i skierował się do wyjścia.<br />
- Czas na mnie. - Zniknął za drzwiami zostawiając wszystkich w całkowitej ciszy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Asu patrzyła na drzwi jeszcze przez jakiś czas. Czasami miała dziwne wrażenie, jakoby ich nowy towarzysz był nią zainteresowany. Znikało ono jednak bardzo szybko i nigdy tak na poważnie o tym nie rozmyślała. Tak też było i tym razem.<br />
- Dzisiaj pełnia, prawda? - Zapytała ledwo dosłyszalnie, jakby mówiła tylko do siebie.<br />
- Owszem. - Odpowiedział Jasper poprawiając sobie kapelusz i rozkładając się wygodniej na łóżku. - Więcej miejsca będzie dzisiaj w nocy.<br />
- Mam nadzieję, że gwardziści go nie złapią. Mielibyśmy kłopoty. - Fuknęła Bjorg i sama położyła się plecami do nich. Darrel i Asu patrzyli na siebie jeszcze przez jakiś czas. Byli dobrymi przyjaciółmi, dodatkowo dziewczyna była jego prawą ręką. Rozumieli się prawie bez słów, choć często nie akceptowali swoich decyzji. Tyle niebezpieczeństw przeżyli jednak razem, iż nie straszne im były nowe, zupełnie nieprzewidywalne przygody.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Herbaciarnia opustoszała już jakiś czas temu. Bezimienna przyglądała się z zainteresowaniem parze, która zdawała się nie zauważać niczego poza sobą. Dziewczynę znała i to bardzo dobrze. Z resztą, mało kto nie znał Cecylii Luparie. Blondyna natomiast widziała pierwszy raz w życiu i od początku wzbudził w niej negatywne uczucia. Oczywiście, musiała być miła, gdyż na tym polegała jej praca. Ani przez chwilę nie pozwoliła sobie na okazanie mu swoich prawdziwych uczuć do niego. Mimo to, coś jej w nim nie pasowało i sama przed sobą nie chciała przyznać, co to było.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tymczasem, młodzi rozmawiali ze sobą bardzo żywo. Już od dłuższego czasu usta im się nie zamykały i herbaciarka nie wiedziała, co może być takie interesujące. Z początku zdawali się milknąć co jakiś czas i zapadało mnóstwo nieprzyjemnych cisz. Teraz jednak byli pochłonięci sobą tak bardzo, iż nie zauważyliby nawet, gdyby do sali wleciał smok. Blondynka zastanawiała się, o czym to rozmawia przedstawicielka Irysów z jednym z Lwów. Czemu ciągle się uśmiechali? Czyżby pogłoski o nienawiści tych rodów były nieprawdziwe? Nie, musiało być w nich ziarno prawdy. Nieraz słyszała, co o sobie mówili. Nie było to nic pochlebnego, mogłaby przysiąc.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zaczęła krzątać się oporządzając puste stoliki. Przy okazji, z całkowitą premedytacją, podsłuchiwała parę, która bez przerwy ze sobą flirtowała.<br />
- Jazda konna? - Doszedł do jej uszu uroczy głos panienki Luparie. - Nie interesujesz się niczym więcej? Nie możliwe!<br />
- Cóż, masz rację. Grywam jeszcze na pianinie, choć od dawna nie miałem ku temu okazji. - Zarumieniona twarz Nataniela wzbudziła w blondynce jedynie odruch wymiotny.<br />
- Naprawdę? Musisz kiedyś dla mnie zagrać! - Cecylia zdawała się dobrze bawić. Kto by pomyślał, że jeszcze jakiś czas temu zmuszała się do prowadzenia rozmowy.<br />
- A ty? Na pewno masz jakieś niesamowite zajęcia! - Zaśmiał się radośnie, niby przypadkiem dotykając jej dłoni. Herbaciarka wycierała blat z coraz większym rozmachem. Gdyby nie był jej klientem, z całą pewnością oberwałby szmatą po twarzy.<br />
- Czy ja wiem, czy takie niesamowite? - Brunetka zarumieniła się lekko. - W wolnym czasie zajmuję się ogrodem. Mamy taki mały, w którym rosną irysy. Od małego spędzałam w nim wiele czasu. Lubię także czytać. Choć już od jakiegoś czasu nie miałam okazji na to, by usiąść spokojnie nad jakąkolwiek lekturą. - Zaczęli się śmiać. Bezimienna uznała, że to czas najwyższy, by ogłosić zamknięcie lokalu. Miała ochotę wypluć im to prosto w twarz, lecz gdy tylko podeszła straciła pewność siebie. Spojrzała bowiem na Cecylię i od razu się zarumieniła.<br />
- P-przepraszam... - Wybełkotała cichutko patrząc w podłogę. Od razu na nią spojrzeli. - Za chwilę zamykamy, więc jeżeli byliby państwo uprzejmi...<br />
- Jasne, rozumiemy. - Odpowiedziała Cecylia uśmiechając się do niej serdecznie. Serce herbaciarki podskoczyło do góry, a twarz oblała się rumieńcem. Ukłoniła się niziutko, zaciskając dłonie na sukience.<br />
- Gdyby państwo chcieli jeszcze gdzieś porozmawiać, nasz właściciel otwiera niebawem lokal wieczorny. - Mówiła bardzo nieśmiało, bojąc się spojrzeć w oczy szlachciance.<br />
- Myślę, że to już czas się zbierać. - Powiedziała kobieta, zdając sobie sprawę z tego, że było już bardzo późno. - Ale dziękujemy za zaproszenie. Ile płacimy?<br />
- Już mówię. - Dziewczyna poszła po notes, by podliczyć wszystko. - Osobno czy razem?<br />
- Osobno.<br />
- Razem. - Nataniel uśmiechnął się zawadiacko. Jako dżentelmen czuł się zobowiązany. Cecylia tylko westchnęła. Nie zamierzała protestować.<br />
- W takim razie piętnaście sztuk złota. - Drobna, zniszczona od pracy dłoń herbaciarki wysunęła się w stronę Nataniela, który zapłacił jej należność i dorzucił napiwek. Ukłoniła się lekko i patrzyła jeszcze za nimi, gdy wychodzili z herbaciarni. Chwilę potem zamknęła drzwi na klucz i usiadła na krześle wzdychając z ulgą. Podrapała się po nodze i zaczęła zbierać do domu.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Szli w ciszy. Atmosfera, jaka zapanowała między nimi prysnęła nagle, gdy tylko herbaciarka poprosiła ich o wyjście. Nataniel czuł, że odbudowanie tego będzie bardzo trudne. Z drugiej strony, tym razem milczenie nie było czymś nieprzyjemnym, a wręcz przeciwnie. Uśmiechał się cały czas prawie ocierając się ramieniem o ramię Cecylii. Spojrzał na nią kątem oka i zastanawiał się, co o nim myślała. Zachodzące słońce zdawało się krzyczeć, iż czas już się pożegnać, on jednak bardzo tego nie chciał. W pewnym momencie na niebie pojawiły się czarne chmury, a wiatr wiejący z zachodu uderzył w ich twarze. Zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie. Wszystko zwiastowało brzydką pogodę.<br />
- Niebawem się pożegnamy, Natanielu. - Powiedziała cicho, patrząc przed siebie. Zrozumiał aluzję, na co tylko kiwnął potakująco głową.<br />
- Jak długo jeszcze będę mógł ci towarzyszyć?<br />
- Do końca alei. Tam każde z nas ruszy w swoją stronę.<br />
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy Cecylio... - Spoglądał na nią, czując dystans jaki starała się między nimi utworzyć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Krople deszczu zaczęły spadać na ziemię, mocząc wszystko, co stanęło na ich drodze. Dziewczyna przystanęła na chwilę i spojrzała w niebo, nieobecna duchem. Z rozmyślań wyrwał ją Nataniel nakładający na jej ramiona i głowę swój płaszcz. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, iż swój zostawiła w herbaciarni. Będzie musiała się tam przejść następnego dnia i poprosić Bezimienną o oddanie. Dobrze znała tą uroczą dziewczynę i była pewna, że jeżeli coś znajdzie, na pewno odłoży i poczeka na właściciela. A przynajmniej tak było w przypadku wszystkiego, co gubiła w tamtym miejscu Cecylia. O rzeczach innych klientów nigdy nie myślała. Może to i lepiej? Musiałaby wtedy zmienić zdanie o herbaciarce, a tego nie chciała.<br />
- Zmokniesz. - Powiedziała do swojego towarzysza i chciała oddać mu pelerynę. Pokręcił przecząco głową i opatulił ją mocniej.<br />
- Nic mi nie będzie. Lepiej żebyś się nie przeziębiła, w końcu obiecałaś mi spotkanie. - Niczego takiego sobie nie przypominała, ale uznała, że nie zaszkodzi spotkać się z nim jeszcze raz. Była pewna, iż blondyn do czegoś jej się przyda. W końcu pożytek ze znajomego króla może być wielki, prawda?<br />
- Rozumiem. - Ruszyli przed siebie. Padało coraz bardziej, a Nataniel nie miał już na sobie suchej nitki. Zaśmiała się w myślach, sądząc, iż było mu tak bardzo uroczo. Chwilę później skarciła się i westchnęła głośno.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Miejsce wyznaczone przez nią na moment pożegnania było już bardzo blisko. Właściwie, wystarczyło, że zrobili trzy kroki i już w nim byli. Przystanęli więc i przez chwilę milczeli. Nataniel wyciągnął swoją dłoń i złapał ją za rękę. Zbliżył do niej twarz i ucałował lekko, jak prawdziwy dżentelmen.<br />
- Było mi bardzo miło, Cecylio. - Wyszczerzył się do niej radośnie, na co ona odpowiedziała delikatnym uśmiechem.<br />
- Mnie również. - Zaczęła zdejmować płaszcz, lecz powstrzymał ją szybko.<br />
- Oddasz mi to następnym razem.<br />
- Następnym? - Zaśmiała się cicho. - Widzę, że bardzo otwarcie sobie ze mną pogrywasz. Czyżbyś był aż tak pewny siebie Natanielu?<br />
- Ja? Skądże znowu. Uznałem, iż tak będzie lepiej dla ciebie.<br />
- Rozumiem. W takim razie spotkajmy się następnym razem w herbaciarni.<br />
- Jak rozkażesz, pani. - Ukłonił się zawadiacko i uśmiechnął. Krople deszczu skapywały mu z włosów prosto na nos.<br />
- Pasuje ci pojutrze? - Zapytała, dobrze wiedząc, iż następny dzień ma cały zajęty.<br />
- Oczywiście. - Odparł bez zastanowienia. To nic, że był królem i miał swoje obowiązki.<br />
- W takim razie w południe. - Odwróciła się i machnęła ręką na pożegnanie. Chwilę później zniknęła za rogiem biegnąc by jak najszybciej znaleźć się w ciepłym i suchym domu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nataniel natomiast udał się w przeciwną stronę, cały czas uśmiechając pod nosem. NIe wiedział, która mogła być godzina lecz nie przejmował się tym wcale. Spodziewał się, iż wuj nie pozostawi bez komentarza jego całodniowej nieobecności, ale w tej chwili nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Noc. Czas, w którym Elizabeth zawsze zajęta jest pracą. Tym razem jednak udało jej się wyrwać i zostawić wszystko na głowie swojej najlepszej pracownicy, Irmy. Niebo było czyste, co zadziwiało nie tylko ją. Jeszcze kilka godzin temu pełno było na nim chmur, a deszcz zdawał się padać bez końca. Niedawno jednak zaczęło się rozpogadzać i w ten oto sposób, podczas gdy blondynka wyszła na spacer, było już całkiem ładnie. Ciepłe, wilgotne powietrze zdawało się na tyle przyjemne, iż musiała przystanąć na chwilę, zamknąć oczy i odetchnąć głęboko. Ile to już czasu minęło, odkąd wyszła po raz ostatni zza wrót domu rozkoszy?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ulice Romar były o tej porze puste, lecz nie czuła się samotnie. Wręcz przeciwnie, radowała się każdą sekundą spędzoną w ciszy i spokoju. Dom publiczny, którego była właścicielką, codziennie pękał w szwach od liczby klientów. Samych kurtyzan zatrudnionych przez pannę Grimm było także sporo, toteż ciągle coś się tam działo. Jako najważniejsza osoba cały czas musiała trzymać rękę na pulsie i być gotową do interwencji. Sama przyjmowała mężczyzn dosyć rzadko, nie każdego bowiem było na nią stać. Za jedną noc brała ponad tysiąc sztuk złota, dlatego też jej klienci to zamożni podróżnicy, członkowie rodziny królewskiej, najwyższa szlachta, bądź po prostu bogaci złodzieje.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spacerując tak nie zauważyła, gdy dotarła do sadów. Była to część Romar, którą odwiedzała najrzadziej. Sprawunki załatwiało się w centrum, miejsce to natomiast służyło do odpoczynku. Nie spodziewała się spotkać tutaj kogokolwiek o tej porze. Ku jej zdziwieniu na horyzoncie ukazała się niska, grubawa postać. Z tej odległości nie mogła zobaczyć, kogo przyjdzie jej spotkać, dlatego też przyspieszyła kroku. Usta wygięły się w szerokim uśmiechu, suknia lekko uniosła. Każdy krok wykonywała z coraz większą śmiałością, a także ciekawością.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Każdy inny mieszkaniec na widok nieznajomego w samym środku nocy uciekałby od tego miejsca jak najdalej. Elizabeth mimo iż słyszała plotki o smoku, nie bała się go absolutnie. Ba, ona naprawdę lubiła kusić los! Była zwykłym człowiekiem, kobietą, która nie miałaby szansy z przedstawicielem jakiejkolwiek z ras. Inni nazwaliby ją po prostu głupią, ona jednak miała inne zdanie. Według samej siebie, nie była idiotką. Po prostu nie bała się śmierci. Przeżyła swoje życie szczęśliwie, każdy o tym wiedział. Dorobiła się wielkich pieniędzy i należała do najbogatszych mieszczan w całym królestwie. Dlaczego więc, miałaby chcieć czegoś więcej? Z oddali usłyszała gruby, męski głos. Jego właściciel zdecydowanie podśpiewywał sobie coś pod nosem. Wtem do jej uszu doszła treść, z której musiała się pośmiać w duchu. Była to iście krasnoludzka pieśń.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tymczasem, postać stojąca nieopodal zdała się zauważyć kurtyzanę i odwrócić w jej stronę. Niski, otyły krasnolud przyglądał się kobiecie paląc fajkę. Otarł jedną ręką stróżkę śliny, jaka napłynęła mu do kącików ust i czekał, aż do niego podejdzie. Gdy znalazła się już na tyle blisko, by ujrzał jej twarz, wymsknęło mu się z ust prostackie "o, kurwa". Szybko zdał sobie sprawę z tego, jak trafnie się wyraził i chrząkając lekko zaczął rozmowę.<br />
- Witam, tej chędożonej nocy, panno... Rose. Moja godność, do stu skurwysynów, Dagor Ciężkałapa. Miło panią poznać. - Ukłonił się nisko, zakrawając o komizm. Wzrokiem ewidentnie błądził w okolicach jej dekoltu, który swoją drogą był bardzo głęboki.<br />
- Witam, jak widzę pan już mnie zna. Mimo to, przedstawię się, Elizabeth Grimm. - Ukłoniła się lekko spoglądając mu prosto w twarz. Ogromny nos w kształcie ziemniaka zdawał się zajmować trzy czwarte twarzy.<br />
- Pani na spacerze, czy... w robocie? Jeżeli wolno spytać. - Krasnolud stanął prosto i zaciągnął się fajką. Wzrokiem wodził po okolicy, jakby szukając czegoś, co byłoby nietypowe dla tego miejsca.<br />
- Gdybym była w pracy, nie byłoby mnie tutaj, panie Ciężkałapa. Pan jednak, jak sądzę, na spacerze? - Zapytała spoglądając w niebo i podziwiając księżyc w pełni.<br />
- Ano, na spacerze. Noc jest do kroćset idealna na takie eskapady. Choć dla pani to raczej niebezpieczne, smok w okolicy. - Na te słowa Elizabeth roześmiała się.<br />
- Zapewniam pana, panie Ciężkałapa, że smok to moje najmniejsze zmartwienie. - Odrzekła cicho i sama rozejrzała się wokół, idąc za jego przykładem. Jej wzrok na dłużej spoczął na drzewie znajdującym się po prawej stronie. Westchnęła kręcąc głową z uśmiechem po czym chrząknęła cicho.<br />
- Wyjdź, kimkolwiek jesteś. Nie ładnie tak podglądać. - Rzekła zdecydowanym głosem. Krasnolud wydawał się być zaskoczony, ale tylko przez chwilę, gdyż szybko zamaskował zmieszanie wrednym uśmiechem. Nigdy by się nie przyznał, iż nie zauważył jakiegoś podglądacza w krzakach.<br />
- Właśnie, do kierwy. Wyłazić. Nikt nie będzie, do kroćset, podglądał Dagora Ciężkiejłapy! - Powiedział opluwając się przy tym przez przypadek. Nim się zorientowali, gałąź poruszyła się, a na ziemi pod nią pojawiła się sylwetka obserwatora.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Elizabeth przyjrzała mu się dobrze, w zwyczaju bowiem miała ocenianie mężczyzn. Był to wysoki, ani brzydki ani ładny chłopiec. Cerę miał tak bladą, iż gdyby przystawić go do ściany, na pewno zlałby się z nią w mgnieniu oka. Czarne włosy utrzymane w całkowitym nieładzie zakrywały mu uszy, a grzywka opadała przesłaniając jarzące w ciemnościach, zielone oczy. Gdy uwaga kobiety skupiła się na jego twarzy, przez chwilę nie mogła powstrzymać się od wrażenia, iż miał on na sobie makijaż. Dwie proste, czarne linie ciągnęły się przez sam środek oczu. Po chwili jednak Elizabeth zainteresowała się bardziej tym, w co był ubrany. Długa peleryna, przy szyi futro. Grimm nie znała się na zwierzętach, lecz coś wewnątrz niej podpowiadało jej, iż kiedyś musiało należeć do pięknego wilka. Całe jego odzienie zdawało się być bardzo drogie, a jednocześnie podniszczone. Czyżby trudami podróży?<br />
- Wybaczcie to nieporozumienie. - Odezwał się cicho, dosyć delikatnym jak na mężczyznę głosem.<br />
- No świetnie, trafił się nam jakiś jebany kiep. Do tego czai się jak jakaś kurwa leśna z uszami! - Dagor dawał upust swojemu niezadowoleniu ze spotkania z nieznajomym. Sam fakt, iż przerwał mu rozkręcającą się rozmowę z najlepszą kurtyzaną w mieście nie był jeszcze taki decydujący.<br />
- Panie Ciężkałapa, proszę powstrzymać komentarze. - Odrzekła blondynka uśmiechając się lekko do nieznajomego.<br />
- A co mam się, do kurwy, powstrzymywać. Jebany pedał, do kroćset, wchodzi panience i mnie, tej chędożonej nocy w drogę! Toć ja mam się nie denerwować?<br />
- Radziłbym ostrożniej ze słowami. - Chłód jaki emanował od bladoskórego chłopaka, zdawał się dotrzeć do serca kobiety i krasnoluda.<br />
- O proszę, jeszcze się gówniarzeria stawia! Wiesz, z kim masz do czynienia, szczeniaku?<br />
- Panowie, ależ proszę... - Nie była w stanie dokończyć, gdyż przerwano jej brutalnie.<br />
- No, chyba pan się trochę zagalopował. Jeszcze raz, radzę ostrożniej dobierać słowa. - Z ust czarnowłosego wydobył się lekki syk. Dagor zdawał się jednak nie zwracać na to uwagi.<br />
- Będę mówił, co mi się do kurwy podoba, skurwysynie. Zwłaszcza do kogoś, kto mnie nie przewyższa ani bogactwem, ani wiekiem, ani statusem społecznym! - Emocje krasnoluda dały o sobie mocno znać. Podczas, gdy mówił ślina strzelała z jego ust gdzie popadnie, przez co i Elizabeth i nieznajomy odsunęli się od niego nieznacznie.<br />
- Panowie, grzeczniej proszę. Po cóż marnować tak piękną noc, jak ta? - Ciężkałapa żachnął się lekko, ale zamilknął. W końcu kobieta prosiła, a on tę prośbę mógł spełnić. Ten jeden raz.<br />
- Wiele takich jak ta nocy widziałem, nic w niej niezwykłego. - Znudzony głos nieznajomego wprawił i słynną Rose w stan lekkiego wzburzenia.<br />
- Dla pana, może i jest najzwyklejsza w świecie, gdyż ma pan ją na co dzień. Ale dla kobiety, która wyjść może tylko raz na dłuższy okres czasu, każda taka noc ma wielkie znaczenie!<br />
- Jesteś pan jako ten chuj - zaczął Dagor, wcinając się w rozmowę - jak to powiedziała księżna Cecylia do ambasadora Lwów, wiele lat temu.<br />
- Panie Ciężkałapa, proszę. Nie wszczynajmy niepotrzebnych nieporozumień. Do tego, na cóż wspominać tutaj księżną Luparie? To chyba nie na miejscu, nieprawdaż? - Oczy panny Grimm zaświeciły się lekko. - Poza tym, rozmowy o polityce to najgorszy temat do miłej pogawędki. Tak nie można panowie, przez to wszystko ludzie się tak bardzo nienawidzą. - Zapanowała chwila ciszy. Po minie nieznajomego domyśliła się, iż nie miał pojęcia o czym rozmawiali. Była dzięki temu ostatecznie przekonana, iż pochodził z daleka. Kto wie, czy nie z północy? W końcu tylko tam było prawdziwie zimno, a jego strój był zdecydowanie zbyt gruby na koniec lata w Enthernet.<br />
- No, porozmawiajmy o czymś milszym... Ach, najpierw się przedstawmy! Elizabeth Grimm, miło mi. - Uśmiechnęła się szeroko i starała załagodzić sytuację, choć dobrze wiedziała, że będzie ciężko.<br />
- Iskariot. Ale nie sądzę, by było pani to imię potrzebne. Jutro już o mnie pani zapomni. A przynajmniej tak będzie dla pani lepiej. - Sytuacja wydawała się powoli uspokajać, lecz kurtyzana nie mogła jeszcze świętować. Dagor bowiem podchwycił jeden temat i nie zamierzał go porzucać tak szybko.<br />
- Widzę, że panna Rose jakoś dziwnie interesuje się jebanym konfliktem na linii Irysy kurwa Lwy. - Błysk w jego oku sprawił, że Elizabeth przez chwilę nie mogła się odezwać. Krasnolud zdecydowanie należał do bardziej wścibskich osób i dobrych obserwatorów niż mogła się tego po nim spodziewać. - Panna nam tu rozprawia o tym, że nie powinniśmy o tym, do stu piorunów gadać, a sama dziwnie się podnieca, na sam dźwięk słowa polityka. - Fuknął na koniec, by dodać swojej wypowiedzi powagi. Pomiędzy trójką nieznajomych zapadła chwila ciszy, którą przerwał Iskariot.<br />
- Pan widzę, w swoim wieśniactwie, nie wie, że niektórych rzeczy się po prostu nie mówi?<br />
- Ja?! Wieśniakiem?! Ożesz w kurwę, bacz na słowa smarkaczu, bo ci z dupy zrobię sito! - Zza bordowej kamizelki Dagor wyciągnął rewolwer i zaczął nim celować w młodzika.<br />
- Panowie, panowie! Naprawdę! Spokojniej proszę. Po cóż się bić i sobie grozić. Szerzmy miłość! - Elizabeth starała się jakoś załagodzić sytuację, ale obaj mężczyźni pozostawali niewzruszeni na jej prośby.<br />
- Tak? A co powiesz na to? - Wokół Iskariota momentalnie pojawiły się drobne, błękitne płomyki. Patrzył na Dagora z nienawiścią, a oczy świeciły mu się przy tym i emanowały dziwnym światłem. Cichy ryk wydarł się z jego ust.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Elizabeth poczuła, że zaraz upadnie. Dyskretnie złapała się ramienia Dagora i spojrzała na stojącego na przeciwko chłopaka. Dopiero teraz cała historia zaczęła jej się składać w całość. Podróżnik, dziwak, a na dokładkę to. Była pewna, że nie dożyje do świtu, jeżeli zaraz czegoś nie zrobi.<br />
- No proszę, gadzina się znalazła. - Warknął Ciężkałapa. - Nie myśl, że boję się jakiegoś smoczego kiepa!<br />
- Tak, on ma rację. Schowaj lepiej te swoje płomyczki i spadaj stąd. - Dodała swoje trzy grosze panna Grimm, rozglądając po okolicy. Czy naprawdę nigdzie nie było gwardzistów? Podobno Romar miało się od nich roić, odkąd usłyszano plotki o smoku.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Erwin był już zmęczony. Dopiero, co zaczęła się jego nocna zmiana, a on już wiedział, jak trudno jest być strażnikiem. Mimo to nie żałował niczego, bo właśnie to było jego marzeniem. Odkąd pamiętał chciał szerzyć dobro i sprawiedliwość. Właśnie dlatego, gdy tylko ukończył szesnaście lat zgłosił się do Gwardii Królewskiej. Droga do zostania dowódcą była ciężka i wymagała od niego dużo poświęceń. W końcu mu się udało, lecz to był dopiero początek.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Był na nogach ponad dwie doby i dobrze wiedział, że nim położy się spać minie jeszcze trochę czasu. Odkąd znaleziono pierwsze ofiary smoka nie był w stanie zejść z warty bez wyrzutów sumienia i cały czas coś robił. Zdawał raport, brał udział w oględzinach. Informował mieszkańców o postanowieniach króla. A teraz miał swoją zmianę, na której musiał być uważny. Potwór mógł się czaić wszędzie, a on miał obowiązek być w stanie się z nim zmierzyć. W ramach obrony społeczeństwa.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Erwin nigdy nie potrafił zrozumieć tych wszystkich ludzi, którzy narzekali na króla. Owszem, nie należał on do najlepszych, nie dało się tego ukryć. Był jednak na tyle porządny, iż nie łamał prawa, jak większość. Był po prostu szczery z tym, iż nie czuł się dobrze na tronie. Anaregard nie widział w tym nic złego. Ponad to, ich pierwsze spotkanie przekonało go do tego, iż młody Nataniel nie jest złym człowiekiem. Strażnik był pewien, iż widział we wzroku króla lęk i przejęcie sytuacją. Zareagował błyskawicznie i to mu się chwaliło.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Z rozmyślań politycznych i pochlebstwa jakie kierował w stronę młodego króla wyrwała go głośna dysputa odbywająca się niedaleko niego. W sadzie, jak mu się wydawało, kilkoro ludzi najprawdopodobniej kłóciło się o coś. Z początku, Erwin myślał, że to kolejna walka o kobietę, jakich ostatnio było w Romar sporo. Mężczyźni znowu postanowili obić sobie twarze na oczach ukochanej, by udowodnić, któż to z nich jest lepszy. Wtem jednak do jego uszu dotarły dwa słowa-klucze, które zmieniły jego pogląd na sytuację. Gadzina. Smoczy kiep. Marszcząc brwi i mając złe przeczucia przyspieszył, by dotrzeć do miejsca jak najszybciej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zostało mu już tylko kilka kroków do skrętu w odpowiednią dróżkę, gdy po sadzie rozniósł się huk wystrzału z broni, któremu towarzyszył stłumiony, kobiecy krzyk. Strażnik nie ociągając się dłużej wyjął spod płaszcza rewolwer i zaczął biec. Broń, którą posiadał należała gabarytami do tych mniejszych, co ułatwiało jej przenoszenie. Była też dużo nowocześniejsza niż te, które zdobywali rewolucjoniści, czy niesforni mieszkańcy miasta. Prawdą było, że taki pistolet kosztował co najmniej pięć pełnych, miesięcznych wypłat rzemieślnika, któremu szedł interes. Zwykły chłop czy mieszczanin z przyczyn oczywistych nie mógł sobie na taką pozwolić.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Erwin nie myśląc zbyt wiele dobiegł do trójki nieznajomych próbując jak najszybciej rozeznać się w sytuacji. Pierwsze, co ujrzał, to gruby krasnolud, celujący rewolwerem w drugiego, bardzo dziwnego jegomościa. Kobieta, która im towarzyszyła, zdawała się ledwo stać. Przygryzała wargę spoglądając to na jednego, to na drugiego. Strażnik z początku nie wiedział, po czyjej stronie stanąć. Dagor Ciężkałapa znany był w całym Romar i raczej nie chciałby zepsuć swojej reputacji jednym dziwnym wybrykiem. Poza tym, towarzyszyła mu Elizabeth Grimm, która również dbała o swoje imię. Pomimo zawodu, jaki wykonywała. Dlatego też, Erwin dobiegł do nich i stanął na przeciw dziwnego, nieznanego osobnika. Wszyscy podróżnicy byli niemile widziani w stolicy od czasu ataku na arystokrację.<br />
- Co tu się dzieje? - Zapytał, lekko chrypiącym od biegu i stresu głosem.<br />
- To smok. - Krasnolud splunął pod nogi przeciwnika. - Obrzydliwa, gadzia kreatura! Jeszcze nam tu wygrażał!<br />
- To prawda? - Pytanie skierowane było do blondynki.<br />
- Jak najbardziej, panie Anaregard. Jak najbardziej.<br />
- Stój w miejscu i nie ruszaj się. - Strażnik czuł, jak serce mu przyspiesza i jak po ciele rozchodzi mu się gorąco. Nie tyle bał się, co po prostu wiedział, że ani on ani Dagor nie są w stanie pokonać smoka. A straży w pobliżu nie było. - Panno Grimm, sądzę, że to nie miejsce dla pani. Będziemy osłaniać pani odwrót, więc proszę zniknąć stąd jak najszybciej.<br />
- Rozumiem. - Kobieta skinęła tylko głową na pożegnanie i już jej nie było. Ciężkałapa co chwila spluwał na ziemię i mamrotał coś nieprzyzwoitego pod nosem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Iskariot w tym czasie nawet nie drgnął. W myślach przeklinał się za swoją głupotę. Przeżył dużo więcej lat od nich razem wziętych, a zachował się jak dziecko. Głupie, naiwne i zbyt pewne siebie. Mógł za to przypłacić życiem, a było ono dla niego cenniejsze, niż mogłoby się wydawać. Miał swój cel, do którego dążył tak rozpaczliwie. Czyżby miał wszystko zaprzepaścić jednym głupstwem? Na to wyglądało.<br />
Próbując ratować swoją sytuację poniósł ręce do góry w geście obronnym. Starał się wymyślić coś, co mogłoby mu uratować skórę i nie zdemaskować go. Wydawało się jednak, że jest na to już zdecydowanie za późno i nadszedł czas, by użyć swojej prawdziwej mocy. Choć Iskariot przybył do Enthernet z zamiarami całkowicie pokojowymi, rzeczywistość ukazała mu prawdziwy obraz tego społeczeństwa.<br />
Znając swoje limity i wszystkie ograniczenia, mógł po chwili namysłu dojść do wniosku, że została mu tylko ucieczka. Ucieczka przeprowadzona w bardzo przemyślany sposób. Tak, by nikt nie ucierpiał i by niczego nie mogli mu zarzucić. Poza tym, że był smokiem, bo temu zaprzeczyć nie mógł. W żaden sposób.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tymczasem Erwin marszcząc brwi celował do niego z broni. Wiedział, że towarzyszący mu krasnolud jak najbardziej zdolny jest do walki. Dagor bowiem znany był ze swoich umiejętności i chęci do strzałów. Kilkakrotnie przez to miewał problemy z władzą. Zawsze jednak udawało mu się wyjść z tego bez szwanku i po każdym takim razie stawał się coraz sławniejszy. Strażnik nie był jednak pewien, czy w walce z domniemanym smokiem, który najprawdopodobniej zabił już trójkę arystokratów, mieli jakiekolwiek szanse. Nie można było sobie pozwolić na żaden błąd.<br />
- Jesteś smokiem? - Pytanie padło z ust strażnika i choć wiedział, że brzmiało głupio musiał je zadać.<br />
- Nie, nie jestem. - Iskariot przemawiał zmęczonym, lecz spokojnym głosem. Erwin tylko westchnął.<br />
- Niestety, mam dwóch świadków, podczas, gdy twojej wersji nikt nie jest w stanie poświadczyć. - Blondyn zbliżył się do przeciwnika gotowy do pochwycenia go i związania.<br />
- Ech, jak widać z wami, ludźmi, nigdy nie da się dojść do porozumienia. - Jeszcze nim skończył, zawiał wiatr unosząc piach w powietrze. Cisnął się do oczu, przez co nie za bardzo wiedzieli, co się dzieje.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tymczasem Iskariot przemienił się w swoją prawdziwą postać i uniósł się w powietrzu. Pierwszy w sytuacji zorientował się Dagor i nie czekając na specjalne zaproszenie, zaczął celować do smoka. Erwin również nie pozostawał zbyt długo bierny. Celując ze swojego rewolweru zdecydowanie naciskał spust, licząc na to, że trafi w cel. Przeciwnik tymczasem oddalał się coraz bardziej. Żadne z nich nie wiedziało, czy trafiło choć raz, ale nie przestawali strzelać, dopóki nie zabrakło im kul. Krasnolud zaklął siarczyście, a Erwin westchnął zrezygnowany, gdy Iskariot zniknął z ich pola widzenia.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W oddali zauważyli oddział gwardzistów biegnących w ich stronę. Na ich czele znajdowała się niska, dosyć krępa kobieta. Krasnolud splunął w bok na jej widok. Tak, znał ją bardzo dobrze. Należeli do tej samej rasy i nie mógł zrozumieć, dlaczego zaczęła golić brodę i nogi. Przestała być jedną z nich i na dodatek wstąpiła do gwardii.<br />
- Pani Kapitan. - Erwin skinął głową. Mimo iż była dosyć niepozorna, znana była jako gwardzista idealny i to sprawiło, że statusem górowała nawet nad blondynem. Nie miał jednak nic przeciwko, bo szanował ją jako przełożonego, a także widział, że wykonywała swoją pracę naprawdę dobrze.<br />
- Wybacz spóźnienie, ale do kroćset, dotarcie tutaj z drugiego końca Romar nie jest takie łatwe! Co się wydarzyło? - Zapytała głosem bardziej męskim niż kobiecym.<br />
- Mieliśmy spotkanie ze smokiem. - Blondyn podrapał się po głowie, a Dagor nie odezwał ani słowem.<br />
- Widzieliście jego twarz? W takim razie trzeba sporządzić list gończy. Chodźmy na komendę. A z tobą... - zwróciła się do krasnoluda. - Porozmawiam innym razem. Spodziewaj się mojej wizyty. I lepiej... Nie pakuj się w większe kłopoty. - Gwardziści zaczęli się zbierać więc Dagor również udał się w swoją stronę.<br />
<br />
__________________________________________________<br />
<i>Rozdział z dużym opóźnieniem. Ale dużo rzeczy zwaliło się na moją głowę :C Następny powinien pojawić się dużo szybciej~ Serio xD"<br /><br />Wszystkie zaległości i to, co miałam zrobić... Zrobię na początku przyszłego tygodnia, o.<br /><br />Więcej aktualnych informacji znajdziecie na facebooku'u: <a href="https://www.facebook.com/OpowiadaniaIryska">https://www.facebook.com/OpowiadaniaIryska</a><br />Więcej na temat "Virtual Kingdom": <a href="http://irysek.tumblr.com/virtualkingdom">http://irysek.tumblr.com/virtualkingdom</a></i><br />
<br />
<br />
Biorę udział w konkursie. Jeżeli podoba Ci się moje opowiadanie, zagłosuj tutaj: http://www.kidzuita.blogspot.com/p/konkursy.htmlIrysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-84211426720303179562013-02-12T23:35:00.001+01:002016-10-02T22:16:53.053+02:00Virtual Kingdom - Rozdział drugi<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wracała zmęczona do domu, pospiesznie przebiegając przez opustoszałe już ulice dzielnicy handlowej. Na swojej drodze nie spotkała do tej pory nikogo, poza jednym bardzo pijanym jegomościem, który nawet nie zauważył, że szturchnęła go łokciem. Było ciemno i dosyć chłodno. Wokół panowała aura ponurości i jakiegoś nieznanego jej dotąd uczucia. Jakby obawy, lęku przed czymś całkowicie nieznanym. Był środek lata i Cecylia uznała, iż to nie typowe, by było tak zimno. Pomasowała się po nagich ramionach i przyspieszyła jeszcze, chcąc jak najszybciej przedostać się do bardziej cywilizowanej części miasta. Do posiadłości Irysów nie było już tak daleko, gdy nagle ktoś pociągnął ją za sukienkę. Przerażona odwróciła się gwałtownie wyrywając z uścisku nieznajomej. Oczom dziewczyny ukazała się przedziwna kobieta o źrenicach czarnych, lecz nie to było w niej niezwykłe. Miała w nich przebłyski zieleni, podobnie jak na włosach. Nawet jej skóra zdawała się emanować tym kolorem, choć na pierwszy rzut oka była po prostu bardzo blada. Przez chwilę panowała między nimi cisza, aż Cecylia chrząknęła i odsunęła się o parę kroków. Nieznajoma ubrana była w łachmany, co wzbudzało podejrzenia, iż mogła być albo żebraczką, albo obłąkaną, albo po prostu złodziejką. Intrygujące spojrzenie, jakie dziwaczka jej posłała zaczęło palić ciało i nim Luparie się spostrzegła, biegła już z całych sił, by jak najszybciej oddalić się od tego nieprzyjemnego miejsca. Im bliżej dzielnicy mieszkalnej tym bezpieczniej, z takiego założenia wyszła młoda szlachcianka, czując jak jej skóra powoli się ogrzewa, a powietrze staje się przyjemnie ciepłe.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cisza. Potworna cisza, która wręcz raniła uszy panowała tej nocy w komnacie króla. Przerywana była jedynie delikatnym, kobiecym oddechem należącym do młodej służki. Nataniel leżał na łóżku i spoglądał przez okno, wprost na księżyc w pełni. Wiedział, że ta noc była dziwna, tajemnicza i czuł podświadomie, że coś niezwykłego mogłoby się dzisiaj zdarzyć. On jednak wybrał rozkosze w ramionach ślicznej Marie i choć mógłby, wcale nie żałował. Spojrzał kątem oka na jej spokojną od snu twarz i pogładził lekko po włosach. Jutro wszystko wróci do normy, a ona nawet o tym nie wspomni. On także będzie zachowywał się jak zwykle, choć raz na zawsze zaprzepaścił jej życie. Kobieta taka jak ona nie mogła liczyć na zamążpójście nie będąc czystą i cnotliwą. A on, jakże okrutny, zabrał jej całą niewinność w przeciągu paru krótkich, przyjemnych chwil. Czasem czuł się wręcz perfidnie i okropnie, skrzywdził bowiem nie jedną kobietę. Potem jednak zaczynał się usprawiedliwiać i choć na chwilę zapominał, że to wszystko jego wina. Właściwie, co nie było jego sprawką? Czy zrobił kiedykolwiek coś dobrego? Nie był pewien. Miał wrażenie, że jedyne, na co było go stać, to podrywanie kolejnych, pięknych kobiet i noce takie jak ta.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Księżyc schował się za mgłą, a Nataniel wstał z łóżka. Było gorąco, dlatego też w ogóle nie odczuwał braku odzienia. Stał i patrzył przez okno na okryte nocnym pledem miasto. Stolicę jego królestwa. Królestwa, którym nie potrafił dobrze rządzić. Był nieodpowiedzialny, wiedział o tym, lecz nie miał zamiaru tego zmieniać. Gdyby choć trochę mu na tym wszystkim zależało, na pewno starałby się załagodzić spór między cerberami. Po co jednak miał się wysilać?<br />
Właściwie, to miał odpowiedź. Dla Marianne. Jego małej przyjaciółki, którą wkrótce będzie musiał poślubić. Nie był na to wszystko przygotowany, jednak postanowił. Nadszedł czas, by dorosnąć i miesiąc, który mu został przeznaczy na wyhulanie się raz na zawsze. Potem będzie dobrym królem. Dobrym mężem. Będzie lepszy od Alistora, swojego ojca i udowodni wszystkim, że jest coś wart. Choć poprzedni król uchodził za tyrana, miał w sobie ten zalążek szlachetności Lwów, który kazał mu dbać o królestwo, a którego już praktycznie nie było w młodszych pokoleniach. Nataniel był tego idealnym przykładem. I choć nigdy nikogo nie zabił, nie szydził i nie nienawidził, wiedział dobrze, że brak mu szlachetności i odwagi, jaka tysiąc lat temu stała się domeną jego przodka.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W jego umyśle pojawił się obraz wiszący w sali obrad. Zawsze siedzi do niego tyłem, lecz ostatnio udało mu się go dojrzeć. Na chwilę nawet zatrzymał swój wzrok na postaci się na nim znajdującej. Jack, jego prapradziad. Jakby się zastanowić, to z wyglądu rzeczywiście byli do siebie podobni. Te same włosy, ta sama postura. Oczy zielone, jakby magiczne. Lecz charaktery mieli zdecydowanie inne. Młody Lione uchodził za naiwnego głupka, który miał wszystko w głębokim poważaniu, podczas gdy Jack był symbolem odpowiedzialności, szlachetności i honoru. Tak przynajmniej mówiły legendy. Jaka była prawda? Tego nikt nie wiedział i mało prawdopodobne, by kiedykolwiek ktoś to odkrył. Życie założyciela rodu Lwów zapewne na zawsze pozostanie jedną wielką tajemnicą.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie zwlekając dłużej powrócił na swoje miejsce i przykrył się aksamitną pościelą. Objął Marie i wtulił twarz w jej szyję mrucząc z zadowolenia. Kolejna noc w ramionach pięknej kobiety zdawała się być jedyną rzeczą, jakiej w tej chwili potrzebował. Masa rozmyślań o przyszłości męczyła go nieustannie i zaczynał mieć tego wszystkiego dosyć. Niepewność jaka zagościła w sercu króla okazać się mogła zgubna nie tylko dla niego, ale i całego Enthernet, a tego nie chciał. Mimo wszystko miał pewne marzenia i cele, których istnienie dopiero w przeciągu kilku ostatnich dni sobie uświadomił. Nim jednak zaczął planować kolejny dzień zasnął nieświadomie bardziej wtulając się w piersi Marie. W tym samym momencie nad stolicą rozniosło się głośne wycie. Brzmiało jak zawodzenie zranionego wilka, który wiedział iż nie ma szans na ucieczkę i błagał swoich towarzyszy o pomoc. Nikt jednak zdawał się go nie słyszeć. Całe Romar pogrążone było we śnie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Było wcześnie rano, promienie dopiero co wschodzącego słońca wpadały nieśmiało do pomieszczenia. Młoda dziewczyna krzątała się nucąc pod nosem jakieś proste, ludowe piosenki. Wyglądała na bardzo szczęśliwą zamiatając podłogę herbaciarni. Gdy odłożyła miotłę, poprawiła sobie sięgającą jej za kolana, granatową sukienkę i nałożyła na nią fartuszek. Przeczesała palcami długie blond włosy i zawiązała jeszcze raz czarną wstążeczkę. Spojrzała w lustro i uśmiechnęła się radośnie. Szef stanął za nią i popatrzył w odbicie zaintrygowany. Już dawno nie widział swojej pracownicy w tak dobrym humorze jak dzisiaj! Ewidentnie wydarzyło się coś, co sprawiło jej tyle radości. Mężczyzna obserwował kątem oka pracującą dziewczynę, która w tym momencie zajęła się wycieraniem filiżanek i przygotowywaniem sklepu do otwarcia. Pozostało jeszcze jakieś pół godziny, lecz ją rozpierała energia. Cóż było przyczyną niepohamowanej radości herbaciarki? Spotkała ją! Wczoraj, całkowitym przypadkiem wpadła na osobę, którą podziwiała i darzyła prawdziwym uczuciem! Co prawda, nie była w stanie wykrztusić z siebie żadnego sensownego słowa, lecz już sam widok obiektu swoich westchnień uznawała za wielką nagrodę. Właściciel spojrzał kątem oka na zegarek i wyszedł zostawiając wszystko w rękach młodziutkiej dziewczyny. Krasnolud popędził do innej knajpy, którą prowadził. Wszystkiego musiał dojrzeć sam, by być pewnym, że jego sklepy są najlepsze w całej stolicy!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dziewczę tymczasem rozejrzało się po pomieszczeniu szukając sobie zajęcia. Gdy jednak stwierdziła, że zrobiła wszystko, co miała w planach, zwyczajnie usiadła na krześle i zaczęła parzyć herbatę. Zazwyczaj od samego rana miała wielu klientów, więc nie będą musieli czekać tak długo na zamówione napoje, jeżeli przygotuje je wcześniej. Nim się obejrzała zegar wybił godzinę dziewiątą i sklep należało otworzyć. Podeszła do drzwi, wsadziła duży, pięknie zdobiony klucz w zamek i przekręciła. Wrota stanęły otworem, a tuż za nimi znajdował się już pierwszy klient, którego herbaciarka kojarzyła bardzo dobrze.<br />
Przychodził tutaj codziennie. Zawsze bywał przez kilka godzin i zamawiał naprawdę dużo. Bezimienna nie wiedziałas, co było przyczyną jego wizyt w tym miejscu, lecz uważała, że to do niego nie pasuje. Mężczyzna zdawał się być zupełnie z innego świata niż ten, jaki reprezentowała ona wraz ze swoją małą herbaciarnią. Rudowłosy gość patrzył na nią przez chwilę w zamyśleniu, zupełnie inaczej niż zwykle. Owszem, bardzo często ją obserwował, zawsze czuła na sobie jego wzrok, lecz tym razem... Było w tym wszystkim coś dziwnego! Dziewczyna skłoniła się delikatnie i przywitała, ręką zapraszając przybysza do środka. Ten tylko kiwnął głową, a mała kapucynka uwieszająca się na jego ramieniu pomachała do dziewczyny radośnie.<br />
- Czego pan sobie dzisiaj życzy? - Zapytała cicho, bardzo spokojnym i uroczym głosem. Uśmiechała się przy tym radośnie, bo wciąż czuła się szczęśliwa po wczorajszym dniu. Nie dziwił ją dzisiaj nawet niezwykły strój Ezekiela - bo tak się nazywał jej klient - choć nie na co dzień spotyka się mężczyzn w spódnicach. Podobno "to" nazywało się "kilt" i było strojem narodowym w Gaelicji. Lecz Bezimienna nie miała o tych sprawach żadnego pojęcia.<br />
Ezekiel natomiast miał, gdyż stamtąd właśnie się wywodził. Jego zielone, smutne oczy patrzyły na twarz młodziutkiej dziewczyny tak, jakby nie chciały jej wypuścić. Nigdy wcześniej żadnej kobiecie nie udało się zdobyć serca tego bezuczuciowego rebelianta.<br />
- To, co zawsze. - Powiedział cicho i na chwilę się zamyślił. Gaelicja, państwo w którym się urodził. Od stuleci było pod protektoratem Enthernet i chodziły plotki, iż niebawem miało zostać ono całkowicie włączone do królestwa. Rebeliantowi, jak wielu jemu podobnym, się to zwyczajnie nie podobało. Jego kraj powinien pozostać na zawsze wolnym i poprzysiągł na swoje imię, iż nie dopuści do zniewolenia swojego narodu. Jako się nazywał Ezekiel McRaine!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Blondynka zniknęła na chwilę za ladą przygotowując czerwoną herbatę rodem z Gaelicji i wyciągając upieczoną przez siebie babeczkę porzeczkową. Odkąd pamiętała rudowłosy zamawiał właśnie to. W tym samym czasie kapucynka, która towarzyszyła Ezekielowi zaczęła radośnie biegać po sali i nim jej właściciel się zorientował, była już na zapleczu. Pałętała się pod nogami herbaciarki łapkami ciągnąc ją za spódnicę.<br />
- Proszę. - Dziewczyna postawiła przed gościem talerz i filiżankę i już miała iść, gdy do niej przemówił.<br />
- Zostań. Przydałby się ktoś do rozmowy, a jak widzę nie masz jeszcze innych klientów. - Zarumieniła się, lecz bez słowa przy nim usiadła. Nerwowo poprawiała sobie sukienkę, chcąc opuścić ją jak najniżej.<br />
- Na cóż rozmowa ze mną panie? Jestem zwykłą herbaciarką, która nie wie, o czym mówić z kimś takim, jak pan.<br />
- Nie martw się. Jesteś odpowiednią osobą do takich rozmów, niewiasto. Słyszałaś o tym, co stało się tej nocy? - Pokręciła głową.<br />
- Stało się coś poważnego? - Zapytała lekko drżąc. Pomyślała o smokach, które niecałe trzy lata temu po raz kolejny zostały wygnane z królestwa. Wizja spotkania z ogromnym, przerażającym stworzeniem była zbyt straszna, by mogła to sobie wyobrazić.<br />
- Po Romar chodzą plotki. Podobno znaleziono kilka ciał. Dwa należą do Irysów i jedno do Lwa. Każde w innej części miasta. Problem w tym, że nie widziano sprawcy, choć ciała... Cóż, są specyficznie okaleczone, dziewczyno. Rozumiesz, co to znaczy?<br />
- Nie za bardzo. Co ma pan na myśli, mówiąc "specyficznie"?<br />
- Rozszarpane, ale i nadpalone.<br />
- Czyli... To naprawdę może być smok?<br />
- Tego nie wie nikt. Lecz taka mała rada ode mnie, nie wychodź po zmierzchu. W Romar robi się niebezpiecznie. - Dziewczę kiwnęło głową potakująco, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy. - Chociaż chyba jesteś bezpieczna. Jak na razie cierpi tylko szlachta. Może to wcale nie smok? A ktoś, kto po prostu ma dość tych wszystkich walk pomiędzy nimi? - Mężczyzna zamyślił się i jadł w ciszy. Jego towarzyszka natomiast zamarła. Bała się. Potwornie się bała, lecz nie o siebie. Jednak nim zdążyła cokolwiek dodać do herbaciarni weszli kolejni goście, a ona zaczęła ich obsługiwać.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Było już koło dziesiątej, gdy Nataniel wreszcie wybudził się ze snu. Słońce świeciło radośnie oświetlając pomieszczenie, a w łóżku znajdował się tylko on. Spojrzał zaspanymi oczami na miejsce obok siebie, gdzie jeszcze jakiś czas temu leżała Marie. Było puste i ładnie zaścielone, co oznaczało, że służąca już sobie poszła. Zapewne zniknęła kilka godzin temu, gdyż musiała zająć się pracą. On sam nie za bardzo się tym interesował. Rozejrzał się leniwie po pokoju i niechętnie zaczął zakładać spodnie. Ziewnął głośno i otarł łzę, która mu przy tym spłynęła po policzku. Wstał z łóżka, przeciągnął się i odetchnął. Nowy dzień nastał, a on musi go wykorzystać jak tylko się da! W momencie, w którym zapinał swoją śnieżnobiałą koszulę, usłyszał pukanie do drzwi. Zastanawiał się, czego mogli od niego chcieć. Był bardzo zniecierpliwiony i chciał jak najszybciej zrealizować plan, jaki powstał w jego głowie poprzedniego wieczora.<br />
- Proszę. - Odpowiedział krótko wpinając w żabot broszkę z herbem Lwów. Do pomieszczenia weszła Marie. Nie wyglądała najlepiej, a cerę miała bladą i ewidentnie ledwo stała.<br />
- Panie... Na mieście... - Mówiła cicho spoglądając w ziemię. Nataniel wyraźnie się zaniepokoił.<br />
- Co się stało?<br />
- Dzisiejszej nocy zdarzyła się tragedia. Nie żyją trzy osoby, dwa Irysy i... Hrabia Golberg. - Na chwilę zabrakło mu tchu. Opadł na łóżko czując, jak nogi się pod nim uginają.<br />
- Jak to? Znowu doszło do zamieszek między nami a nimi?<br />
- Ja nic nie wiem panie. Tylko tyle, że to chyba bardzo poważna sprawa, bo kazali mi po pana jak najszybciej iść. Każą się stawić w sali obrad. - Nataniel zaklął pod nosem. Pospiesznie założył marynarkę i skierował się do wyjścia. Widząc roztrzęsioną służkę pogłaskał ją po głowie.<br />
- Odpocznij. Nie musisz dzisiaj pracować. - Po tych słowach wybiegł z komnaty kierując się wprost na miejsce spotkania. W głowie mu huczało, sam nie wiedział, co tak naprawdę się wydarzyło. Jedyne, co przychodziło mu na myśl, to poważne kłopoty. Wiedział, że śmierć trójki szlachciców, w tym jednego z najbliższej rodziny królewskiej wstrząśnie Enthernet. A on jako król musiał to wszystko załagodzić, znaleźć sprawcę i jak najszybciej rozwiązać tę sprawę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>To nie tak, że zainteresował się królestwem. Usprawiedliwiał się w myślach przez całą drogę. Po prostu nie chciał żadnych rozrób. Pragnął świętego spokoju. A Hrabia Goldberg był synem siostry Ernesta. I jednocześnie jednym z najważniejszych doradców Nataniela. Jego strata zaboli z pewnością cały ród, lecz w tej chwili najważniejsze było dowiedzenie się, co tak naprawdę się stało.<br />
Wpadł do pomieszczenia jak burza i w pośpiechu zasiadł na swoim miejscu. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jest potargany i wszystko ma założone byle jak. Nie przejmował się jednak, gdyż sprawa była zbyt ważna, by zajmować się drobiazgami. Rozejrzał się po obecnych i od razu wiedział, że nie jest dobrze. Odetchnął głośno i złapał oddech po biegu przez cały zamek. Spojrzał na Ernesta, który wpatrywał się w niego zaintrygowany. Nataniel nie wiedział, o co mu chodziło.<br />
- Co się stało? - Zapytał. Wuj jednak chwilę milczał wpatrując się w przejęte oblicze swojego bratanka i jego wargi uniosły się nieznacznie w bardzo delikatnym uśmiechu. Był zaskoczony tym, że król nie zbagatelizował sprawy i w sumie pierwszy raz widział go tak zainteresowanego.<br />
- Trzy zgony. Dwa Irysy, jeden Lew. Każdego znaleziono w zupełnie innej części miasta. - Ernest zaczął powoli i całkiem cicho. Jakby z trudem przychodziło mu każde słowo, a przecież jeszcze nie dotarł do najważniejszego.<br />
- Czyli możemy wykluczyć potyczki klanowe. - Stwierdził Nataniel drapiąc się po głowie. Ewidentnie nad czymś myślał, co zdumiewało członków rady. Zaangażował się w coś, a to już był olbrzymi postęp.<br />
- Królu... Każdy z nich, łącznie z... Hrabią Golbergiem... Oni wszyscy mieli zmasakrowane ciała, jakby ktoś ich rozszarpywał. - Powiedział najstarszy mężczyzna w radzie. Siedział na samym końcu i widać było, że był już zmęczony życiem.<br />
- To znowuż naprowadza nas na walki klanowe. - Mruknął Lione ewidentnie zdegustowany tym, że ciągle krążą wokół jednego punktu. - Nie macie więcej informacji? - Nastąpiła cisza. Wiedział, że chcą powiedzieć o czymś jeszcze, ale nie wiedzą jak. Czekał więc cierpliwie, aż któryś z nich się odważy.<br />
- Zwęglone części ciała. Mówi Ci to coś, Natanielu? - Odważnym okazał się nikt inny jak Ernest. Z resztą, to właśnie on przewodził radą.<br />
- Przychodzi mi na myśl tylko jedno, panowie. - Król westchnął cicho. Już myślał, że ten koszmar się wreszcie skończy. - Znowu smoki. A przynajmniej jeden.<br />
Zapanowała cisza, gdyż wszyscy obawiali się tych słów. Do sali wszedł gwardzista. Młody, dobrze zbudowany mężczyzna o spojrzeniu zimniejszym niż lód. Blond włosy miał ścięte krótko, na nosie okulary. Podszedł jak najbliżej króla, opadł na jego kolano i skłonił głowę.<br />
- Proszę o wybaczenie, najjaśniejszy panie. Moje spóźnienie spowodowane jest zamieszaniem, jakie panuje w mieście. - Nataniel machnął ręką i spojrzał na przybysza.<br />
- O co chodzi?<br />
- To gwardzista, który znalazł ciało hrabiego. - Podpowiedział mu jakiś głos z tyłu, zapewne należący do jednego z młodszych doradców.<br />
- Erwin Anaregard, dowódca straży lądowej, do usług. - Mężczyzną znowu się skłonił. - Przyszedłem zameldować parę ważnych spraw, panie.<br />
- Mówże więc.<br />
- Trzy ciała, dwa Irysy, jeden Lew. Niczym ze sobą nie związane, poza statusem szlacheckim. Ofiary to Sarael Koring z rodu Irysów, Ofelia Dowell z rodu Irysów i hrabia Gilbert Golberg z rodu Lwów. Staramy się dowiedzieć, co im sie stało, jednak jak dotąd... Nic nie wiemy. - Król kiwnął głową. Wybuchną zamieszki, czuł to w kościach. Zwłaszcza przeciwnicy rodziny królewskiej będą głośno krzyczeć. Miał nadzieję, że Marianne jakoś to opanuje, bo nie miał teraz czasu wysłuchiwać ich zażaleń. Musiał złapać przestępcę i wymyślić sposób na zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim mieszkańcom.<br />
- Erwinie, roześlij straże tak, by w każdej dzielnicy miasta było przynajmniej pięciu na każdą zmianę.<br />
- Tak jest! Jeszcze jedno... Ciała miały ogromne rany, najpewniej zadane pazurami. Wygląda na to, że sprawcą może być smok.<br />
- Do tego już doszliśmy.<br />
- Tak, jednak... Trzeba wypuścić list gończy i sprawdzać każdego nowego mieszkańca miasta, panie.<br />
- Tak też zróbcie. To wszystko?<br />
- Tak jest! - Mężczyzna stanął na baczność.<br />
- Informuj nas gdybyś się czegoś dowiedział. A teraz, odmaszeruj. - Nataniel zmęczony opadł na krzesło i spoglądał za odchodzącym gwardzistą. Pogrążył się w myślach, gdyż chciał bezboleśnie i jak najszybciej rozwiązać tę sytuację. Bardzo kiepską sytuację. Za jego plecami natomiast zaczęły się szepty i szmery, a wszystkie oczy wpatrzone były w niego. Zaskoczeni zmianą postawy króla nie dowierzali temu wszystkiemu. Tymczasem władca wstał i bez słowa wyszedł z sali mamrocząc coś pod nosem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wrócił do swojej komnaty, w której nadal przebywała Marie. Siedziała na jego łóżku, podkulając nogi pod siebie i opierając głowę na kolanach. Wzdychała cicho, a gdy wszedł patrzyła na niego zaintrygowana. Zdziwił się, że jeszcze sobie nie poszła. Nie zwracając na nią jednak zbyt wiele uwagi po prostu podszedł do lustra i zaczął rozczesywać swoje włosy.<br />
- Panie? - Zapytała nieśmiało i cicho. - Czy już wiesz, o co chodzi?<br />
- Tak... - Odpowiedział po chwili wahania spoglądają na nią uspokajająco. - Nie martw się. Nie wychodź z zamku, a na pewno nic ci się nie stanie. Tutaj jesteś bezpieczna. A tymczasem... przygotuj proszę mój płaszcz. Tylko ten najmniej wyjściowy. Potrzebuję czegoś, co nie będzie się rzucało w oczy. - Dziewczyna nie pytając o nic wstała i szybko zaczęła szykować to, o co została poproszona. Chwilę później pomagała mu ubierać się do wyjścia. Uśmiechnął się do niej wesoło i nim się spostrzegła, wyszedł. Dokąd? Nie miała pojęcia, lecz nie jej zadaniem było wypytywanie go o takie rzeczy.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Romar o tej porze dnia było bardzo zatłoczone. Na ulicach roiło się od ludzi, którzy mieli masę spraw do załatwienia. Na rynku był taki gwar, że Nataniel postanowił skierować swoje kroki gdzie indziej. Wielki kiermasz kończył się za dwa dni, więc kupcy coraz bardziej spuszczali z cen. Nawet będąc w innej części dzielnicy handlowej można było usłyszeć przekrzykiwania się handlarzy i kupujących. Młody król uśmiechnął się pod nosem i odetchnął głośno. Zazdrościł tym wszystkim ludziom. Wiedział, że ich życie nie jest łatwe, a mimo wszystko miał wrażenie, że mają lepiej od niego. Mogą być sobą, mówić co chcą i być tym, kim pragną. On nie miał wyboru. Urodził się by być królem i od małego wiedział, że nim będzie. Zero nieprzewidywalności, czy chociażby małej improwizacji. O nie, jego ojciec bardzo pilnował, by zawsze chodził na lekcje dyplomacji i wymowy. Wszystko było z góry zaplanowane. Nataniel chwilami miał tego dość i korzystał z sytuacji, gdy matka pozwalała mu bawić się w ogrodzie królewskim. Czasami zdarzało mu się zwyczajnie z niego wymykać i wychodzić na ulice Romar. Dopiero, gdy skończył siedemnaście lat zrozumiał, jakie to było niebezpieczne. On, jako mały, bezbronny chłopiec w tym wielkim, pełnym rzezimieszków mieście... Tak, to było głupie z jego strony. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że stolica wydawała mu się taka pociągająca. Pewnie dlatego, że całe życie spędził w jednym tylko budynku i tak naprawdę mało wiedział o życiu. Minęło już wiele lat odkąd wyrwał się z zamku i wybrał na spacer po raz ostatni. Dlatego też ten dzień wydawał mu się taki radosny. Kaptur, który z początku miał na głowie opadł teraz na jego plecy. Było zbyt gorąco by go nosić, poza tym, za bardzo by się wyróżniał. Nikt go praktycznie nie znał więc nie obawiał się rozpoznania. Herb Lwów co prawda lśnił na broszce przyczepionej do żabotu koszuli, jednak jego krewnych po Romar krzątało się wiele.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chodził powoli, chcąc przyjrzeć się wszystkiemu. Oglądał każdą sklepową wystawę z oczami świecącymi z radości. Naprawdę cieszył się, że wreszcie może się wyrwać! Chociaż w głowie, gdzieś tam w środku, cały czas myślał o hrabi Golbergu. I całej tej sprawie z domniemanym smokiem. Bardzo się tym martwił, bo mimo wszystko, miał dobre serce i bardzo przywiązywał się do ludzi. Gilbert był jego kuzynem i to wcale nie takim dalekim. Byli mniej więcej w tym samym wieku i Nataniel zdał sobie sprawę, że jego życie również może znajdować się w niebezpieczeństwie. Tym bardziej, że był królem. Jego rozmyślania przerwały dzieci, które przebiegając obok popchnęły go tak, że wpadł na szybę sklepu z biżuterią. Przez chwilę miał ochotę nakrzyczeć na nich i zbesztać, jednak jego wzrok skupił się na małej błyskotce umieszczonej na wystawie. Był to drobny, srebrny pierścionek z dosyć sporym diamentem. Lione wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę w całkowitej ciszy. Przerwał, gdy zdał sobie sprawę, iż przez chwilę nie oddychał. Wypuścił z siebie głośno powietrze. Zastanawiał się. Przedmiot wydał mu się idealny na ceremonię zaręczyn z Marianne, ale nie wiedział, jak zareaguje na to rada. Na to, że znalazł pierścionek sam, a nie pozwolił im wybrać. Strasznie go irytowali, zwłaszcza wtedy, gdy sądzili, że jest głupkiem. Jakby nie potrafił dobrać sobie stroju do ważnej ceremonii, czy nie poradziłby sobie z kupnem prezentu. Zawsze było tak, że zanim on się zorientował, to, co miał komuś ofiarować, stało już w jego komnacie, zapakowane. Nigdy się nie starał, to prawda, lecz oni ani razu nie dali mu szansy na to, by mógł zrobić coś sam. Z czasem nauczył się korzystać z tego, co dla niego robili i samemu nie dawać od siebie absolutnie nic.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wszedł do sklepu w akompaniamencie dzwonka, który przywieszony był do drzwi. Skinieniem głowy przywitał się ze sprzedawcą i zaczął oglądać jego wytwory. Wszystkie były równie piękne, co pierścień zauważony na wystawie. Każdy drobny przedmiot wydawał się taki kruchy, a jednocześnie intrygujący. Były to naszyjniki, pierścionki czy kolczyki. Znalazł nawet piękne kolie, z których nie jedna kobieta byłaby naprawdę zadowolona. Chrząknął cicho i podszedł do lady, za którą siedział, najprawdopodobniej, właściciel sklepu. Nataniel przyjrzał mu się uważnie. Był to dosyć niski, starszy mężczyzna. Twarz miał całą w zmarszczkach, lecz uśmiech jaki cały czas znajdował się na jego twarzy świadczył iż pojawiły się one z wesołości, a nie smutku. Ciemne oczy patrzyły uważnie na poczynania króla, jednak wydawały się bardzo spokojne. Ogromne wąsy zdawały się ruszać za każdym razem, gdy mężczyzna wypuszczał powietrze z płuc.<br />
- Czym mogę służyć, paniczu? - Zapytał radośnie, lecz z należytym szacunkiem.<br />
- Widziałem na wystawie pierścionek... - Zaczął cicho Nataniel, nie za bardzo wiedząc, jak rozmawia się z normalnymi ludźmi. Sklepikarz jednak ułatwił mu całą sprawę i od razu podszedł do okna. Wziął w dłonie przedmiot, który tak zafascynował jego klienta i powrócił z nim na swoje miejsce. Wyciągnął ręce przed siebie, by blondyn mógł przyjrzeć mu się lepiej.<br />
- To o ten paniczowi chodzi?<br />
- Tak, to ten. Dziękuję. - Oczy króla rozbłysły radośnie. Wiedział, że znalazł naprawdę wspaniały prezent dla swojej narzeczonej. Narzeczonej? Jak to dziwnie brzmiało! Nataniel nie mógł przyzwyczaić się do myśli, iż niebawem ożeni się ze swoją małą przyjaciółką. Ale takie były realia ich świata i tak musiało po prostu być. Pogodził się z tą myślą, mając tylko nadzieję, że nie wywoła to jakiejś tragedii. Czuł gdzieś wewnątrz siebie, że to wszystko skończy się źle. Teraz jednak był zbyt zajęty oglądaniem pierścionka. Wziął go i zaczął delikatnie obracać. Diament skrzył się w świetle słońca, zachęcając go do kupna.<br />
- Sto osiemdziesiąt sztuk złota. Bardzo solidna robota. Nie moja, lecz przyjaciela. Jubilera z Carstwa Romalii. - Król gwizdnął pod nosem. Całkiem sporo, nawet jak na kieszeń króla. <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Romalia, królestwo, z którego pochodziła jego matka - Meredith, było jednak daleko od stolicy i sprowadzenie go do tego konkretnego sklepu musiało dużo kosztować. Nataniel zastanawiał się przez chwilę, nie chcąc trwonić pieniędzy na coś, co nie było tego warte. Jednak znalazł kilka korzyści z zakupu właśnie tego pierścionka. Po pierwsze, był pewien, że Marianne będzie się podobał. Po drugie, jemu samemu będzie przypominać o zmarłej trzy lata temu królowej. No i po trzecie i chyba najważniejsze, pokaże radzie, że potrafi poradzić sobie sam w takich sytuacjach, jak ta! Nie zwlekając wyciągnął sakiewkę i podał mężczyźnie żądaną kwotę.<br />
- Dobry zakup chłopcze. Podaruj go kobiecie, którą kochasz. - Mruknął sprzedawca uśmiechając się serdecznie i chowając pieniądze do szuflady.<br />
- Którą kocham? - Lione wydawał się zamyślony i odrobinę smutniejszy niż jeszcze przed chwilą.<br />
- Nie masz takiej? Myślałem, że to dla kogoś bliskiego twemu sercu.<br />
- Mam bliską mi osobę, ale... Nie sądzę, by to była ta jedyna, rozumie pan. Nie zmienia to faktu, iż i tak muszę ją poślubić. Mam nadzieję, że jej się spodoba. - Właściciel na chwilę zamilknął przyglądając się twarzy klienta.<br />
- Dobry z ciebie chłopak, dlatego powiem ci, co myślę. Możesz mnie uznać za starego, nie znającego się na niczym sklepikarza. Jeżeli jej nie kochasz, to nie powinieneś się w to bawić. Z pewnością w końcu znajdziesz kogoś, komu twoje serce odda się całkowicie.<br />
- Gdyby to było takie proste! Nie mogę nic z tym zrobić. Próbowałem, lecz nie mnie o tym decydować.<br />
- Ach, naprawdę nie zazdroszczę szlachcie. Sami nie możecie o sobie decydować, chłopcze. Życzę ci, by jednak ta dziewczyna okazała się wspaniałą towarzyszką życia i byś ją pokochał. - Nataniel skinął głową na podziękowanie i odszedł zamyślony. Prezent schował głęboko w kieszeni, nie chcąc go zgubić. Byłaby wielka szkoda, gdyby tak się stało.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy wyszedł ze sklepu dojrzał tłum ludzi stojący w kole. Z ciekawości podszedł bliżej, ale szybko musiał się schować za jakimś rosłym mężczyzną, gdyż w samym środku stał nie kto inny, jak dowódca straży.<br />
- Mieszkańcy Romar! - Rozniósł się donośny głos Erwina. - Dzisiejszej nocy w mieście zginęło troje ludzi. Sprawca nie został jeszcze pojmany. Z tego powodu na dniach odbędzie się spis ludności. Radzimy nigdzie nie wyjeżdżać, ani nie wychodzić po zmroku. Zamykajcie domostwa i trzymajcie się z daleka mrocznych ulic. - Gwardzista skończył mówić i po prostu odszedł. Jego ludzie rozwieszali notatki o spisie ludności na budynkach, tak, by nikt ich nie pominął. Nataniel kiwną głową z aprobatą i uśmiechnął się pod nosem. Zdecydowanie był zadowolony z pracy dowódcy. Kto by pomyślał, że dopiero dzisiaj go poznał? Tłum rozstapił się i każdy powrócił do swoich spraw. Co jakiś czas jednak mieszkańcy łączyli się w grupki i szeptali cicho komentując ostatnie wydarzenia. Nataniel ruszył przed siebie, nie zwracając uwagi na to, dokąd tak naprawdę zmierza.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tymczasem na zamku panowała cisza. Wszyscy czuli się tak, jakby ktoś z całej siły uderzył ich po twarzy. Na sali obrad, choć była na niej prawie cała rada, nikt się nie odzywał. Powietrze zdawało się być tak gęste, jakby można było je kroić nożem. Ernest siedział na swoim miejscu i wodził wzrokiem po wszystkich obecnych. Zastanawiał się, kto stoi za tym atakiem. Nie chciał dopuścić do siebie wiadomości, iż mógł to być smok. Pamiętał jak wiele sił trzeba było użyć, by wygnać tego ostatniego, który pojawił się trzy lata temu. Za czasów Alistora było na tyle spokojnie, iż przez cały okres jego panowania w Enthernet nie pojawił się ani jeden z tych wielkich, przerażających stworzeń. Ale Ernest pamiętał, że gdy był mały, a królem był jego wuj, w królestwie zdarzyło się kilka ataków smoków. Jako dziecko bardzo go fascynowały i chciał je spotkać. Czytał legendę królestwa o tym, jak za czasów Jacka całe stado atakowało ich kraj. Teraz wiedział, jak ciężko było przodkowi Lwów je wszystkie pokonać. Westchnął. Tylko, że Jack nie był sam. Swojej mocy użyczyła mu Charlotte, założycielka Irysów. Kobieta, która najbardziej na świecie nienawidziła właśnie jego. Jak to możliwe, że zapomniała o urazach i pokonała smoki za cenę własnego życia?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ciszę w pomieszczeniu przerwał dźwięk otwieranych drzwi i odgłos kroków. Oczy wszystkich skierowały się na postać kobiety, która weszła do środka. Skłoniła głowę, na co wszyscy odpowiedzieli tym samym. Ernest wstał, wcale nie był zdziwiony jej obecnością.<br />
- Witaj, panienko Marianne. Normalnie zapytałbym, co cię do nas sprowadza, lecz w tym przypadku mogę się domyślać. Wiem aż za dobrze, po co tu przyszłaś.<br />
- Owszem. Przybyłam przedyskutować sytuację. Zwołałam spotkanie rodu, by wszystko wytłumaczyć moim krewnym. By móc to zrobić, muszę znać szczegóły. I chcę wiedzieć, co zamierzacie z tym zrobić. - Stojący za nią Drazel z kamiennym wyrazem twarzy zdjął z jej ramion pelerynę i odsunął krzesło, które wskazał przywódca rady króla.<br />
- Powiemy ci wszystko, co jest nam znane. Jednak nie licz na wiele panienko. Sami nie wiemy tak naprawę, co się dzieje. - Marianne kiwnęła głową rozglądając się po sali.<br />
- Gdzie jest Nataniel? Nie powinien tu być razem z wami?<br />
- Był wcześniej, wydał rozkazy i wyszedł. Znasz go dobrze, wiesz, że nie usiedzi z nami długo. - Ernest roześmiał się przyjaźnie. - Ale może wyślemy kogoś po niego? Powinien siedzieć w swojej komnacie.<br />
- Rozumiem. Drazel, pójdź po Nataniela. - Rozkazała blondynka, a jej strażnik skinął tylko głową i wyszedł. Bardzo nie lubił zostawiać jej samej, zwłaszcza w obecności Lwów. Jednak taki dostał rozkaz i jedyne co mógł zrobić, to jak najszybciej wypełnić zadanie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie zwracając na nic uwagi szedł szybko, wprost do komnaty króla. Znał zamek całkiem nieźle, bowiem jego pani bardzo często tutaj bywała. Dobrze wiedział, w którą stronę musi się udać. Na korytarzu nie było praktycznie nikogo. Nim się spostrzegł znajdował się już pod drzwiami. Zapukał lekko i czekał chwilę. Nikt się nie odzywał, więc uchylił delikatnie drzwi i wszedł do środka. Z początku wydawało mu się, że nikogo wewnątrz nie było. Wtedy jednak jego wzrok padł na łóżko i leżącą na nim kobietę. Drazel zmarszczył brwi i podszedł bliżej, by zobaczyć jej twarz. Była młodziutka, delikatna i miała na sobie strój służącej. Kiedy stał już przy łóżku rozpoznał ją. Wiedział, że była to dziewczyna zawsze pomagająca Natanielowi, gdziekolwiek się udał. Co jednak robiła w jego łożu? Chrząknął. Zastanawiał się, co zrobić, bo w końcu to bardzo nietypowa sytuacja. Wyciągnął dłoń i szturchnął delikatnie ramię dziewczyny, która momentalnie się przebudziła. Spojrzała na niego wielkimi, przerażonymi oczami i wstała jak najszybciej. Nie był to jednak dobry pomysł, gdyż zakręciło jej się w głowie i poleciała do przodu z myślą, że za chwilę uderzy o podłogę. Nic takiego jednak się nie stało, dziewczę bowiem znajdowało się w ramionach mężczyzny, który ją tak przeraził.<br />
- Wszystko w porządku? - Usłyszała szorstki, lecz w pewien sposób pociągający głos. Pospiesznie się odsunęła, a na jej twarzy zagościł olbrzymi rumieniec.<br />
- Przepraszam. - Skłoniła się nisko zażenowana.<br />
- Nic się nie stało. Szukam króla, wiesz może, gdzie on się podziewa?<br />
- Ach, panicz... Wyszedł jakiś czas temu, ale nie wiem dokąd się udał. - Podniosła głowę i tak naprawdę dopiero mu się przyjrzała. Twarz wydawała jej się znajoma, lecz przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego. Herb Irysów wyszyty na jego marynarce bardzo szybko naprowadził ją na dobry trop. - Czyżby panienka Marianne przyszła spotkać się z paniczem?<br />
- Owszem. - Kiwnął głową rozglądając się po pomieszczeniu. - Swoją drogą, co takiego robiłaś w tej komnacie?<br />
- Ja... - Skuliła się pod jego spojrzeniem, które ewidentnie nie było przyjazne. - Dzisiaj rano nie czułam się najlepiej... Wie pan, przez tę całą sytuację... Panicz pozwolił mi tutaj zostać i chwilę odpocząć, bo ledwo stałam. I...<br />
- Rozumiem. - Powiedział bez jakiegokolwiek uczucia. Marie przyjrzała mu się zaintrygowana. Nie wiedziała, czy nią pogardzał, czy był zły, czy po prostu go to nie obchodziło. Czuła się jednak okropnie i nic temu nie zaprzeczało. W głowie wciąż miała wspomnienia poprzedniej nocy i chciała spalić się ze wstydu. Nigdy sobie nie wybaczy swojej głupoty. Zawsze pogardzała takimi kobietami, a sama nie była od nich lepsza.<br />
- Może powinnaś wrócić do swojej komnaty i odpocząć dłużej? Nie wyglądasz najlepiej. - Drazel przyjrzał się jej bladej twarzy i westchnął. - Odprowadzę cię, żeby mieć pewność, że nie zasłabniesz gdzieś po drodze.<br />
- Ależ naprawdę, nie trzeba!<br />
- Nie marudź. Skoro nawet król kazał ci odpocząć, miał ku temu powód. Prowadź. - Podszedł do drzwi i otworzył je przed nią. Dziewczyna spoglądając cały czas na ziemię nieśmiało do niego podeszła i wyszła z pomieszczenia.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Szli w milczeniu, bo nie znali się na tyle, by mieć o czym rozmawiać. Marie była zamyślona, a jej wzrok skupiał się przede wszystkim na podłodze. Drazel spojrzał na nią i zmarszczył brwi. Ewidentnie mu coś w niej nie pasowało, lecz jeszcze nie wiedział co. Nagle dziewczyna przystanęła, przygryzła wargę. Odwrócił się i już miał zapytać, o co chodzi, gdy sama zaczęła mówić.<br />
- Proszę nikomu nie mówić, że byłam w komnacie króla. - Skłoniła głowę najniżej jak tylko mogła i czekała na jego reakcję.<br />
- Będziesz miała z tego powodu jakieś nieprzyjemności? - Kiwnęła głową. - Niech będzie. Nikomu nie powiem.<br />
- Bardzo dziękuję! - Kamień spadł jej z serca i nawet delikatnie się uśmiechnęła. Dogoniła go i dalej szli już bez jakiejkolwiek rozmowy. Czasem jednak przyglądał jej się kątem oka. Cały czas miał ten sam wyraz twarzy, więc nie było wiadome, o czym tak naprawdę myśli. Wkrótce dotarli do komnaty przeznaczonej dla służby i po krótkim podziękowaniu ze strony dziewczyny rozstali się. Drazel zaczął wracać do swojej pani, którą zostawił na dłużej niż tego chciał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Marianne siedziała wysłuchując Ernesta, który opowiedział jej wszystko, co ustalili na zebraniu rady. Nie było tego wiele i dziewczyna wcale nie poczuła się uspokojona. Wychodziło na to, że w królestwie znowu jest smok. Przygryzała wargę co chwilę czując metaliczny smak krwi. W dodatku Drazel długo nie wracał i zaczynała się odrobinę martwić. Sama nie wiedziała o co. Czy o niego, czy o Nataniela, który miał z nim przyjść. Jedno było pewne, była w tym momencie kłębkiem nerwów. I nie wiedziała jak poradzić sobie z rzeczywistością, która boleśnie dopiekła dzisiaj i Irysom i Lwom. Wuj króla przyglądał jej się uważnie i uśmiechnął lekko.<br />
- Zmienia się.<br />
- Słucham? - Zapytała wyrwana z zamyślenia.<br />
- Nataniel. Zmienia się. Dzisiaj wszyscy byli pod wrażeniem tego, jak sobie poradził.<br />
- To dobrze. Jest dobrym królem, musi tylko w siebie uwierzyć. Wydaje mi się, że właśnie tego mu brak.<br />
- Możliwe, że masz rację. - Rozmowę przerwało wejście na salę sługi Głowy Irysów.<br />
- Księżniczko, króla nie było w komnacie. Służąca powiedziała, że gdzieś wyszedł, ale nie wiedziała dokąd.<br />
- Znowu się zaczęło... - Cicho dodał Ernest, jakby wątpiąc w to, co powiedział jeszcze chwilę temu.<br />
- Co zajęło ci więc tyle czasu? - Spokojny głos Marianne rozniósł się po pomieszczeniu.<br />
- Odprowadziłem służkę do komnaty, wyglądała tak, jakby miała zaraz zemdleć. - Dziewczyna kiwnęła głową uśmiechając się delikatnie. Drazel taki był, wiedziała dobrze. Mimo oschłej powierzchowności miał dobre serce i zawsze pomagał, gdy tylko mógł. A ona bardzo to w nim doceniała.<br />
- Cóż, skoro nie wiemy kiedy wróci, powinnam chyba się zbierać. - Wstała z krzesła i skłoniła się całej radzie królewskiej. - Dam wam znać, co działo się na spotkaniu Irysów. Módlcie się o to, żeby przebiegło spokojnie. - Mruknęła cicho i wraz ze swoim oddanym strażnikiem wyszła z pomieszczenia. W myślach miała już wizję zebrania rodzinnego. Wiedziała jak silne emocje to wszystko wzburzy. Bała się. Bała się rebelii, a przede wszystkim... Cecylii.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nataniel w tym czasie błądził po mieście zdając sobie sprawę z tego, że się zgubił. Tłok jaki panował na ulicach wcale nie polepszał jego sytuacji, gdyż nie widział, dokąd tak naprawdę zmierza. Mimo to, szedł przed siebie zadowolony z zakupu. Trzymał go bardzo głęboko w kieszeni tak, by zmniejszyć szansę zgubienia go do minimum. Chciał zobaczyć miny członków rady, gdy pokaże im swój zakup. Wiedział, że będą zdziwieni, być może nawet bardziej niż dzisiaj rano. Zastanawiał się, jak zareaguje na to Marianne. Właściwie, nadal nie był do końca zadowolony z takiego obrotu spraw, lecz zaczął powoli to akceptować. Musiał w końcu dorosnąć i dopiero teraz to zrozumiał. Miał już dwadzieścia trzy lata, a zachowywał się jak dwunastolatek. Myślał, że życie polega na braniu tego, co się chce. Chociaż nie, nie do końca tak było. Nataniel, jak większość ludzi, nosił maskę. Maskę idioty, kobieciarza i kogoś, kogo obchodzi tylko czubek własnego nosa. Tak naprawdę był to jego sposób na ucieczkę od bolesnej rzeczywistości. Czy był tchórzem? Owszem. Bał się prawdziwego życia i tego, co może go w nim spotkać. Nie chciał przyjmować niepowodzeń i uczyć się z nich. Nie, chciał uniknąć cierpienia, które regularnie, co jakiś czas pukało do jego drzwi. Po śmierci matki obiecał sobie, że się dla niej postara. Lecz po krótkim czasie okazało się, że jest na to za słaby. Zaczął unikać spotkań rady, chodzić swoimi ścieżkami i podrywać panienki, kiedy tylko się dało. Wciąż pamiętał dzień, w którym ukazano mu jego przeznaczenie. Od tamtej pory robił wszystko, by uniknąć tego, co miało stać się jego przyszłością. Lecz dopiero teraz zrozumiał, że robił to źle. Pomyślał o Marianne, która nie unikała swojej roli. Robiła wszystko tak, jak należało. Na pewno było jej ciężko, a mimo to była na tyle odważna, by stanąć na czele rodu mając zaledwie piętnaście lat. Podziwiał ją.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nagle zdał sobie sprawę, że doszedł do rynku. Zrobiło się na nim odrobinę luźniej niż wcześniej, więc dostrzegał handlarzy wesoło zapraszających do kupowania. Już miał podejść do jednego z nich, gdy rozległ się krzyk. Złodzieje, tak przynajmniej wywnioskował Nataniel. Ujrzał uciekającego mężczyznę i biegnącą za nim zapłakaną kobietę. Nie zwlekając zbyt długo, i nie myśląc przy tym ani trochę, wyszedł rzezimieszkowi na spotkanie i wyciągnął miecz, który miał przypięty do pasa.<br />
- Stój. - Powiedział cicho, lecz tonem nie znoszącym sprzeciwu. Mężczyzna zatrzymał się i zaśmiał Lione w twarz.<br />
- A co mi zrobisz, co?<br />
- Co zrobię? - Nataniel uśmiechnął się pod nosem i wymierzył bronią w niego. - Pokażę, że w Królestwie Enthernet nie bawimy się z takimi plugawcami jak ty!<br />
- Nie rozśmieszaj mnie chłopcze. - Przeciwnik śmiał się kpiąco. Kobieta, której sakiewka znajdowała się w jego dłoniach dobiegła właśnie do nich i przyglądała się przestraszona. - Taki dzieciak jak ty nie może mi nic zrobić.<br />
- Przekonamy się? Jesteś zbyt pewny siebie. Oceniasz mnie po pozorach, choć nic o mnie nie wiesz. - Nataniel machnął mieczem, który zahaczył o koszulę mężczyzny i rozciął ją lekko. - Pierwsza zasada, nie lekceważ przeciwnika.<br />
- Ha, zobaczymy chłopcze. - Złodziej wyciągnął szpadę i zamachnął nią na blondyna. Ten zgrabnie sparował jego atak uśmiechając się przy tym radośnie. Już dawno się tak nie bawił i choć było to niebezpieczne, nie zamierzał przestawać. W końcu pomagał komuś, kto tej pomocy potrzebował. Nie zwlekał zbyt długo, w momencie, w którym nacisk przeciwnika zmalał, sam zaatakował go od dołu, ponownie rozcinając koszulę złodzieja. Zaczął się on wycofywać, a Nataniel podążał w krok za nim. Nie dawał mu szans na ucieczkę, czy jakikolwiek kontratak. W pewnym momencie rzezimieszek dotknął plecami ściany karczmy.<br />
- I co teraz? Nie masz jak uciec. - Król przystawił mu do szyi ostrze i patrzył na niego błyszczącymi z radości oczami. Chwilę później pojawili się gwardziści i zabrali złoczyńcę do lochów, a sakiewkę oddali prawowitej właścicielce. Kobieta, a właściwie dziewczyna, gdyż nie mogła mieć więcej niż szesnaście lat uśmiechnęła się i skłoniła głowę w podzięce Natanielowi. Ten tylko uśmiechnął się zawadiacko i zniknął, zanim na placu pojawił się Erwin.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cecylia tego dnia spała dłużej niż zwykle i wstała dopiero o godzinie dziesiątej. Promienie słońca wpadały do jej pokoju rażąc ją w oczy tuż po tym, jak je otworzyła. Podniosła się przeciągając lekko i mrucząc pod nosem. Podeszła do okna i zdawała się nie pamiętać już o wczorajszym spotkaniu z dziwną nieznajomą. Myślami błądziła gdzieś na granicy snu, a rzeczywistości, więc jeszcze nie do końca oprzytomniała. Nie czekając na specjalne zaproszenie, sięgnęła po jedną ze swoich codziennych sukien i ubrała się w nią pospiesznie. Długa, ciemnoczerwona, zdawała się podkreślać każdą część jej ciała. Dziewczyna przeczesała włosy i skierowała się na niższe piętro, gdzie z daleka słyszała już głosy rodziców. Po drodze mijała portret Charlotte, do której tylko się uśmiechnęła. Im bliżej salonu się znajdowała, tym więcej słyszała. Zdawało się, że w pomieszczeniu był ktoś spoza domowników, lecz jeszcze nie usłyszała głosu gościa. W drzwiach zderzyła się z Thompsonem, kamerdynerem. Uśmiechnęła się przepraszająco a on skłonił jej nisko.<br />
- Rodzice mają jakiegoś gościa? - Zapytała zaciekawiona całą tą sytuacją.<br />
- Mają. Ale niech panienka do nich już idzie, bo właśnie kazali mi po panienkę pójść. - Cecylia posłuchała służącego i weszła do środka. Zanim dostrzegła twarze rodziców, jej uwagę przykuł mężczyzna siedzący na kanapie na przeciwko ojca. Dziewczyna na chwilę zapowietrzyła się i musiała wyglądać mało inteligentnie.<br />
- Cecylio! - Rozległ się wesoły głos Jeremiaha.<br />
- Tak tato? - Zapytała cicho, cały czas wpatrując się w pociągającą twarz przybysza.<br />
- No chodźżeż dziecko, usiądź. Darrel w końcu przyszedł do ciebie, nie do nas. - W tym momencie poznany na balu mężczyzna wstał i poczekał, aż do niego podejdzie. Gdy to zrobiła, absolutnie nie wiedząc, co się wokół niej dzieje, złapał ją za dłoń i ucałował lekko.<br />
- Panienko. - Uśmiechnął się przy tym w taki sposób, iż nie można było go nie polubić. Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę, aż do momentu, gdy ciszę przerwało chrząknięcie Suzanne Luparie.<br />
- Cecylio, kochanie. Usiądź. - Rozkazała matka i tak też się stało. Siedzieli obok siebie, na przeciwko rodziców dziewczyny. On zdawał się być tą całą sytuacją wręcz rozbawiony i cały czas o czymś mówił. Ona natomiast umierała z ciekawości. Nie mogła usiedzieć na miejscu, gdyż cały czas zastanawiała się, czego mógł od niej chcieć. W ogóle nie słuchała tego, o czym rozmawiają. Uśmiechała się tylko uroczo i potakiwała w niektórych momentach, całkowicie automatycznie. W pewnej chwili brunet podniósł się i spojrzał na nią błyszczącymi oczami. Nie wiedziała, co to miało znaczyć, lecz również wstała.<br />
- Co byś powiedziała na spacer, Cecylio? - Zaproponował mrugając do niej znacząco.<br />
- Z przyjemnością! Nie macie nic przeciwko, prawda? - Rodzice spojrzeli po sobie.<br />
- Nie, absolutnie. - Wydawali się zadowoleni. Cóż, w ich oczach ta dwójka naprawdę się sobą zainteresowała i sądzili, że nareszcie udało im się znaleźć idealnego kandydata na rękę ich córki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Młodzi wyszli więc pospiesznie, cicho żegnając się z gospodarzami. Cecylia uśmiechała się lekko, gdy Darrel otwierał przed nią drzwi. Jeszcze przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie odzywało. Dopiero za rogiem, gdy wydawało się, że nikt ich z posiadłości ani nie dostrzeże ani nie usłyszy zaczęli rozmowę.<br />
- A więc? O co chodzi?<br />
- Zaraz się dowiesz Cecylio, zaraz się dowiesz! - Mężczyzna zdawał się być bardziej podekscytowany niż ona. - Wybacz, że tak długo nie przychodziłem. Dopiero wróciłem do Romar i musiałem pozałatwiać parę spraw.<br />
- Rozumiem.<br />
- Gdy tylko dotarłem na ląd usłyszałem od swojego przyjaciela, Rolanda ciekawą plotkę.<br />
- Jaką plotkę?<br />
- Plotkę o niejakiej C, Cecylio. Czyżbyś wiedziała o kogo chodzi? - Zaśmiał się pod nosem. Ona natomiast zarumieniła się i odwróciła wzrok.<br />
- Co oni znowu o mnie mówią! Zaraz, Roland powiadasz? Ten Roland?<br />
- Zapewne ten, choć nie wiem jak wielu Rolandów cię uwielbia.<br />
- Jakie tam, uwielbia. Po prostu dobrze wypełnia swoje obowiązki z miłości do kraju, w którym żyje. - Zaśmiał się.<br />
- Naprawdę w to wierzysz? Cecylio! Oni wszyscy już dawno stracili by zapał, gdyby nie ich miłość do ciebie.<br />
- Co we mnie można kochać. Jestem zwyczajną kobietą. - Chrząknęła. - Ja po prostu chcę zdobyć to, czego większość z nich pragnie, ale się boi.<br />
- To już sprawia, że jesteś wyżej od nich. I dzięki temu tak bardzo cię podziwiają. Jestem wielce zdziwiony, że jeszcze nie znalazłaś sobie męża, wśród tylu kandydatów...<br />
- Żaden nie był odpowiedni. Ale wróćmy do sedna Darrelu. Jak sądzę, małżeństwo ze mną jest jedną wielką przykrywką czegoś większego.<br />
- Owszem. Wybacz to oszustwo. Sądziłem, że lepiej będzie, jeżeli będę uchodził za kandydata na twojego męża.<br />
- Bardzo sprytny plan, lecz mnie to nie dziwi. Wyglądasz na inteligentnego. I bogatego. Dlaczego popierasz rebelię? - Szeptali do siebie chodząc po ulicach miasta, samemu nie wiedząc dokąd tak naprawdę się kierują.<br />
- Od dziecka popierałem Cecylio. Irysy powinny rządzić królestwem i obydwoje bardzo dobrze o tym wiemy! - Mówił przekonująco, lecz dziewczyna nie do końca mu pod tym względem dowierzała. Wolała jednak poczekać na rozwój sytuacji. Z początku będzie miała go po prostu na oku.<br />
- Rozumiem. Więc co takiego o mnie usłyszałeś i czemu akurat do mnie się zwróciłeś?<br />
- Usłyszałem, że rewolucja ma szansę powodzenia dzięki kobiecie, którą duża część rodu stawia na równi z samą głową. Wiele pochlebstw na twój temat dotarło do mych uszu i szczerze mówiąc... Nie dziwię im się. Nie znam cię jeszcze zbyt dobrze, ale już widzę, że wiele potrafisz. Mam nadzieję, że uda ci się to, o czym wielu twoich przodków marzyło. - Kiwnęła głową. Szli w ciszy, docierając na rynek. Stanęli gdzieś z boku, a Darrel spojrzał jej prosto w twarz.<br />
- Zechcesz takiego sprzymierzeńca jak ja?<br />
- Zastanowię się. - Odpowiedziała słodko śmiejąc się przy tym delikatnie. Mogło to wyglądać na zwykły flirt, lecz Cecylia istotnie zastanawiała się nad tym, czy zaufać nieznajomemu. Wolała być ostrożna, lecz tak naprawdę nie miała zbyt wiele do stracenia.<br />
- Odpowiedź dam ci jutro Darrelu, muszę wiele rzeczy przemyśleć. - Powiedziała i już mieli iść dalej, gdy wpadł na nich mały chłopiec. Przeprosił i podbiegł szybko do swojej matki.<br />
- Mamo, mamo! - Krzyczał, a stojąca obok para wszystko słyszała.<br />
- Co się stało synu?<br />
- Kim są cerbery?<br />
- Czemu o to pytasz?<br />
- Bo Anar mówi, że chce być cerberem, a ja myślałem, że nie można nim się stać, od tak!<br />
- Ach, wiesz... Cerbery to...<br />
- Ludzie, którzy zdobyli umiejętność transmutacji, czyli przemiany w coś innego. - Do rozmowy wtrąciła się Cecylia uroczo uśmiechając do chłopca. - Zazwyczaj przemieniają się w zwierzęta. Lecz obecnie mało kto zna tę sztukę, a opanowanie jej jest strasznie trudne! - Pstryknęła chłopca w nos.<br />
- Teraz umiejętność transmutacji przekazywana jest z pokolenia na pokolenie w niektórych rodzinach. Dzięki krwi swoich przodków są w stanie ją opanować bez obawy o skutki uboczne. - Dodał Darrel pochylając się nad nimi. - Ludzie, którzy bez żadnych zdolności i predyspozycji bawią się w zmiany zazwyczaj kończą jako to, w co chcieli się przemienić. Bądź cudem wracają do ludzkiej postaci z różnymi defektami.<br />
- Defektami? - Zapytał mały z szeroko otwartymi oczami z ciekawości.<br />
- Na przykład króliczymi uszami na stałe! Albo psim ogonem. - Zaśmiał się Darrel, a Cecylia spojrzała na niego trochę nieobecna.<br />
- Transmutacja nie jest zabawą, przekaż to swojemu koledze. Obecnie tylko Lwy i Irysy są w stanie dokonać pełnej przemiany i powrócić do swojego poprzedniego kształtu. - Powiedziała cicho, a chłopiec jej przytaknął. Chwilę potem pożegnali się z matką i jej synem. <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ruszyli w drogę powrotną do posiadłości Irysów, gdy na dziedzińcu pojawili się gwardziści i zaczęli oznajmiać wieści o tym, co stało się w nocy. Cecylia zamarła a jej towarzysz zacisnął dłoń na jej ramieniu. Obydwoje znali ludzi, którzy tej nocy zostali zamordowani. Smutek wdarł się w ich serca. Stali przez chwilę nieruchomo, nie wiedząc co ze sobą począć. W tym momencie ktoś na nich wpadł.<br />
- Przepraszam! Och, Cecylio, Darrelu! - Był to młody chłopak o włosach miedzianych i czystym spojrzeniu niebieskich oczu.<br />
- Roland? A dopiero co o tobie mówiliśmy! - Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie i zaczęli rozmawiać o wypadku.<br />
- Marianne zwołała zebranie. Pewnie chce nam wmawiać, że to nic takiego i mamy nie podejmować pochopnych decyzji. - Burczał pod nosem rudowłosy.<br />
- Zebranie? Gdzie? Za ile? - Zapytała Cecylia.<br />
- Główna posiadłość. Właśnie tam idę.<br />
- Pójdziemy z tobą. - Zarządził brunet i tak właśnie się stało.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Droga do posiadłości głowy rodu nie była długa, więc przeszli ją bardzo szybko. W pośpiechu i ciszy weszli do środka kierując się wprost do sali, w której odbył się ostatni bal. Większość rodziny już się tam znajdowała, a Cecylia kątem oka mogła dostrzec swoich rodziców. Pod oknem, na samym czele gromady stała Marianne spoglądając na ród ze smutkiem. Bała się, a gdy ujrzała byłą przyjaciółkę wchodzącą do środka zatrzęsła się. Wiedziała, że musi podołać zadaniu i nie dopuścić do jakichkolwiek ataków na Lwy. Musi wszystko załagodzić i doprowadzić do zgody między oboma rodami.<br />
- Kochani. Zapewne wszyscy z was słyszeli już, co stało się tej nocy. - Mówiła głośno, tak, by każdy mógł ją usłyszeć. - Niezmiernie przykro mówi się o takich sprawach, lecz nie możemy tego zostawić. Rada królewska wraz z królem na czele starają się rozwikłać sprawę najszybciej jak się tylko da.<br />
Przestań pieprzyć, myślała Cecylia. Widziała w Marianne osobę, która już sprzedała się Lwom i zamierzała bronić ich choćby za cenę własnego honoru, czy nawet życia. Nie mogła tego znieść, lecz siedziała cicho. To nie był dobry moment, by wywoływać dysputy i burdy.<br />
- Dochodzenie wskazuje na to, że sprawcą był smok, dlatego też Nataniel bardzo prosi, by nikt nie wychodził po zmroku. - Tutaj łgała jak z nut, w końcu wcale nie widziała się z królem. Stwierdziła jednak, że tak właśnie by powiedział, dlatego pozwoliła sobie użyć jego imienia. Wszyscy kiwali głowami ze zgodą. Nikt się nie sprzeciwiał, bo wszyscy nadal byli w szoku po starcie bliższych, bądź dalszych krewnych.<br />
- Na dzisiaj to wszystko. Nie wiem nic więcej, poza tym, że list gończy został sporządzony i od jutra zaczną się rewizje nowo przybyłych.<br />
- Cholera. - Cecylia usłyszała szept wydobywający się z ust Darrela.<br />
- Co jest? - Zapytała równie cicho.<br />
- Moi towarzysze... Powiedzmy, że będą mieli mały kłopot. - Nic na to nie odpowiedziała. Nie wiedziała kim byli jego towarzysze, miała tylko nadzieję, że żadne z nich nie zaprzepaści ich szansy na rewolucję. Spotkanie dobiegło końca, a ona pożegnawszy się z brunetem i rudzielcem, a także umawiając się z "zalotnikiem" na jutro udała się w stronę rodziców. Z nimi też wróciła do posiadłości.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wczorajszy dzień był dla niego tak męczący, że gdy tylko wrócił na zamek od razu poszedł spać. Teraz od rana siedział i podpisywał różne dekrety, listy gończe i całą masę dokumentów, które go ani trochę nie obchodziły. Nie dawał mu spokoju pomysł na dzisiejszy dzień i czekał tylko na moment, w którym będzie mógł się urwać. Pierścionek leżał w jego komnacie, na razie nie pokazał go jeszcze nikomu. Zostało mu dwadzieścia dziewięć dni wolności. Nie zamierzał rezygnować z nich zbyt szybko.<br />
Nareszcie ostatnie kartki zostały podpisane i Nataniel mógł zająć się sobą. Niezwłocznie udał się do swojej komnaty, zarzucił na siebie pelerynę i wyszedł. Unikał mieszkańców zamku, by nikt nie zorientował się dokąd zmierzał. Tym razem całkowicie świadomy tego, gdzie chce się znaleźć, szedł na rynek. Poprzedniego dnia nie udało mu się niczego obejrzeć przez złodzieja, który skupił na nich dwojgu zbyt dużą uwagę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Udało mu się wymknąć i dostać na główną ulicę Romar. Szedł poprawiając kaptur, który zarzucony miał na głowę. Nucił coś pod nosem, co zdawało mu się przypominać o czasach, gdy jeszcze był małym brzdącem rozpieszczanym przez ukochaną matkę. Ręce trzymał w kieszeniach, każdy krok stawiał ostrożnie i powoli. Jakby coś wewnątrz mówiło mu, że wychodzenie poza mury zamku jest złym pomysłem. Miecz uwieszony przy pasie ciążył mu, ale jednocześnie dawał swoistą ochronę. Było ciepło, upalnie lecz w pewnym momencie zawiał silny wiatr. Kaptur spadł z głowy i sprawił, że jego blond włosy zaczęły wesoło tańczyć w powietrzu. Nataniel kątem oka dostrzegł postać, która wydawała mu się wytworem dziecięcej wyobraźni. Nie zwracając na nic uwagi zaczął przeciskać się przez tłum, by dotrzeć do dziwnej kobiety znanej z dawnych lat. Zdawało mu się, że nikt inny jej nie dostrzegał i czuł się okropnie, nie mogąc jej dogonić. Czarne, połyskujące na zielono włosy zniknęły za rogiem i gdy tam dotarł nie było po niej śladu. Zawiedziony zawrócił i odszedł jak najdalej od ulic mrocznej dzielnicy. To nie było miejsce dla niego.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W drodze na rynek rozmyślał wiele razy o tym, co zobaczył. Czy naprawdę była to ta sama kobieta, którą spotkał tak dawno temu? To było niemożliwe, wiedział o tym. Postarzałaby się, a tymczasem wydawała się wyglądać dokładnie tak samo jak wtedy. Nigdy nie zapomni dnia, w którym spotkał ją po raz pierwszy. Pozwoliła mu wybrać swój los, lecz co to był za wybór? Na ustach Nataniela pojawił się ironiczny uśmiech. Pokazała mu dwie drogi, a każda z nich była równie beznadziejna. Nie, był pewien, że zarówno wtedy jak i teraz wymyślił ją sobie, by usprawiedliwić swoje życie. By nie czuć poczucia winy związanego z tym, jak bardzo wszystko schrzanił. W zamyśleniu nie dostrzegł, że doszedł już do placu głównego Romar. Ocknął się starając wypędzić wspomnienia z myśli i zaczął rozglądać się za ciekawymi drobiazgami na stoiskach kupców. Wielki kiermasz się skończył, więc na stoiskach stali tylko miejscowi handlarze. Ostatnie wydarzenia sprawiły także, że coraz mniej osób wychodziło na ulice. Wszyscy bali się smoka. Nataniel nie dziwił im się, sam na ich miejscu nie chciałby spotkać bestii. Teraz jednak było mu wszystko jedno. Westchnął cicho i chwilę później poczuł jak coś wpada mu na plecy. Odwrócił się szybko i ujrzał niską, długowłosą blondynkę.<br />
- Przepraszam! - Skłoniła się nisko uśmiechając przepraszająco. Miała na sobie granatowy gorset i długą suknię w tym samym kolorze. Brązowe oko wpatrywało się w niego z nutą fascynacji, co strasznie mu pochlebiało. Na drugim miała dosyć spory opatrunek, lecz wszystko zakrywała przydługa, postrzępiona grzywka. Wyglądała na dosyć biedną mieszczankę, biorąc pod uwagę jak znoszone miała buty i strój. We włosach miała błękitną wstążkę, która dodawała jej uroku. Według niego nie mogła mieć więcej niż szesnaście lat, choć ręki by sobie nie dał uciąć.<br />
- Nic się nie stało, panienko. - Odpowiedział oczarowany. Ukłonił się nonszalancko i uśmiechał zawadiacko. Ona także wydawała się być nim zainteresowana.<br />
- Chyba się zgubiłam. - Powiedziała cicho rozglądając się niepewnie po okolicy. - Wie pan, jak dojść do ogrodów królewskich?<br />
- Tak się składa, że wiem. - Zaśmiał się lekko. - Zaprowadzić panienkę?<br />
- Och, nie chciałabym przeszkadzać.<br />
- To naprawdę nie problem. Ale, gdzie moje maniery. Jestem Nataniel, a ty?<br />
- Elena. Dziękuję za pomoc. - Król był w siódmym niebie, mogąc przejść się z tak uroczą dziewczyną. Wskazał jej palcem kierunek, w którym mieli się udać i zaczął torować im drogę. Dziewczyna szła tuż przy nim, niby to przypadkiem ocierając się łokciem o jego ramię.<br />
Do ogrodów nie było daleko, dlatego też bardzo szybko się w nich znaleźli. Przez chwilę spacerowali jeszcze razem, jakby nie mogli się od siebie oderwać. Rozmawiali cicho o sprawach przyziemnych, takich jak zbiory, czy praca przy sieciach rybackich. Czyli wszystko to, o czym Nataniel nie miał bladego pojęcia, a ona zdawała się właśnie z tego utrzymywać. W pewnym momencie dziewczę potknęło się i upadło. Natychmiast do niej podbiegł i próbował pomóc jej wstać. Amulet, który zawieszony miał na szyi pobłyskiwał w świetle słońca. Zamyślił się na chwilę, trzymając jej dłoń w swojej i podciągając ją lekko do góry. Nagle coś nim szarpnęło. Usłyszał dźwięk pękającego rzemienia i zauważył uciekającą dziewczynę. Patrzył za nią jeszcze przez chwilę, nie wiedząc co się właściwie stało. Zaraz jednak zdał sobie sprawę, że został oszukany. Na piersi nic mu nie ciążyło, więc zaklął tylko siarczyście i ruszył w pogoni za złodziejką. Nigdy nie wybaczy sobie tego, jak łatwo dał się oszukać. Amulet dostał dawno temu od matki i naprawdę nie chciał go stracić! A teraz, przez własną głupotę nie miał szans na odzyskanie go. Dziewczę zniknęło gdzieś w tłumie i nie mógł jej odnaleźć. Łzy cisnęły mu się do oczu. Był wściekły i sam do końca nie wiedział dlaczego. Czy to sprawka jego naiwności, czy utraty ważnej sentymentalnie rzeczy? Nie wiedział, co było gorsze. Cały czas przeklinając skierował swoje kroki do herbaciarni, by napić się czegoś uspokajającego. Był pewien, że już nigdy nie odzyska skarbu rodzinnego. Niech to diabli!<br />
<br />
***<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cecylia od samego rana czekała na Darrela. Całą noc przewalała się na łóżku i rozmyślała o tym, czy mu zaufać czy nie. Wymyślała całą listę za i przeciw i ostatecznie zdecydowała się wcielić go do swojego planu. Nigdy nie przyznałaby się przed nikim, że to dlatego, iż młody Irys zauroczył ją swoją osobą, ale po części tak właśnie było. Z drugiej strony, wydawał się dobrym sojusznikiem, mimo iż nic o nim tak naprawdę nie wiedziała. Miał dla niej jakąś niespodziankę, która ewidentnie miała pomóc jej dotrzeć do celu. Ciekawa była, co wymyślił.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Siedziała właśnie w salonie i czytała jedną z wielu książek, jakie znajdowały się w posiadłości, gdy po domu rozległo się pukanie do drzwi. Kamerdyner wpuścił do środka gościa, na widok którego Cecylia rozpromieniała. Ponieważ rodziców nie było w domu mogli swobodnie rozmawiać w każdej jego części.<br />
- Witaj Cecylio. - Mężczyzna uśmiechnął się, jak to miał w zwyczaju. - Porywam cię dzisiaj.<br />
- Porywasz? A dokąd, jeśli można wiedzieć?<br />
- To porwanie, dlaczego miałbym ci zdradzać takie szczegóły? - Błysk w oku jaki się przy tym pojawił zaciekawił dziewczynę jeszcze bardziej. Gdy złapał ją za ramię i poprowadził do drzwi w ogóle nie protestowała. Wyszli z domu i skierowali się na północ Romar. Szli rozmawiając cicho właściwie o niczym ciekawym, gdy Cecylia zdecydowała, że czas zmienić temat.<br />
- Postanowiłam ci zaufać.<br />
- Cieszę się. - Odpowiedział zupełnie tak, jakby tego się spodziewał. - Dlatego też, mam dla ciebie niespodziankę, która pomoże nam w spełnieniu twoich marzeń.<br />
- Skąd wiesz, jakie mam marzenia?<br />
- Jako głowa rebelii zapewne chcesz pokonać króla. Zgładzić go i samej zdobyć tron. - Cecylia zamilkła. Była zła, że tak łatwo ją rozgryzł, choć z drugiej strony zdawało się to takie oczywiste. Kiwnęła głową dając mu do zrozumienia, że miał rację.<br />
- Załóż kaptur Cecylio. - Mruknął do niej cicho, gdy przechodzili małymi uliczkami nieopodal mrocznej dzielnicy, do której ku jej zdziwieniu się kierowali. Dziewczyna wykonała jego rozkaz spoglądając na niego ukradkiem. Sam zrobił to samo i nie odzywał się już, aż do czasu gdy doszli do najbrzydszej i najmniejszej uliczki, jaką w całym swoim życiu widziała.<br />
Na samym końcu drogi stała czwórka ludzi, również w płaszczach i kapturach zakrywających ich twarze. Na kogoś czekali, lecz Cecylii nawet przez chwilę przez myśl nie przeszło, że na nich.<br />
- Vincent. - Głos jej towarzysza rozdarł ciszę, a nieznajomi odwrócili się w ich stronę.<br />
- Nie tak głośno. - Skarcił go wysoki mężczyzna, o bardzo niskim tonie głosu.<br />
- No już, już. Nie przejmuj się tak. Nikogo tu nie ma. - Darrel śmiejąc się wesoło zdjął kaptur i poklepał jednego z nich po ramieniu. - Przyprowadziłem ją. Tę, której pomożemy.<br />
- Pomożemy? To się jeszcze okaże. - Jedna z niższych osób fuknęła cicho. Zdecydowanie była to kobieta.<br />
- Dokładnie. Zależy, co ma nam do zaproponowania. Tani nie jesteśmy, pamiętaj. - Kolejna osoba również zdawała się być przedstawicielką płci pięknej. Nieznajomi spoglądali po sobie po czym wszyscy zdjęli kaptury. Pierwszy z nich, ten, który nazywał się Vincent okazał się brązowowłosym mężczyzną o cerze bladej jak ściana. Usta miał zaciśnięte, a brwi ściągnięte jakby w gniewie. Kobietą, która odezwała się pierwsza była blondynka z opaską zakrywającą pół twarzy. Długie, falujące włosy spływały jej po ramionach, a błękitne oko przyglądało się Cecylii z nieufnością. Jej towarzyszką okazało się dziewczę o czerwonych źrenicach. Nie to jednak było w niej najdziwniejsze. Miała długie, białe, królicze uszy, które zdawały się nasłuchiwać. Cecylia miała wrażenie, że już gdzieś ją kiedyś widziała, ale nie wiedziała, gdzie. Jedno było jednak pewne. Cerber i to najpewniej jeden z tych, którym nie udało się wrócić do normalnej postaci. Nawet kolor włosów zdawał się świadczyć, iż normalna nie była. Fiolet emanował z nich bardzo intensywnie i szlachcianka pomyślała, że na jej miejscu już dawno schowałaby się w jakiejś grocie. Od króliczej panny emanowała jednak pewność siebie i to sprawiało, że wszyscy ją szanowali. Ostatnim członkiem grupy był mocno opalony mężczyzna z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Do tej pory nic nie mówił, lecz wzrok utkwiony miał w Cecylii.<br />
- Ona ma wam do zaoferowania więcej, niż sobie myślicie. - Szlachcianka spojrzała na niego zdziwiona. Co on plecie? - Dogadałem z nią warunki umowy i możecie być pewni, że nie będziemy poszkodowani.<br />
- Skoro tak... Powiedzmy, że ci wierzę. - Blondynka fuknęła cicho lecz nie odezwała się już.<br />
- Może najpierw jej was przedstawię. To jest Vincent, ale to już chyba wiesz. - Wskazał na pierwszego mężczyznę. - Bjorg. - Palec skierował na blondynkę. - Asu. - Tak brzmiało imię króliczej panny. - I Jasper. - Ostatni skłonił się lekko zdejmując z głowy kapelusz.<br />
- Skoro ona nas już zna, może my też powinniśmy? - Zapytała Asu, całkowicie spokojnie. Była zupełnym przeciwieństwem swojej towarzyszki.<br />
- Oczywiście. - Powiedział Darrel, a Cecylia zdjęła kaptur.<br />
- C. Tak macie mnie nazywać. - Mówiła oschle, lecz z nutą pewności siebie. Tak naprawdę jednak nie wiedziała, co jej towarzysz planował.<br />
- C nas wynajmie. Vincencie, twoja rola będzie znacząca, dlatego też otrzymasz odrębną zapłatę. Cała reszta zajmie się zadaniem głównym. - Cecylia chrząknęła, a Darrel tylko się uśmiechnął. Nachylił się nad jej uchem i coś jej wyszeptał. Otworzyła oczy ze zdumienia, lecz po chwili na jej ustach pojawił się wredny uśmiech. O tak, mało kto by się go nie przeraził.<br />
- Szczegóły poznacie wkrótce, lecz gwarantuję wam sowite wynagrodzenie. Ty Vincencie zajmiesz się ochroną mojej osoby. Chcę Cię mieć obok siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę, chyba że powiem inaczej. Jasne? - Mówiła tonem zdradzającym ekscytację ale i pewność siebie.<br />
- Rozumiem, co jednak za to dostanę?<br />
- Zakwaterowanie i sto sztuk złota dziennie. - Mruknęła śmiejąc się pod nosem. Nigdy w życiu nie mogłaby mu tyle zapłacić, gdyby nie to, co powiedział jej Darrel przed chwilą.<br />
- A my? - Zapytała Asu.<br />
- Wy swoje zadanie poznacie za dwa dni. W tym samym miejscu o tej samej porze. Cenę również uzgodnimy. - Odpowiedział Darrel.<br />
- A ty to co? - Fuknęła blondynka.<br />
- Ja muszę uważać na to co robię. Zbyt dużo uwagi będzie się na mnie kierowało, dlatego będziecie musieli poradzić sobie sami. - Nastała cisza, którą przerwał śmiech Jaspera. Machnął na nich ręką i cała czwórka zniknęła za zakrętem.<br />
- Coś ty wykombinował? - Cecylia szturchnęła bruneta w ramię, ale uśmiechnęła się do niego lekko. - Nie wiem skąd wytrzaśniesz tyle pieniędzy, ale wiedz, że jestem ci wdzięczna.<br />
- Nie ma za co Cecylio, nie ma za co. Resztę dogadamy jutro, bo dziś muszę jeszcze z nimi pomówić.<br />
- Rozumiem, będę więc wracać.<br />
- Odprowadzę cię.<br />
- Nie ma potrzeby, poradzę sobie. - Chciała pobyć przez chwilę sama i poukładać sobie wiele spraw. Odkąd go poznała wszystko działo się tak szybko, że za tym nie nadążała. Pomachała mu na pożegnanie i biegiem ruszyła w stronę ogrodów królewskich. Tamtędy miała najszybciej do domu, a jednocześnie było to miejsce bardzo spokojne. Idealne wręcz na przemyślenia.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy dotarła do ogrodów poczuła zmęczenie. Ledwo łapała oddech po biegu z mrocznej dzielnicy. Zieleń dotarła do jej oczu automatycznie działając na jej niespokojne serce. Maszyna ruszyła w ruch i to z jednej strony bardzo ją cieszyło, a z drugiej odrobinę przerażało. Nie wiedziała, co się dzieje, poza tym, że jej marzenia zaczęły się spełniać. A przynajmniej wkroczyły na drogę do spełnienia. Z oddali zobaczyła uroczy budynek w kształcie wielkiego czajniczka. Zawsze zastanawiała się, jak ktoś w ogóle coś takiego zbudował! Herbaciarnia była jednym z miejsc, które miały masę klientów. Dagor Ciężkałapa czerpał z niej wielkie zyski. Całe Romar o tym wiedziało. Cecylia skierowała więc swoje kroki do miejsca zarobku znanego w mieście krasnoluda. Doszła do drzwi i otworzyła je lekko zaglądając do środka. Gwar, jaki doszedł do jej uszu sprawił, że zachciała stamtąd wyjść jak najszybciej. Wszystkie stoliki były zajęte, a biedna herbaciarka zdawała się nie nadążać z zamówieniami. Przydałby jej się ktoś do pomocy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Luparie weszła wgłąb z nadzieją, że choć jedno małe miejsce będzie wolne. Nic jednak nie mogła dostrzeć. Aż nagle jej oczom ukazał się młody, jasnowłosy chłopak siedzący sam przy większym stoliku. Nikt do niego się nie dosiadł, choć było tam dużo wolnych miejsc. Podeszła do niego wolno i nachylając się w jego stronę odezwała cicho.<br />
- Przepraszam. Czy mogę się przysiąść? - Jego wzrok skupił się na niej, a dłoń która prowadziła filiżankę do ust zatrzymała się w połowie drogi. Oczy zaświeciły mu się radośnie, z zaciekawieniem.<br />
- Jasne, proszę. - Uśmiechnął się do niej robiąc miejsce obok siebie. Usiadła koło niego machając lekko na herbaciarkę. Przyglądała mu się dyskretnie zdając sobie sprawę, iż właśnie poznała kogoś ważnego. Był ubrany dużo lepiej od wszystkich mieszkańców miasta, nawet od arystokracji. Cecylia postanowiła wykorzystać tę okazję, by zbliżyć się jak najbardziej do dworu królewskiego. Niepozornie i cicho. Jeden z wielu punktów jej planu mógł spełnić się dużo szybciej, niż sama się tego spodziewała.<br />
________________________________________________________<br />
Och, rozdział drugi skończony! Miał się pojawić kilka godzin wcześniej, ale cóż... Tak to czasem bywa, że nie wszystko jest na czas. Zwłaszcza w Polsce.<br />
Mam nadzieję, że spodoba wam się ten rozdział. Liczę na komentarze na temat tego, co należałoby według was poprawić. I nie mówię tu o fabule, ale o błędach. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie jest ich tam dużo.<br />
Kiedy kolejny rozdział? Ciężkie pytanie. Prawdopodobnie ukaże się za dwa tygodnie, czyli 26 lutego. Ale jeżeli chcecie być na bieżąco, zapraszam na facebooka: <a href="https://www.facebook.com/OpowiadaniaIryska">https://www.facebook.com/OpowiadaniaIryska</a><br />
<br />
Podziękowania dla Bezy, Piesza i Marcina, o. Dzisiaj tak bardzo króciutko i tyle.<br />
<br />
Więcej na: <a href="http://irysek.tumblr.com/virtualkingdom">http://irysek.tumblr.com/virtualkingdom</a>Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-29036839852667700002013-02-03T21:27:00.005+01:002016-10-02T22:16:00.096+02:00Virtual Kingdom - Rozdział pierwszyTrzy lata.<br /> Minęły już trzy lata, odkąd Nataniel został królem. Cecylii nigdy nie udało się go zobaczyć na żywo. Nie przeszkadzało jej to jednak w sądzeniu, iż jest on na pewno brzydkim, kurduplowatym gnojkiem, który nie zasługuje na to, by siedzieć na tronie. Za każdym razem, gdy ktoś chwalił go w jej towarzystwie prychała głośno lub po prostu wychodziła z pomieszczenia. Krew przodków była w niej wystarczająco silna, by nie pozwolić jej na pałanie sympatią do jakiegokolwiek przedstawiciela rodu Lwów. Nie znała ich zbyt wielu, ale wciąż pamiętała rodzinną legendę, którą czytała jako dziecko. Poza tym, za każdym razem, gdy przechodziła głównym korytarzem posiadłości jej wzrok zatrzymywał się na portrecie Charlotte - kobiety, która założyła ich ród. Spojrzenie przodkini zdawało się palić ciało Cecylii i jakby ponaglać ją za każdym razem, gdy tylko stała przed obrazem. Młoda szlachcianka wiedziała, że czasu było coraz mniej, jednak nic nie mogła na razie zrobić. Zamach stanu w obecnej sytuacji był bardzo niekorzystny.<br /> Westchnęła wyrywając się z zamyślenia. Spojrzała na słońce, które tego dnia świeciło radośnie i zmrużyła oczy. Zdecydowanie nie miała ochoty na nic, jednak wymagano od niej bardzo wiele. Jako panienka z dobrego domu dotychczas spędzała większość czasu na nauce. Miała bardzo mało wolnego czasu. Chociaż, odkąd skończyła dwadzieścia lat mogła robić co tylko chciała. Nie przeszkadzało jej to jednak w dalszym kształceniu. Rodzice nie raz się o nią martwili. Uważali bowiem, że mimo wszystko w jej wieku powinno się szukać męża, a nie siedzieć z nosem w książkach. Cecylia zdawała sobie sprawę, iż jest już starą panną. Większość dziewcząt wychodziła za mąż najdalej mając osiemnaście lat. Ona jednak nie wyobrażała sobie tego ani trochę. Po pierwsze, żaden z kandydatów jakich podsuwali jej rodzice nie był taki, o jakim marzyła. Po drugie, nie miała czasu na to, by stać się panią domu i uniżoną służką. O nie, Cecylia zdecydowanie należała do osób, które lubią rządzić. Poza tym, duża część rodu pokładała w niej swoje nadzieje. W niej i jej dążeniu do odzyskania pozycji Irysów. Byli to krewni, którzy podobnie jak ona oficjalnie uchodzili za szlachtę biedniejszą. Ludzie, którzy pragnęli zdetronizować króla. Druga część ostatnimi czasy bardzo zżyła się z rodziną królewską. Cecylia pogardzała nimi, gdyż nie rozumiała ich postępowania ani trochę. Na szczęście opozycjoniści stanowili większość wśród Irysów, więc dziewczyna nie musiała się bać o poparcie.<br />-Cecylio, tutaj jesteś! - Usłyszała pogodny głos, który należał do jej ojca. Przeniosła wzrok na niego i uśmiechnęła się promiennie. Kochała go ponad życie i tylko jego tak naprawdę słuchała. Starzał się, widziała to bardzo dobrze. Na samą myśl o tym, że być może niedługo go zabraknie skręcało ją w środku. Jego pomarszczona twarz zdawała się z dnia na dzień coraz bardziej przypominać jej o tym, że czas nagli. Chciała, żeby zobaczył jej triumf. Żeby był z niej dumny.<br />-Wyszłam żeby posiedzieć na słońcu. Coś się stało? - Zapytała cicho, ale uroczo. Tak jak to miała w zwyczaju. Ojciec przysiadł się do niej. Ławeczka zdobiona wieloma ślicznymi rzeźbieniami była na tyle mała, że nikt inny by się już na niej nie zmieścił. Mężczyzna spojrzał na drzewa, które od wieków były chlubą ich ogrodu. Nieopodal nich rosły irysy, znak rozpoznawczy rodziny. Piękne kwiaty, które według legendy miały znaleźć się w tajemniczy sposób na grobie Charlotte po jej śmierci.<br />- Nic... Nic w sumie się nie stało. Chciałem z tobą po prostu porozmawiać. - Mówił ledwo dosłyszalnie głosem męskim, ale i zmęczonym. Dziewczyna spojrzała na niego zaciekawiona. O czym to mógł chcieć z nią rozmawiać? Czyżby znowu chciał ją z kimś zeswatać? Zaśmiała się w myślach. Niestety, nie da się tak łatwo zaprowadzić na ślubny kobierzec. Nie ma szans. W milczeniu czekała aż w końcu dojdzie do sedna.<br />- Dzisiaj wielki bal rodzinny... Będą na nim wszyscy członkowie naszego rodu. Cecylio... Proszę cię byś się zbytnio nie wychylała. Nie chcę, żeby ci się coś stało. - Zaskoczył ją. No tak, miał dużo racji. Dziewczyna bowiem była kontrowersyjną postacią i nie mogła się za bardzo ujawniać. Kiwnęła potakująco głową, a on odetchnął z ulgą. Naprawdę bał się, że mogłoby jej się coś stać. W obecnych czasach nawet wśród swoich trzeba było zważać na słowa.<br />- Cieszę się. - Uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie niczym małe dziecko. Cecylia nie zareagowała na to. Patrzyła się nadal przed siebie podziwiając ogród, o który tak bardzo dbała odkąd tylko zaczęła chodzić. Myślami wróciła do chwil, w których jeszcze nie wiedziała, co to znaczy być Irysem, czy Lwem. Przez chwilę nawet zatęskniła za tą beztroską i wolnością. Niebawem jednak znów była sobą, dumną i rezolutną przywódczynią opozycji.<br />- Bądź miła dla Marianne. - Na sam dźwięk tego imienia Cecylia się skrzywiła. Nienawidziła tej sztucznej laluni, która była wielką fanką Nataniela. Cóż z tego, ze była jedną z ważniejszych przedstawicielek Irysów, jak jedyne o czym myślała, to romans z królem?<br />- Niczego nie mogę obiecać. - Powiedziała cicho wzdychając przy tym smutno. Nigdy nie zachowywała się mile i sympatycznie przy swojej kuzynce. No chyba, że było to bardzo dawno temu, gdy były jeszcze dziećmi. Wtedy nawet nazywały się nawzajem swoimi najlepszymi przyjaciółkami. Różnice poglądów jednak zmieniły tak wiele, że obie nie mogły na siebie patrzeć, a każde ich spotkanie kończyło się awanturą.<br />- Chociaż się postaraj. - Mężczyzna westchnął tylko. Spodziewał się bowiem takiej odpowiedzi. -A teraz zbieraj się. Musisz się przygotować. Może nawet poznasz kogoś ciekawego? - Tak, jej ojciec nie byłby sobą, gdyby nie próbował znaleźć jej męża w każdej chwili. Czasem zastanawiała się, dlaczego tak bardzo stara się ją zająć czymś innym niż opozycja. Nie mając jednak czasu na rozmyślania, wstała z ławki i wraz z mężczyzną udała się w kierunku posiadłości. Trzeba było się ubrać i wyszykować. Nie mogła wyglądać gorzej od Marianne. Nigdy w życiu!<br /><br /><br />***<br /><br /> <br /> Siedział w swojej komnacie i zapinał koszulę. Przyzwyczaił się już do bycia królem i do swoich obowiązków. Co wcale nie oznaczało, że się z nich wywiązywał. Nadal przejawiał słabość do lenistwa i przede wszystkim... do kobiet. Były one jego całym światem, dlatego też, przez wielu był cały czas karcony. Jego dawny nauczyciel, Ernest, starał się go pilnować, jednak nie szło mu to najlepiej. Nataniel bowiem zawsze był mistrzem nie robienia niczego, co ważne. Z resztą, tak to jest, jak się zmusza ludzi do czegoś, czego wcale nie chcą.<br />Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Odwrócił się nakładając na siebie marynarkę i westchnął cicho. Znowu czegoś od niego chcieli! Miał dość tych wszystkich papierkowych prac, decydowania o wszystkim. A najgorsze ze wszystkiego były te cholerne audiencje! Do pomieszczenia weszła młoda, bardzo ładna dziewczyna. Sprawiło to, że na jego twarzy zamiast grymasu pojawił się uśmiech. Marie była jego ulubioną służką, która pracowała dla niego od dnia koronacji. Pamiętał jak dawniej się go bała, teraz jednak zdawała się być odrobinę pewniejsza siebie. Była starsza i, jak sądził sam Nataniel, piękniejsza. Jej ciało nabrało krągłości wszędzie tam, gdzie powinny one być. Patrzył na nią z błyskiem w oku, w myślach wyobrażając sobie wiele rzeczy, jakie mógłby z nią zrobić.<br />- Panie, przyszli goście. - Powiedziała dziewczęcym, przepełnionym radością głosem. Król tylko westchnął i skończył zapinać guziki purpurowej szaty, jaką miał na sobie.<br />- Goście? Kogo masz na myśli? - Zapytał zbliżając się do niej i sprawiając, iż na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Cóż, dobrze wiedział, że gdyby tylko chciał, Marie byłaby jego. Postanowił jednak na razie tego nie wykorzystywać, bo po co psuć sobie zabawę?<br />- Głowa rodu Irysów, panie. - Służka zaczęła ścielić jego łóżko uwijając się szybko. Jej ruchy były płynne i zgrabne. Mimo iż ręce miała zniszczone od pracy Natanielowi wydawały się bardzo atrakcyjne. Kiwnął tylko głową i skierował się do wyjścia. Na odchodne machnął do dziewczyny i uśmiechnął się uwodzicielsko. Zbyła to jednak cichym prychnięciem i zaśmiała się uroczo. Dobrze wiedziała, gdzie było jej miejsce.<br /> Szedł szybko, poprawiając sobie grzywkę. Czego ta dziewczyna od niego teraz chciała? Zawsze go intrygowała. Była naprawdę śliczną panną, wiedział to już od dnia koronacji, gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Zachwycił się nią i chciał zaprzyjaźnić. Tylko, że dla niego przyjaźń z kobietą zawsze kończyła się w łóżku. Gdy dowiedział się kim tak naprawdę była, musiał zweryfikować swoje plany wobec niej. Z Irysami trzeba było pogrywać bardzo ostrożnie. Ostatecznie jednak, stała się dla niego dobrą przyjaciółką i sam dziwił się sobie, że nie miał wobec niej innych zamiarów. Żyło mu się z tym dobrze do czasu, aż rady obu rodów wpadły na iście "genialny" pomysł.<br />Wszedł do sali konferencyjnej i ujrzał jej roześmianą twarz. Zawsze widział ją radosną. Zastawiał się, czy dziewczę to nie miało żadnych zmartwień, czy idealnie je maskowało. Podszedł i uścisnął jej dłoń. Przyłożył ją sobie do ust i ucałował delikatnie, tak jak nakazywał obyczaj. Zawsze witał się z nią w ten sposób, chyba, że byli sami. Tym razem jednak wraz z nią pojawił się ktoś, kogo znał z pseudonimu "Drazel". Wiedział o nim tylko tyle, że także pochodził z Irysów. Twarz wysokiego mężczyzny pełna była blizn, co jednak dodawało mu charakteru. Z daleka widać było ogromny miecz dopięty do jego pasa.<br />- Witaj Marianne, miło cię widzieć. - Uśmiechnął się do niej szeroko, ona odpowiedziała tym samym. - Co cię do mnie dzisiaj sprowadza? - Zapytał siadając na krześle obok niej. Dziewczyna spojrzała w dół, jakby coś niesamowicie interesującego znajdowało się na podłodze. Wtedy też dostrzegł rumieniec jaki pojawił się na jej twarzy. Tak, od razu odgadł o co chodziło. Czekał jednak cierpliwie, gdyż sam nie chciał zaczynać tego tematu.<br />- Powiedzieli mi, co wymyślili. - Powiedziała z wyrzutem, zupełnie tak, jakby jej się ten pomysł nie podobał. Przez chwilę nawet poczuł się urażony, ale to minęło bardzo szybko. Jej kolejne słowa i spojrzenie jakie na niego skierowała zmiękczyły jego serce.<br />- Wybacz. Jesteś do tego zmuszony, ale mam nadzieję, że nie będę ci przeszkadzać aż tak bardzo. - Mówiła cicho lekko się uśmiechając, jakby zachęcająco. Natanielowi zaparło dech w piersiach. Tak, Marianne była piękną i uroczą dziewczyną. A on nie lubił, gdy takie czuły się przy nim winne czegokolwiek i go przepraszały.<br />- Ależ o czym tym mówisz! To dla mnie zaszczyt. - Powiedział od razu i pogłaskał ją po głowie. Rozpromieniła się natychmiast i wyglądało na to, że już nic jej nie gnębi. On sam natomiast w głębi duszy strasznie to wszystko przeżywał. Wiedział, że będzie musiał się podporządkować, ale absolutnie nie miał na to ochoty!<br /> Przez dłuższy czas panowała między nimi cisza, która zdawała się palić im uszy. Obydwoje sprawiali wrażenie zakłopotanych, co tylko wywołało uśmiech na ustach strażnika. Byli tacy młodzi i tacy niewinni! Tak przynajmniej myślał Drazel, bo jaka była prawda, tego nikt z obecnych na sali jeszcze w tym momencie nie wiedział. Nataniel chciał coś powiedzieć, nie lubił bowiem milczeć w nieskończoność. Nie wiedział jednak za bardzo o czym mogliby teraz porozmawiać. Na ratunek wyszła mu Marianne, która odezwała się głosem cichym, kobiecym, ale i drżącym. Czyżby się denerwowała? Pierwszy raz widział ją w takim stanie.<br />- Będę musiała się niedługo zbierać. Organizuję dzisiaj bal rodzinny w mojej posiadłości. - Uśmiechnęła się pod nosem. Była wręcz przekonana, że zadowoli tym wszystkich członków rodu i że nawet głupia Cecylia nie będzie miała się do czego przyczepić! Jak ona w ogóle śmiała twierdzić, że Marianne jest kiepską głową Irysów?<br />- Bal mówisz... Cóż, niebawem na zamku także będzie bal, więc pewnie poznam dużą część twojej rodziny. - Ugryzł się w język przed dodaniem "o ile oni raczą przyjść". Uważał bowiem, że to nie najlepszy moment na dyskusje związane z opozycją i niezadowoleniem niektórych mieszkańców. Dziewczyna jednak wyczuła drugie dno wypowiedzi i głaszcząc go po policzku przemówiła przygryzając lekko wargę.<br />- Na pewno przyjdzie ich wielu. Ale mojej kuzynki i jej najbliższych nie masz co się spodziewać. Nie są... że tak powiem, twoimi zwolennikami. - Słychać było w jej głosie stosunek jaki miała do członków rodziny, o których mówiła. Nataniel był wręcz zdziwiony, że ktoś tak uroczy jak ona może emanować aż taką ilością jadu! Dało mu to jednak rozeznanie w sytuacji. Źle się działo w królestwie, skoro już nawet we własnym rodzie nie miało się poparcia. Znaczy, dla niego to zdecydowanie dobrze, bo spora część jego przeciwników zaczęła go tolerować. Mimo to, zrobiło mu się jakoś tak przykro na samą myśl o tych wszystkich nieszczęsnych Irysach. I nawet przez chwilę zapragnął coś dla nich zrobić. Potem jednak wrócił do rzeczywistości, w której on sam nie miał zamiaru zbytnio się udzielać. A już na pewno nie wtrącać w nie swoje sprawy. Miał już wystarczająco dużo problemów na głowie, żeby przejmować się jeszcze swoimi przeciwnikami. Dobrze wiedział, że Lwy wcale nie były takie niewinne. Co jakiś czas znajdowano ciała Irysów, które ewidentnie były masakrowane przez jego rodzinę. Nic jednak nie mógł poradzić na konflikt trwający od tysiąca lat. Od czasów Jacka, jego praprzodka. Dużo osób mówiło mu, że jest do niego podobny. Nataniel jednak nigdy nie zwracał na to uwagi. Na portret pradziada spoglądał w życiu może z dwa razy i nie zapamiętał zbyt wiele. Pewnie dlatego, że nie przedstawiał kobiety.<br /> Z zamyślenia wyrwał go dźwięk odsuwanego krzesła. Poderwał się szybko i pomógł wstać Marianne. Zawsze bowiem zachowywał się jak na dżentelmena przystało.<br />- Muszę już iść, nie mogę pozwolić gościom czekać. Cieszę się, że nie będę dla ciebie problemem Natanielu... - Widział, że chciała dodać coś jeszcze, ale zrezygnowała. W głębi serca wiedział, o co jej chodziło. Dlatego nie nalegał. Nie chciał tego słuchać, na pewno nie teraz. Wiedział tylko tyle, że przez głupotę rady zrani swoją jedyną przyjaciółkę. Nie miał jednak wyboru i dobrze o tym wiedział. Zastanawiał się, jak to wszystko wpłynie na królestwo. Były dwie opcje, albo wszystko się wreszcie uspokoi, albo... Będzie jeszcze gorzej.<br />Odprowadził ją do wyjścia i pocałował w policzek na pożegnanie. W tym momencie zapomniał o manierach i o tym, że dziewcząt nie wolno całować w inne miejsca niż w dłoń. Ale na cóż miał teraz się pilnować, skoro niebawem i tak nikt nie będzie zwracał na to uwagi? Zmartwiony swoim dalszym żywotem i tym, że jego beztroska mija bezpowrotnie udał się z powrotem do swojej komnaty.<br /><br /><br />***<br /><br /> <br /> Wieczór nastał szybciej, niż się tego spodziewała. Ubrana w długą suknię w kolorze pudrowego różu czekała z niecierpliwością na rozwój wydarzeń. Kręciła się po sali, nerwowo sprawdzając każdy szczegół. Wszystko musiało być idealne. Bardzo zależało jej na powodzeniu tego balu. Nie mogła się jednak na niczym konkretnym skupić. Przed oczami wciąż miała twarz Nataniela, a w uszach brzmiały jego słowa.<br />To dla mnie zaszczyt.<br />Tak właśnie powiedział! Naprawdę tego chciał! Serce Marianne biło tak szybko, jakby chciało wyskoczyć jej z piersi. Sama właściwie nie wiedziała kiedy się w nim zakochała. Być może było to gdy spotkali się po raz pierwszy? Albo wtedy, na ceremonii koronacji, gdy ich spojrzenia się zetknęły? Istotny był tylko fakt, że trwało to już bardzo długo i nareszcie jej skryte marzenia będą miały szansę się ziścić. Uśmiechała się na samą myśl tego, co miało nastąpić już całkiem niedługo. Sądziła, że właśnie rozpoczął się najlepszy w jej życiu rok.<br />- Księżniczko. - Przyjazny głos sprowadził ją do rzeczywistości. Podróż do krainy marzeń się skończyła, a bal miał się rozpocząć za kilka minut. Wzrok dziewczyny zatrzymał się na idącym w jej kierunku masywnym mężczyźnie. Był od niej wyższy o co najmniej dwie głowy i starszy o jakieś dziesięć lat. Twarz pełna blizn zdawała się robić z niego postać przerażającą, ale dla Marianne był on najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek poznała.<br />- Co jest, Drazel? Stało się coś? - Spytała pochodząc do niego i uśmiechając się ciepło. Od małego to on się nią opiekował, więc nie dziwnym było, że to jego wybrała na swojego ochroniarza. Mężczyzna wyciągnął dłonie w jej stronę ukazując drobny, wykonany ze srebra przedmiot. Była to mała tiara ozdobiona drobnymi diamentami.<br />- Zapomniałaś o czymś. - Wyraz jego twarzy na moment się zmienił. Uśmiech dodał mu ciepła i miękkości, a duże dłonie delikatnie nakładały na jej głowę ozdobę. Układał ją ostrożnie, by nie zepsuć starannie upiętej fryzury blondynki. Zapanowała pomiędzy nimi chwila harmonii i czegoś, czego sami do końca nie rozumieli. W tym momencie obydwoje wiedzieli, że rozumieją się bez słów. Zostało to jednak przerwane, gdyż do posiadłości zaczęli zjeżdżać goście, a Marianne musiała wyruszyć ich powitać. Jej wierny sługa podążał za nią, przybierając swoją normalną minę. Maskę osoby bez uczuć.<br /><br /><br /><br />***<br /><br /> <br /> Dotarła na bal jako jedna z ostatnich. Nie spieszyła się jakoś specjalnie, bo dosyć, że nie czuła takiej potrzeby, to przecież wszyscy wiedzieli, że efektowne wejście mają ci, co przychodzą na końcu. Poza tym, chciała jak najdłużej odwlekać moment spotkania z Marianne i podporządkowaną jej częścią rodu. W głębi duszy wcale nie chciała tam iść. Wiedziała jednak, że taka jest jej powinność i bez chociażby słowa sprzeciwu podążała zaraz za swoimi rodzicami, stawiając kroki na marmurowych schodach prowadzących wprost do wejścia głównego.<br /><br />Posiadłość była olbrzymia. Tak bardzo różniła się od jej rodzinnego domu! Ściany, bogato zdobione, kolor miały kremowo żółty. Nie widać było po nich, a także po wszechobecnych rzeźbach, biedoty Irysów, która z roku na rok stawała się coraz większa. Serce Cecylii zaciskało się mocno sprawiając jej ból za każdym razem, gdy miała okazje porównywać jej posiadłość z dworkiem głowy rodu. Tak bardzo pragnęła, by jej rodzice mogli mieszkać w budynku przypominającym ten!<br /><br />Oficjalnie jednak nie mogła przyznać się do swoich marzeń, bo mogłaby zostać potraktowana jako osoba działająca przeciwko własnemu rodowi. A tego nie chciała. Dopóki traktowali ją jako swojego sprzymierzeńca, kogoś kto chce jak najlepiej dla wszystkich Irysów, nawet jeżeli się z nią nie zgadzali, pobłażali jej i wiele wybaczali. Dlatego też, panienka Luparie prowadziła swoją grę. Gra ta trwała praktycznie cały czas, bez żadnych przerw. Na każdym rogu bowiem mógł się czaić ktoś, kto ją znał, a pozory to wszystko, co w tej chwili miała.<br /><br /> Krok za krokiem stawał się coraz cięższy. Obcasy drobnych, zielonych szpilek zdobionych małymi kokardkami stukały cicho o kamień, a jej szeroka u dołu, piękna suknia falowała przy najmniejszym ruchu. Włosy miała puszczone luzem, zakręcone na końcach. Jedyną ozdobą była kokarda wpięta po prawej stronie. Makijaż miała delikatny, nigdy bowiem nie należała do kobiet, które ukrywają swoją twarz pod grubą warstwą pudru. Sama w sobie była wystarczająco piękna. Delikatna kolia, jedna z ostatnich jakie jej zostały, zawieszona na szyi pobłyskiwała lekko od świateł latarni i księżyca. Cecylia spojrzała w niebo i westchnęła cicho. Drzwi stanęły otworem.<br /><br />Weszła do środka z głową uniesioną wysoko. Była dumna i pewna siebie, nie zamierzała poddać się woli kuzynki. Miała swoje zdanie na wiele tematów i nigdy nie postępowała wbrew swoim przekonaniom. Hol był dosyć spory, lecz dziewczyna przeszła go bardzo szybko. Znała posiadłość całkiem nieźle, dawniej bowiem często tu przyjeżdżała. Swe kroki skierowała od razu do sali balowej i wyprzedziła rodziców w momencie, w którym przekraczała próg. Wszystkie spojrzenia zatrzymały się na niej. Bez odrobiny zażenowania czy niepewności szła dalej. Jej oczom ukazała się drobnej postury kobieta. Ozdoby jakie miała we włosach lśniły radośnie, a mężczyzna po jej prawej stronie co chwila poprawiał je, gdy choć odrobinę się zsunęły. Cecylia zaśmiała się. Zawsze bawiła ją ta dziwna relacja panująca pomiędzy Drazelem a Marianne. Czasem nawet było jej ich żal. Gdyby obydwoje urodzili się jako mało ważni członkowie rodu zapewne ich losy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Być może nawet byliby bardzo szczęśliwi. W gruncie rzeczy jednak, Luparie miała to w głębokim poważaniu. Nic a nic nie obchodziły ją problemy kuzynki, która swoim istnieniem uprzykrzała jej życie.<br /><br /> Ich spojrzenia spotkały się w tym samym momencie, a w oczach pojawił błysk nienawiści. Lawirujący wokół nich goście balu zdawali się nie zauważać niechęci dziewcząt do siebie, choć członkowie rodu już od dawna wiedzieli, że coś pomiędzy nimi jest nie tak. Cecylia lekko popchnięta przez ojca ruszyła w stronę gospodyni mrucząc pod nosem z niezadowolenia. Brzmiało to jak masa przekleństw i klątw jednocześnie, lecz na jej szczęście, nikt się nie przysłuchiwał. Gdy już stała w odległości jednego metra od blondynki ukłoniła się z gracją. Tak jak nakazywała tradycja.<br /><br />- Marianne. - Mruknęła tylko. Bez żadnego głębszego przywitania, gdyż uznała to za całkowicie niepotrzebne.<br /><br />- Witaj. - Usłyszała odpowiedź bez żadnego uczucia. Ochroniarz dziedziczki Irysów spojrzał na Cecylię i bez najmniejszego drgnięcia czy minimalnej zmiany mimiki kiwnął jej głową. Luparie zatrzymała swój wzrok na jego bliznach. Pamiętała go jako młodego chłopca, za którym zawsze we dwie chodziły. Był ich ideałem i kimś, kto bardzo troszczył się o obie dziewczyny. Wszystko jednak zmieniło się w momencie, w którym drogi przyjaciółek całkowicie się rozeszły. Drazel pozostał przy boku jej przeciwniczki i odrobinę ją to zabolało. Choć musiała przyznać, iż nigdy nie było pomiędzy nią a nim takiej więzi jak pomiędzy tamtą dwójką. Nie, zdecydowanie rozumiała w tym przypadku postępowanie dawnego towarzysza zabaw. Było jednak smutne to, co stało się z jego dawniej przystojną i pociągającą twarzą. Ochrona głowy rodu wymagała wielkiego poświęcenia, które okazał niejednokrotnie ratując życie swojej księżniczce. Przygotowany był do obrony dziewczyny za wszelką cenę, nawet swojego życia.<br /><br />- Pięknie udekorowana sala. Na pewno wydałaś na ten bal krocie, kuzynko. - Jad w głosie było słychać na kilometry, ale Marianne najwidoczniej się tym nie przejęła. Była zbyt zajęta witaniem się i przytulaniem do rodziców Cecylii, którzy byli jej ulubionym wujostwem. Chociaż bardzo dobrze wiedziała, że podzielają poglądy swojej córki. W końcu to od nich ta je przejęła. Mimo to, mieli w sobie coś, co nie pozwalało ich nie lubić i blondynka bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę.<br /><br />- Nie znowuż tyle, by zabrakło nam na jedzenie. Nie sprowadzajmy majątku naszego rodu do minimum, bo tym tylko dajemy pretekst do kpin z nas. A jak sama dobrze wiesz, Lwy czekają na takie sytuacje. - Odpowiedziała oschle znów spoglądając na swoją rozmówczynię. - Mimo wszystko, zdziwiona jestem, że przybyłaś.<br /><br />- To przyjęcie rodzinne. Jakże mogłoby mnie więc tutaj zabraknąć? - Nie dawała za wygraną. Nigdy nie popuści swojej krewniaczce, a już na pewno nie w bitwie na słowa. Cicha nienawiść stawała się coraz głośniejsza i właściwie tylko Marianne zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie wynikało z samej osoby młodej Luparie. Tylko głowa rodu wiedziała, iż jej dusza był skażona złem i dlatego między nimi dwiema nigdy już nie będzie zgody. Czasami tęskniła za latami, w których Cecylia była jej najlepszą przyjaciółką. Zwierzały się wtedy sobie nawzajem i często doradzały. Rzeczywistość jednak jest brutalna, a one dwie przekonały się o tym bardzo wcześnie. W momencie, w którym Marianne zaczęła być przygotowywana do objęcia posady głowy rodziny kuzynka się od niej odsunęła. A może blondynka sama ją od siebie odrzuciła? Żadna z nich nie byłaby w stanie teraz powiedzieć, jak to dokładnie się stało, że z przyjaźni zrodziła się aż tak głęboka nienawiść.<br /><br />- Oczywiście Cecylio, dlatego też bardzo cieszę się, że jesteś. - Powiedziała głosem sympatycznym, ale dało się w nim wyczuć sztuczność. Nie, zdecydowanie tak nie myślała i to sprawiało, że Luparie miała ochotę zdzielić ją w twarz. - Cóż więc u ciebie? Tak dawno się nie widziałyśmy, że zupełnie nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje. - Marianne ewidentnie starała się ciągnąć rozmowę, żeby zachowywać się kulturalnie. Obie z resztą chciały wyjść na grzeczne i ułożone panienki<br /><br />- Cóż pytasz? Właściwie to nic ciekawego. - Nie dane jednak było jej skończyć z założenia dłuższej wypowiedzi, gdyż do rozmowy wtrącił się ojciec dziewczyny.<br /><br />- Szukamy jej męża. Może tobie uda się ją przekonać, że to najwyższy czas na zamążpójście. - Zaśmiał się cicho. I choć wtrącił się mącąc genialny plan córki, ta nie mogłaby się na niego gniewać. Milczała więc i tylko lekko się uśmiechała.<br /><br />- Cóż, obie jesteśmy już starymi pannami. Ja jednak w przeciwieństwie do ciebie, sama sobie męża nie wybiorę. Więc może skorzystaj z okazji i znajdź kogoś, u czyjego boku spędzisz życie? - To byłoby bardzo na rękę blondynki. Wiedziała, że jeżeli kuzynka weźmie ślub będzie zbyt pochłonięta życiem gospodyni domowej by bawić się w opozycję. I być może wtedy uda się załagodzić cały ten spór! Tak, Marianne była święcie przekonana, że to najlepszy pomysł, jaki kiedykolwiek wpadł jej do głowy. Mina rozmówczyni jednak wyrażała tylko kpinę i pogardę, co zapewne oznaczało, że pomysł spotka się z gwałtowną odmową.<br /><br />- Na cóż mi mąż? Żebym miała po nim sprzątać i gotować mu obiadki? Nie mam na takie rzeczy czasu. Ale co ty o tym możesz wiedzieć? Siedzisz przecież tylko w tym swoim pokoiku na górze niczym królowa. A jedyne wycieczki w twoim życiu to odwiedziny na zamku. - Wypowiedź zakończyła jednym głośnym prychnięciem. Rodzice starali się ją uspokoić cicho chrząkając, lecz nic to nie dało. Nakręciła się bowiem zbyt mocno, by teraz się powstrzymać.<br /><br />- Ja przynajmniej mam jakąkolwiek możliwość wejścia na ten zamek i porozmawiania z królem. Ty o takim zaszczycie możesz tylko pomarzyć.<br /><br />- Zaszczycie? Żartujesz sobie ze mnie? Któż chciałby rozmawiać z kimś tak tępym i bezużytecznym, jak nasz król?<br /><br />- Jakże możesz go oceniać kuzynko, nawet go nie poznawszy?<br /><br />- Widzę co się dzieje w królestwie. Nasz król to wielki leń, który niczego dla nas nie robi. Ale ty widzisz jedynie jego powierzchowność. Nie dostrzegasz jego wad, gdyż zadurzyłaś się w nim już dawno temu.- Dyskusja zaczęła przybierać poziom krytyczny, więc matka Cecylii złapała ją za łokieć i odciągnęła od Marianne nim ta zdążyła odszczeknąć coś równie nieprzyjemnego. Rodzina Luparie oddaliła się więc od głowy rodu i stanęła na uboczu.<br /><br />- Cecylio! - Oburzenie ojca sprawiło, że dziewczyna poczuła skruchę. - Obiecałaś!<br /><br />- Wybacz. Ale to naprawdę nie moja wina. - Mówiła cicho, ewidentnie nie zadowolona z takiego obrotu sprawy. Nie dokończyła męczyć rywalki i jednocześnie zawiodła dwie najbliższe sobie osoby. Była zmęczona całym tym balem i marzyła o tym, by jak najszybciej stąd odejść. Niestety, okazało się iż jej rodzice mieli całkiem inne plany, co do tego wieczoru...<br /><br /><br /> <br /><br /><br />***<br /><br /><br /> <br /> Tymczasem Marianne kipiała ze złości. Czasami zastanawiała się, dlaczego taka urocza dziewczynka, jaką była jej kuzynka, zmieniła się w tak wredną i niebezpieczną kobietę. Naprawdę, nie potrafiła zrozumieć tego, co się stało. A przecież wszyscy robili co się tylko dało, by odciągnąć Cecylię od złej strony, jaka ciągle ją do siebie przyciągała. Blondynka pamiętała bardzo dobrze dzień, w którym poznała tajemnicę rodu. Dzień, w którym raz na zawsze wszystko się zmieniło. Od tej pory nie mogła być już tą samą uroczą dziewczyną. Musiała dorosnąć i stać się odpowiedzialna. Sama twierdziła, że szło jej to całkiem nieźle. A to, że chciała wreszcie pogodzić Lwy z Irysami... Co było w tym złego? Po tysiącu lat chyba czas najwyższy by w Enterneth zapanował pokój!<br /><br />Tak, Marianne mimo wszystko była naiwna. Sądziła, że dobro zwycięży zło i wszyscy będą szczęśliwi. Razem z Natanielem będzie mogła zmienić przyszłość obu rodzin. Na samą myśl o blondynie uśmiechnęła się ciepło. Cóż, Cecylia wcale go nie znała. I to bardzo, ale to bardzo ją denerwowało. Dlaczego oceniała kogoś, kogo w życiu na oczy nie widziała? Prawda jednak była taka, jaką ją przedstawiła Luparie, choć Marianne tego nie zauważała. Miłość, zauroczenie jakie żywiła do młodego króla zaćmiewały jej widok na jego zachowanie i postępowanie. Bo cóż takiego zdziałał młody Lione przez te całe trzy lata?<br /><br />Drazel chrząknął cicho wyrywając ją z zamyślenia. Westchnęła tylko i przygryzła wargę. Mężczyzna bardzo dobrze wiedział, co chodziło jej po głowie. Przez te wszystkie lata zdołał poznać ją na tyle dobrze, by bez pytania zgadywać o czym myślała. Poklepał ją lekko, niczym starszy brat swoją małą siostrzyczkę i dodał jej otuchy. Bal tak naprawdę dopiero się zaczął, a ona jako gospodyni miała masę obowiązków. Bez większych ceregieli wzięła się więc w garść i ruszyła dalej, by porozmawiać z innymi gośćmi.<br /><br /><br /> <br /><br /><br />***<br /><br /><br /> <br /> Cecylia bardzo chciała wrócić do domu. Z minuty na minutę czuła się coraz gorzej. Nie miała jednak możliwości ucieczki, gdyż przyjechała tutaj z rodzicami. A oni jak na złość bawili się bardzo dobrze. Stała więc pod ścianą uśmiechając się sztucznie i wzrokiem wodziła za ojcem, który tańczył z matką i śmiał się wesoło. Czasami im zazdrościła. Tej więzi, która mimo lat nie zniknęła, a wręcz przeciwnie. Pogłębiła się i stała jakby nie rozrywalna. Miała jednak wrażenie, że sama nie potrafiłaby znaleźć nikogo, kto zająłby w jej sercu miejsce tak wyjątkowe, by wytrzymała z nim dłużej niż rok.<br /><br />- Panienko. - Z zamyślenia wyrwał ją męski głos. Odrobinę nachalny, ale wydawał się całkiem sympatyczny. Machinalnie odwróciła głowę spoglądając wprost na twarz mężczyzny, który do niej mówił. Był młody, choć na jej gust, starszy od niej o jakieś sześć, może siedem lat. Długie, czarne włosy związane miał na plecach jedną wstążką, a białe zęby ukazywały się w szerokim uśmiechu. Oczy, podobnie do karnacji, były dosyć ciemne, lecz wesołe. Ogólnie, cały wydawał się bardzo zabawną postacią.<br /><br />- Czy my się... znamy? - Zapytała nie wiedząc z kim ma do czynienia. Nigdy wcześniej go nie widziała, a przynajmniej tak jej się wydawało. Z drugiej strony, był to bal rodzinny, a co za tym idzie powinna go znać.<br /><br />- Cóż, nie dane było nam się wcześniej poznać panienko. Choć ja dużo o tobie słyszałem. - Zaintrygował ją. Nie tym, że o niej słyszał, bo w sumie wśród Irysów była dosyć znana. Ale tym, że nie widzieli się wcześniej ani razu, choć znak na jego marynarce ewidentnie świadczył o tym, że obydwoje pochodzili z tego samego rodu.<br /><br />- Cóż więc pan o mnie słyszał? Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. - Uśmiechnęła się uroczo. Mężczyzna jednak zdawał się być odporny na jej uwodzicielskie zapędy, choć w sumie nie była do końca pewna. Sam uśmiechał się do niej cały czas i lekko pochylił w jej stronę.<br /><br />- Zapewniam, że same dobre rzeczy, choć... Wie panienka, dla jednych są one wspaniałe, a dla innych wręcz przeciwnie. - Jego twarz znalazła się bardzo blisko jej ucha. Poczuła zapach bardzo drogich, pięknych perfum i była pewna, że ma przed sobą bogatego człowieka. Musiała przyznać, roztaczał wokół siebie czar, któremu nawet jej trudno było się oprzeć. Mimo wszystko, miała wrażenie, że coś jest nie tak. Że on wie coś, czego ona nie. I przede wszystkim, pod tą piękną twarzą na pewno krył się jakiś mroczny sekret. Dałaby sobie rękę uciąć, że tak właśnie było!<br /><br />- Ale spokojnie. Usłyszałem tylko tyle ile ojciec panienki uznał za stosowne. - Ach, więc to tak! No, nie ładnie tak ze strony taty, że o niej plotkuje. Ale nie przerywała nieznajomemu, gdyż uznała jego informacje za dosyć interesujące.<br /><br />- Proszę mi wybaczyć, nie przedstawiłem się. Darrel Write z rodu Irysów. - Złapał jej dłoń i ucałował lekko, cały czas spoglądając na nią tymi roześmianymi oczyma.<br /><br />- Cecylia Amelia Luparie z rodu Irysów, lecz to na pewno pan już wie. - Odpowiedziała dygając lekko. Cały czas patrzyła na niego zaciekawiona, wzrokiem zachęcającym do dalszej rozmowy. - Cóż więc mój ojciec o mnie rozpowiadał?<br /><br />- Same dobre rzeczy. Na pewno to, iż jest panienka bardzo dobrze wykształconą i kulturalną osobą. No i przede wszystkim... Bardzo kocha pani rodzinę. - Spojrzał na nią znacząco. Aha, więc o to chodziło! Przejrzała go, ale tylko dlatego, że sam na to pozwolił. Odrobinę ją to denerwowało, gdyż wolała sama wyciągać informacje, a nie mieć je podane na tacy.<br /><br />- Owszem. Ale skoro był pan w stanie się o tym dowiedzieć... Zapewne podziela pan moją... miłość. - Kiwnął głową potakująco i już miał coś powiedzieć, gdy tuż przy nich pojawili się rodzice dziewczyny.<br /><br />- Ach, Cecylio! Widzę, że już się poznaliście. - Ojciec ewidentnie wydawał się być zadowolony i szczęśliwy. Wzbudziło to w niej dozę nieufności i podświadomie przeczuwała jakiś jego podstęp. Ale zanim zdążyła w myślach wypowiedzieć to, czego się obawiała...<br /><br />- Widzisz, Darrel jest kandydatem na twojego męża, kochanie. - Spodziewała się tego. Spojrzała na mężczyznę, który wydawał się być lekko zakłopotany. Czyżby wcale nie należał do tych chłopaczków, co chcieliby posiąść jej serce od tak i bez zażenowania podrywali ją na każdym kroku? Oho, wzbudził jej zainteresowanie, po raz kolejny tego wieczoru. Ale jeżeli nie chodziło mu o rękę, to czegóż mógł chcieć?<br /><br />Zapadła pomiędzy nimi chwila ciszy, którą przerwała matka Luparie.<br /><br />- Cóż, dobrze by było, gdybyście sobie porozmawiali. Ale może... Nie dzisiaj? Jestem bardzo zmęczona i chciałabym wrócić do domu. Zapraszamy cię do nas w przyszłym tygodniu Darrelu. - Wyglądało na to, że nawet ona zdążyła go już poznać. No nic, nareszcie mogli wrócić do posiadłości, chociaż w tym momencie... Cecylia wcale tego nie chciała. Spojrzała tylko zaciekawiona na swojego rozmówcę i mimo niechęci skierowała się do wyjścia zaraz za rodzicami. Nim jednak zrobiła kilka kroków poczuła na swoim ramieniu silną dłoń. Przytrzymał ją i nachylił się ustami dotykając jej ucha.<br /><br />- Przyjadę do ciebie niebawem. Jest tyle spraw, o których chciałbym porozmawiać. I nie chodzi tu o żaden ślub, panienko. - Odsunął się nieznacznie i z szerokim, odrobinę głupkowatym uśmiechem pomachał jej na dowidzenia. Kiwnęła tylko głową i pospieszyła za rodzicami, nadal nie do końca rozumiejąc, co się stało.<br /><br /><br /> <br /><br /><br />***<br /><br /><br /> <br /> Chodził w kółko po komnacie. Było już bardzo późno, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo obawiał się przyszłości. Oni naprawdę sądzili, że ożeni się z Marianne? Przecież to była jedyna przyjaciółka jaką miał! Nie chciał zmarnować tej więzi pomiędzy nimi i zniszczyć jej aranżowanym małżeństwem. Zwłaszcza, że znał siebie. Wiedział, iż nie będzie wierny. Kobiet na świecie było zbyt wiele, by mógł należeć tylko do jednej. Poza tym, nie był głupi. Widział, kim był dla głowy Irysów. Wiedział, jakie uczucia skrywała w swoim sercu. Dlatego tym bardziej ten ślub był najgorszą decyzją, jaką rada mogła podjąć kiedykolwiek! I dla niego samego i dla całego rodu Lwów. Kto w ogóle zapragnął łagodzić trwający od stuleci spór? Przecież to było niemożliwe! I choć Nataniel nigdy wcześniej nie starał się nawet zrozumieć o co w tym chodzi, teraz bardzo dobrze wiedział, że Irysy i Lwy nigdy nie będą się tolerować.<br /><br /> Usiadł na chwilę na łóżku i zaczął myśleć. Miał naprawdę spore kłopoty, ale co mógł z tym zrobić? No co? Był wręcz bezradny, bo radzie nie wolno się sprzeciwiać. Chociaż... W jego głowie narodził się nowy pomysł, którego wykonania postanowił nie odkładać na później. Czym prędzej się podniósł i skierował do wyjścia. Po drodze coś przewrócił, lecz nie przejął się tym ani trochę. Będąc już na korytarzu wpadł na jakąś pokojówkę, ale pędząc dalej wykrzyczał tylko jakieś słowo przeprosin i już go nie było.<br /><br />Chwilę później stał pod drzwiami komnaty Ernesta. Jego ulubionego nauczyciela, który obecnie zasiada w radzie i ma w niej dosyć znaczące zdanie. Zapukał powstrzymując się z całych sił, by nie wbiec tam od razu i wykrzyczeć swojego pomysłu. Po krótkim czasie, który Natanielowi wydawał się być wiecznością, drzwi otworzyły się. Stał w nich rosły mężczyzna o oczach emanujących dobrocią. Dawniej było w nich więcej uprzejmości, lecz lata które przeżył sprawiły iż był w nich teraz przede wszystkim żal. Twarz miał pokrytą siwym zarostem, a włosy były cienkie i przerzedzone.<br /><br />- Nataniel? - Był ewidentnie zdziwiony. Czy to obecnością swojego byłego ucznia, czy może jednak porą w jakiej się zjawił? - Co cię do mnie sprowadza? - Drzwi otworzyły się szerzej i młody król został wpuszczony do środka. Blondynowi z podekscytowania trzęsły się ręce, bo uważał że trafił na kogoś, kto mu pomoże.<br /><br />- Nie mogę się ożenić! - Wykrzyczał na wstępie. Bardzo chciał mówić spokojnie, przekonująco, jednak emocje wzięły nad nim górę. - A już na pewno nie z Marianne. Musisz przekonać radę, że to zły pomysł!<br /><br />- Naprawdę nie chcesz? - Ernest zaśmiał się cicho. - Sądziłem, że to śliczna panienka, która będzie ci odpowiadać.<br /><br />- Jest ładna. Ale to moja jedyna przyjaciółka! Dobrze wiesz, że nie będę potrafił kochać tylko i wyłącznie jej. - Twarz rozmówcy ściągnęła się nieznacznie. Zrozumiał o co chodziło, lecz nie zamierzał dawać za wygraną.<br /><br />- Najwyższy czas, żebyś dorósł Natanielu. Nie możesz być przez całe życie beztroskim chłopcem, któremu w głowie tylko spódnice. - Mówił karcąco i król zrozumiał, że przegrał. Skoro nawet jego nauczyciel nie był w stanie się za nim wstawić... Sprawa była przegrana. Z miną cierpiętnika kiwnął głową i wyszedł bez słowa. Czuł się tak, jakby ktoś strzelił mu z całej siły w twarz. I co teraz?<br /><br /><br /> <br /><br /><br />***<br /><br /><br /> <br /> Od balu minęło kilka dni, a Cecylia nadal nie wiedziała o co mogło chodzić Darrelowi. Do tej pory nie zjawił się w jej posiadłości, lecz wiedziała, że w końcu przybędzie. Każdy dzień spędzała czekając na niego i niecierpliwiąc się coraz bardziej. W końcu stwierdziła, że tak być nie może. Nie mogła przesiadywać całymi dniami w domu tylko dlatego, że ktoś kogo praktycznie nie znała stwierdził, że kiedyś ją odwiedzi. Postanowiła więc wyjść na świeże powietrze i przejść się po Romar.<br /><br />Stolica królestwa była bardzo zaludniona. Mieszkali w niej nie tylko ludzie i cerbery, których przedstawicielami były dwa arystokratyczne rody, ale także krasnoludy, elfy czy potwory. Driady i syreny wolały obrzeża miasta, więc w samym centrum raczej się ich nie spotykało. A smoki jeżeli się pojawiały, ukrywały swoje pochodzenie przybierając ludzką postać tak, by nie wyróżniać się zbytnio. Bowiem wszyscy gwardziści i łowcy polowali właśnie na głowy tych przerażających i niebezpiecznych stworzeń. Wspomnienia tego, co zdarzyło się dawno temu nadal siedziały w sercach mieszkańców i wszyscy się ich po prostu obawiali. Cecylia jednak nie zwracała zbyt dużej uwagi na przechodniów, których mijała. Szła po prostu przed siebie oddychając powietrzem przesiąkniętym zapachem z karczm i innych budynków użytkowych.<br /><br /> Było jeszcze wcześnie, choć południe minęło już jakiś czas temu. Słońce świeciło wysoko na niebie i wiadomym było, że nadchodziły najgorętsze dni w całym roku. Dziewczyna postanowiła wybrać się na rynek, gdyż od tygodnia trwał wielki kiermasz. W takich momentach okazje były dosyć interesujące i być może nawet uda jej się znaleźć coś ciekawego. Coś na co będzie ją stać.<br /><br />Po dosyć długim i spokojnym spacerze zbliżyła się do dzielnicy handlowej, na której panował jeszcze większy harmider niż zawsze. Ledwo przeciskała się pomiędzy przechodniami, mocno ściskając torebkę. Było duszno, gwarno, a w powietrzu unosił się zapach potu. Nie było to najprzyjemniejsze miejsce, do jakiego mogła trafić. Jednak, jeżeli postanowiła, że dotrze na sam rynek, tak też zrobi. Zawsze robiła to, co sobie wymyśliła. Po dłuższym czasie przepychanek udało jej się dotrzeć na miejsce, jednak tam tym bardziej nie było spokoju. Westchnęła głośno i wtopiła się w tłum, by jak najbardziej zbliżyć się do stoisk kupców. Jednych bardzo dobrze znała, gdyż mieszkali w mieście i handlowali przez cały rok. Zjawiali się jednak też tacy, co dopiero przybyli z podróży. Gdzieś w tłumie mignęły jej królicze uszy, zapewne należące do przedstawiciela tych cerberów, którzy nie potrafili się ukrywać. Nie zwróciła jednak na tą osobę zbyt wiele uwagi, gdyż ujrzała na stoisku zamorskiego kupca coś, co bardzo, ale to bardzo jej się spodobało. Wepchnęła się bez ceregieli i złapała w dłonie piękną, srebrną broszkę. Ku jej zdziwieniu, znajdował się na niej pięknie wygrawerowany herb jej rodu. Serce zakuło ją z żalu, gdyż zdała sobie sprawę, że nie tylko ona musiała posprzedawać dobra rodzinne by mieć co włożyć do garnka. Wpatrywała się w ozdobę przez dłuższą chwilę.<br /><br />- Widzę, że panience się podoba. - Usłyszała skrzekliwy głos i spojrzała na jego właściciela. Starszy mężczyzna z długą, siwą brodą patrzył na nią małymi, świecącymi oczami. Widać w nich było przede wszystkim chciwość. Oblizał lubieżnie usta i podrapał się po głowie. - Bardzo piękna, autentyczna broszka panienko. Jedyne pięćdziesiąt sztuk złota! Taka okazja nigdy się nie powtórzy. - Zachęcał ją, lecz ona wcale go nie słuchała. Patrzyła na broszkę. Pięćdziesiąt? To trochę dużo, lecz za odzyskanie rodzinnego skarbu dałaby więcej. Wyciągnęła sakiewkę, wyjęła z niej obliczoną sumę i wcisnęła w zniszczone łapy handlarza. Nie patrząc na niego więcej odwróciła się i próbowała wydostać z tłumu. Okazało się to dużo trudniejsze, niż jej się to wydawało. Nagle poczuła jak coś na nią wpada, a potem usłyszała chlupot. Odwróciła się szybko i ujrzała młodego, dosyć niskiego chłopca leżącego w kałuży. Miał krótkie, strzyżone na pazia blond włosy i wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. Przez chwilę patrzyli się sobie w oczy, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy ich szturchali i deptali.<br /><br />- Rany, nic ci nie jest? - Zapytała Cecylia podając mu rękę. Wydawało jej się, że już gdzieś go kiedyś widziała. Nie mogła jednak przypomnieć sobie gdzie bądź kiedy to było. Chłopaczyna zdenerwowany złapał jej rękę i podniósł się patrząc na nią przerażonym wzrokiem. Lekki rumieniec pojawił się na jego twarzy, a on zamiast odpowiedzieć na jej pytanie pokręcił tylko głową.<br /><br />- J-ja... p-przepraszam! - I nim dziewczyna się zorientowała, biedak już wskoczył w tłum i zniknął z jej pola widzenia. Kim był ten dziwny chłopiec? I dlaczego miała wrażenie, że go zna?<br /><br /> Rozmyślania musiała przerwać w momencie, w którym jakiś gwardzista nie zważając na nic szturchnął ją mocno tak, że prawie się przewróciła. Od upadku uratował ją inny mężczyzna, na którego wpadła. Był wysoki, to zauważyła na samym początku.<br /><br />- Przepraszam. - Wyjąkała poprawiając suknię i dygając delikatnie przed nieznajomym. Gdzieś w tłumie ktoś krzyczał coś o złodziejach. Teraz mogła lepiej przyjrzeć się swojemu wybawcy. Miał średniej długości, brązowe włosy, które falowały wesoło wokół jego twarzy. Oczy miał niby w tym samym kolorze, ale były jakieś dziwne. Błyszczały bowiem w słońcu i zdawały się mieć masę złotawych przebłysków. Przez chwilę dziewczyna stała jak zahipnotyzowana i wpatrywała się w nie.<br /><br />- Nic się nie stało. Gwardziści tutaj w Romar mają chyba w zwyczaju nie zwracać uwagi na nic, poza czubkiem własnego nosa. - Mężczyzna odpowiedział uśmiechając się wesoło, na co sama zareagowała uśmiechem.<br /><br />- Niestety. Wszystko, co związane z królem tak wygląda. - Burknęła cicho, z niezadowoleniem. Przyjrzał jej się zaintrygowany.<br /><br />- Cóż, nie jestem tutaj na tyle długo, by móc z pewnością potwierdzić panienki zdanie. Lecz nie sądzę, by ktoś tak uroczy potrafił kłamać. - Jakże się mylił! Lecz Cecylia nie zamierzała wyprowadzać go z błędu.<br /><br />- Pan jest tutaj nowy? Cóż, ostatnio widzę, że coraz więcej przybyszów pałęta się po stolicy.<br /><br />- Owszem, przybyłem dzisiaj rano. I jeżeli mam być szczery... Odrobinę się zgubiłem. - Wyglądał na zakłopotanego, ale dodawało mu to uroku. Był od niej dużo wyższy, więc cały czas musiała wyginać szyję, by móc patrzeć na jego twarz. -Myślałem, że pójście za tłumem będzie dobrym pomysłem, ale chyba się myliłem.<br /><br />- Normalnie zapewne trafiłby pan w końcu tam, gdzie chce. Ale mamy wielki kiermasz i wszyscy pchają się na rynek. A dokąd chciał pan dojść?<br /><br />- Szukam jakiejś dobrej karczmy, gdzie można by coś zjeść i jednocześnie przenocować, panienko. Słyszałem, że Miedziany Diadem byłby odpowiedni, lecz nie wiem, jak do niego dojść.<br /><br />- Nie goszczę w karczmach zbyt często, ale wiem, gdzie to jest. Mogę panu wskazać drogę.<br /><br />- Naprawdę? Byłoby mi bardzo miło, ale nie chciałbym sprawiać problemów.<br /><br />- Och nie. Szczerze mówiąc, może mi się pan nawet przydać. Wydostanie się z tego tłumu chyba przerasta moje możliwości. - Zaśmiała się cicho, na co on odpowiedział tym samym.<br /><br />- W takim razie, układ stoi. Ja pomogę panience wyjść z rynku, a panienka pokaże mi drogę do Miedzianego Diademu... Ale... Gdzież moje maniery! Nie przedstawiłem się! William Rincewind, do usług! - Schylił się teatralnie z łobuzerskim uśmiechem na ustach.<br /><br />- Cecylia Luparie, miło mi. - Dygnęła uroczo i już po chwili szła trzymana przez niego za ramię.<br /><br /> Mężczyzna torował im drogę do wyjścia z głównego dziedzińca, bo w przeciwieństwie do niej cokolwiek widział. Po dłuższym czasie przepychania się i przeciskania przez tłum udało im się dotrzeć do celu. Otarli sobie pot z czoła i uśmiechnęli się pogodnie. Dziewczyna schowała do torby broszkę, którą przez cały czas trzymała w ręku i skręciła w prawo. On poszedł za nią, bo według umowy miała go zaprowadzić do celu jego podróży.<br /><br /> Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a z oddali było już słychać głośne rozmowy i pijackie piosenki. W powietrzu czuć było zapach piwa i pieczonej baraniny. To wszystko oznajmiało im, że są blisko miejsca, do którego zmierzali. Niebawem ich oczom ukazał się spory, drewniany budynek. Szyld zawieszony na nim upewnił ich tylko w przekonaniu, iż udało im się trafić tam, gdzie chcieli. Cecylia skłoniła się lekko i zaczęła żegnać.<br /><br />- Dziękuję panience za pomoc. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.<br /><br />- Być może, panie Rincewind. Być może. - Uśmiech nie znikał z jej twarzy. - A tymczasem, życzę miłego pobytu w Romar. Dowidzenia. - Odwróciła się, a on skłonił się na pożegnanie. Patrzył za nią jeszcze przez chwilę uśmiechając się szeroko. Był to jednak dziwny, dosyć przerażający uśmiech. Oblizał usta i z błyskiem w oczach wszedł do karczmy. Nieświadoma niczego dziewczyna skierowała się prosto do domu. I w tym momencie przypomniała sobie, skąd mogła znać blondyna, który na nią wpadł! Był bardzo podobny do pracującej w pobliskiej herbaciarni dziewczyny. Czyżby byli rodzeństwem?<br /><br /><br /> <br /><br /><br />***<br /><br /><br /> <br /> Nataniel tymczasem nadal nie mógł przeżyć tego, co czekało go w najbliższej przyszłości. Postanowił jednak, że od dnia ślubu będzie wierny Marianne. Uważał, że zasługiwała na to jak najbardziej. Miał więc jeszcze trochę czasu na zabawę i poznawanie nowych kobiet. Dlatego też, nie mógł marnować czasu. Każdą wolną chwilę chciał spędzać na przyjemnościach, by w momencie poślubienia swej przyjaciółki stać się odpowiedzialnym i dobrym mężem.<br /><br />Do komnaty weszła Marie, uśmiechając się lekko. Z początku jej nie zauważył lecz gdy zaczęła przygotowywać jego łóżko do snu, odwrócił się i rozpromienił na jej widok. Nie za bardzo wiedziała, o co może mu chodzić.<br /><br />- Panie? Coś się stało? - Zapytała zmartwiona, bo mimo wszystko darzyła go sympatią. Jako król może i nie był najlepszy, ale panem był dobrym. Nigdy na nią nie krzyczał, choć popełniała masę błędów. Zawsze był miły i sympatyczny. Jej serce na jego widok przyspieszało, lecz znała swoje miejsce. Służka taka jak ona nigdy nie będzie mogła liczyć na uczucie ze strony kogoś takiego jak on.<br /><br />- Nic takiego Marie, nic takiego... - Podszedł do niej i od tyłu objął ją za szyję. - Po prostu czuję się taki samotny. Potrzebuję kogoś, do kogo mógłbym się przytulić. - Rumieniec oblał jej twarz. Chrząknęła.<br /><br />- Ma przecież panicz panienkę Marianne. - Powiedziała cicho nie przerywając swojej pracy. Nataniel zaśmiał się bezgłośnie, a powietrze, które przy tym sie wytworzyło owiało jej ucho.<br /><br />- Mariannie jest moją przyjaciółką. A ja potrzebuję w tej chwili kobiety. Kobiety, takiej jak ty. - Jego usta spoczęły na jej szyi, a ona już wiedziała, czego pragnął. Mogła mu się sprzeciwić, lecz nie chciała. Ten jeden raz mogła mu pozwolić na wszystko, zwłaszcza, że sama pragnęła jego bliskości. Nim się zorientowała leżała już na łóżku, a on na niej.<br /><br />Ta noc wydawała jej się taka długa, lecz jednocześnie najpiękniejsza w jej życiu. Nataniel natomiast myślał jedynie o tym, że już niebawem skończy się jego radosne i przyjemne życie.<br /><br /><br />______________________________________________________<br />Rany, rany. Wreszcie udało mi się skończyć rozdział pierwszy. Trochę mi to zajęło, bo miałam masę spraw na głowie. Ale udało mi się zdać prawo jazdy, więc teraz powinnam mieć więcej czasu dla siebie. Inna sprawa, że w tym czasie będę się uczyć do matury, także... Nie wiem, kiedy ukaże się rozdział drugi.<br /><br />Podziękowania przede wszystkim dla mojej bety: Bezimiennej. Gdyby nie ona w tym rozdziale byłoby tyle błędów, że zapewne nie jedno z was zapłakałoby nad jego beznadziejnością.<br />No i chciałabym jeszcze pozdrowić Piesza i Marcina, którzy mnie ciągle poganiali. Kto wie, kiedy ten rozdział ujrzałby światło dzienne, gdyby nie oni.<br /><br />Postacie inspirowane w tym rozdziale:<br />Nataniel, Marianne, William, nieznajomy chłopiec spotkany na rynku.<br /><br /><br /><br /><br /><br /><br />Kilka linków:<br /><a href="http://virtualkingdom.mojeforum.net/">http://virtualkingdom.mojeforum.net</a><br /><a href="http://virtualkingdom.forumpl.net/">http://virtualkingdom.forumpl.net</a><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br />Więcej na temat Virtual Kingdom znajdziecie: <a href="http://irysek.tumblr.com/virtualkingdom">http://irysek.tumblr.com/virtualkingdom</a>Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-87624411376079640992013-01-02T05:07:00.002+01:002016-10-03T02:18:14.495+02:00Virtual Kingdom - Prolog<div class="tr_bq" style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
Królestwo Enterneth pogrążone było w rozpaczy. Żałoba ogarnęła wszystkich mieszkańców, gdyż kilka dni wcześniej ze świata żywych odszedł ich król. Słońce schowało się za chmurami, jakby podzielało ich smutek. Na ulice stolicy spadały krople deszczu sprawiając, iż nikt nawet nie raczył wyjrzeć na zewnątrz. Na zamku panowała cisza, nikt nie miał odwagi by cokolwiek powiedzieć. Królowa leżała w swojej komnacie, cierpiąc w milczeniu po śmierci ukochanego męża. Kobieta ta była dosyć sędziwa, dlatego też nikt nie wierzył w to, że przeżyje kolejny rok. Choroba niszczyła ją od lat, a ostatnie wydarzenia zdawały się wbijać w nią dodatkowe, śmiertelne ostrza. Wszyscy bardzo dobrze o tym wiedzieli. A przede wszystkim jej jedyny syn, następca tronu.</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Mężczyzna, a właściwie chłopiec, na imię miał Nataniel. Spoglądał w tej chwili na świat smutnymi, zielonymi oczami ukrytymi za przydługą, złotą grzywką. Stał na korytarzu, jakby nie wiedząc, co teraz ze sobą zrobić. Chciał porozmawiać z matką, ale sam nie wiedział, jak się za to zabrać. Nie chciał być królem. Nie nadawał się do tego. Wszyscy o tym wiedzieli, a już w szczególności on sam. Nie miał jednak wyboru - ród wymagał od niego posłuszeństwa. Taka była wola jego ojca i musiał się jej poddać. Zacisnął dłonie i uderzył w ścianę zdzierając sobie skórę. Ileż on by dał za to, by nie być potomkiem rodu królewskiego! Jego marzeniem były podróże, zabawa, kobiety. Na pewno nie królestwo. Miał dopiero dwadzieścia lat i ani trochę nie czuł się dorosły. Był dzieckiem, które w głowie miało tylko uciechę. Odpowiedzialność nie była jego mocną stroną i dlatego tak bardzo się tego wszystkiego bał. Zamknął oczy i odetchnął. Cóż, klamka zapadła. Od tej chwili przestanie być chłopcem, a będzie musiał stać się mężczyzną. Królem Natanielem Vergiliusem III Lione.</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dzień koronacji nastąpił szybciej niż się tego spodziewał. Niby minęły trzy tygodnie, jemu natomiast wydawało się, jakby minęło dopiero kilka dni. Przygotowania trwały od samego rana. Służba krzątała się, co chwila coś do siebie pokrzykując. Zamek musiał być wysprzątany i odpowiednio wystrojony na taką okazję. Nataniel jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi. Zamiast ubierać się w strój przeznaczony na uroczystość wolał siedzieć przy łożu matki i rozmawiać z nią. Przez chwilę miał nawet ochotę przyznać się do strachu. Powstrzymał tę chęć w ostatniej chwili, wiedząc że sprawiłoby jej to ogromną przykrość. Dla niej na zawsze powinien zostać dobrym synem, godnym tronu i korony.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Synu. </b>- Usłyszał cichy szept, który wydobywał się z suchych ust jego ukochanej matki.<b> - Twój ojciec byłby z ciebie dumny.</b> - Kobieta mówiła spoglądając na niego ledwo otwartymi oczami. Zdawało się, iż wcale nie dostrzega swojego dziecka. W rzeczywistości, nie dostrzegała już praktycznie niczego. Młody Lew był świadomy tego, że niebawem trzeba będzie przygotowywać się do kolejnego pogrzebu. Starał się jednak o tym nie myśleć, gdyż od tego łzy same napływały mu do oczu. Mężczyźni nie płaczą, a on nie mógł wiecznie być małym chłopcem.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Wydaje ci się mamo. Robię tylko to, co jest moim obowiązkiem.</b> - Odpowiedział nie patrząc na nią. Nie miał na to siły. Otworzył usta i chciał dodać coś jeszcze, gdy do komnaty weszła służąca. Była to drobna dziewczyna, najwyżej szesnastoletnia. Widząc młodego króla zarumieniła się lekko i skłoniła głowę. Chustka, którą miała założoną na spięte w kucyk, brązowe włosy lekko się zsunęła.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Paniczu, wszyscy panicza szukają. </b>- Powiedziała drżącym głosem. Chłopak powstrzymał uśmiech wypełzający na jego usta. Czyżby był taki przerażający? <b>- Musi się panicz przygotować, za pół godziny ceremonia.</b> - Nie patrzyła na niego. Jej wzrok wędrował po posadzce, a jej myśli były dla niego nieodgadnione. Nataniel nie chciał iść. Nie chciał zostawiać ostatniej osoby jaka mu została.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Idź. Nie możesz kazać swoim poddanym czekać. Bądź moją dumą. Pokaż wszystkim potęgę Lwów i nie daj się stłamsić Irysom. Zapamiętaj moje słowa i idź przed siebie dbając o to królestwo. </b>- Zacisnął pięści po wypowiedzi matki. Skinął głową i pocałował ją w czoło. Zrobi wszystko, by ją zadowolić. Wstał i poszedł się przygotować. Czas się powoli kończył, a on miał jeszcze tyle rzeczy do zrobienia.</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nadeszła chwila, której Nataniel nigdy nie zapomni. Ręce mu się trzęsły, nogi miał jak z waty. Wyjrzał zza kotary. W sali koronacyjnej było mnóstwo ludzi. Zjawiła się większość mieszkańców Romar. Wzrokiem śledził twarze większości obecnych nie wychwytując na nich niczego ciekawego. I wtedy jego oczom ukazała się śliczna dziewczyna. Miała długie jasne włosy i brązowe, ukryte pod grzywką oczy. Nigdy nie widział takich oczu! Przypatrywał się dziewczynie dłuższy czas. Była niska i całkiem urocza. Jej uśmiech zdawał się być taki radosny, a ona sama podekscytowana całą tą sytuacją. Zazdrościł jej. Całego tego optymizmu i beztroski. Był święcie przekonany, że nie musiała się o nic martwić. Nie musiała dźwigać na swych barkach odpowiedzialności za innych. Już miał chować się całkowicie za szkarłatnym materiałem, gdy dostrzegł coś istotnego. Herb. Dziewczyna miała wyszytego na sukni ogromnego irysa, który był znakiem rozpoznawczym rodu arystokratycznego Enterneth. Rodu, który nie cierpiał rodziny królewskiej. Nataniel był zdziwiony, że ktokolwiek z nich przyszedł. Choć w sumie pewna część Irysów ostatnimi czasy zaczęła wychodzić z propozycją pokoju. Być może, owa młodziutka dziewczyna była jedną z nich. Mimowolnie się uśmiechnął. Naprawdę pragnął się z nią zaprzyjaźnić!</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jego rozmyślania przerwał głos kapłana. Głos, który oznaczał rozpoczęcie ceremonii. Blondyn westchnął i wyszedł, ukazując swoje oblicze gościom. Doszedł do klechy i uklęknął. Starszyzna, wśród której znajdował się jego były nauczyciel stała tuż przed nim. To właśnie on przełożył miecz przez jego ramiona.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Dzisiejszego dnia, ja Ernest Arthur Lione, doradca zmarłego króla Alistora V Lione, koronuję cię na władcę Enthernet. Czy zobowiązujesz się dbać o interesy królestwa?</b> - Rozległ się tak dobrze znany mu głos. Przymknął oczy, odetchnął po raz ostatni i pokonał strach.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Zobowiązuję się. </b>- Odpowiedział głośno i pewnym siebie głosem. Sam był zdziwiony swoim zachowaniem. Kapłan nałożył na jego głowę koronę.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Oddaję ci więc władzę, Natanielu Vergiliusie III Lione. Królu Enthernet! </b>- W momencie, w którym wypowiedziano te słowa, nad królestwem rozległ się ryk. Ludzie zamarli w przerażeniu i nasłuchiwali. Cóż by to mogło być? Co przerwało koronację, hałasując tak niemiłosiernie? Niebawem zagadka została wyjaśniona.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Smok! </b>- Krzyknął wchodzący do sali strażnik.<b> - Do Enthernet powróciły smoki!</b> - Wieść ta wywołała panikę wśród wszystkich obecnych na sali. Cóż, ciężki początek władania spotkał Nataniela.</div>
<div style="text-align: left;">
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tymczasem na obrzeżach stolicy, w głównej posiadłości rodu Irysów wrzało od dyskusji. W starym, charakterystycznym budynku zostali wszyscy ci, którzy nie zgadzali się z władzą Lwów. Zebrali się w głównym salonie i z oburzeniem mówili o następcy tronu. Nikt nie wierzył w to, że Nataniel nadaje się na króla. Wśród nich siedziała siedemnastoletnia dziewczyna. Patrzyła na starszych od siebie ze spokojem, ani trochę nie zdradzając swojego podekscytowania. Wszystko w niej aż wrzało. Krzyczało, że niebawem będzie mogła dopełnić zemsty! Problem w tym, że dziewczę nie za bardzo wiedziało, o jaką zemstę mogłoby chodzić.</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Swędziała ją noga, jednak nauczona zasad etykiety wiedziała, że w towarzystwie nie może się podrapać. Przygryzła wargę i poprawiła grzywkę. Kilka brązowych kosmyków wpadało jej bowiem do zielonych oczu, co okropnie ją drażniło.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Cecylio.</b> - Rozległ się delikatny, kobiecy głos. Dziewczynie wydawało się, że skądś go zna, ale myślami nadal była przy zemście i nienawiści do rodu Lwów. Którzy swoją drogą, nigdy osobiście nic jej nie zrobili. Znajdowała się jednak w pomieszczeniu z całą grupą buntowników składającą się z członków jej rodziny. Solidarność wobec nich i jakaś wewnętrzna siła kazały jej być tu razem z nimi.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Cecylio.</b> - Głos znów się rozległ. Ciekawe świata oczy spojrzały wprost na czterdziestoletnią kobietę ubraną w znoszoną, bordową suknię, która przed laty musiała być naprawdę piękna.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Tak?</b> - Dziewczyna słyszała jak bardzo ma zachrypnięty głos. Chrząknęła lekko sądząc, że teraz powinno być dobrze.<b> - Coś się stało mamo?</b></div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Nic konkretnego kochanie. Po prostu zamyśliłaś się tak, że nie zwracałaś na nas w ogóle uwagi! </b>- Matka dziewczyny uśmiechnęła się do niej promiennie. Tak, to właśnie za to dziewczyna tak bardzo ją kochała. Cecylia czuła, że za tą kobietę jak i za swojego ojca oddałaby życie. Była to dwójka ludzi, których nigdy nie pozwoli skrzywdzić. Obiecała to sobie bardzo dawno temu i była pewna, że dotrzyma słowa.</div>
<div style="text-align: left;">
<b>- Przepraszam. Sama nie wiem jak to się stało, że was nie słyszałam.</b> - Jej uśmiech rozbrajał wielu. Serca wszystkich ludzi, a zwłaszcza mężczyzn zawsze od niego miękły. Mimo to, tym razem dużo osób patrzyło na nią ze smutkiem. Nie wiedziała dlaczego, choć działo się to już od dłuższego czasu. Czyżby zrobiła coś złego?</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spotkanie trwało, a plany zamachu stanu zaczynały nabierać kształtów. Wszystko jednak zostało przerwane przez ogromny ryk. Wszyscy zebrani zaniemówili, a w pomieszczeniu nastała nieprzyjemna cisza. Od razu było jasne to, co się stało. Smoki. Ale co w Enterneth robiły smoki? Tyle lat minęło już od czasu, kiedy zostały wygnane! Strach wdarł się w dusze wszystkich poza młodą Cecylią. Na jej ustach pojawił się uśmiech, a w oczach zabłysnęła radość. Maszyna poszła w ruch.</div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wszystko właśnie się zaczęło!</div>
</div>
</div>
<blockquote>
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Okej, bardzo długo się za to zabierałam.</span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Opowiadanie na podstawie forum, na którym byłam adminką. Forum to nazywało się dokładnie tak samo - Virtual Kingdom.</span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Chciałam to napisać od dawna, ale nie mogłam się zebrać w sobie. W końcu udało mi się zacząć i mam nadzieję, że uda się także skończyć.</span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">
Macie przed sobą prolog opowieści o losach Cecylii, Nataniela i jeszcze wielu innych mieszkańców Romar - stolicy Królestwa Enterneth.</span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">
Dedykuję ten rozdział, jak i całą historię, dwóm osobom. Po pierwsze, Bezimiennej, gdyż tak naprawdę świat przedstawiony jest wytworem jej wyobraźni. Ja go po prostu opisałam, dodałam bohaterów, intrygę. Gdyby nie ona, ani forum ani ta historia nigdy by nie powstały. Bezo, wielbię Cię <3</span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Po drugie, Pieszowi. Mojemu kochanemu synkowi, który wręcz zmusił mnie, bym wreszcie to napisała. Wiem, że czekasz na więcej i obiecuję Ci, że niedługo to wszystko napiszę!</span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">
Niektóre postacie są lub będą "pożyczone" (oczywiście za zgodą ich twórców), bądź będą na cześć niektórych postaci, które pojawiały się na obu wersjach Virtual Kingdom.</span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">
Z postaci, które pojawiły się w <i>"Prologu"</i> tylko Nataniel jest na cześć istniejącej wcześniej postaci. Jest on inny niż oryginał, ale imię ma po najwspanialszym królu Enterneth z jakim miałam przyjemność pisać. Pozdrawiam dziewczynę, która stworzyła tą postać. Choć pewnie nigdy tego nie przeczyta. Naprawdę bardzo dużo przyjemności sprawiła mi gra z Tobą, mam nadzieję, ze jeszcze kiedyś się spotkamy na jakimś forum.</span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><u>Teraz kilka linków:</u></span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Pierwsza wersja forum: <a href="http://virtualkingdom.mojoeforum.net/">http://virtualkingdom.mojeforum.net</a></span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Druga wersja forum: <a href="http://virtualkingdom.forumpl.net/">http://virtualkingdom.forumpl.net</a></span></blockquote>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-27444444501778078902012-12-12T18:09:00.002+01:002012-12-12T18:10:01.888+01:00Kaboom~<u>Joł, joł.</u><br />
Dzisiaj pojawiam się bez żadnego opowiadania, czy czegokolwiek twórczego. Ot, taka zwykła notka na blogu (jakiej jeszcze tutaj nie było). Ogólnie, pracuję ostatnio nad kilkoma historiami... Jeden one shot i kilka serii. Niebawem mam zamiar wam je zaprezentować. One shot zapewne pojawi się jakoś podczas przerwy świątecznej (o ile odzyskam komputer na ten czas :x). Generalnie opowiadania te będą... Trochę inne niż te, które publikowałam do tej pory. Przede wszystkim będą lepiej przemyślane.<br />
<br />
A tak poza tym, to teraz czas na moje ględzenie. Chyba nie mam się gdzie wygadać, skoro wrzucam swoje przemyślenia na bloga, na którym miałam publikować tylko i wyłącznie opowiadania.<br />
<br />
Ogarnęła mnie świąteczne gorączka. Albo coś w tym stylu. Jest mi tak przyjemnie i uroczo, gdy myślę o tegorocznych świętach. Już dawno nie byłam tak zadowolona na myśl o gwiazdce. Sama nei wiem dlaczego, ale już nie mogę się doczekać. Został tydzień szkoły. No, z kawałkiem. A ja do dwudziestego pierwszego muszę poprawić parę ocen. Chcę mieć średnią 4.0. <b>ACH TA KLASA MATURALNA</b>.<br />
<br />
A tak serio.<i> Historio, umrzyj</i>. To moje najnowsze motto życiowe. Szczerze mówiąc, bardzo lubię historię, ale jak muszę ją zdawać na maturze, to wcale nie jest taka fajna. Ale zdam, <b><u>ZOBACZYCIE C:</u></b><br />
<br />
No i w ogóle... Irysek ciota. Jak już dostałam na chwilę komputer, to padł mi na nim internet.<br />
<br />
Dzisiaj było mi tak jakoś dziwnie... Smutno? Nostalgicznie? Wzięło mnie najbardziej na polskim, gdy omawialiśmy Przybosia i Leśmiana. A jeszcze wcześniej, rano, gdy zobaczyłam niewidomego mężczyznę, który nie mógł sobie poradzić z przejściem przez ulicę. Zaczęłam się zastanawiać, czemu jest tak, że jedni mają w życiu szczęście, a innych spotyka sam pech. Wzięło mnie na filozofowanie, ot co. Powróciło do mnie pytanie, którego już od dawna sobie nie zadawałam.<i> Czy Bóg istnieje?</i><br />
Nadal nie znam odpowiedzi. Jestem agnostyczką, która sama nie wie, w co powinna wierzyć. Bo jeżeli Bóg istnieje to jest największą szują, jaką ten świat widział. Nie ma dla mnie usprawiedliwienia na to, że miałby przyzwalać na tyle nieszczęścia.<br />
Już chyba lepiej mi z myślą, że on nie istnieje. Nie czuję się wtedy tak źle. Nie jestem wtedy malutkim punkcikiem w wielkim świecie, który jest tylko zabawką na placu zabaw Boga.<br />
<br />
No ale... Koniec tych rozmyślań. Trzeba się uczyć. I już. Najważniejszy rok w moim życiu, ot co.Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-14912056657345597992012-10-26T00:07:00.002+02:002016-11-04T19:40:47.298+01:00Świąteczna odmiana.<div class="tr_bq">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Zimno. Śniegu co prawda nie było, ale wszechogarniający mróz
bezlitośnie wdzierał się pod ubrania. Było późno, pusto na ulicach i strasznie
cicho. Wszyscy siedzieli ze swoimi rodzinami i przyjaciółmi, razem świętując
Wigilię Bożego Narodzenia. Byli jednak ludzie, którzy wybrali tego dnia
samotność. Samotność, która towarzyszyła im przez całe życie. Latarnie
oświetlały chodnik, gdy po uśpionej już ulicy rozległ się stukot obcasów. Ayane
wpatrywała się w ziemię spowalniając. Przed chwilą wyszła z klasowej imprezy,
cudem uwalniając się od natrętnych podrywaczy. Wokół niej kręciło się ich
wielu, zapewne dlatego, że była bardzo atrakcyjną jak i sympatyczną dziewczyną.
Na czele zalotników od dłuższego czasu stał Miura Kent, zabójczo przystojny
kolega z klasy. Yano przystanęła i oparła się o płot. Westchnęła cicho, a z jej
ust uniosła się para. To nie tak, że ona go nie lubiła. Uważała, że to bardzo
sympatyczny i interesujący chłopak. Tak naprawdę chodziło o to, że był dla niej
za dobry. Nie czuła przy nim, że 'to ten'. Owszem, zdarzało się, że doprowadzał
do szybszego bicia jej serca, ale to nie było to, na co liczyła. Po dłuższej
chwili stania na mrozie poprawiła sobie szalik i ruszyła dalej. Puste ulice
zdawały się odzwierciedlać jej życie. Już miała wrócić do domu, gdy
zorientowała się, że stoi pod barem, do którego czasami przychodziła. Nie
wahając się zbyt długo weszła do środka czując na policzkach ciepło rozchodzące
się z pomieszczenia. Rozpięła kurtkę, zdjęła ją i uśmiechnęła się do znajomego
kelnera, siadając przy stoliku w rogu sali. Zamówiła gorącą herbatę i
rozkoszowała się atmosferą, jaka tam panowała. Wokół wisiało wiele świątecznych
ozdób, które nadawały barowi uroku. Ayane uśmiechnęła się pod nosem, to były
pierwsze święta, które spędzała samotnie. Zawsze znajdywała sobie jakiegoś
chłopaka tylko po to, by móc być z kimś tego dnia. W tym roku jednak wiele się
wydarzyło i Yano postanowiła, że nie będzie już ich wykorzystywać. Nareszcie
zapragnęła prawdziwie się zakochać. Przymknęła oczy wzdychając głośno.
Samotność... Czemu towarzyszy jej przez całe życie? Nie umiała odpowiedzieć na
to pytanie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Dopiła herbatę i już miała się zbierać, gdy usłyszała znajomy głos. Był
wyraźnie rozbawiony, co mogło znaczyć, że świetnie się bawił. Zatrzymała się w
pół ruchu i spojrzała na własne nogi pustym, prawie całkowicie nieobecnym
wzrokiem. Pin. Zacisnęła dłonie na spódnicy i przymknęła oczy. Zawsze ją
drażnił, kłóciła się z nim, ale... No właśnie, ale. Mimo iż był jej
nauczycielem, choć wcale tak się nie zachowywał, przy nim czuła się dziwnie.
Zupełnie inaczej niż przy tych wszystkich chcących ją poderwać facetach.
Obejrzała się za siebie, rozglądając za posiadaczem głosu, który tak na nią
podziałał. Z początku go nie widziała, lecz w pewnym momencie jej wzrok
zatrzymał się na jego przystojnym ciele. Cholera, myślała, siedzi przy wyjściu.
Nie było szans, by udało jej się przejść tak, żeby jej nie zauważył. Zatrzęsła
się, nie wiedziała, co teraz. I wtedy... ujrzała ładną, blondwłosą kobietę,
którą obejmował. Była ścięta na krótko, mocno umalowana. Ayane poczuła jak jej
serce mocno się ściska. A więc tak wygląda ta cała pielęgniarka, z którą się
umówił? Odetchnęła głęboko i wstała. Skoro zajęty jest jakąś kobietą na pewno
nie zwróci na nią uwagi. Zapłaciła za herbatę i skierowała się do wyjścia
zakładając na siebie kurtkę. Gdy przechodziła obok niego starała się nie patrzeć
w jego stronę. Już trzymała rękę na klamce, czując jak serce jej łomocze. Nie
wiedziała, co się z nią działo. Być może to efekt alkoholu, który wypiła na
imprezie. Przynajmniej taką miała nadzieję. Już myślała, że uda jej
się zwiać, gdy znowu usłyszała jego głos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Yano? — Wydawał się zdziwiony. Patrzył na nią szeroko otwartymi
oczami, jedną ręką obejmując kobietę, która mu towarzyszyła. Po ciele Ayane
przeszedł dreszcz. Gdyby nie była sobą, zapewne już by się popłakała. Zdjęła
rękę z klamki i zrezygnowana obróciła się w jego stronę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pin. Nie zauważyłam cię. — Słyszała jak jej głos drżał. Nie
potrafiła nad tym zapanować. Spojrzała na blondynkę, potem znowu na niego. —
Nie sądzisz, że są lepsze miejsca na randkę? — Wykpiła go tak, jak to
miała w zwyczaju. Rudowłosy mężczyzna spojrzał na nią naburmuszony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A co taka gówniara jak ty może niby wiedzieć na taki temat? —
Warknął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Więcej niż ci się wydaje, panie-nie-wiadomo-jak-dorosły! — Była
zła, nie tylko na niego. Właśnie wybuchała w niej cała frustracja, jaka
towarzyszyła jej od dłuższego czasu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak, tak. Wracaj do piaskownicy, dzieciom nie wolno wychodzić o tak
późnych porach! — Zaczął się nakręcać. Ayane wiedziała, że gdyby teraz
powiedziała o jedno słowo za dużo zapewne już by się przechwalał. Nie zdążyła
jednak zareagować, gdyż on mówił dalej. Wydawał się jednak zaskoczony i...
zmartwiony? Nie, musiało jej się zdawać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A ty czemu nie jesteś na klasowej imprezie? Wyrzucili cię? —
Oczywiście musiał dorzucić wredną, w jego mniemaniu, uwagę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie. Sama wyszłam. — Spojrzała w bok. Tym wzrokiem, który
sprawiał, że miał ochotę ją przytulić. Zacisnął dłonie tak, że zauważyć mogła
to tylko jego towarzyszka. Spojrzał na twarz swojej uczennicy i poczuł jak
serce bije mu szybciej. To nie był pierwszy raz. Dobrze wiedział, że mu nie
wolno. Że to nie stosowne. Nie potrafił jednak przestać tak na nią reagować.
Yano była naprawdę uroczą i mądrą dziewczyną. Młodą, ale nie to było
największym problemem. On był nauczycielem, ona uczennicą. To sprawiało, że
nawet jakby chciał, nie mógłby się o nią starać. Dlatego, mimo zazdrości,
cieszył się, że miała wokół siebie Miurę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ej. Co jest? -—Nie wytrzymał. Zabrał rękę z ramienia
pielęgniarki i pochylił się w stronę Yano. Ta jednak szybko się odsunęła,
czując, że jego bliskość tylko wszystko pogorszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie twoja sprawa Pin. — I wybiegła z baru. Pierwszy raz widział,
by reagowała tak emocjonalnie. Poza tym, nim zniknęła za drzwiami ujrzał jej
twarz. Coś musiało się dziać, czuł to. Bez zastanowienia złapał kurtkę i nawet
się nie pożegnawszy z blondwłosą pięknością, pobiegł za swoją uczennicą. Przez
pewien czas gonił ją zachowując dystans. Jednak gdy przystanęła by złapać
oddech, dobiegł do niej i złapał za ramiona. Oddychali głęboko dosyć
głośno dysząc. Zimne powietrze wdzierało im się do gardeł, sprawiając ból.
Czuli jak ich serca pragną wyskoczyć im z piersi. Cisza pomiędzy nimi w pewnym
momencie zaczęła być ciężka. Spojrzał na nią i pogłaskał po głowie. Czuł jak
alkohol szumiał mu w głowie. Nie potrzebnie tyle pił, ale teraz już nic na to
nie poradzi. Widząc jej wyraz twarzy postanowił nie pytać więcej o to, co się
stało. Przyciągnął ją do siebie delikatnie i zaczął głaskać to po plecach, to
po głowie. Ayane zachłysnęła się powietrzem. Nie wiedziała co o tym myśleć. Nie
zastanawiając się zbyt długo, przylgnęła do jego ciała bezwładnie, całkowicie
mu się poddając. Zacisnęła dłonie na jego kurtce, czując jak łzy spływają po
jej policzkach. Trwali tak przez dłuższą chwilę, w całkowitym milczeniu, tak
nie podobnym do nich dwojga. Obydwoje byli zaskoczeni i jednocześnie przerażeni
całą sytuacją, jednak nie chcieli tego przerywać. Mimo to, w końcu musieli.
Było zimno, śnieg wdzierał im się pod ubrania, a poza tym, rozsądek mimo
wszystko powrócił. Ayane zadrżała, gdy odsuwała się od niego na tyle, by nie
czuć jego ciepła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Przepraszam. — Burknęła i spojrzała gdzieś w bok, wycierając łzę
rękawem. — Zapomnijmy o tym. Ani ja, ani ty nie powinniśmy się tak
zachowywać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak, nie powinniśmy. — Pin zdawał się nie ogarniać tego, co się
właściwie stało. Patrzył na nią pustym wzrokiem i oddychał głęboko
Dziewczyna stwierdziła, że nie ma sensu czekać na nic więcej. Odwróciła się na
pięcie i ruszyła w swoją stronę. Nie minęło dużo czasu, gdy poczuła na swoim
ramieniu uścisk. Delikatny, ale i zdecydowany. Odwróciła się i jedyne co
dostrzegła, to zaczerwieniona od zimna i zażenowania twarz Pina. Chwilę później
czuła już jego usta na swoich, a po jej ciele przebiegł przyjemny dreszcz.
Uczucie, którego nigdy wcześniej, mimo wielu doświadczeń z mężczyznami, nie
doznała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Odprowadzę cię do domu. Nie powinnaś chodzić sama. — Pin zaraz
po pocałunku zdawał się udawać, że do niczego nie doszło. Powrócił do swojej
roli nauczyciela, który powinien troszczyć się o swoich uczniów. Ayane jednak
nie chciała wracać do domu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie, połażę sobie. Nie przejmuj się mną Pin. Wracaj lepiej do swojej
randki. — Mruknęła cicho z wymuszonym uśmiechem. Zdawała sobie sprawę, że
przez nią zepsuł sobie spotkanie z, jak na jej gust, całkiem niezłą blondynką.
On jednak pokręcił głową i przyjrzał się jej. Już i tak byłoby za późno,
dopuścił się bowiem haniebnego czynu. Opuścił swoja towarzyszkę w pogoni za
inną kobietą, w dodatku nie płacąc rachunku za zamówione wcześniej
trunki. Oj, oby nie musiał się już nigdy spotykać z pielęgniarką, bo inaczej
spłonie ze wstydu i zakłopotania...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jeżeli nie masz co ze sobą zrobić... Zaszczycę cię swoim
towarzystwem. — Uśmiechnął się głupkowato, sprawiając iż na jej ustach
pojawił się szczery uśmiech. Ten, który tak bardzo mu się podobał, ale pojawiał
się zdecydowanie za rzadko. Miał wrażenie, ze Ayane śmiała się tylko przy
Sadako, ewentualnie przy Chizu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie chcę sprawiać ci jeszcze więcej kłopotów Pin. Mój zły
humor nie powinien psuć ci świąt. — Nadal nie patrzyła mu w twarz. Poliki
miała już całe czerwone, jednak nikt by się nie domyślił iż to przez ten drobny
całus, którego istnienie obydwoje próbowali tak bardzo wymazać ze swojej
pamięci.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Właściwie, to jak sama zauważyłaś, zepsułem swoją randkę, więc siedzę
w święta sam. — Wyszczerzył się jak głupi i nie czekając na jej decyzję
popchnął ją lekko w stronę swojego domu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Nie szli
długo. Dojście na miejsce zajęło im maksymalnie dwadzieścia minut. Gdy tylko
weszli do środka odetchnęli z ulgą, ciesząc się z ciepła, jakie ich otoczyło.
Zdjęli kurtki i buty i weszli do małego pokoju, który Pin zamieszkiwał. Nie był
duży, ale Ayane wydał się bardzo przytulny. Była tu już wcześniej, ale dopiero
teraz to zauważyła. W pomieszczeniu panowała cisza, a żadne z nich nie
potrafiło jej przerwać. Mężczyzna zrobił herbatę, którą chwilę później postawił
przed uczennicą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Rodzice nie będą się martwić, że jeszcze nie wracasz? — Zapytał
zaciekawiony. Normalny nastolatek już dawno musiałby wracać, nawet w święta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie. Moich rodziców nie obchodzi co robię. Nie pierwszy i nie ostatni
raz jestem o tej porze poza domem. — Powiedziała chwilę przed tym, jak
zaczęła pić herbatę. Pin spojrzał tylko na nią smutnym wzrokiem i, nim sam się
zorientował, już siedział przy niej i głaskał ją po głowie. Yano nie zamierzała
się opierać. Była stworzeniem, które obdarzało czułością najbliższych
przyjaciół, ale jej samej było brak ciepła i miłości. Pin już dawno to
zauważył, zaledwie po kilku wymianach zdań między nimi. Piła herbatę podczas
gdy on zabawiał ją żartami i plotkami na temat niektórych uczniów ich szkoły.
Śmiała się radośnie, jakby zapominając egzystencjonalnych cierpieniach, które
męczyły ją na co dzień. Nim się spostrzegli była już piąta rano, a oczy same im
się zamykały. W międzyczasie zdążyli przylgnąć do siebie całkowicie, jakby
podświadomie czując, że tylko to da im szczęście w ten jeden, jedyny dzień w
roku. Dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu, on oparł się o ścianę i objął
jej plecy ramieniem. Pocałował ją delikatnie w czubek głowy i nim się
spostrzegli ich oczy zamknęły się, a myśli powędrowały gdzieś, hen
daleko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Gdy się obudziła Pin opierał głowę o jej czoło. Zarumieniona,
odczuwając skutki nadużycia alkoholu poprzedniego wieczora starała się odsunąć
od nauczyciela, nie budząc go przy tym. Zamierzała wymknąć się po kryjomu, jak
najciszej. Tak, żeby myślał iż wydarzenia poprzedniej nocy były jedynie snem, a
pomiędzy nimi wcale nie utworzyła się silna więź. Więź, która od tego dnia
będzie ich największym wrogiem. Będzie utrudniała im współistnienie, wspólne
działanie w szkole. Bowiem, gdy tylko dotarło do niej, kim tak naprawdę jest
dla niej Pin, Ayane bardzo dobrze wiedziała, że nigdy więcej nie spojrzy na
niego jak na zwykłego belfra, wychowawcę, którym był. Podniosła się
nie robiąc przy tym praktycznie w ogóle hałasu, nachyliła
się nad jego twarzą i po raz ostatni musnęła ustami lekko jego wargi,
a dłonią przeczesała jego włosy. Nie minęły dwie minuty, a
ona już zamykała za sobą drzwi i kierowała się do swojego
domu. Pełna obaw, myśli, ale i tlącego się w niej szczęścia. Szczęścia osoby,
która kocha i jest kochana.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
W tym czasie Pin tak naprawdę nie spał. Leżał z przymkniętymi oczami,
starając się poukładać sobie wszystkie myśli. Nadal czuł jej usta na swoich, co
nie pozwalało mu się skupić. Po dłuższym czasie jednak wstał, ogarnął siebie i
pokój i postanowił wrócić do normalności. Nie było sensu się nad tym
zastanawiać, skoro Yano wyraźnie nie miała ochoty tego kontynuować. A
przynajmniej tak myślał rudowłosy przystojniak, który tego dnia czuł się
wyjątkowo podle. Zdał sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł, i
że tak naprawdę jednym zbyt śmiałym zachowaniem zepsuł wszystko, co było
pomiędzy nim, a jego młodą i zdolną uczennicą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
</div>
<blockquote>
Ufff. Ten opek tworzy się już z jakieś pół roku co najmniej. Uwielbiam Yano, uwielbiam Pina i uwielbiam ich razem. Plus obiecałam kiedyś Bezie, że jej to napiszę. A więc, specjalnie dla Ciebie Beziku <3<br />
No i dlatego, że to kocham.<br />
Ogólnie, to pierwszy opek po dłuższym czasie nie pisania niczego. Nie mam pojęcia, jak wyszedł ; ;</blockquote>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-63626488698873301242012-06-01T12:11:00.002+02:002016-11-04T19:31:06.873+01:00Wspomnienie wiatru<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Powiew wiatru. W powietrze wzbiły się płatki kwiatów, które zaczęły już
opadać. Spojrzałem w niebo zatrzymując się na chwilę na tej opuszczonej
polanie, porośniętej białymi, zdawałoby się, niewinnymi kwiatami. Moi
towarzysze wciąż kierowali się na przód, sprzeczając między sobą. Ja natomiast,
nie zwracając na nich najmniejszej uwagi, wpatrywałem się w nocne niebo
całkowicie usiane gwiazdami. Latające wokół mnie płatki zdawały się krzyczeć mi
wprost do ucha "nie zapomnij!". Zmrużyłem oczy nie oddychając przez
chwilę. Jak mógłbym zapomnieć? W swoim długim życiu, zapomniałem co prawda o
wielu sprawach, lecz żadna z nich nie była dla mnie równie ważna, co ta jedna,
jedyna. Zamknąłem oczy i nagle poczułem się tak, jakby wydarzenia sprzed dwóch
miesięcy nigdy się nie zdarzyły. Jakby ona nadal żyła i, oto w tej chwili,
zeskoczyła na ziemię tuż przede mną. Mógłbym przysiąc, że widzę jej
powiewające, wzorzyste kimono, długie czarne włosy i oczy, o barwie szkarłatu,
którymi przygląda mi się uważnie. Prawda jednak była taka, i dobrze o tym wiedziałem,
że Kagury już nie było i nie dane mi będzie chociażby na nią spojrzeć nigdy
więcej. Nie, nie zdążyłem jeszcze pogodzić się z tą myślą i prawdopodobnie nie
uda mi się to zbyt szybko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Wreszcie jednak dotarło do mnie, że umarła, a ja wszystko spieprzyłem.
Gdy się poznaliśmy traktowałem ją jak wroga, którym z resztą była. Dopiero po
dłuższym czasie zdałem sobie sprawę, że nie była tym, za kogo ją wszyscy
uważali. Nie mam pojęcia, czy ten idiota, mój młodszy brat, zdał sobie z tego
sprawę. Nie obchodziło mnie to jednak, zwłaszcza, że sam InuYasha był mi
wrzodem na dupie i miałem nadzieję, że w końcu przetrzepię mu skórę raz, a
porządnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Wiatr zawiał mocniej tak, że poczułem na plecach ciarki, a moje włosy
zaczęły tańczyć wokół. Przypomniałem sobie, że to jej żywioł. Władczyni wiatru,
tak mógłbym ją nazwać. Spojrzałem pustym wzrokiem na kwiat, który prawie
zdeptałem. Stokrotka. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nigdy nie znałem się
na kwiatach, z resztą wcale nie było mi to do szczęścia potrzebne. W tej chwili
jedyne czego naprawdę pragnąłem to to, by móc cofnąć czas. Zmieniłbym wiele
rzeczy, a na pewno pozwoliłbym sobie na wykrzesanie choć odrobiny uczucia, gdy
się z nią spotykałem. Wiedziałem, że tego potrzebowała. Naraku nie okazywał jej
miłości, w końcu czemu miałby to robić? Ja natomiast nie dopuszczałem do siebie
myśli, że mógłbym być tak głupi i się zakochać. Zawsze uważałem, że miłość jest
domeną słabych. A jednak...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Sam nawet nie wiem, kiedy to właściwie się stało. Nim się obejrzałem
stała się dla mnie kimś ważnym. Na początku odrzucałem to uczucie jak najdalej
od siebie. Ktoś taki jak ja nie może kochać. Przekonywałem samego siebie. Za
każdym razem jednak, gdy pojawiała się na mojej drodze, czułem tajemniczy ucisk
w klatce piersiowej, którego nigdy wcześniej nie doświadczałem. Tak, pokochałem
tą kobietę, choć było to ostatnie, czego bym chciał. Przyjąłem więc postawę,
którą miałem zazwyczaj. Przywdziałem maskę obojętności. I gdy z nią rozmawiałem
ledwo na nią patrzyłem. Chłód bijący ode mnie zamroziłby pewnie nie jedną
rzekę. Ale ona wciąż przychodziła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Któregoś razu, gdy po uratowaniu jej życia poszedłem odetchnąć pod
jednym z prastarych drzew, znów na nią wpadłem. Chciałem pomyśleć, zastanowić
się nad wszystkim. Usiadłem pod szerokim dębem, którego kora poodpadała w kilku
miejscach. Okolica zdawała się być spokojna i cicha. Idealna. Jakena i Rin
zostawiłem gdzieś na trasie głównej i zniknąłem między drzewami. Spokojnie,
byli do tego przyzwyczajeni. Oklapnąłem pod pniem olbrzyma i oparłem o niego głowę
przymykając oczy. Nie wyłączyłem się jednak, pozostawiając w gotowości czujnie
nasłuchujące uszy. Po pewnym czasie usłyszałem kroki w trawie. Były lekkie, ale
zdecydowane. Kobiece. Od razu wyczułem kto się do mnie zbliża. Zastanawiałem
się, co ją sprowadzało do takiego miejsca. Kroki ustały, nie otworzyłem jednak
oczu. Po chwili, jakby zwątpienia, poczułem otarcie o rękę i ciepło tuż przy
swoim prawym boku. Uśmiechnąłem się w myślach. A więc to ona? Na mojej twarzy
jednak nie zagościło żadne uczucie. Otworzyłem oczy bardzo powoli i odwróciłem
głowę w jej stronę. Nie pomyliłem się, jej energia zdawała wżynać się w moje
zmysły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co robisz w miejscu takim jak to? — Usłyszałem swój głos,
spokojny i cichy. A jednak, gdyby się dokładnie wsłuchała mogła wyczuć odrobinę
ciekawości. Kagura spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko. Uśmiech ten
sprawił, że ledwo złapałem powietrze. Cholera, co się ze mną dzieje? Pytałem
się w myślach zaniepokojony swoim zachowaniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Przyszłam porozmyślać o różnych sprawach. Nie sądziłam, że cię tu
spotkam. — Kłamała. Musiała wyczuć moją energię i to z daleka. Jakoś
szczególnie się przecież nie ukrywałem. Cóż jednak mogło oznaczać jej kłamstwo?
Nie wiedziałem. Tak naprawdę nie miałem bladego pojęcia o wszystkim, co miało
jakikolwiek związek z miłością. Zapadła między nami długa cisza, której żadne z
nas nie potrafiło, a może nie chciało przerwać. Patrzyliśmy w gwiazdy pogrążeni
w myślach. Miałem ochotę coś powiedzieć, zrobić cokolwiek, jednak uparcie
siedziałem nawet na nią nie spoglądając. Spędziliśmy w ten sposób noc. Do dziś
pamiętam jej zapach tamtego wieczora i spojrzenie, którym mnie obrzuciła.
Zdawało się mówić „dotknij mnie, przecież nic ci się od tego nie stanie”. Nie
posłuchałem jednak tego błagania i siedziałem dalej niewzruszony rozkoszując
się dotykiem jej ramienia. I mimo iż nic nie mówiliśmy rozumieliśmy się bez
słów. Gdy nastał ranek odszedłem bez słowa, nie oglądając się za siebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Kagura sprawiała pozory silnej kobiety, lecz gdy otwierała się przed
tobą wydawało się, że tak naprawdę potrzebowała pomocy i uczucia. Jej serce
było w rękach Naraku, pochodziło od niego, a jednak było w stanie poczuć do
niego odrazę. Tak naprawdę, mimo wielu złych uczynków, jej serce było
nieskazitelnie czyste. Dużo czystsze od mojego. Podziwiałem ją za tą jej chęć
wyrwania się od Naraku mimo straconej pozycji na jakiej się znajdowała. Patrząc
na nią, któregoś dnia, gdy wykrzyczała mi w twarz wszystkie swoje żale,
postanowiłem. Pokonam Naraku i odzyskam jej serce. Miałem z nim z resztą inne
porachunki do wyrównania, więc nie było problemu z przykrywką. Nigdy bowiem nie
przyznałbym się do tego, iż chciałem coś dla niej zrobić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Wiatr zawiał mocniej, wyrywając mnie z zamyślenia i wspomnień. Złapałem
w dłoń kilka płatków, które wyglądały jak te fruwające wokół nas w dniu jej
śmierci. Walczyłem wtedy jakimś demonem, nawet nie pamiętam jakim. Byłem w
potrzasku, nie takim by się z niego nie wyrwać, jednak nie zamierzałem się z
tym zbytnio spieszyć. W pewnym momencie jednak poczułem jej energię. Była
dziwnie słaba i z sekundy na sekundę stawała się coraz mniej wyraźna. Nie
zwlekając długo pokonałem jednym uderzeniem przeciwnika i pobiegłem w stronę
Kagury. Gdy dotarłem do osłonecznionej, pięknej polany ujrzałem ją. Klęczała
pośród kwiatów tracąc coraz więcej krwi. Podszedłem do niej, nie za blisko.
Mimo tej sytuacji, nadal nie potrafiłem okazać jej wystarczająco dużo uczucia.
Ona tylko n mnie spojrzała i uśmiechnęła się delikatnie. Rozmawialiśmy przez
chwilę, nawet nie pamiętam już o czym. I gdy chciałem do niej podejść,
powiedzieć, że ją uratuję ona opadła na trawę, a jej ciało zaczęło rozsypywać
się na wietrze, zupełnie tak, jakby było z popiołu. Zrobiłem krok w jej stronę,
kładąc dłoń na Tensaidze. Wystarczyłoby jedno cięcie i mógłbym ją przecież
uratować!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Ale było już za późno. Zniknęła, unoszona przez wiatr w przestworza.
Jakby los sobie z niej zakpił. Wiatr, który tak kochała odebrał jej ostatnie
chwile życia. Stałem tak, starając się zrozumieć, co się tak naprawdę stało.
Zacisnąłem pięści i odszedłem. Nie było sensu dłużej tam pozostawać. Miałem
jednak nadzieję, że chociaż umarła szczęśliwa. Od tamtego dnia chodzę po
świecie bez celu, sprawiając wrażenie jeszcze bardziej oschłego niż zwykle.
Cały czas przekonuję siebie, że taka jest kolej życia. Jedni się rodzą, inni
umierają i nie ma sensu tego zmieniać. Tak zawsze myślałem. Ironią losu,
otrzymałem miecz potrafiący ocalić umierającego. Dwa razy w życiu zadecydowałem
się zmienić przeznaczenie i wyrwać z sideł śmierci kogoś, kto powinien umrzeć.
Za drugim razem jednak... Nie zdążyłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Sesshomaru-sama. Sesshomaru-sama! — Usłyszałem głosy moich
towarzyszy, które wyrwały mnie z zamyślenia. Spojrzałem na ich zatroskane
twarze, sam jednak nie okazując uczuć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— O co chodzi? — Zapytałem lekko zachrypniętym głosem, którego sam
bym nie rozpoznał. Rin podeszła do mnie i przytuliła się do mojej nogi.
Spojrzałem na nią przypominając sobie, iż to z jej powodu zaczął walkę z
Naraku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Sesshomaru-sama, jesteś ostatnio jakiś dziwny. Czy na pewno wszystko
w porządku? — Spojrzałem na Jakena z miną, która zawsze go przerażała.
Skulił się w sobie i odsunął na bezpieczną odległość. Ja natomiast pogłaskałem
dziewczynkę po głowie, chodź nigdy wcześniej tego nie robiłem i odsunąłem ją od
siebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Zamiast gadać moglibyśmy ruszyć dalej. — Powiedziałem i zacząłem
kierować się dalej, na przód. Czas skończyć te wszystkie sentymentalne bzdury.
Może i pokochałem Kagurę, ale wraz z jej śmiercią powinno zginąć i to uczucie.
Cóż za pożytek z miłości do umarłej? No właśnie, żaden.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Kaguro, unoś się dalej na wietrze, idź w swoją stronę. Ja tymczasem
wraz z Rin i Jakenem ruszę w swoją. Nasz czas przeminął i choć nie wykorzystaliśmy
go tak jak trzeba, teraz jest za późno by to naprawić. Żegnaj.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Zniknęliśmy za drzewami lasu. Postanowiłem, że od dziś nie będę już jej
wspominał.<o:p></o:p></div>
<blockquote class="tr_bq">
Opek napisany na telefonie więc może być dużo błędów xD<br />
Mam głupi szlaban na komputer ;'<</blockquote>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-67048417874753421292011-07-30T09:23:00.001+02:002016-11-04T18:28:22.347+01:00RusPol | APH fanfiction<div style="margin-bottom: 0cm;">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Dzień jak co dzień, powiedziałby każdy. Takich dni Feliks przeżył już
masę, czasem jednak nie wszystko wygląda tak, jakby nam się wydawało.
Łukasiewicz spojrzał w niebo i uśmiechnął się lekko. Zapowiadało się na piękną
pogodę, w końcu był początek sierpnia, lato. Zawsze uwielbiał tą porę roku,
było ciepło, przyjemnie i można było siedzieć na dworzu. Wciąż wspominał dawne
czasy, gdy wraz z Litwą przesiadywali na polu i rozmawiali. To znaczy on mówił,
a Toris słuchał. Wszystko jednak się zmieniło, a na samą myślą o swym byłym
pobratymcu robiło mu się niedobrze. Tak, to był generalnie, jeden z jego
największych błędów, cały ten związek. Feliks w sumie zawsze źle trafiał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Najbardziej drażniło go to, że już od bardzo dawna znajdował się między
młotem a kowadłem. Czytaj: między Ludwigiem a Iwanem. Prychnął cicho i powrócił
do rzeczywistości. No tak, jego prezydent znowu coś chrzanił o chińczykach,
autostradach i Euro 2012. Cholera, jakby jeszcze mu brakowało problemów! Jego
drogi absolutnie nie nadawały się na takie wydarzenia, a na autostrady nie było
go stać! Ale nie... prestiż. Co oni sobie myślą?! Feliks znowu się wkurzył. To
był drażliwy temat, zwłaszcza, że jego od dawna nie słuchano. Jeszcze kiedyś,
dawno temu, królowie uważali jego zdanie za dosyć ważne. Teraz ani trochę się z
nim nie liczono. Gdy całe obrady się skończyły, westchnął z ulgą. Skierował się
do wyjścia i już byłby szczęśliwy, gdyby nie to, że zawołano go z powrotem.
Burcząc pod nosem całą wiązankę, jakże polskich przekleństw podszedł do swojego
prezydenta i zapytał o co chodzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Feliksie, musisz lecieć do Rosji. To naprawdę ważne. — O nie!
Nie do Iwana, błagam! To były pierwsze myśli jakie mu przeszły przez głowę.
Spojrzał tylko pytająco na ludzi stojących przed nim. Co on miał tam niby
robić? Znowu przeżywać Smoleńsk? Błagać o to by nie wyłączali gazu? Czy co
jeszcze? Nim jednak zdążył zadać pytanie, bądź jakkolwiek się wycofać zostało
mu wyjaśnione. Choć w sumie wcale go to nie przekonało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Zostaliśmy zaproszeni do Moskwy. Chodzi o polepszenie naszych
stosunków. — O, Polska już znał te ich „stosunki”. — Chyba nie chcemy
ich urazić? — Owszem, chcemy! Wszystko w nim krzyczało. Zdawał sobie
jednak sprawę z tego, że nie ma szans na ucieczkę. Podrapał się po głowie,
spojrzał na nich i uśmiechnął, co miało oznaczać zgodę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Właśnie wysiedli z samolotu. Zostali powitani przez najlepszych ludzi
Iwana, co nie uszło uwadze Feliksa. Co z tego, skoro nie był wstanie nawet
przez chwilę pomyśleć? Było tak zimno, że myślał iż zamarznie na śmierć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Totalnie nienawidzę zimna. Piździ tu. — Wkurzony już maszerował
w stronę samochodu. Miał gdzieś karcące spojrzenia jego ludzi. Miał prawo mówić
to, co myśli! A że mogło to się nie spodobać Ruskiemu... Generalnie miał to
gdzieś. Wewnątrz pojazdu było dużo cieplej, więc podróż nie była tragiczna.
Pierwszą osobą jaką zobaczył zaraz po wysiedzeniu z auta był Iwan. Wielki,
lekko uśmiechnięty, jak zawsze zresztą. Feliks odwrócił ostentacyjnie wzrok, by
nie patrzeć prosto w jego oczy. Nie potrafił, zawsze poddawał się presji i
zgadzał ze wszystkim. Oczywiście do czasu. Witał się ze wszystkimi, aż w końcu
nadeszła kolej na Rosję.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Siemano Iwan. — Starał się by jego głos brzmiał naturalnie i
wesoło. Co z tego, że odrobinę mu nie wyszło? Stał jak słup, nie wiedząc co
dalej. Z zamyślań wyrwał go głos tego, z którym się witał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Witaj Towarzyszu. — Dwa słowa sprawiły, że po plecach
Łukasiewicza przeszedł dreszcz. Po chwili jednak się opanował. Co on, kurwa,
Litwa? Nie będzie drżał na samą myśl o Iwanie, nie ma mowy! Poklepał go po
ramieniu i skierował się za ludźmi wchodzącymi do budynku. Generalnie Feliks
był osobą nieśmiałą w stosunku do obcych. Jednak Iwan... No nie można było o
nim powiedzieć „obcy”, co to to nie. Dlatego też idąc do gabinetu buzia mu się
nie zamykała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— U ciebie jak zwykle zimno. Iwan, jak ty możesz tu żyć? — Ględził
non stop. Iwan odpowiadał uprzejmie, cicho z nienagannym uśmiechem. Po pewnym
czasie rozmowa stanęła w martwym punkcie i nastała nieprzyjemna cisza. Rosja
zaprosił go do swojego osobnego pokoju, gdyż wolał, by ludzie sami załatwiali własne
sprawy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Towarzyszu Polsko, a pamiętacie, jak to było gdy byliście pod moim
panowaniem? — Po pewnym czasie odezwał się Iwan. Łukasiewicz aż
podskoczył, bowiem nie spodziewał się takiego pytania. Czy pamiętał? Głupie
pytanie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Niestety pamiętam Iwan. I nigdy Ci tego nie zapomnę, masz to jak w
banku. — Odpowiedział przewracając oczami. Chciał zapomnieć o tym jak
najszybciej, ale wiedział, że to niemożliwe. Przynajmniej nie w tym
tysiącleciu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Fajnie było towarzyszu. — Rosja uśmiechnął się odrobinę bardziej
niż zwykle. Rany, czy Feliksowi się tylko zdawało, czy w głosie Ruskiego wyczuł
tęsknotę. Cholera jasna! To totalnie niemożliwe! Mimo to uśmiechnął się do
niego lekko, zażenowany. W sumie, czasami tęsknił za Iwanem. Ale oczywiście
nigdy się do tego nie przyzna bo po co? Siedzieli tak i rozmawiali o dawnych
czasach. Nim Feliks się obejrzał minęło ładnych parę godzin. Sam nie spodziewał
się, że ta wizyta będzie taka... miła. No nic, nadszedł czas pożegnania. Feliks
zdobył się na odwagę i lekko objął Rosję, co skończyło się odrobinę
drastycznie. Iwan bowiem również go objął używając trochę za dużo siły, niż by
to wypadało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Na razie Iwan. Do następnego. — Wydukał Feliks i jak najszybciej
się obrócił. Rosja tylko się uśmiechnął, nachylił do jego ucha i wyszeptał.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kolkolkol, mam nadzieję, że to będzie niedługo towarzyszu, kolkolkol. —
Poklepał Łukasiewicza po plecach i odsunął się. Feliks wsiadał do samolotu
czując na sobie wzrok Ruska. No nic, jakoś to przeżył. I nawet nie było tak
źle. Może powinienem odwiedzać go częściej? Z tą myślą zasnął wciśnięty w fotel
samolotu.<o:p></o:p></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<blockquote>
RusPol dla Bezika. Kochanie, NIGDY, ale to NIGDY więcej nie każ mi pisać RusPola. Sama widzisz, że po prostu nie potrafię XD<br />
Kocham Cię <3</blockquote>
</div>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-54443845933900172212011-07-10T13:30:00.000+02:002016-11-04T18:24:25.153+01:00Bal | APH fanfiction | RumHun<div style="margin-bottom: 0cm;">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Nastała noc, najgorsza pora dla ludzi mieszkających w Rumunii. Kraj ten
bowiem znany jest ze swych legend o wampirach. Ale co się dziwić, skoro sam
Vasile wydaje się być jednym z nich? Wszyscy podejrzewają, że nie jest
normalnym człowiekiem, ale jak dotąd nikomu nie udało się tego udowodnić.
Czyżby nadszedł na to czas? Czy komuś wreszcie uda się go zdemaskować? Oto
nadarza się okazja, bowiem pan Rumunii urządza bal! Tak, najzwyklejszy bal, na
który zaprosił każdego, nawet Węgry! Vasile zaśmiał się pod nosem. Elizavetta
wyglądała całkiem uroczo, gdy się na niego wściekała. Co prawda denerwując ja
był w poważnym niebezpieczeństwie, ale... Dla tego widoku było warto. Poprawiał
właśnie swój strój, gdy usłyszał, że pierwsi goście się już zbierają. Oblizał
wargi i uśmiechnął się szerzej. Ciekawe czy przyjdzie...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Tymczasem w sali balowej państwa zaczęły się zbierać. Elizavetta weszła
jako jedna z pierwszych wzrokiem szukając kogoś do kogo mogłaby podejść. Czuła
się niepewnie w domu Rumunii, ale co się dziwić? Ciągle darli ze sobą koty,
wręcz się nie znosili. W oddali zobaczyła pana Austrię, którego od dawna
podziwiała. Co prawda byli w separacji, ale to nie przeszkadzało im spędzać ze
sobą większość świąt. Elka sama nie wierzyła, że aż tak się od niego
uzależniła. Feliks mówił jej, że powinna jak najszybciej odciąć się od
Rodericha. Ale ona nie potrafiła. Wiedziała, że jest głupia, powinna trzymać
się od niego jak najdalej. Aktualnie jednak na sali nie było nikogo innego do
kogo mogłaby podejść. NO PRZECIEŻ NIE PODEJDZIE DO FRANCJI, NIE? Z wielkim
uśmiechem stanęła obok Austrii i przywitała się z nim grzecznie. Ten
odpowiedział tym samym. Ach, Elka za każdym razem, gdy widziała jego uśmiech
się rumieniła. Uważała go za coś wspaniałego. Ubolewała więc, że Rod uśmiecha się
tak rzadko. Nim zaczęła jednak rozmowę na salę wszedł pan domu. Rumunia. Jej
odwieczny wróg, który swoją drogą nie był wcale tak odrażający jak go zawsze
przedstawiała. Przysunęła się bliżej Austrii, dobrze wiedząc, że i tak sama
będzie musiała się bronić. No chyba, że Feliks się niebawem zjawi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Wszedł na salę dosyć raźnym krokiem, z wielkim uśmiechem. Tak, wybrał
tą posiadłość na tą okazję z wielką radością. Kochał ten dworek. Dworek
nazywany domem Draculi. I wtedy ją ujrzał. A więc przyszła! Uśmiechnął się
szerzej. Naprawdę zastanawiał się jak smakuje jej krew. Jak wyglądałaby,
gdyby... Nie! O czym on myśli! Przecież zorganizował ten bal, by udowodnić, że
nie jest wampirem. Potrząsnął lekko głową i witał się ze wszystkimi po kolei.
Na końcu podszedł do niej. Ach, nadal trzymała się blisko tego palanta,
Austrii. Co ona w nim widziała? Poza tym, byli przecież w separacji. To nie
możliwe, by go jeszcze kochała. Vasilem zawładnęło dziwne, nie spotykane dotąd
uczucie. Czyżby to była zazdrość? Nie, nie możliwe! A na pewno nie o nią!
Uśmiechnął się wrednie i spojrzał jej w twarz. Odpowiedziała tym samym. Do tej
pory zapewne nie wybaczyła mu Siedmiogrodu. Nie dziwił jej się. W końcu nie po
to wywaliła z niego Zakon Krzyżacki, by on miał go zagarnąć. Spojrzał na nią,
zlustrował ją od dołu do góry. A, cholera, wyglądała niesamowicie kobieco! To
nie może być ta sama Elizavetta, z którą tak często walczy. To po prostu nie
możliwe! Ona tymczasem stała i wgapiała się w niego zimno. Dziwnie się czuła ze
świadomością, że się tak na nią patrzy. Najchętniej schowałaby się za Rodem,
ale przecież tego nie zrobi! Nie pokażę nikomu, że ją to rusza! I w tym
momencie ujrzała w jego oczach dziwny błysk, który sprawił, że jej twarz oblała
się rumieńcem. On natomiast właśnie wyobraził ją sobie w swych ramionach. No
cóż, ciekawy widok. Skinął jej głową, ucałował dłoń a Roderichowi tylko posłał
zimne spojrzenie. Zaprosił ją do tańca, korzystając z okazji, że właśnie
zaczęto grać muzykę. Nie miała innego wyjścia. Zgodziła się, choć niechętnie.
Dłoń jej drżała, gdy podawała mu ją. Objął ją w pasie, zarumieniła się
bardziej. Po jej ciele przebiegły dreszcze, sama nie wiedziała co się z nią
dzieje. To było straszne, nigdy wcześniej się tak nie czuła!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Elizavetto. Miło cię widzieć. — Zaniemówiła. Takie słowa z jego
ust? Czyżby naprawdę śniła? Spuściła wzrok. Nie wiedziała co odpowiedzieć.
Skłamać, czy powiedzieć prawdę, jak chamska by nie była?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Super. Przyszłam tu tylko dlatego, że szef mi kazał. Nie sil się na
uprzejmości Vasile. Dobrze wiemy, jak bardzo się nie znosimy. — Była
szczera. Taka już była, nigdy nie udawała. No... Prawie. Ale to dawne czasy.
Gdy jeszcze zależało jej na dobru Austrii. Zaraz, czy to znaczy, że już jej nie
zależy? Owszem, zależy, ale nie kosztem jej ludzi! Spojrzała na Rumunię z
wyższością, dobrze wiedziała, że jest lepsza. I gdyby nie przeklęta Unia
Europejska i te pieprzone pakty o nie agresji i cholera wie co jeszcze, już
dawno odzyskałaby Siedmiogród. Cóż, Elka bardzo tęskniła za średniowieczem.
Czasem, gdy była mocarstwem. Czasami płakała, oczywiście wtedy gdy nikt nie
widział, tęskniąc za tamtymi latami. A gdy Feliks wypłakiwał jej się w ramię,
że tęskni za Jadwigą? Sama musiała się powstrzymywać przed płaczem. Westchnęła
cicho w momencie w którym ujrzała uśmiech na ustach Vasile. On się nigdy nie
zmieni, prawda? Taniec wydawał jej się trwać wieki, gdy nagle muzyka ucichła.
Ukłoniła mu się lekko i odeszła na bok. Długo jeszcze patrzył w ślad za nią.
Ona tymczasem ujrzała Feliksa, który kłócił się z Ludwigiem. Kłócił? Błąd, on
na niego wrzucał a tamten patrzył na niego tylko ze spokojem. Norma. Podeszła
do niego i go przytuliła. Rany, naprawdę tęskniła za tamtymi czasami, gdy
Europa należała praktycznie tylko do nich. No i był jeszcze Gilbert. Zaśmiała
się na wspomnienie. Tak, zawsze się kłócili, ale tak naprawdę byli dobrymi
kumplami. Do czasu. Elka potrząsnęła głową. Nie czas na rozmyślania. Rozejrzała
się dookoła. Ujrzała Austrię tańczącego z Belgią. Czyżby poczuła lekkie ukłucie
w sercu? Nie... Musiało jej się wydawać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Elka. Daj sobie z nim spokój. — Powiedział Feliks odgadując
wszystko od razu. Zawsze tak było. Wystarczyło by na siebie spojrzeli i już
wiedzieli, że coś jest nie tak. — Poza tym... Nie podoba mi się sposób, w
jaki Rumunia na ciebie patrzy. — Oto cały Feliks! Martwi się o nią, co
sprawiło, że prawe popłakała się ze szczęścia. Prawda była taka, że Elka nigdy
nie miała szczęścia do mężczyzn. Dużo osób próbowało ją zeswatać z Felkiem, ale
przecież... Oni byli tylko przyjaciółmi, właściwie zachowywali się jak
rodzeństwo. Polak, Węgier, dwa bratanki... I te sprawy. Uśmiechnęła się lekko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Mnie też się to nie podoba Feliks. Ciarki mnie przechodzą, gdy mnie
lustruje. — Odpowiedziała starając się unikać rozmowy o Roderichu. Nie była na
to gotowa, sama w sumie nie wiedziała co czuje. Kiedyś coś ich łączyło. A
właściwie... To on się po prostu nią opiekował i wykorzystał do wzmocnienia
własnej pozycji. Ona jednak starała się to wyprzeć ze świadomości wierząc, że
naprawdę ją kochał. Cóż, głupie kobiece serce...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Tymczasem Vasile przyglądał jej się w każdej chwili, w której tylko
mógł. Już jakiś czas temu zauważył, że go pociągała. A dzisiejszy dzień był
idealny do tego, by się do niej zbliżyć. Po kilku tańcach znowu spojrzał w jej
stronę. To co zobaczył zaskoczyło go. Wpatrywała się w jakiś punkt pustym
wzrokiem. W oczach miała łzy, ręka jej zamarła w połowie ruchu. Przygryzła
wargę i zdawała się nie słyszeć, że Polska coś do niej mówił. Co jest? Zwrócił
swój wzrok w stronę, w którą ona patrzyła. I wtedy wszystko stało się jasne.
Austria całował się z Belgią. Vasile wiedział, że Elizavetta ma słabość do
paniczyka. Musiało ją to zaboleć, pomyślał. Gdy z powrotem spojrzał w jej
stronę ujrzał jak ucieka w głąb zamku. Zobaczył Feliksa, który zaciskał dłonie
w pięściach. No tak, on nigdy nie panował nad emocjami. Ale w sumie... Nie
miałby mu za złe, gdyby teraz zdzielił Roda... Może sam powinien... Ale wtedy
usłyszał trzask. Odwrócił się w stronę, z której dochodził. W życiu by się nie
spodziewał tego co zobaczył! Wnioskując z min większości obecnych, w tym Polski
czy Austrii, inni także się tego nie spodziewali. Co się stało? Gilbert,
największy egoista jakiego widział, przed chwilą zdzielił Austriaka w twarz
tłukąc mu przy tym okulary. No proszę, czyżby Prusy... Zaśmiał się cicho.
Podszedł do Prus, poklepał go po plecach i uśmiechnął się do wszystkich
najmilej jak potrafił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Proszę się rozejść panowie. Na pewno macie swoje powody do kłótni,
ale proszę... Nie tutaj. Pozwólcie się innym bawić. — Ale Gilbert go nie
słuchał. Jak zwykle zresztą. Trzepnął Rodericha raz jeszcze. Szkoda, że ona
tego nie widzi idioto, pomyślał, miałbyś przynajmniej u niej szanse!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ty skurwysynie! — Gilbert darł się bijąc na oślep. Feliks był w
szoku, podbiegł bliżej. Lecz zamiast ich uspokoić kopnął Austrię w krocze i
wytknął mu język. Jego wzrok mówił „to za to wszystko co zrobiłeś mnie i
Elce!”. Vasile zaśmiał się głośno. Cóż, miała dobrych przyjaciół. Skorzystał
więc z zamieszania i ruszył za nią, w głąb zamku. Nim ktokolwiek się spostrzeże,
że nie ma ich obojga.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Biegła przed
siebie starając się ukryć łzy. Nie udało się. Krople spływały jej po policzkach
w zaskakująco szybkim tempie. Czemu ją to tak ruszyło? Opadła na ziemię, ukryła
twarz w dłoniach. Dlaczego? Dlaczego to musi tak boleć? Siedziała tak już dosyć
długo, gdy usłyszała kroki. Obejrzała się i ujrzała jego. W pierwszej chwili
zastanawiała się, co on tam robił. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że to
jego dom... Patrzyła na niego z zapłakanymi oczami. Dlaczego akurat on musiał tu
przyjść, zapewne zaraz zacznie się ze mnie śmiać, myślała. Jemu natomiast serce
ścisnęło się z żalu. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Podszedł
bliżej, uklęknął przy niej. Nim się spostrzegła była w jego ramionach, płakała
mu w koszulę. Nie rozumiała tego, ale nie chciała przerywać. Przez tą jedną
chwilę czuła się bezpieczna. Cieszyła się, że nie jest sama. Na ten moment
zapomniała nawet, że się z Vasilem nie znoszą. On gładził ją po włosach
uspokajając cicho. Zanim obydwoje zdali sobie z tego sprawę już się całowali.
Przeszedł ja przyjemny dreszcz, zarumieniła się. Całował ją zachłannie, tak
jakby wiedział, że zaraz ją straci. Odwzajemniała pocałunek czując dokładnie to
samo. Było przyjemnie, ale tam, w sali balowej czeka na nich rzeczywistość.
Oderwał usta od jej ust, oparł głowę na jej ramieniu i przycisnął ją bliżej
siebie. Zamknęła oczy, oparła się o niego. Siedzieli tak, w całkowitej ciszy,
przez dłuższy czas. Słychać było tylko bicia ich serc. Pocałował jej szyję, ona
jęknęła cicho. Wiedziała, że gdyby tylko chciał oddałaby mu się bez słowa. Nie
rozumiała dlaczego, wiedziała jednak, że tak było. Ale wtedy on oprzytomniał.
Wiedział, że jak bardzo by nie chciał to się nie uda. Jutro, ba, jeszcze dziś
wszystko wróci do normy. Będzie po staremu. Ale jej należy się odrobina
szczęścia...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Powinnaś wracać. Czekają na ciebie. — Powiedział walcząc ze
sobą. Spojrzała na niego zdziwiona. Wytarła łzy nadal milcząc. Jak to, czekają
na nią? Kto? Odsunął się od niej i nie patrząc w twarz znowu się odezwał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Gilbert i Feliks. Myślę, że... Powinnaś do nich wracać. —
Zamilkł na chwilę. — Masz naprawdę dobrych przyjaciół. — Ona nic nie
rozumiała. To, że Polska był jej przyjacielem wiedziała. Ale co do tego miał
Gilbert? I skąd Vasile mógł to wiedzieć? Rany, jak ona nie znosiła nic nie
rozumieć!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jak to? — Zapytała cicho, ledwo mówiąc cokolwiek. Spojrzał na
nią, unikając jednak jej spojrzenia. Nie mógł spojrzeć je w oczy. Wiedział, że
gdyby poddał się ich zieleni nie wypuściłby jej z ramion już nigdy. A musiał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jak wychodziłem z sali... Bili się z Austrią za ciebie Elizavetto.
Powinnaś do nich wracać i im podziękować. — Nadal nic nie rozumiała. Felek
się bił? Przecież mogło mu się coś stać! A... Gilbert? Dlaczego? Wiedziała, że
obaj nie przepadają za Roderichem, ale... Czyżby to, że ją zranił było
przyczyną bójki? Zarumieniła się. Spojrzała na Vasile, wstała. Wyszeptała
krótkie „dziękuję” i ruszyła w drogę powrotną. Wiedziała, że to co się stało
zostanie na zawsze w tajemnicy. I nigdy nie będzie miało większego znaczenia.
Ani dla niej, ani dla niego. Gdy odwróciła się, by po raz ostatni na niego
spojrzeć nadal siedział na ziemi. Z opuszczoną głową. Po chwili spojrzał na
nią, zacisnął pięści.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Dziękuję Vasile... - Uśmiechnęła się najpiękniej jak potrafiła i
już jej nie było. Dopiero wtedy ukrył twarz w dłoniach, a łzy spłynęły
mimowolnie. Czyżby właśnie... Stracił coś ważnego? Pozbierał się jakiś czas
później. Gdy powrócił do sali balowej jej już nie było. Ani jej ani Gilberta.
Feliks gdzieś tam w kącie narzekał na Austriaka i wyżalał się Lugwigowi.
Roderich lizał rany w kącie, pocieszała go Belgia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Teraz moja kolej. — Szepnął do siebie i podszedł do sprawcy
smutku Elizavetty. Nim ktokolwiek się spostrzegł przywalił mu z całej siły
prosto w twarz. Wszyscy spojrzeli na niego zszokowani. Czyżby właśnie stanął w
obronie swojego największego wroga? Jego to jednak nie obchodziło. Opuścił salę
podczas gdy wszyscy właśnie o nim plotkowali. Wyszedł na taras i spojrzał w
gwiazdy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Bądź szczęśliwa Elizavetto. —Uśmiechnął się lekko. — Następnym
razem, gdy się spotkamy... Znowu będziemy wrogami.<o:p></o:p></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<blockquote>
Totalnie nie miałam pomysłu na tytuł xD Cały fic też jest raczej do dupy. Ale nie miałam neta i umierałam z nudów. Mam nadzieję, że choć jednej osobie się spodoba ^^"<br />
Dedykuję go SzKotkowi, bo obiecałam. Przepraszam, że tak wyszło, chciałam napisać dla Ciebie coś fajnego a tu dupaaaa D:</blockquote>
</div>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-1424557722418788452011-07-07T17:16:00.000+02:002016-11-04T18:14:55.987+01:00GerPol część II | APH fanfiction<div style="margin-bottom: 0cm;">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Nastał świt. Promienie wschodzącego słońca oświetlały całą Warszawę.
Miasto budziło się do życia. W domu Łukasiewicza panowała cisza przerywana
odgłosami wydawanymi przez śpiącego Feliksa. Kiedy słońce oświetliło jego twarz
obudził się ziewając głośno. Przetarł oczy i rozejrzał się po pokoju. Co ja
robię w salonie, pytał się w myślach. Wydarzenia wczorajszego dnia zlały mu się
w jedno ze snem. Dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie co zaszło pomiędzy
nim a Ludwigiem. Zarumienił się i otworzył oczy szeroko. Przecież to totalnie
niemożliwe! A jednak, stało się. Jak mam się teraz zachowywać? Zastanawiał się.
Jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Wstydził się tego co łączyło go z
Niemcem. Łączyło go? Nie, jemu było raczej wstyd za to, że pozwolił Ludwigowi
na tak dużo. Co z tego, że nie był mu obojętny? Niemcy to Niemcy i powinien
wiedzieć gdzie jego miejsce! Przeklęty szwab! No nic, stało się. Ale co teraz?
Feliks schował głowę w dłoniach i nie kryjąc więcej emocji zaszlochał głośno.
To totalnie nie do przyjęcia! Co teraz będzie? Jak ja mu spojrzę w twarz? Te
pytanie chodziły mu po głowie. Jak na złość na żadne nie potrafił odpowiedzieć.
Skoro nie mógł sobie poradzić sam zostało mu już tylko jedno wyjście. Podniósł
głowę, starł łzy i poszedł pod prysznic. Miał nadzieję, że choć odrobinę
ochłonie. Postanowił, pójdzie po poradę do Węgier! Przecież Elcia jest jego
najlepszą przyjaciółką, nie? Zawsze miała dla niego jakąś radę, na pewno i tym
razem mu pomoże!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Nim się spostrzegł był już w samolocie. Jego szef nie rozumiał tego,
jak bardzo mu się spieszyło. Zastanawiał się, co się Feliksowi stało, ale ten
milczał. Nikt się nie może dowiedzieć, nikt poza Eliżbietą! Podróż wydawała mu
się ciągnąć wiecznie, a te przeklęte procedury wcale nie polepszały sytuacji.
Rozumiał, że musieli zadbać o jego bezpieczeństwo, ale bez przesady! Od czasu
Smoleńska byli aż nadto ostrożni... Minęło sporo czasu, ale w końcu kapitan
poinformował go, że są już w Budapeszcie. Feliks, mimo że jeszcze nie
porozmawiał z przyjaciółką, odczuł ogromną ulgę. Na lotnisku czekał na niego
szef Elizavetty. Przywitali się ciepło, z uśmiechami na twarzy. Został
zaprowadzony prosto do gabinetu Węgierki. Wszedł do środka, czuł narastający
lęk. Bał się jej o tym wszystkim opowiedzieć, wiedział jednak, że tylko jej
może się wyżalić. Spojrzała na niego zza biurka i uśmiechnęła się ciepło. W tym
momencie wiedział, że dobrze zrobił. Podszedł do biurka, nie odzywał się.
Zauważyła, że coś jest nie tak, odłożyła papiery i spojrzała nań zaniepokojona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Feliks, wszystko w porządku? — Głos jej zadrżał. Łukasiewicz był
jedną z najbliższych jej osób. Martwiła się o niego jak o brata. Feliks tylko
łypną na nią spod grzywki i rozpłakał się. Od razu wstała i przytuliła go.
Głaskała po włosach, uspokajała. Za to ją kochał, jak siostrzyczkę. Była
podobna do Jadwigi, wiedział to. Pamiętał tamte czasy i wysoką blondynkę. Ze
wszystkich, to on najbardziej rozpaczał po jej śmierci. Elka była podobna.
Zawsze służyła mu rada, zawsze pocieszyła. Gdy odrobinę się uspokoił odsunęła
się trochę. Mimo to nadal był w jej objęciach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co się stało? — Jemu jakby coś utknęło w gardle. Nie mógł się
wysłowić. Wyszeptał tylko jedno słowo... „Ludwig”, nic więcej... Liz zacisnęła
pięści. Jeżeli Niemiec coś zrobił Feilksowi gorzko za to zapłaci!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Czy on ci coś zrobił?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie... — Mówił cicho. — My... — Nastała długa cisza,
po której Łukasiewicz zaczął o wszystkim opowiadać. Nawijał jak katarynka, ale
ona już do tego przywykła. Słuchała w ciszy, nie dając po sobie poznać co o tym
wszystkim sądzi. Gdy skończył zaśmiała się ciepło i go przytuliła. Jakież
problemy ma ten jej Feliks!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Oj Feluś, Feluś... To ma być ten problem? — Zaśmiała się cicho. —
Przecież... To nic takiego. Jeżeli go kochasz, a on kocha ciebie. - W tym
momencie się wtrącił zaprzeczając by go kochał. Elizavetta spojrzała na niego
swym wszystkowiedzącym wzrokiem i wymiękł. Zarumienił się i spuścił wzrok.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nadal jednak jest problem! — Wykrzyknął. Nie zrozumiała o co mu
chodzi, więc wytłumaczył. - Nie wiem, co on do mnie czuje!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Zapytaj. Przecież nic się nie stanie...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Stanie się! Dowie się o moich uczuciach! — Elka pomyślała w tej
chwili, że Feliks aż nadto się tym przejmuje. Cóż, ona mogłaby porozmawiać z
Ludwigiem, ale... Nie, to nie wypada. Poza tym, Fele powinien od czasu do czasu
zrobić coś sam. Poklepała go po głowie, uśmiechnęła się i powiedziała, że z
niecierpliwością czeka na relację z rozmowy. Spuścił głowę, wiedział, że to jej
ostateczna decyzja. Posiedzieli jeszcze trochę i pogawędzili. Gdy wychodził
przytuliła go serdecznie, życzyła powodzenia i puściła do niego oko. Wiedziała,
że wszystko skończy się dobrze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Tymczasem Feliks pojechał do Szczecina. Tam bowiem przez kilka
najbliższych dni miał urzędować Ludwig. Trząsł się ze strachu przed wejściem do
jego pokoju. Mimo to zapukał. Usłyszał donośne „Werden!” więc wszedł. Nie
patrzył na jego twarz, stał w drzwiach i nie mógł się ruszyć. Ludwig stał
niewzruszony, jak zawsze. Odłożył jakąś książkę i spojrzał na Feliksa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Polen. Co cię do mnie sprowadza. — Mówił tak, jakby nic się nie
stało. Felkowi łzy napłynęły do oczu. Czyżby to nic dla niego nie znaczyło?
Spojrzał na jego twarz, jak zwykle nie wyrażającą ani jednej emocji. Czyli to
tak? Spędził z nim noc ale ma go gdzieś? Felek wkurzył się nie na żarty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Generalnie, to mam cię dość! — Wydarł się i wybiegł z pokoju,
wsiadł w samolot i odleciał. Gdy był z powrotem w Warszawie leżał na kanapie i
płakał w poduszkę. Jak mógł być tak głupi i myśleć, że on może go kochać? Jak?
Przecież to było niemożliwe! Leżał tak już bardzo długo, wtedy usłyszał pukanie
do drzwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Wynocha! — Nie chciał z nikim rozmawiać. Jednak pukanie nie
ustało. Zastanawiał się, kto to może być. Może jego szef? Czyżby była jakaś
ważna robota? Nie ważne! On teraz miał wszystko totalnie gdzieś, nic go nie
obchodziło. Potrafił myśleć tylko o nim. Nie mógł przestać, nawet jak się
starał. Co się dzieje, pytał siebie. Przecież tonie jest normalne!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Polen, wiem, że tam jesteś. Otwieraj. — Z początku nie wierzył,
że to właśnie on. Zamarł na chwilę, potem zaczął głośniej płakać. Co on tu
robi? Znowu chce go pomęczyć? Rany, jak on go nienawidzi! I wtedy Niemcy
powiedział coś, co go zaskoczyło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Otwieraj, albo wyważę drzwi do cholery. — Czyżby usłyszał
drżenie jego głosu? Przecież to niemożliwe. Ludwig nie okazuje emocji. Mimo
wszystko wstał i poszedł otworzyć. Wiedział, że Niemiec to chodzący posąg i jak
zechce rozwali mu pół mieszkania. Otworzył i dopiero wtedy się skapnął jak
wygląda. Zaryczany, z opuchniętymi oczami i potarganymi włosami. Siedem
nieszczęść. Zawstydził się, a na jego twarzy pojawił się rumieniec. Nim zdążył
jednak cokolwiek zrobić był już w ramionach Ludwiga. Znowu płakał, tym razem w
koszulę szwaba. Nie wiedział co się dzieje. Czyżby... Czyżby właśnie Ludwig
okazał uczucia?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Polen do cholery, co to wszystko miało znaczyć? — Pytał swoim
zwyczajnym głosem. Feliks przymknął oczy. Teraz albo nigdy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Kocham cię przeklęty szwabie. — Serce waliło mu szybko. Poczuł
jak mięśnie Ludwiga się napinają. Oto chwila prawdy, zaraz zostanie odrzucony.
To koniec, ośmieszył się. Generalnie, to już nie mam po co wychodzić z domu,
myślał. Prawie znowu się poryczał. Jak to się wszystko mogło stać?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Was? — Pytał po niemiecku. Nie wierzył własnym uszom. Feliks się
zaśmiał. Nie miał już siły na płacz, do tego ogarnął o czarny humor.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— O nie. Nie powtórzę. — Zrobił nadąsaną minę. W chwilę później
poczuł jego usta na swoich. To był lekki pocałunek. A mimo wszystko powiedział
tak wiele. Łukasiewicz zarzucił mu ręce na szyję i wtulił w niego swoją twarz.
Czuł się tak, jakby to był jakiś sen. Ludwig zaniósł go do jego sypialni,
szepcząc „Ich Liebe dich” i całując coraz namiętniej. Tę noc spędzili razem,
przytuleni do siebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Następnego ranka, gdy tylko Ludwig zmył się do Szczecina, bo już go
wszędzie szukali, Feliks zadzwonił do Elżbietki. Miał jej tak wiele do
powiedzenia. Opowiadał o wszystkim ze szczegółami. Nie pominął za co dostał
ochrzan. Powinien przecież zachować coś w tajemnicy! Twierdziła Węgry. Mimo to
słuchała. Po ponad czterogodzinnej rozmowie i wychwalaniu wszystkich przymiotów
Niemiec Felek na chwilę zamilknął. Potem powiedział tylko jedno zdanie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— No i wiesz Elżuniu, jestem ci totalnie wdzięczny. — Usłyszał
śmiech w słuchawce. Elka cieszyła się, że jej przyjaciel jest szczęśliwy. Tylko
na tym jej zależało. Pogratulowała mu i powiedziała, że nie może się doczekać
jak do niej przyjadą. Rozłączyli się, a Łukasiewicz wrócił do pracy. Już dawno
nie widziano go takim szczęśliwym i chętnym do roboty. Czyżby miłość miała na
niego dobry wpływ?<o:p></o:p></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<blockquote class="tr_bq">
<br />
Beziku, mam nadzieję, że Ci się spodoba :"D</blockquote>
</div>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-8991972569117448202011-06-22T23:15:00.000+02:002016-11-04T18:19:48.440+01:00Pierwszy dzień w domu Imperium Osmańskiego | APH fanfiction | TurHun<!--[if gte mso 9]><xml> <o:OfficeDocumentSettings> <o:AllowPNG/> </o:OfficeDocumentSettings> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:View>Normal</w:View> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:TrackMoves/> <w:TrackFormatting/> <w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone> <w:PunctuationKerning/> <w:ValidateAgainstSchemas/> <w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid> <w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent> <w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText> <w:DoNotPromoteQF/> <w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther> <w:LidThemeAsian>JA</w:LidThemeAsian> <w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript> <w:Compatibility> <w:BreakWrappedTables/> <w:SnapToGridInCell/> <w:WrapTextWithPunct/> <w:UseAsianBreakRules/> <w:DontGrowAutofit/> <w:SplitPgBreakAndParaMark/> <w:EnableOpenTypeKerning/> <w:DontFlipMirrorIndents/> <w:OverrideTableStyleHps/> <w:UseFELayout/> </w:Compatibility> <m:mathPr> <m:mathFont m:val="Cambria Math"/> <m:brkBin m:val="before"/> <m:brkBinSub m:val="--"/> <m:smallFrac m:val="off"/> <m:dispDef/> <m:lMargin m:val="0"/> <m:rMargin m:val="0"/> <m:defJc m:val="centerGroup"/> <m:wrapIndent m:val="1440"/> <m:intLim m:val="subSup"/> <m:naryLim m:val="undOvr"/> </m:mathPr></w:WordDocument> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267"> <w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]> <style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
</style> <![endif]--> <br />
<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Próbowała zajść go od tyłu. Z tego powodu schowała się w jakiejś
dziurze. Była cała poraniona, krew spływała jej po czole. W ręce trzymała
miecz. Serce zawsze miała waleczne, lecz tym razem jakby jej go zabrakło.
Chciała wygrać, chodziło tutaj o coś iście ważnego – jej niepodległość. Mimo to
ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Przymknęła lekko oczy, odetchnęła cicho. Nie
była typową dziewczyną, właściwie… To uważała się za chłopca. Od zawsze tak
było, chociaż ostatnio musiała zacząć zmieniać zdanie. Niechybnie jej ciało się
zmieniało, stawało się… Kobiece. Przyprawiało ją to o złość. Niedługo nie
będzie miała jak tego ukryć. Serce biło jej jak oszalałe, była zmęczona. Rzeczywiście
stawała się coraz słabsza. Jest mocarstwem, ale nie ma wystarczająco dużo sił,
by się bronić. Przeklęła cicho. Wyjrzała ze swej nory i zaczęła poszukiwać
wzrokiem. Miała nadzieję, że gdzieś go znajdzie. Znajdzie i dorwie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Tymczasem on bardzo dobrze wiedział, gdzie ona się ukryła. Uśmiech
pojawił się na jego ustach. Tak, złapie ją, już wkrótce. Nie miał pojęcia, że
jest dziewczyną. Chciał podbić jej ziemie, ot wszystko, o co mu chodziło.
Chciał być wielki, właściwie już był. Ale jeszcze było mu mało. Stał się potęgą
, gnębił całą Europę. Teraz przyszła kolej na nią. Obserwował jak ciężko
oddycha, jak wygląda w jego poszukiwaniach. Oblizał wargi i uśmiechnął się
cynicznie. Ofiara, idealna. Zaszedł ją od tyłu, tak jak ona chciała to zrobić
jemu. Czekał cierpliwie, aż wyjdzie ze swej nory. Niecierpliwił się, w końcu
pokonanie Węgier to nie lada wyzwanie! A jemu przyszło to tak łatwo… Odrobinę
się zawiódł, chociaż musiał przyznać, walczyła do końca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Wychyliła się odrobinę. Czuła, że coś jest nie tak. Serce biło jej jak
oszalałe, szukała choćby najmniejszego znaku, że on tu jest. Niestety nie
widziała nic. Może dlatego, że krew spływała jej na oczy, a może po prostu
zmęczenie mąciło jej wzrok. Otarła pot z czoła i wyczołgała się z kryjówki. Już
miała wstać, gdy poczuła ból w plecach i jakiś ciężar nie pozwolił jej wstać.
Przeklęła głośno i odwróciła twarz. Ujrzała go. Dumnego, śmiejącego się jej
prosto w oczy. Siedział na niej okrakiem stopami przygniatając jej dłonie tak
mocno, że aż wypuściła miecz. Starała się wyrwać, jednak nie miała szans. On
był za silny, ona straciła wszystkie moce. Opadła bezwładnie na ziemie i
spojrzała na niego nienawistnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jeszcze tego pożałujesz, Sadiq. — Powiedziała cicho, po czym
zamilkła i dalej wpatrywała się w niego uporczywie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Chyba sobie żartujesz. — Zaśmiał się głośno. — To już twój
koniec. Koniec wielkiego mocarstwa jakim były Węgry. Teraz należysz do mnie. —
W odpowiedzi tylko splunęła w jego stronę. Niech wie, że ona nigdy nie podda
się bez walki. Jeżeli sądził, że jedna wygrana oznacza, że będzie potulna jak
baranek, bardzo się mylił. Przymknęła oczy, zabrakło jej sił. Zemdlała, nie
zwracając uwagi na nic. Co z nią teraz będzie? Bóg jeden wiedział. Bóg? Ale jak
Bóg mógł pozwolić, by taki poganin ją pokonał?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Ocknęła się w pięknie zdobionym muzułmańskim pokoiku. Usiadła na
miękkim łóżku i rozejrzała się. Przez chwilę nie pamiętała co się stało, jednak
szybko zdała sobie sprawę z tego, gdzie jest. Poderwała się szybko, jednak już
moment później znowu siedziała na łożu. Zakręciło jej się w głowie, nie powinna
była tak szybko wstawać. Wtedy zdała sobie sprawę, że ma rozpuszczone włosy.
Były umyte, a ona była przebrana w jakąś długą, białą koszulę. W dotyku
przypominała bawełnę. Chwilę myślała, co niestety w tej sytuacji przychodziło
jej z trudem. Zamarła. Zdała sobie sprawę, że zapewne właśnie odkryto je
prawdziwą tożsamość. W tym momencie wielkie drewniane drzwi otworzyły się z
hukiem. Do środka wszedł on, Imperium Osmańskie. Największy wróg całej Europy.
Popatrzył tylko na nią i uśmiechnął się ironicznie. Odwróciła wzrok.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Czego chcesz? — Właściwie wypluła te słowa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nono, spokojnie. Przypominam ci, że aktualnie znajdujesz się w moim
domu. — Wypowiedział to szczególnie akceptując słowo „moim”. Podziałało.
Siedziała cicho obserwując każdy jego ruch. — Czemu to ukrywasz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Niby co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— To, że jesteś kobietą. — Zaśmiał się lekko. — Przecież nie
da się tego długo ukrywać. — Odwróciła wzrok. Sama nie wiedziała. Spojrzał
się na nią po czym podszedł bliżej. Łypnęła tylko na niego spode łba i odsunęła
odrobinę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Gdybym wcześniej wiedział… Byłbym dla ciebie delikatniejszy. —
Prychnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Właśnie dlatego. — Spojrzał na nią zdziwiony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Właśnie dlatego, to ukrywam. By traktowano mnie na równi, a nie jako
słabszą. — Uśmiechnął się lekko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ach, głupia. Kobieta powinna być uległa i słaba. A nie walczyć i to
jeszcze z mężczyznami. Powinna im usłu… — Nie skończył, bo mu przerwała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jak dotąd udowodniłam, że wcale tak nie jest. — Burknęła. —
Poza tym, niektórzy mężczyźni powinni się uczyć waleczności od kobiet. —
Usiadł koło niej na łóżku. Spojrzał jej w oczy z odrobiną kpiny i złości. On
już jej zaraz pokaże, gdzie jej miejsce! Ujrzała nagłą zmianę w jego spojrzeniu
i odsunęła się dalej. Było jednak za późno. Już na niej leżał. Popatrzyła się
na niego walecznie. Czyżby chciał się przepychać? No cóż, czuła się już lepiej
i była pewna, że sobie poradzi. Jednak on nie zaczął się szarpać. Pochylił
głowę nad jej szyją i przemówił cicho.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Pokażę ci, do czego są potrzebne kobiety. — Nim się spostrzegła
jego dłoń wślizgnęła się pod jej szatę. Językiem natomiast wodził po jej szyi.
Zarumieniła się lekko i próbowała go odepchnąć. Siły jej jednak nie wróciły,
bowiem nic nie wskórała. Poczuła jego męską dłoń pod swoją bielizną i pisnęła
cicho. Tego już było za wiele, co on sobie wyobraża?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— S-Sadiq… — Szeptała. — D-daj spokój… — On jednak nic
sobie z jej słów nie robił. Zsunął z niej bieliznę po czym nie przestając
całować jej szyi, wsunął w nią dwa place. Elka starała się nie wydawać
dźwięków, nie reagować. Chciała być po prostu zimną kłodą, by nie dawać mu
satysfakcji. Nie wytrzymała jednak długo, już po chwili zaczęła cicho jęczeć.
Zacisnęła dłonie na ramionach mężczyzny i klnąc na niego siarczyście w myślach
oddała się jego pieszczotom. W pewnym momencie wyjął z niej palce i uśmiechnął
się do niej wrednie. Nie spodobało jej się to. Błysk w jego oku oznaczał tylko
dalsze upokorzenia. Nie myliła się, bowiem chwilę później był w niej. Poczuła
lekki ból, ku jej zdziwieniu Sadiq okazał się dużo większy niż Feliks. Właśnie,
Felek! Przypomniała sobie ich pierwszy raz. Wyglądał zupełnie inaczej niż to.
Było przyjemnie, miło, nikt nikogo nie zmuszał… W czasie jej rozmyślań Turek
zaczął poruszać się coraz szybciej. Nie powstrzymała się, jęknęła kilka razy.
Spojrzała na niego z nienawiścią na co on się tylko uśmiechnął. Przyspieszył,
ona przymknęła oczy. Ku swej złości zaczęła odczuwać przyjemność. Przeklęła
cicho, chwilę później doszła, a on wraz z nią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Szybko odwróciła twarz zakrywając ją włosami.
Nie chciała mu się pokazać dopiero po tym co zaszło. On jednak nie darował
sobie tego widoku. Odgarnął włosy i wziął jej twarz do ręki. Spojrzał
dziewczynie prosto w oczy i zaśmiał się cicho.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Już wiesz, gdzie jest twoje miejsce? — Odpowiedziała mu
spojrzeniem, w którym czaiły się łzy. Domyślił się, że załapała. Pocałował ją
nachalnie, wręcz brutalnie i wyszedł. Leżała tak jeszcze przez jakiś czas dając
upust emocjom. Popłakała się pierwszy z niewielu razy w swoim życiu. Było to
bowiem upokorzenie jakiego jeszcze nie doznała. Ba, był to początek masy
upokorzeń, jakie ją jeszcze czekały.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Ale nie była sama. Jej towarzyszem okazał się Grecja. Oboje mieszkali w
domu Imperium Osmańskiego i oboje byli podobnie traktowani. Tyle, że do
Heraklesa nikt nie przychodził w nocy i nie gwałcił. Z czasem jednak Elizavetta
się do tego przyzwyczaiła i przestała przejmować. Przyjęła do wiadomości, że
jest tylko zabawką. I wiecie co? Po pewnym czasie polubiła nawet swojego
prześladowcę. Chociaż owszem, marzyć o wolności nigdy nie przestała…<o:p></o:p></div>
</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<blockquote class="tr_bq">
Hahaha @@" Turku to przez Ciebie! <333 *kocha tego opka mimo, że jej nie wyszedł*</blockquote>
</div>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-87073574447609713002011-06-21T18:12:00.000+02:002016-11-04T18:10:48.631+01:00GerPol | APH fanfiction<!--[if gte mso 9]><xml> <o:OfficeDocumentSettings> <o:AllowPNG/> </o:OfficeDocumentSettings> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:View>Normal</w:View> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:TrackMoves/> <w:TrackFormatting/> <w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone> <w:PunctuationKerning/> <w:ValidateAgainstSchemas/> <w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid> <w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent> <w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText> <w:DoNotPromoteQF/> <w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther> <w:LidThemeAsian>JA</w:LidThemeAsian> <w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript> <w:Compatibility> <w:BreakWrappedTables/> <w:SnapToGridInCell/> <w:WrapTextWithPunct/> <w:UseAsianBreakRules/> <w:DontGrowAutofit/> <w:SplitPgBreakAndParaMark/> <w:EnableOpenTypeKerning/> <w:DontFlipMirrorIndents/> <w:OverrideTableStyleHps/> <w:UseFELayout/> </w:Compatibility> <m:mathPr> <m:mathFont m:val="Cambria Math"/> <m:brkBin m:val="before"/> <m:brkBinSub m:val="--"/> <m:smallFrac m:val="off"/> <m:dispDef/> <m:lMargin m:val="0"/> <m:rMargin m:val="0"/> <m:defJc m:val="centerGroup"/> <m:wrapIndent m:val="1440"/> <m:intLim m:val="subSup"/> <m:naryLim m:val="undOvr"/> </m:mathPr></w:WordDocument> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267"> <w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]> <style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
</style> <![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <o:OfficeDocumentSettings> <o:AllowPNG/> </o:OfficeDocumentSettings> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:View>Normal</w:View> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:TrackMoves/> <w:TrackFormatting/> <w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone> <w:PunctuationKerning/> <w:ValidateAgainstSchemas/> <w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid> <w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent> <w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText> <w:DoNotPromoteQF/> <w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther> <w:LidThemeAsian>JA</w:LidThemeAsian> <w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript> <w:Compatibility> <w:BreakWrappedTables/> <w:SnapToGridInCell/> <w:WrapTextWithPunct/> <w:UseAsianBreakRules/> <w:DontGrowAutofit/> <w:SplitPgBreakAndParaMark/> <w:EnableOpenTypeKerning/> <w:DontFlipMirrorIndents/> <w:OverrideTableStyleHps/> <w:UseFELayout/> </w:Compatibility> <m:mathPr> <m:mathFont m:val="Cambria Math"/> <m:brkBin m:val="before"/> <m:brkBinSub m:val="--"/> <m:smallFrac m:val="off"/> <m:dispDef/> <m:lMargin m:val="0"/> <m:rMargin m:val="0"/> <m:defJc m:val="centerGroup"/> <m:wrapIndent m:val="1440"/> <m:intLim m:val="subSup"/> <m:naryLim m:val="undOvr"/> </m:mathPr></w:WordDocument> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267"> <w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]> <style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
</style> <![endif]--> <br />
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Dzień chylił się ku końcowi. Zza Pałacu Kultury widać było promienie
słońca, zapewne ostatnie tego dnia. Feliks patrzył na to przez okno swojego
mieszkania. Podrapał się po głowie i westchnął ciężko. Cóż, jutro czeka go
ciężki dzień. Chyba powinien się już powoli szykować do snu. Poszedł więc do
łazienki, nalał wody do wanny i rozebrał się. Siedział tak i myślał. O czym?
Ach, no zapewne o przyczynie jutrzejszego zamieszania. Mijało bowiem
dwadzieścia lat, odkąd podpisał z Ludwigiem traktat o przyjaznej współpracy.
Tsa, współpraca, myślał Felek, z Ludwigiem to się totalnie nie da. Kiedy już
był wymyty, pachnący i przebrany w piżamkę położył się do łóżka. Nie musiał
długo się męczyć, bo praktycznie od razu zasnął. Tym razem nie śniły mu się
urocze, różowe kucyki tylko ponura twarz Westa…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Ale zaraz! Ona wcale nie jest taka ponura! Feliks podszedł do niego i
spojrzał mu w oczy zadzierając wysoko łepek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Generalnie, to z czego się śmiejesz? — Zapytał zaczepnie. Położył
dłonie na biodrach i spojrzał na niego z wyższością, co jednak było trudne. Nie
to, żeby Łukasiewicz był kurduplem… Ludwig spojrzał tylko na niego i poklepał
go po głowie niczym Rosja Łotwę. Wywołało to bunt Polski, jednak i w tym
przypadku Niemiec się nie odezwał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ludwig! — Darł się na całe gardło Feluś. — Nie to, żeby mi się to
totalnie nie podobało, ale… PRZESTAŃ! — Także i tym razem nie wywołało to
żadnej reakcji. Łukasiewicz zaczął się zastanawiać co stało się Niemcowi.
Przecież nigdy się tak nie zachowywał! Gdy jego ręka znów dotknęła blond włosków
Polaka ten tylko ją chwycił i spojrzał mu w oczy. Widząc jednak spojrzenie
Ludwiga szybko odwrócił wzrok rumieniąc się lekko. Co się dzieje? Pytał się w
myślach. Jednak nim zdążył się porządnie nad tym zastanowić twarz Niemca była
już przy jego twarzy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co… — Urwał, gdyż poczuł na swoich ustach wargi Ludwiga. Otworzył ze
zdziwienia oczy. Nie miał siły się wyrywać, choć to chodziło mu po głowie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
I wtedy się obudził. Słońce było już wysoko nad horyzontem. Całą twarz
miał pokrytą rumieńcem, dłonią zakrywał usta. Co za przeklęty sen! Totalnie nie
fajny! Wstał szybko i poszedł do łazienki. Zimny prysznic przywróci mnie do
porządku, mówił w myślach. Gdy wyszedł ubrany w białą koszulę i czarne spodnie
spojrzał na zegarek. Oho, trzeba już wyjść! Tak też zrobił. Podczas drogi wpadł
na kilka osób, toteż już całkowicie zapomniał o swoim śnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Na miejsce dotarł równo o czasie. Dyszał lekko ale uśmiechał się
radośnie do wszystkich. Rozejrzał się po gościach. Ujrzał Elżbietkę i od razu
się rozpromienił. To miłe, że przyszła na to święto, mimo że jej nie dotyczyło.
Za to właśnie ją uwielbiał, zawsze wiedziała, kiedy będzie potrzebował jej
wsparcia. Podszedł do niej i uściskał mocno. I wtedy zaczął się rozglądać
w poszukiwaniu Niemca. Czyżby jeszcze go nie było? To wręcz do niego nie
podobne. Zawsze zjawiał się pierwszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Eluś, kochana widziałaś…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak, był tutaj. — Od razu wiedziała o co mu chodziło. — Ale zniknął
na chwilę. Pewnie zaraz wróci. – Felek tylko kiwnął głową i powrócił do rozmowy
z przyjaciółką. W momencie, w którym się śmiał ujrzał zmianę wyrazu twarzy
Węgierki. Od razu się odwrócił i wpadł twarzą w potężny tors Niemiec.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Lu-Ludwig. Miło cię widzieć… — Wymamrotał spoglądając w górę. Ten
tylko kiwnął mu głową i wymamrotał, że chyba czas zaczynać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A, tak! To ja lecę Eluś, miło, że przyszłaś. — Uśmiechnął się do niej
i wraz z Niemcem skierował się na scenę. Tam czekali na nich już ich szefowie.
Szopkę czas zacząć, burknął niedosłyszalnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Po dobrych kilku godzinach na reszcie skończyli. Łukasiewicz był wykończony.
Nigdy nie lubił takich spędów, udawania. Poza tym, był dosyć nieśmiały, a masa
nieznanych ludzi wcale nie działała na niego uspokajająco. Stał tak, jak ta
ciota przytrzymując się ściany i burcząc coś na swojego szefa. Przyglądał mu
się Niemiec. W pewnym momencie Felek poczuł czyjąś dłoń na plecach. Gdy się
odwrócił na twarzy wymalowało mu się zdziwienie. Spodziewał się wielu osób, ale
nie jego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Eeee, Ludwig?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej. — Zapytał. Felek mógłby
przysiąc, że w jego głosie słychać było zmartwienie. Ale… Czy to na pewno
Niemiec? Bo przecież, on nigdy się tak nie zachowywał!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— W-w porządku… Po prostu się zmęczyłem. Totalnie. — Odpowiedział
cicho, starając się nie patrzeć na twarz Germana. Ten tylko złapał go za ramię
i popchnął lekko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Odprowadzę cię. Nie powinieneś szlajać się sam w takim stanie. —
Felek zastanawiał się o jaki stan mu chodzi. Owszem był odrobinę zmęczony. Do
tego, nie ukrywając, polskim zwyczajem wypił kilka głębszych… Ale przecież nic
mu nie było! Poza tym, nawet jeśli, to generalnie nie sprawa tego chędożonego
Germańca! Ale zabrakło mu sił by się sprzeciwić. Pokazywał Ludwigowi drogę, a
ten podtrzymywał go dyskretnie. Feliksowi zdawało się, że idzie o własnych
siłach, prawda była zupełnie inna…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Gdy doszli Felek ledwo otworzył drzwi. Wgramolił się do środka burcząc
do Ludwiga, by wszedł i się rozgościł. Sam opadł na kanapę i przytulił się do
poduszki. Niemiec tylko westchnął i popatrzył z politowaniem na Łukasiewicza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jak ty przetrwałeś te wszystkie stulecia to ja nie wiem. — Powiedział
spokojnie, acz nie bez ironii.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Przetrwałem, bo jestem zajebisty. — Burknął spoglądając na niego. W
tym momencie przypomniał mu się jego dzisiejszy sen. Zarumienił się i odwrócił
twarz. Na szczęcie Ludwig niczego nie zauważył. Spoglądał tylko na niego z
góry.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Rozbierz się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— C-co? — Felek otworzył szeroko oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— No… Chyba nie będziesz spał w ciuchach… — Felek zarumienił się
jeszcze bardziej ze wstydu. Cóż, nie ładne rzeczy chodzą mu po głowie! Oj,
nieładne…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— R-racja… — Był jednak zbyt zmęczony by dać sobie samemu radę.
Szamotał się tylko na kanapie i nic nie wskórał. Niemcowi zrobiło się go żal,
więc postanowił mu pomóc. Podszedł do niego i zaczął rozpinać mu koszulę. Felek
chciał już mu wytknąć, że sobie nie życzy, jednak się powstrzymał. Odwrócił
wzrok, by nie patrzeć na jego twarz. Po chwili był już bez koszuli.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— D-dzięki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie ma za co. — Niemiec zabrał się za jego spodnie. Twarz
Łukasiewicza płonęła, ale nic nie mówił. Ludwig postawił go do pozycji siedzącej
i ściągnął mu gacie do końca. Spojrzał na niego, lustrując od góry do dołu. W
jednym momencie złapał Felka za brodę i przysunął do swojej twarzy. Nim Felek
się zorientował był całowany przez Niemca. Czuł się jak we śnie. Przez chwilę
patrzył się otępiałym wzrokiem, potem jednak przymknął oczy i poddał się
pocałunkom Ludwiga. Sam nie wiedział czemu, byli przecież zaciętymi wrogami.
Nie zmieniały tego najróżniejsze traktaty, umowy i cholera wie co jeszcze. A
tymczasem… Właśnie się całowali… W pewnym momencie poczuł na swoim udzie silną
dłoń Germana. Zrobiło mu się gorąco, zarzucił ręce na jego szyję i pociągnął na
siebie samemu kładąc się na kanapie. Tymczasem Ludwig oderwał się od jego ust i
zaczął całować szyję, klatkę piersiową. W tym samym czasie zaczął rozpinać
sobie koszulę, zdejmować ją i spodnie. Kiedy obaj byli tylko w bieliźnie zaczął
całować felkową szyję ręką dotykając jego męskości. Feliks tylko cicho jęknął,
jego twarz była już cała czerwona, ledwo oddychał. Nadal obejmował Niemca za
szyję, jednocześnie walcząc ze sobą w myślach. Chciał go odepchnąć, jak
najdalej od siebie. Jednocześnie czuł się za dobrze, by to przerywać. Nieśmiało
odwzajemnił pocałunek Ludwiga, co zostało przez niego uznane za zgodę na
więcej. Nim Felek zdążył pomyśleć Niemiec już ściągnął z niego bieliznę.
Zarumienił się bardziej, o ile to w ogóle możliwe. W jednej chwili poczuł się
świetnie, dotyk Ludwiga sprawiał mu ogromną przyjemność. Oczywiście Felek w
życiu by się do tego nie przyznał, toteż udawał, że jest mu to obojętne. Nie
wytrzymał jednak długo, gdyż cichy jęk wydobył się z jego ust. Po chwili jęczał
już całkiem głośno. Beilschmidt puścił jego penisa i przekręcił go na brzuch.
Palcami ściskając jego sutki wszedł w niego powoli. Feliks myślał, ze
umrze z bólu, serio. Najpierw poczuł ogromny napór, łzy popłynęły z jego oczu.
Potem, stopniowo przyzwyczajał się do sytuacji. Po kilku sprawnych ruchach
Ludwiga zrobiło mu się przyjemnie, choć nadal odczuwał ból. Niemcy poruszał się
w nim coraz szybciej i szybciej, sprawiając przyjemność i sobie i Feliksowi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Lu…dwig… — Polak jęknął w chwili, w której osiągnął spełnienie.
Chwilę po tym poczuł spływającą ciecz, więc wywnioskował, że Niemiec również
doszedł. Obaj dyszeli bardzo głośno.<o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— T-totalnie cię nienawidzę. — Łukasiewicz ledwo wypowiedział te słowa.
Twarz miał całą zarumienioną, na policzkach ślady łez. Beilschmidt
potargał go tylko lekko po czym wstał i się ubrał. Spojrzał na niego po raz
ostatni i wyszedł. Felek w tym czasie zasnął, myśląc o tym, że właśnie skłamał.
Może przy następnym spotkaniu będzie z nim szczery...<o:p></o:p></div>
</div>
</div>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
Dla mojego kochanego Bezika <33</blockquote>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-47417263565487404442011-04-25T05:13:00.000+02:002016-11-04T20:01:38.464+01:00Przyjaciółka<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Tego dnia była ładna pogoda. Dlatego też postanowiłam wybrać się na
działkę i zrobić wreszcie porządek. Nie sprzątałam tam od wielu lat. Jechałam
spodziewając się masy roboty. Wiedziałam, że zastanę jeden wielki syf. Zabrałam
ze sobą masę środków czyszczących, worków na śmieci i chęci pozbycia się
wspomnień. Tak, bo w parze ze sprzątaniem idą wspomnienia. Zwłaszcza, jeżeli
przeżyło się sporo w danym miejscu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Weszłam powoli do domku, stąpając ostrożnie. Ogólnie nie było tak źle.
Zanim jednak zabrałam się za sprzątanie poszłam na strych. Zobaczyłam
masę starych rzeczy, z dzieciństwa, a także późniejszych lat. Przeglądałam
pobieżnie wszystko co znajdowało się w pomieszczeniu. Wtem ujrzałam stary,
gruby, podniszczony zeszyt. Na ustach pojawił mi się uśmiech. To mój stary pamiętnik!
Ucieszyłam się, z miłą chęcią poczytam o dawnych czasach. Zabrałam notatnik i
zeszłam na dół. Wzięłam pierwsze lepsze krzesło i usadowiłam się na słoneczku.
Przewracałam kartki, czytając co ciekawsze wpisy, przeglądając zdjęcia i
śmiejąc się z własnej głupoty. Jako nastolatka byłam naprawdę niemądra! Wtedy
natrafiłam na fotografię, która sprawiła, że z moich ust zniknął uśmiech, a w
oczach pojawiły się łzy. Zacisnęłam dłonie na kartce i pogrążyłam się we
wspomnieniach. Nie musiałam czytać wpisów, sama pamiętałam znacznie więcej niż
zapisałam. Na zdjęciu znajdowała się Aiko – moja najlepsza przyjaciółka.
Przyjaźniłyśmy się tak naprawdę od podstawówki, ale dopiero w liceum nasza
znajomość nabrała silniejszego wymiaru. I tak naprawdę to nas zgubiło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Nawet teraz pamiętam ten dzień, kiedy uświadomiłam sobie, że to co
czuję do Aiko to nie przyjaźń. Działo się to w trzeciej klasie liceum. Było to
dosyć szokujące odkrycie. Miałam osiemnaście lat, dosyć asertywnych rodziców i
jedną jedyną przyjaciółkę, której pożądałam w całkiem nieprzyjacielski sposób.
Ktoś inny może by się tym nie przejął, ale dla mnie to było straszne. Zawsze
bardzo się wszystkim przejmowałam, tak samo było tym razem. Nie mogłam tego
znieść, miotałam się strasznie. Bałam się również reakcji rodziców, a także
Aiko. Na początku starałam się odrzucić to uczucie. Unikałam jej, pracowałam za
dwoje, by tylko o tym nie myśleć. Ale los nie chciał, bym przestała darzyć ją
tym uczuciem. Któregoś dnia, gdy siedziałam na korytarzu w szkole podeszła do mnie.
Miała pełny wyrzutu wyraz twarzy i smutne oczy. Na ten widok ścisnęło mnie w
sercu. Zastanawiałam się, czy to ja jestem powodem jej smutku. Okazało się, że
tak.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Gdzieś ty była co?! – Wydarła się na mnie. Zdziwiłam się, bo
ona zazwyczaj nie podnosiła głosu. Odpowiedziałam spokojnie, że szwendałam się
„to tu, to tam”. Z bijącą z oczu złością zaczęła krzyczeć, że się o mnie
martwiła, że nie wiedziała czemu się z nią nie spotykam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Nigdy więcej masz tego nie
robić, jasne?! – Rzuciła warunek. Byłam tak zdumiona tym, że
zastałam moją przyjaciółkę, zazwyczaj spokojną jak baranek, w takim stanie, że
kiwnęłam tylko potulnie głową na zgodę. Wtedy uśmiechnęła się ciepło i mnie
przytuliła. Moja twarz oblała się słodkim rumieńcem, tak typowym dla
nastolatek. Aiko w odpowiedzi zaśmiała się tylko cicho i pogłaskała mnie po
głowie. Od tej pory nie unikałam jej, starałam się jednak zatuszować przed nią
własne uczucia. Bałam się tego, co mogło się stać, gdyby się dowiedziała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Jakiś miesiąc później wszystko się wydało. Mieliśmy długi weekend.
Wolne od szkoły, totalne odprężenie. Zapragnęłam odpocząć na działce. Nie
chciałam siedzieć sama, toteż zaprosiłam Aiko. Zawsze spędzałyśmy miło razem
czas, tak więc wydała mi się odpowiednią osobą. Nie byłam co prawda do końca pewna,
czy to dobry pomysł, biorąc pod uwagę moją słabość do niej, ale postanowiłam
zaryzykować<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy dotarłyśmy na miejsce było już w miarę późno. Słońce zachodziło
powoli, a my miałyśmy jeszcze się rozpakować. Wpuściłam ją więc do domku i
zaczęłam oprowadzać. Byłyśmy całkowicie same, rodzice stwierdzili, że jestem
już na tyle dorosła, by poradzić sobie sama. Tak sobie teraz myślę, że gdyby
tak wtedy byli, może to nigdy by się nie stało? Sama nie wiem, czy żałować, czy
nie. Podczas mojego zapoznawania ją z domkiem nastąpił czas pokazania jej
pokoju, w którym będzie spać. Gdy mówiłam do niej w pewnym momencie poczułam
uścisk na szyi. Na plecach poczułam miękkość, która okazała się być jej
biustem. Przy uchu usłyszałam jej prośbę wypowiedzianą słodkim tonem, którego
nie powstydziłoby się najsłodsze dziecko na świecie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Reiko, czy nie mogłabym… Spać z tobą? — Zarumieniłam się. Na
plecach pojawiły mi się ciarki, nad którymi starałam się jednak zapanować. W
ustach mi zaschło, nie wiedziałam co powiedzieć. Po dłuższej chwili ledwo
wyszeptałam coś, co miało być zgodą. Poszłyśmy więc do mojego pokoju, w którym
stało duże łóżko, biurko i regał na książki. Zostawiłyśmy torby i wyszłyśmy na
werandę. Słońce jeszcze nie zniknęło, tak więc podziwiałyśmy jeden z najpiękniejszych
widoków w naszym życiu. Przyniosłam piwo, coś do zjedzenia i karty do gry.
Siedziałyśmy więc do późna upijając się i grając w różne gry. Śmiałyśmy się, a
ja już zapomniałam o dziwnym zachowaniu dziewczyny. Gdy zorientowałam
się, że jest koło czwartej nad ranem zaproponowałam przeniesienie się do środka
i pójście spać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Pozwoliłam jej iść pierwszej pod prysznic, w tym czasie przygotowując
posłanie. Serce biło mi dosyć szybko, starałam sobie jednak wmówić, że to nic
niezwykłego. Przyjaciółki często sypiają w jednym łóżku! Kiedy przyszła, ubrana
w skąpą koszulkę, z rozpuszczonymi, długimi brązowymi włosami wyszłam z pokoju.
Nie mogłam na nią dużej patrzeć udając, że nic się nie dzieje. Jej piękno
sprawiło, że cała się zarumieniłam. Wzięłam zimny prysznic, dosyć długi. Gdy
wychodziłam z łazienki byłam prawie pewna, że Aiko będzie już spać. Szczerze
mówiąc w duszy tego pragnęłam, nie musiałabym się wtedy tak męczyć. Szumiało mi
w głowie od alkoholu, z jeszcze lekkim rumieńcem weszłam do pokoju. Ona na mnie
czekała. Leżała na łóżku i uśmiechała się zachęcająco. Podeszłam powoli z
szybko bijącym sercem. Położyłam się obok niej i zamknęłam oczy. Chciałam
zasnąć, nie przysparzać sobie cierpienia. Nie mogłam jednak, zbytnio byłam nią
rozproszona. Po pewnym czasie, gdy już myślałam, że zasnęła poczułam na swoim
ciele jej ręce. Otworzyłam oczy zdziwiona<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Zobaczyłam ją nad sobą, uśmiechała się szeroko. Nie wiedziałam co o tym
myśleć, w mojej głowie panował chaos. Wtedy zaczęła rozpinać moją bluzkę.
Robiła to bardzo powoli, guziczek po guziczku. Nie protestowałam, bo niby po
co? Sama tego chciałam. Nie miałam pod spodem bielizny, tak więc gdy tylko
rozpięła pierwsze cztery guziki ujrzała mój biust. Zamknęłam oczy
zażenowana. Myślałam, że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Ona tylko
się uśmiechała i rozpinała dalej. Jej palce były niezwykle sprawne, niedługo
potem skończyły „zabawę” z guzikami. Nie zdejmując ze mnie bluzki nachyliła się
nad moją szyją i zaczęła ją muskać wargami. Z moich ust wydobył się cichy jęk,
który strasznie mnie zażenował. Jednocześnie skierowała jedną dłoń pod bluzkę.
Wodziła po moim brzuchu zmierzając ku piersiom. Gdy tylko dotknęła jednej z
nich ścisnęła ją lekko. Starałam się nie wydawać żadnych dźwięków, jednak było
to dla mnie trudne. Gdy pieściła obie piersi jednocześnie całując moją szyję
pojękiwałam cicho, robiąc się jednak coraz głośniejsza. W pewnym momencie
zaczęła ssać moje sutki. Czułam coraz większe podniecenie. Było mi wstyd,
chociaż to uczucie zaczęło powoli zanikać. Chwilę później nachyliła się nad
moją twarzą i pocałowała mnie. Był to mój pierwszy pocałunek, mimo to
stwierdzam, że był najpiękniejszy w całym moim życiu. Bawiła się moim językiem,
podniebieniem. Podniecała mnie jednocześnie dłońmi, które zdążyły już pozbawić
mnie spodni od piżamy. Gdy dotknęła mojej łechtaczki zaprotestowałam. Złapałam
ją za rękę i próbowałam odciągnąć. Ona jedynie uśmiechnęła się i ugryzła mnie
ucho. Gdy ponownie mnie pocałowała opór, który stawiałam zelżał, a jej ręka
powędrowała ku mojej pochwie. Zaczęła ją dotykać, poruszać palcami, pocierać.
To co działo się we mnie było czymś niezwykłym. Ledwo łapałam oddech, jęczałam
coraz głośniej powstrzymując się od proszenia o więcej. Ona jednak zachowywała
się tak, jakby dokładnie wiedziała czego pragnę. Sprawdziwszy wcześniej czy
jestem już odpowiednio mokra wsunęła mi do pochwy trzy palce. Zabolało. To
jednak było nic w porównaniu z tym, co mnie jeszcze czekało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Zaczęła poruszać palcami coraz szybciej, wkładając je coraz głębiej.
Już nie starałam się zachowywać cicho, jęczałam, a właściwie krzyczałam nie
przejmując się niczym. Zbliżałam się do osiągnięcia orgazmu, gdy Aiko wyjęła
swoje palce. Spojrzałam na nią z wyrzutem. Zaśmiała się tylko perliście i
pochyliła głowę nad źródłem mojej rozkoszy. Wsunęła do środka język i teraz nim
zaczęła symulować. Podobało mi się to, nie sprawiało jednak takiej przyjemności
jak poprzednia czynność, tak więc zachowywałam się ciszej. Dziewczyna
zdecydowanie nie była zadowolona takim biegiem wydarzeń, więc ponownie wsadziła
tam palce. W pewnym momencie do rozkoszy dołączył ból, przeszywający całą dolną
część ciała. Nie przejęłam się tym jednak, gdyż niedługo potem całkowicie
został wyparty przez rozkosz, która tym razem osiągnęła spełnienie. Dysząc
spojrzałam na nią. Miała lekko zakłopotaną minę. Nie wiedziałam o co jej
chodziło. Wyszeptała tylko ciche przepraszam i wskazała na plamki krwi na
prześcieradle. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok dukając, że nic się nie
stało. Uśmiechnęła się z ulgą, a mnie coś ścisnęło za serce. Podniosłam się i
spojrzałam jej w oczy. Zrobiło mi się głupio, że tylko ja mogłam czerpać z tego
przyjemność<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Dlatego też pochyliłam się nad nią i popchnęłam ją lekko na łóżko.
Teraz to ja byłam górą, a ona leżała pode mną. Zdziwiła się, co sprawiło mi nie
małą satysfakcję. Zaczęłam robić to samo, co ona robiła mi. Wychodziło mi to
raczej nieporęcznie, toteż dziewczyna chwytała od czasu do czasu moją dłoń i
pokazywała jak mam działać. Jej jęki sprawiały mi wielką radość, samo słuchanie
ich dawało rozkosz. Po dłuższym czasie moich nieporadnych pieszczot i ona
doszła, opadając wyczerpana na łóżko. Położyłam się obok niej, wtedy też mnie
objęła, pocałowała i wyszeptała kilka słodkich słówek. Zasnęłyśmy o szóstej nad
ranem, wtulone w siebie i zadowolone.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Wstałyśmy dosyć późno, mogła być jedenasta, może dwunasta.
Poszłyśmy się wykąpać, zjadłyśmy śniadanie. Zachowywałyśmy się dosyć dziwnie.
Obie byłyśmy zażenowane, ale starałyśmy się zachować jakieś pozory. Nie
wiedziałam, co ta noc miała oznaczać. Zastanawiałam się, czy to coś zmieni, a
jeżeli tak, to jak. Pod koniec dnia, gdy żegnałyśmy się już na przystanku
przytuliła mnie. Myślałam, że to wróży coś dobrego. Myliłam się jednak.
Nachyliła się nad moim uchem i wyszeptała „to nic nie zmienia”. W moich oczach
pojawiły się łzy. Zabolało, naprawdę zabolało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Przepraszam, ale nie mogę być z tobą. — Mówiła. — Nie
kocham cię. Poza tym, mam już kogoś. — Te słowa raniły jak nóż.
Zastanawiałam się, po co w takim razie dawała mi nadzieję. Nie odzywałam się
jednak. Odwróciłam na pięcie i poszłam do domu. W ten oto sposób odkryłam, że
jestem homoseksualistką, straciłam dziewictwo z dziewczyną i… Zawiodłam się po
raz pierwszy. Dosyć fatalny weekend, ale co poradzić?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Siedziałam w fotelu i patrzyłam nieobecnym wzrokiem przed siebie. Wtedy
zerwałam z Aiko kontakt. Unikałam, udawałam, że nie znam. Miałam ją totalnie w
dupie. Bo niby po co przyjaźnić się z kimś, kto mnie tak naprawdę wykorzystał?
Teraz, z perspektywy czasu myślę, że postąpiłam słusznie. Z resztą, jakie miałam
wyjście?<o:p></o:p></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<blockquote class="tr_bq">
Story © Ayame<br />
Z dedykacją dla Zelki, przez którą powstało to opowiadanie. Kochanie, gdybyś nie zwiała z forum w czasie yuri-time'u nie musiałabym tego pisać~ </blockquote>
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2703582071894908604.post-37609913147469366672011-04-25T03:03:00.000+02:002016-11-04T18:04:57.380+01:00Pocieszenia | APH fanfiction | PruHun<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Siedziała właśnie w swojej sypialni w posiadłości Austrii. Spojrzała w
lustro. Oglądała swoje długie, falowane włosy w kolorze kasztanu i soczyście
zielone oczy. Nagle, po całym domu rozniosły się piękne dźwięki fortepianu. Jak
co dzień, o tej samej porze, Austria grał. Wstała powoli i skierowała się do
pokoju muzycznego. Uchyliła drzwi i po cichu weszła do środka. Przyglądała mu
się. Miał zamknięte oczy, pochłonięty był grą. „Gdyby kochał mnie z taką
pasją” - pomyślała Węgry. Prawdą było, że Austria nie czuł do niej nic
poza zwykłą sympatią, przyjaźnią. Byli zaręczeni, jednak ślub miał się odbyć
tylko z powodów politycznych. To właśnie tak bardzo bolało Elizabeth. Ona
kochała Rodericha całym sercem. Oczarował ją swoją elegancją, delikatnością,
czułością. Był zupełnym przeciwieństwem nieokiełznanych i złośliwych Prus. Mimo
to, w związku z Prusami mogłaby być kobietą, a z Austrią... Zapewne robiłaby za
mężczyznę...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Wpatrywała się w niego. Za
każdym razem kiedy to robiła, jej serce zaczynało bić szybciej, na twarzy
pojawiał się rumieniec a w oczach żar. W tym momencie Roderich ujrzał ją i na
chwilę przestał grać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Witaj Elizabeth. — Przywitał się. Jak zwykle grzecznie, z
szacunkiem. Bez odrobiny ciepła i miłości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ach, przepraszam, nie chciałam przeszkadzać... — Zaczęła
nieśmiało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Czemu miałabyś przeszkadzać? — Uśmiechnął się. — Szczerze
mówiąc chciałem, żebyś przyszła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Chciałeś? Czemu?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Chciałem, byś posłuchała tego... — Wskazał na kartkę zapisaną
nutami. Na samej górze, pogrubioną czcionką widniał napis „Dla Elizabeth”.
Węgry zarumieniła się. Czyżby Roderich coś dla niej skomponował?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Usiądź. — Powiedział wskazując miejsce obok siebie. Bez słowa
wykonała polecenie. Austria zaczął grać. Była to najpiękniejsza melodia jaką
kiedykolwiek słyszała. W końcu, była dla niej...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— I jak? — Zapytał po skończeniu gry.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— P-pięknie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Cieszę się, że ci się podoba. — Uśmiechnął się ponownie. —
Chciałbym, żebyś czuła się tutaj dobrze... To... Taki powitalny prezent dla
ciebie. Jeżeli będziesz miała ochotę, powiedz a zagram to dla ciebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Panie Austrio... — Zarumieniła się. — Dziękuję.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie ma za co. To raczej ja powinienem dziękować. Dziękuję panienko
Węgry, że zgodziłaś się na ślub ze mną. Wiem, że żadne z nas nie kocha
drugiego, dlatego jestem Ci jeszcze bardziej wdzięczny. — Jego słowa ją
zabolały. Zdała sobie sprawę, że Austria nigdy jej nie pokocha.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie dziękuj. — Odpowiedziała smutno. Starała się nie rozpłakać.
Mimo to łzy zaczęły pojawiać się w jej oczach. - Panie Austrio... Wybacz,
ale jestem zmęczona...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Ach, jasne. — Pogłaskał ją po głowie. — Połóż się. Niedługo
ślub, musisz być wypoczęta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak... — Wyszła. Nie skierowała się jednak do swojej sypialni.
Wyszła przed dom, następnie oddaliła się od niego. Kiedy znalazła się na
polanie, usiadła na trawie i przestałą powstrzymywać łzy. Zaczęła szlochać, z
początku cicho, potem coraz głośniej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Szedł szybkim krokiem. Jego śnieżnobiałe włosy powiewały na wietrze. W
szkarłatnych oczach widać było furię. Był wściekły, niszczył wszystko po
drodze. Dopiero co dowiedział się o ślubie Węgier z Austrią. Nie mógł tego
znieść, nie potrafił zrozumieć. Roderich był jego wrogiem, razem z Elizavettą
tworzyli silnego przeciwnika. A przecież... On nie chciał walczyć z Liz. Może i
byli dla siebie opryskliwi, dogadywali sobie i kłócili się. Często obrywał od
niej patelnią, nazywał ją babochłopem. Tak naprawdę... Lizavetta była jedyną
osobą, na której mu zależało bardziej niż na sobie. Inni mówili, że jest
egoistą. Owszem, jest nim, ale z jednym wyjątkiem. Mimo iż się do tego nie
przyznał nigdy, Węgry była dla niego bardzo ważna. A wszystko zaczęło się
tamtego dnia...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<i>Dopiero co przegrał z Polską i Litwą pod Grunwaldem. Był załamany. Jak
mógł tak zawieść? Cóż, nie mógł zrozumieć, jak te dwa słowiańskie bezbożniki
zdołały go pokonać. Modlił się cały czas i pytał Boga. Nikt jednak mu nie
odpowiedział. A przecież... Chciał dobrze!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<i>Załamany siedział pod swoją posiadłością. W pewnym momencie usłyszał
kroki. Podniósł głowę i ujrzał ją. Elizavettę. Ubrana była w zielony uniform,
na głowie miała beret. No tak, wyglądała jak mężczyzna. A mimo to, wyglądała
bardzo delikatnie. Pierwszy raz zwrócił na nią uwagę w ten sposób. Gdy go
zobaczyła podeszła powoli. Zawsze sobie dogadywali, tak więc spodziewał się
tego i teraz. Jednak Liz nic nie powiedziała. Usiadła obok niego, położyła dłoń
na ramieniu i przytuliła. Siedzieli tak przez jakiś czas. Niebawem jednak
odeszła, a on został sam z własnymi myślami.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<i>Przestał się przejmować przegraną. Marzył tylko o niej. O Lizavettcie.
Był jej wdzięczny, pokochał ją. Nikomu jednak o tym nie powiedział, ukrył to
wewnątrz siebie. O całym zdarzeniu także nikt poza nimi nie wiedział. Z czasem,
by ukryć swe uczucia do niej, zaczął się bardziej z nią przekomarzać.
Wychodziło mu to idealnie. Pragnął jej. Chciał ją posiadać. Był egoistą, to
było dla niego normalne. I do tej pory miał maleńką nadzieję, na zdobycie jej,
jak każdą rzecz jaką chciał.</i><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<i><br /></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Dlatego Elizavetta nie może wyjść za Rodericha! Po prostu nie może!
Wtedy nie będzie mógł jej posiąść. I co gorsze, będzie musiał z nią walczyć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Wszedł na polanę, chciał pobyć sam, oswoić się choć trochę z myślą o
utracie Węgier. Usłyszał szloch. Po chwili ujrzał kobiecą sylwetkę ubraną w
biało-beżową suknię. Rozpoznał w niej Elizabeth. Już chciał zachować się jak
zawsze, dogadać, powiedzieć coś chamskiego, gdy dotarło do niego, że dziewczyna
płacze. Serce mu się ścisnęło i podeszło do gardła. Co jak co, ale widoku
płaczącej ukochanej nie mógł znieść. Przez chwilę stał, nie mogąc się
zdecydować co zrobić. Nie potrafił jednak przejść obok jej smutku obojętnie.
Podszedł do niej po cichu. Usiadł obok i położył rękę na jej ramieniu. Spojrzał
ciepło. Pierwszy raz w życiu nie zachował się jak egoista. Naprawdę się o nią
martwił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Szlochała przez cały czas. Siedziała już tak bardzo długo. Nagle
poczuła czyjąś dłoń. Podniosła głowę. Zapłakanymi oczyma ujrzała Prusy. Nie
usłyszała kiedy nadchodził. Nie spodziewała się go. Mimo to, w głębi serca,
cieszyła się z jego towarzystwa. Zazwyczaj dogadywali sobie, jednak czuła do
niego ogromną sympatię. Był dla niej kimś ważnym, prawie tak ważnym jak
Austria. Dlatego też, wiele lat temu, pocieszyła go. Nie potrafiła pozostawić
go smutnego. Usiadła i przytuliła. Miała nadzieję, że to mu pomoże. I pomogło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Elizavetto... — Wypowiedział jej imię z takim uczuciem, że aż ta
się zarumieniła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Gilbert... — Spojrzała zdziwiona. Tylko on zwracał się do niej
per „Elizavetta”, wszyscy mówili „Elizabeth”. Nie wiedzieć czemu, bardziej
podobała jej się wersja Prus.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Co się stało? — Zapytał zmartwiony, w jego oczach widać było
troskę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Etto... - Otarła łzy. — Ja... Wychodzę za Pana Austrię...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
—Tak, wiem. Słyszałem o tym... — Powiedział tak smutno, że
dziewczynę zakuło serce. — Ale chyba nie powinno cię to martwić, co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— No... Niby nie, ale... Pan Austria... — Urwała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
—Czy on ci coś zrobił?! — Zdenerwował się. Jeżeli Roderich
skrzywdził Węgry, on go dopadnie. Chociażby miał poświęcić własny kraj, dorwie
go i ukaże. Nie daruje mu tego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie... To znaczy... — Zaszlochała. Pogłaskał ją po głowie. —
On... Bierze ze mną ślub tylko z powodów politycznych. A ja... — W tym
momencie Gilbert wszystko zrozumiał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— A ty go kochasz. — Dokończył za nią. Był smutny. Liz kiwnęła
głową potakująco. Zrobiło mu się słabo. Zabolało go serce. Czemu Węgry kocha
Austrię, który wykorzystuje ją tylko jako obronę przed Prusami? Przecież on
byłby lepszy. To on by ją bronił, a nie ona jego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Przykro mi. Chciałbym, ale nie potrafię ci pomóc...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Nie... Sama muszę sobie poradzić. — Uśmiechnęła się do niego
ciepło. Była mu wdzięczna za chęć pomocy, za to, że był przy niej. Martwił ją
również jego smutny ton. Czyżby jemu też coś nie wyszło? Już miała go o to
zapytać, gdy to on odezwał się pierwszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Więc? Co zamierzasz zrobić?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Jeszcze nie wiem. Obiecałam panu Austrii, że wezmę z nim ślub, muszę
dotrzymać obietnicy...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— No tak. — Pogłaskał ją po głowie. Spojrzeli sobie w oczy.
Obydwoje poczuli to samo. Gilbert nigdy nie pragnął jej tak bardzo jak w tamtej
chwili. Ona pod jego spojrzeniem zarumieniła się, ale nie odwróciła wzroku,
pragnęła go równie mocno, co on ją. Przytulił ją. Po chwili nachylił się i
pocałował ją. Najpierw delikatnie, potem coraz namiętniej, aż obydwoje
zatracili się. Dyszeli z pożądania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Liz... — Wyszeptał. Spojrzała na niego spod przymkniętych oczu.
Popchnął ją lekko, tak by leżała na trawie, po czym położył się na niej. Znowu
ją całował. Stracił nad sobą panowanie. Pożądał jej. Jedną rękę włożył jej pod
plecy, rozpiął zamek sukienki. Zaczął zsuwać rękawy, po chwili ujrzał jej
blade, jędrne piersi. Pieścił je, ściskał, dotykał. Węgry pojękiwała cicho z
podniecenia. Kiedy zaczął całować jej szyję, dekolt i biust, zarumieniła się
jeszcze bardziej. Jedyne czego w tamtej chwili pragnęła to dotyk Gilberta.
Zapomniała o ślubie, Austrii i miłości do niego. Wtedy liczył się tylko Prusy,
tylko on.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy zaczął ssać jej sutki wplotła dłoń w jego włosy. Jęczała coraz
głośniej, gdy on zjeżdżał coraz niżej, ściągając jej sukienkę. Znowu ją
pocałował, po czym włożył rękę w jej majtki. Zaczął powoli pieścić jej
łechtaczkę, co spowodowało coraz głośniejsze jęki. Przyspieszył trochę,
intensywniej ruszając palcami. Potem zsunął je niżej. Wsadził kolejno, najpierw
jeden, potem dwa palce do jej pochwy i zaczął symulować. W tym samym czasie
całował ją i pieścił piersi drugą ręką. Kiedy poczuł, że zrobiła się mokra
zdjął jej majtki i sam się rozebrał. Coraz bardziej tracił panowanie, właściwie
już go nie miał. Starczyło mu go tylko na pytające spojrzenie, na które Węgry
odpowiedziała kiwnięciem głowy. Wszedł w nią powoli, gdyż spodziewał się, że
Lizavetta jest dziewicą. Tak też było, gdyż ujrzał na jej twarzy grymas bólu.
Nie chciał jej skrzywdzić, dlatego też czuł się okropnie zadając jej ból.
Zaczął się powoli poruszać. Cierpienie Liz nie trwało długo, już po chwili
zaczęło przeradzać się w rozkosz. Jęczała, z sekundy na sekundę coraz głośniej.
Czas się dla nich zatrzymał. Gilbert poruszał się coraz szybciej i szybciej.
Był coraz bardziej podniecony, przestał myśleć. Powoli zbliżał się do końca,
gdy usłyszał krzyk informujący go o tym, że jego kochanka przeżyła orgazm. Sam
doszedł w niej chwilę później.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Opadł bezwładnie na trawę. Obydwoje dyszeli. Spojrzeli na siebie.
Wiedzieli, że to co dopiero się zdarzyło nie zmienia sytuacji w jakiej obydwoje
się znajdują. Mimo to, cieszyli się chwilą, swoją obecnością. Elizabeth
przytuliła się do chłopaka, on ją objął. Leżeli tak przez dłuższą chwilę. Gilbert
czuł szczęście z bycia z ukochaną, miłość do niej. Ona czuła, że chciałaby
spędzić resztę życia z nim. Wiedziała jednak, że nie może. Prawdopodobnie nawet
gdyby nie była narzeczoną Austrii nie mogłaby. Gilbert pogłaskał ją po głowie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Elizavetto, musisz wracać do Austrii. — Powiedział udając chłód.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
— Tak. — Nie miała na to najmniejszej ochoty. Powoli zaczęli się
ubierać. Kiedy już się ogarnęli, Prusy objął ją i pocałował na pożegnanie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
”Żegnaj.” — Pomyśleli oboje.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Węgry wracała do posiadłości Austrii dziwnie nieobecna. Jej myśli
krążyły wokół Gilberta. Wiedziała, że nigdy nie zapomni tego co się między nimi
wydarzyło. Pozwolił jej zaznać szczęścia, czułości i miłości. Przez całe
małżeństwo z Austrią będzie za tym tęsknić, a w chwilach ciężkich i trudnych
będzie o tym wspominać. Wiedziała, że nic już nie będzie takie samo. Nawet, a
może właśnie, szczególnie, miłość do Rodericha. Będąc na skraju polany
obejrzała się. Ujrzała nadal siedzącego Prusy. Potem poszła dalej, nie
oglądając się już więcej za siebie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Gilbert cały czas siedział w tym samym miejscu. Myślał nad tym co się
właśnie wydarzyło. Schował twarz w dłoniach. Ile by dał by być na miejscu
Austrii! Spojrzał w niebo. ”Marzenia się nie spełniają.” – Pomyślał.
Węgry nadal nie była jego i pewnie już nigdy nie będzie. Do tego będą musieli
ze sobą walczyć. On nie był jednak w stanie stanąć z nią do bitwy, dlatego był
na straconej pozycji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Parę dni później odbył się ślub Węgier i
Austrii. Małżeństwo to nie trwało jednak długo. Rozpadło się podobno z powodu
nie dbania Austrii o ludzi Węgier. Jak było naprawdę? Elizabeth nie potrafiła
żyć z kimś tak innym od Gilberta. Postanowiła się z nim rozstać. Nigdy jednak
nie zeszła się ponownie z Prusami. Jakoś... Nie było okazji...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Obydwoje zachowywali się tak jak dawniej. Czasami jednak posyłali sobie
ciepłe spojrzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
Obydwoje zachowywali się tak jak dawniej. Czasami jednak posyłali sobie
ciepłe spojrzenia.<o:p></o:p></div>
</div>
</div>
</div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Fanfick na podstawie mangi i anime "Axis Powers Hetalia"</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Fanfick © Ayame </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
Napisane baaardzo dawno temu, bo w październiku 2010.</div>
</div>
</blockquote>
</div>
Irysekhttp://www.blogger.com/profile/13258418909427039888noreply@blogger.com2